Niewiasty, wiejadła i inni winowajcy

Biblia, której słowami myślą i modlą się polscy katolicy, jest przekładem pełnym językowych kalek i archaizmów. Czy da się ją poprawić?

19.04.2019

Czyta się kilka minut

Ekspozycja zwojów z Qumran, Muzeum Izraela w Jerozolimie / FRÉDÉRIC SOLTAN / CORBIS / GETTY IMAGES
Ekspozycja zwojów z Qumran, Muzeum Izraela w Jerozolimie / FRÉDÉRIC SOLTAN / CORBIS / GETTY IMAGES

Tak – odpowiedzieli uczestnicy 53. Sympozjum Biblistów Polskich w Toruniu we wrześniu 2015 r., gdy ks. Zygmunt Falczyński z wydawnictwa Pallotinum spytał, czy przekład Biblii Tysiąclecia powinno się ponownie przejrzeć i skonfrontować z najnowszymi badaniami. – To była odpowiedź jednomyślna – mówi ks. prof. Henryk Witczyk, przewodniczący SBP.

Niecały rok później projekt VI wydania Biblii Tysiąclecia zyskał wsparcie Episkopatu, a ks. Witczyk w czerwcu 2017 r. stanął na czele komitetu naukowego. – W młodym pokoleniu biblistów jest wielu wybitnych specjalistów w zakresie wszystkich ksiąg, nie mówiąc o znajomości hebrajskiego i greckiego – zapewnia. – Chcemy, żeby Kościół w Polsce dysponował najlepszym, najwierniej oddającym współczesny stan badań tłumaczeniem Pisma Świętego.

Podjęcie prac nad „szóstką” to decyzja strategiczna. Nada charakter życiu polskiego Kościoła na kolejne dekady. Bo z Biblii Tysiąclecia korzysta się w liturgii, a wydawnictwa sugerują autorom książek religijnych i katechizmów cytowanie Pisma Świętego właśnie w tej wersji.

Katolicy od pół wieku myślą i modlą się „Tysiąclatką”.

Od Jerozolimy do Tyńca

„Wspaniała” – powtarzał benedyktyn o. Karol Meissner, kartkując kieszonkową Biblię Jerozolimską, którą w 1958 r. przywiózł z Belgii o. Piotr Rostworowski. To wydane dwa lata wcześniej tłumaczenie na francuski z języków oryginalnych. W Polsce funkcjonowały tłumaczenia z Wulgaty, czyli z łacińskiego przekładu z IV/V w. Nie powiodły się przedwojenne starania o przekład z hebrajskiego i greki. Jakiś czas wcześniej o. Meissner znalazł w bibliotece opactwa w Tyńcu fragmenty Księgi Izajasza, wydrukowane w ramach tamtych starań. „Zdumiała mnie zrozumiałość tekstu z oryginału wobec pewnych niejasności Wulgaty” – wspominał.

Te dwa zdarzenia sprawiły, że o. Meissner zaczął coraz częściej rozmawiać z o. Augustynem Jankowskim, biblistą z Warszawy, który dopiero co przywdział benedyktyński habit. Uważał, że Jankowski podoła pracy nad tłumaczeniem ­Biblii z języków oryginalnych. Wspominał: „próbowałem wywrzeć nacisk na o. Augustyna przez naszego podprzeora, o. Dominika Michałowskiego, który przychylał się do pomysłu. Pewnego dnia zatrzymał mnie o. Augustyn, zirytowany, i zapytał wprost: »Czego właściwie brat chce?«”.

O. Jankowski nie palił się do projektu, uważał, że zadanie tej rangi powinno podjąć środowisko KUL. Władze klasztorne go przekonały. W 1959 r. na I zjeździe biblistów polskich zakonnik ogłosił, że jeśli KUL nie podejmie prac, Tyniec jest gotowy przyjąć rolę ośrodka ­koordynującego. Przedstawiciel Pallotinum ks. Piotr Granatowicz zadeklarował, że jego wydawnictwo wydrukuje dzieło.

Do końca roku benedyktyn zgromadził zespół 39 tłumaczy, powołał 12-osobowy zespół rewizyjny do nanoszenia poprawek merytorycznych, namówił też do współpracy literatów (m.in. Hannę Malewską, Jana Parandowskiego i Jerzego Zawieyskiego). Odmówiło pięciu biblistów, w tym autor wielu wydań przekładów głównie z Wulgaty, ks. Eugeniusz Dąbrowski. Uznał, że polscy bibliści nie podołają tłumaczeniu z hebrajskiego. Usiłował storpedować projekt: zaproponował o. Jankowskiemu, żeby przetłumaczyli Pismo Święte we dwóch. Z Wulgaty.

Jankowski odmówił. Zdążył go już zafascynować pomysł wydania Biblii według kilku zasad: z języków oryginalnych, przy uwzględnieniu aktualnego stanu wiedzy biblistycznej oraz współczesną polszczyzną. „Chodziło nam o to, by treści zawarte w księgach świętych przekazać jak naj­adekwatniej – wspominał. – Na drugim miejscu natomiast stosowaliśmy kryterium estetyczne. Na korzyść tradycji zrobiliśmy ustępstw stosunkowo niewiele, tylko tam, gdzie były po prostu konieczne. Staraliśmy się, by szata językowa była nowoczesna”.

Niestety – co okaże się brzemienne w skutki – nie opracowano szczegółowych wytycznych i każdy z tłumaczy pracował na własną rękę.

Redaktorzy początkowo utrzymywali, że pracują nad Biblią Tyniecką. W 1963 r. pojawił się pomysł, by wydanie przekładu związać z obchodami tysiąclecia chrztu; prace dopingował prymas Stefan Wyszyński. Od 1965 r. mówiło się już o Biblii Tysiąclecia. O. Meissner nie był zachwycony: „Tyniec Tyńcem, ale to jednak nie to samo, co Jerozolima”.

Rewizja

Do pracy nad „szóstką” ks. Witczyk zgromadził zespół ok. 30 redaktorów, ale wszystkich członków SBP zachęcono do sygnalizowania, co by chcieli zmienić. Jeden z biblistów przyznaje nieoficjalnie, że przez jakiś czas zastanawiano się nad zupełnie nowym tłumaczeniem, ale szybko tego zaniechano.

Żałuje tego Michał Wilk, wykładowca biblistyki w WSD Pijarów i Redemptorystów, założyciel portalu Orygenes.pl. – Dobra translacja przypomina trochę kod programu: ważne, by strukturę, czyli metodologię zgodną z konkretną teorią lingwistyczną, przemyśleć i konsekwentnie stosować od początku. To trudne, gdy nad każdą księgą pracuje inny tłumacz, jak w przypadku Biblii Tysiąclecia.

– Uważam, że nie ma potrzeby mnożenia tłumaczeń, dlatego zwracamy się do pracy nad jakością przekładu BT – podkreśla ks. Witczyk. – Zdecydowaliśmy, że prace będą miały charakter rewizyjny. W nielicznych przypadkach zajdzie konieczność nowego tłumaczenia całej księgi (dotyczy to raczej Starego Testamentu) czy perykopy. Chodzi o to, by poprawić błędy i zweryfikować tekst pod kątem badań egzegetycznych, filologicznych, archeologicznych i historycznych.

Do przodu poszły też badania nad tekstem hebrajskim i greckim: badacze odkrywają nowe manuskrypty, rozwija się metodologia krytyki tekstu. W standardach światowej biblistyki obowiązuje opublikowane w 2012 r. 28. wydanie krytyczne Nowego Testamentu.

Na czym będzie polegała rewizja? Ks. Witczyk jest specjalistą od Ewangelii św. Jana: – W perykopie 16, 8-11 czytamy, że Duch Święty „gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu – bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś – bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie – bo władca tego świata został osądzony”. Filolodzy dowiedli, że sens jest tu inny: chodzi o to, że Duch Święty przekona uczniów, iż świat pozostaje w grzechu niewiary, ponieważ odrzuca definitywne objawienie Boga w Jezusie, nie rozpoznaje Go i skazuje się w ten sposób na sąd.

Współpracę z redaktorami „szóstki” podjął amerykański Nida Institute, szkolący tłumaczy. Członkowie zespołu od trzech lat, na koszt Amerykanów, regularnie jeżdżą do Rzymu na tygodniowe seminaria i zapoznają się z regułami współczesnej translatoryki. – Chodzi np. o zasady redagowania przypisów, żeby wiele mówiły, a nie były rozwlekłe – mówi ks. Witczyk.

W ramach VI wydania powstaną zupełnie nowe wprowadzenia do ksiąg. – Trzeba uwzględnić ostatnie ustalenia dotyczące czasu ich powstania, autorów, tematyki czy retoryki – wskazuje redaktor naukowy. – Przyjęliśmy żelazną regułę, której nie było w dotychczasowych redakcjach BT. Jeśli tłumacz zdecyduje się na określone oddanie danego słowa, musi się go trzymać we wszystkich przypadkach jego zastosowania w księdze. Jeśli tłumacz zastosuje różnorodność w imię upiększenia stylu, może uniemożliwić dostrzeżenie czegoś, co usiłował pokazać biblijny autor.

Po zakończeniu rewizji, którą zespół planuje na jeszcze półtora roku, nad całością pochyli się pięcioosobowa rada naukowa. Rozstrzygnie, czy proponowane zmiany są spójne. Ks. Witczyk: – Bywa, że biblista jest na tyle zafascynowany jakimś rozwiązaniem, że swoje subiektywne przekonania jest gotów przenosić na tekst.

Na końcu tekst skonsultują językoznawcy.

Michał Wilk widzi sporo plusów zespołowej pracy nad VI wydaniem. – W rewizję „Tysiąclatki” są włączeni bibliści i specjaliści od języka, księża i świeccy. Współpraca z Nida Institute gwarantuje uwzględnienie nowych teorii translatorskich. Biblia tłumaczona jest z tekstu ­Nestle Aland 28 z najnowszym aparatem krytycznym. Nad konkretnymi księgami pracują często autorzy odpowiadających im tomów w najlepszej polskiej serii: „Nowego Komentarza Biblijnego”.

Ekspozycja zwojów z Qumran, Muzeum Izraela w Jerozolimie / FRÉDÉRIC SOLTAN / CORBIS / GETTY IMAGES

Aby język giętki

Polskie seksistowskie porzekadło porównujące tłumaczenia do kobiet jest z założenia błędne: jego autor nie rozumiał pojęcia wierności. Wierność nie dotyczy słów, lecz sensu. „Ktokolwiek pragnie tłumaczyć z jednego języka na inny i zamierza za każdym razem oddać jedno słowo przez inne, odpowiadające mu słowo, ogromnie się utrudzi i osiągnie tłumaczenie niepewne. To nie jest właściwa metoda – pisał w XII w. żydowski filozof Majmonides, komentator Talmudu. – Przeciwnie, tłumacz powinien przede wszystkim wyjaśnić bieg myśli. Następnie wyłożyć go i przekazać w taki sposób, aby sama myśl stała się jasna i zrozumiała w innym języku”.

Powyższą zasadę tłumacze nazywają dzisiaj ekwiwalencją dynamiczną: tłumacz musi dobrze orientować się w kulturze języka docelowego; pozostając w kategoriach języka wyjściowego zaciemnia sens tłumaczonego tekstu. Innymi słowy: tłumaczenie nie powinno wyglądać jak tłumaczenie.

W „Tysiąclatce” Jezus jednak nie je, tylko spożywa, Jan nie chrzci, tylko udziela chrztu, Palestynę zaludniają nie kobiety, lecz niewiasty, a mężczyźni nie zdradzają żon, tylko cudzołożą. To efekt stosowania tzw. polskiego stylu biblijnego: mieszaniny słownictwa i gramatyki greki, hebrajskiego i polszczyzny. W tłumaczeniu znajdujemy „naturalne cechy języków biblijnych, które nie są naturalnymi cechami języka polskiego – wyjaśnia biblista Marcin Majewski. – Stwarzają więc wrażenie dziwności, podniosłości, sztuczności, podczas gdy w oryginale wcale nie brzmią ani sztucznie, ani podniośle”.

Majewski wyróżnia elementy tego stylu: to m.in. specyficzne słownictwo (bojaźń, oblubieniec, niewiasta), semityzmy (abba, alleluja, pascha), frazeologizmy (słup soli, światłość świata), formuły (to mówi Pan), umieszczanie zaimka dzierżawczego za rzeczownikiem (Boże mój, Ojcze nasz), a czasownika na końcu (a tłumy pełne podziwu wołały). Biblista podkreśla: „hebrajski nie wytworzył hebrajszczyzny biblijnej, nie było specjalnego stylu biblijnego, więc i przekład nie powinien tworzyć specjalnej odmiany języka narodowego. Biblia w oryginale nie zaskakiwała czytelników niecodziennymi wyrażeniami i stylem”.

Wydawało się, że powyższe zasady dobrze znał zespół o. Augustyna Jankowskiego.

Spod lady

„Postanowiliśmy nie bez pewnego lęku i żalu świadomie odstąpić od czcigodnej tradycji Wujkowej, gdy idzie o słownictwo i styl, zachowując jednak jego najgłębszą zasadę: dostojeństwo godne tekstu natchnionego – czytamy we wstępie do I wydania BT. – Pisarze święci stosowali język nie archaiczny, ale sobie współczesny. Archaizm formy łatwo może z sobą nieść sugestię, że w Piśmie Świętym mowa jest tylko o czcigodnych zabytkach przeszłości”.

Prace trwały sześć lat (początkowo myślano o dwóch). O. Jankowski, jak zaznacza jego współbrat z Tyńca o. prof. Tomasz Dąbek, „jako redaktor ufał tłumaczom, rzadko ingerował, wymagający od siebie, uważał, że inni postępują podobnie”. Od zasady tłumaczenia z oryginału odstąpiono w przypadku Psalmów: sięgnięto po łaciński przekład wydany w 1945 r. w Papieskim Instytucie Biblijnym.

Nie obyło się bez przejść z cenzurą, i to nie kościelną, ale państwową. Zażądała ona, żeby słowo „bezbożny” zmienić na „niezbożny”. „Nie ma widoków, żeby dało się coś wytargować, bo jest to stanowisko Warszawy. Sytuacja przymusowa” – pisał do Tyńca cenzor. „Warszawa” ­obawiała się, że tekst np. Psalmu 124, 3 („nie zaciąży bezbożne berło nad losem sprawiedliwych”) można będzie odczytać jako krytykę ateizmu.

Nakład pierwszego wydania „Tysiąclatki” „rozszedł się natychmiast. Nie ujrzano jej w ogóle na półkach księgarń. Większość egzemplarzy rozprzedano wprost z wydawnictwa” – wspominał biblista ks. Janusz Frankowski. W sukurs przybyli zachodni protestanci. W latach 1979-85 w Skandynawii wydrukowano – dzięki staraniom ks. Franciszka Blachnickiego – 645 tys. Biblii (Stary i Nowy Testament). Wydawnictwu Pallotinum przydziały papieru pozwalały na bez porównania mniej: do 1985 r. wydrukowano 200 tys. egzemplarzy.

Zwierzątka naziemne

Przeciw „Tysiąclatce” ciężką artylerię wytoczył ks. Eugeniusz Dąbrowski, o którym o. Dąbek pisze elegancko, że „stał na pozycjach tradycyjnych, z czasów rzymskich studiów w okresie międzywojennym”. Bardziej złośliwi mówili zaś, że Dąbrowski nie tyle żyje Pismem Świętym, co żyje z Pisma Świętego i źle znosi zarówno utratę monopolu, jak i zmierzch epoki Wulgaty. Biblię Tysiąclecia nazwał „Biblią tysięcy błędów, merytorycznych i formalnych, a zwłaszcza językowych”. W książce wydanej w Londynie, bo żadne polskie wydawnictwo nie chciało jej wydrukować, punktował, że tłumacze podpierali się rozwiązaniami francuskiej Biblii Jerozolimskiej, nie przełożyli Psałterza z hebrajskiego oryginału, nie liczyli się z „językową tradycją polskich przekładów biblijnych”, użyli „zbyt żargonowego i nieudolnego języka”, a przede wszystkim, że „jakiejś teorii przekładu w żaden sposób doszukać się nie można”.

Zespół podszedł do krytyki bardzo poważnie. Wykaz poprawek między I a II wydaniem (1971 r.) liczył ok. 3 tys. pozycji. Hebrajski tekst Psalmów wzięli na warsztat o. Jankowski i ks. Leon Stachowiak. Redaktorzy szczególnie przejęli się zarzutem opierania się na Biblii Jerozolimskiej. W rezultacie – jak wskazuje biblista ks. prof. Stanisław Hałas – zrezygnowano z niektórych dobrych rozwiązań na rzecz kalki językowej: tak, jakby chciano ostentacyjnie podkreślić, że to tłumaczenie z oryginału.

Zamieniono np. formę „odbiera on ducha wojownikom” na „obezwładnia on ręce żołnierzy” (Jr 38, 4) albo „Pan ma staranie o życie prawych” na „Jahwe zna dni nienagannych” (Ps 37, 18). „Płazy” zmieniły się w „zwierzątka naziemne” (np. Rdz 1, 24), co szczególnie uroczo wybrzmiało w Księdze Ozeasza, w której Bóg zapowiada: „zawrę przymierze ze zwierzątkiem naziemnym” (Oz 2, 20).

III wydanie, z kolejnymi poprawkami, choć nie tak licznymi, ukazało się w 1980 r.: język przystosowano w nim do użytku liturgicznego – m.in. imię Jahwe zastąpiono formą „Pan”. Wydanie IV (bez zmian) ukazało się w 1983 r., V (z pewną liczbą retuszy i nowymi wstępami do ksiąg) w 1999 r. Wszystkie pod redakcją o. Jankowskiego.

Co się w niej poczęło

– Byłoby dobrze, by w VI wydaniu Biblia Tysiąclecia została odarchaizowana – wskazuje Michał Wilk. – Archaizacja języka liturgicznego to nie wynik niewiedzy, tylko świadome zamierzenie. Wypływa ono z przekonania, że język stylizowany na stary jest formą okazania szacunku Słowu Bożemu. Z jednej strony to rozumiem, z drugiej: warto pamiętać, że oryginał grecki Nowego Testamentu nie jest stylizowany na dawny język.

Ks. Henryk Witczyk: – Przekładu Biblii Tysiąclecia używa się w liturgii, dlatego musi być sporządzony językiem dostojnym. To nie może być polszczyzna z ulicy, z codziennych rozmów. Ale oczywiście nie mówię o języku archaicznym i niezrozumiałym.

To fakt, że w porównaniu ze starszymi tłumaczeniami, choćby ks. Dąbrowskiego, Biblia Tysiąclecia zrezygnowała z wielu semityzmów. Ks. Wujek, zgodnie ze składnią oryginału, rozpoczynał zdania od spójnika: „A natychmiast Duch wygnał go na puszczą. I był na puszczy czterdzieści dni i czterdzieści nocy, i był kuszon od szatana”. W „Tysiąclatce” takich ekstremów nie ma.

Wilk wskazuje na inne przekłady Nowego Testamentu jako dobry przykład współczesnej, ale eleganckiej stylistyki. – Dopiero gdy je sobie porównamy, widzimy silną tendencję „Tysiąclatki” do archaizowania. Maryja „była brzemienna”, a nie w ciąży, Józef „powziął myśl, by Ją oddalić”, a nie zastanowił się i zamierzał po cichu z nią się rozstać, następnie „nie zbliżał się do Maryi”, zamiast po prostu: nie współżył z Nią. Uważam, że niezbyt szczęśliwe jest też bezosobowe sformułowanie: „to, co się w niej poczęło”. Zwłaszcza że dziś sporo dyskutujemy o tym, że dziecko jest osobą od samego poczęcia.

– W pewnej mierze taką stylistykę w przekładzie forsują niektórzy poloniści, zwolennicy tzw. polskiego stylu biblijnego – opowiada Wilk. – To ciekawy kierunek, ale raczej z punktu widzenia badań nad historią polskich tłumaczeń. W przypadku wydanej w 2005 r. Biblii Paulistów niektóre rozwiązania tłumaczeniowe motywowane polskim stylem biblijnym okazały się niezbyt trafne. Mam nadzieję, że w przypadku „szóstki” unikniemy takich sytuacji.

Uderzyć się w biodro

Rozwiązaniem jest wspomniana zasada ekwiwalencji dynamicznej, ale i jej trzeba wyznaczyć granice.

– Dla takich rzeczowników jak wiejadło czy omłot trudno znajdować współczesne słowa polskie, tłumacz jest zobowiązany do wierności tekstowi – uważa ks. Witczyk. – Niejasności trzeba objaśnić w przypisie. Nie mamy autorytetu, by zmieniać greckie czy hebrajskie słowa tylko dlatego, że dziś się ich nie używa. Już ojcowie Kościoła uczyli, że wyrażenia niezrozumiałe zobowiązują, by zgłębić znaczenie danego fragmentu.

Biblia Poznańska i Piotr Zaremba zamiast wiejadła zaproponują sito, ks. Popowski: szuflę. – Jednak szukanie współczesnego słownictwa nie może iść za daleko, by nie przekroczyć granicy dobrego smaku – zauważa Wilk. – Tłumaczenia angielskie mają niekiedy skłonność do popadania w przesadę. Jeden z tłumaczy protestanckich tak bardzo chciał podkreślić fakt objawienia, czyli ukazania się Boga na zewnątrz, że greckie „apokalypsis” oddał jako „exhibition”. Tłumaczenie „euangelion” jako „good fame” też wydaje się słabym pomysłem.

Redaktorzy „szóstki” dyskutują nad sposobem tłumaczenia idiomów: oddane dosłownie bywają niezrozumiałe (zob. ramka). – Są zwolennicy szukania odpowiednich idiomów polskich, ale przeważa głos tych, którzy optują za zachowaniem dosłownego brzmienia – mówi ks. Witczyk. – Chodzi o to, że niektóre wyrazy, szczególnie określające części ciała, mają w Piśmie Świętym głęboką symbolikę; zatarcie tego w tłumaczeniu pozbawi nas istotnych odniesień wewnątrz Biblii jako całości.

Wyrażenie semickie „uderzyć się w biodro” oznacza akt skruchy (np. Jr 31, 19). Tłumaczenie dynamiczne nakazywałoby sięgnąć po polski idiom „uderzyć się w pierś”. Ale wtedy zanikają powiązania z innymi fragmentami Pisma, w których jest mowa o biodrze – np. gdy tajemniczy przeciwnik Jakuba uszkadza mu w walce staw biodrowy (Rdz 32, 25). Nie dotyczy to jednak takich idiomów jak zupełnie niezrozumiałe „okrycie sobie nóg” (Sdz 3, 24), które oznacza udanie się na stronę (przed wypróżnieniem się opuszczano wierzchnią szatę, okrywając nogi). Tu od tłumaczy „Tysiąclatki” precyzyjniejszy był ks. Wujek, przekładając ten idiom na „sobie wczas czynić”.

– Istota myśli biblijnej tkwi nie tylko w semantyce, ale i w strukturach literackich – tłumaczy Michał Wilk. – Np. w zakończeniu Ewangelii Mateusza czytamy: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni...”. Można by to przełożyć stylistycznie lepszym: „pozostanę z wami”. Ale wtedy stracilibyśmy inkluzję, jaką tworzy to zdanie z Bożym imieniem Emmanuel, czyli „Bóg jest z nami”, na samym początku Ewangelii.

– Przyjrzyjmy się poza tym, jak postępują Ewangeliści. Oni pisali po grecku, ale, przynajmniej niektórzy, myśleli po aramejsku i idiomy aramejskie oddawali w grece dosłownie – ciągnie Wilk. – Święty Jan w scenie wyrzucenia przekupniów ze Świątyni cytuje Psalm 69, 10: „gorliwość o dom twój pożera mnie”. To semickie wyrażenie idiomatyczne oznacza: „dodaje mi odwagi”. Ale Jan cytuje Septuagintę, żeby utrzymać odniesienie do Starego Testamentu, a tylko zmienia czas czasownika z przeszłego na przyszły, by odnieść tę scenę do męki i zmartwychwstania. Skoro on jako tłumacz wybrał taką metodę, cóż nas upoważnia do innej? Poza tym, skoro Biblia Tysiąclecia jest przekładem liturgicznym, jest niezwykle istotne, żeby słuchacze wychwytywali teologiczne relacje między pismami Starego i Nowego Testamentu. Dlatego kluczowe słowa trzeba oddać tak samo.

Zapewniam was

Wpisanie „Tysiąclatki” do lekcjonarzy wywołało proces zwany kanonizacją tłumaczenia. Słyszymy je najczęściej, i to w okolicznościach najważniejszych dla życia religijnego, więc staje się punktem odniesienia. „Liturgia to najbardziej radykalny środek asymilacji przekładu” – pisze Marcin Majewski. Wyrażenia takiego przekładu wchodzą do języka, tak jak „drzazga w oku”, choć poprawniej byłoby mówić o trocinie.

Nawet brzmiące niezręcznie wyrażenia zaczynamy uważać za prawdziwe Słowo Boże. W efekcie na Biblię Paulistów – poza zasłużonymi wyrazami uznania – spadły gromy ze strony sądzących, że Chrystus musi powiedzieć „Zaprawdę, powiadam wam”, a nie „Zapewniam was”, i że „błogosławieni cisi”, to raczej „szczęśliwi łagodni”.

– Przy zmianie tekstów lekcjonarza na V wydanie BT wielu starszych księży, przyzwyczajonych do określonego brzmienia danego zdania, reagowało konsternacją. Dlatego jeżeli zaproponujemy nowe rozwiązania, poprzedzimy je pracą informacyjną – zapewnia ks. Witczyk. – Zmiany nie mają szokować, tylko pogłębić rozumienie tekstu.

Zespołowi o. Augustyna Jankowskiego udało się zakończyć epokę stylu ks. Wujka w polskiej biblistyce. Przyczynili się jednak do stworzenia nowego polskiego stylu biblijnego. Wygląda na to, że polski katolicyzm pozostanie mu jeszcze długo wierny.

Chyba że kiedyś na pytanie o kontynuację tradycji „Tysiąclatki” polscy bibliści odpowiedzą: „Nie”.©℗

Korzystałem m.in. z: „Biblia Tysiąclecia jako wyzwanie. Język-kultura-duchowość”; „Jak przekłady zmieniają Biblię” (materiały do kursu Marcina Majewskiego na portalu Orygenes.pl); R. Pietkiewicz „Biblia Tysiąclecia w tradycji polskiego edytorstwa biblijnego”; M. Wojciechowski „Słabe punkty polskiego tłumaczenia Ewangelii w Biblii Tysiąclecia”.

Zbyt krótka ręka tłumacza

„PAN JEST BLISKO SKRUSZONYCH W SERCU” – czytamy w Biblii Tysiąclecia (Ps 34, 19). Pada tu hebrajskie wyrażenie szawar lew, oznaczające „złamać serce”. Tyle że po polsku oznacza to „przeżyć zawód miłosny”, po hebrajsku natomiast, ze względu na szersze znaczenie metaforyczne serca – „przeżywać ogromny strach”, „mieć zdruzgotanego ducha”. Biblia Poznańska wspomina z kolei o tych, „których serce złamane”, a Roman Brandstaetter o „ludziach o złamanym sercu”. Przekłady te „sugerują, że chodzi o nieszczęśliwie zakochanych. Przekład BT sugeruje błędnie, że chodzi o nawróconych grzeszników” – wskazuje Marcin Majewski. Lepsze jest tłumaczenie Biblii Paulistów: „Pan jest blisko cierpiących udrękę”.

„CZYŻ ZBYT KRÓTKA JEST MOJA RĘKA, ŻEBY WYZWOLIĆ?” – proponuje BT we fragmencie Iz 50, 2. Biblia Warszawsko-Praska podobnie: „Czym miał rękę za krótką, aby was ocalić?”. Tłumacze zdecydowali się na dosłowność. „Tłumaczenie dynamiczne – pisze Majewski – mogłoby wyglądać tak: »Czy odkupienie nie leży w mojej mocy?«. Lub: »Czy nie jestem dość potężny, aby przyjść na ratunek?«”.

„NIE STAWIAJCIE OPORU ZŁEMU” (Mt 5, 39) – to tłumaczenie jako błędne wskazuje prof. Michał Wojciechowski. „Greckie antistenai nie oznacza stawiania oporu, lecz przeciwstawianie się z podobną siłą”. Należałoby więc przełożyć „»nie odpłacajcie złem za zło«. Tłumacz zrobił z zakazu zemsty pacyfistyczny nakaz bierności wobec złoczyńców”.

„KTO POŻĄDLIWIE PATRZY NA KOBIETĘ, JUŻ SIĘ W SWOIM SERCU DOPUŚCIŁ Z NIĄ CUDZOŁÓSTWA” czytamy natomiast w Kazaniu na Górze (BT, Mt 5, 27). Według Wojciechowskiego tłumacz „z planowego przypatrywania się (czasownik blepo) zrobił spojrzenie. Jezus uznał za grzech zamiar cudzołóstwa, a tłumacz samo pragnienie, nawet spontaniczne. Pomylił grzech z pokusą”. Powinno być raczej: „Kto przygląda się mężatce, żeby jej pożądać, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu (czyli w myśli)”. ©(P) MaM

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2019