Niemrawe przebudzenie

Wiosna kaprysi. Wydawało się, że przyszła w grudniu, potem w styczniu i w lutym. Teraz chyba boi się pochopnie rozkwitać.

20.03.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Paul Hobson / FLPA / EAST NEWS
/ Fot. Paul Hobson / FLPA / EAST NEWS

Poniedziałek. Jest zimno. Na grobli wieje lodowata bryza, a zmarszczki na Stawie przy Szosie mają kolor srebra. Dzisiaj jest akurat przednówek. Taki dzień wylosowałem w pogodowej loterii tej zimy. Wyjątkowo wszystko jest na swoim miejscu, tak jak być powinno. Rude badyle, błoto, gołe drzewa. Na wodzie pusto, ale za dwa tygodnie powinny lądować tu dziesiątki przelotnych kaczek. O tej porze roku widać, że żyjemy na śmietnisku. Rozrzucone kanistry po oleju silnikowym, butelki, towarzyskie puszki po piwie, rozbita szyba, eternitowy dach, mała kolonia prezerwatyw. Zwiewne reklamówki. Niedługo odbiją pierwsze liście, pierwsza soczysta trawa, zieleń trochę przykryje odpadki cywilizacji.

W trzcinach śpiewa strzyżyk. Głośno. Dziesięć centymetrów długości, wliczając zadarty zawadiacko ogonek, ale dość imponująca emisja głosu. Nie widzę go, pewnie siedzi, swoim zwyczajem, gdzieś nisko, tuż nad ziemią. Strzyżyk lata słabo, króciutkie skrzydła z trudem unoszą to niespełna dziesięciogramowe ciało. Najchętniej przemyka w gąszczu, kryje się w plątaninach gałęzi, korzeni i stosach chrustu. Jego pióra, brązowe jak zeszłoroczne liście i łodygi, są drobne i aksamitne w dotyku. Strzyżyki coraz częściej próbują zimować w Polsce. Pełna niebezpieczeństw wędrówka ma coraz mniej sensu, a dopóki nie spadnie śnieg, drobny ptak bez trudu znajdzie sobie jakieś owady. Strzyżyki, wiosną zazdrośnie strzegące niewielkich terytoriów, zimą łagodnieją i nocują gromadnie, ogrzewając się swoim ciepłem. Zdarza się, że takie zgrupowania liczą nawet kilkadziesiąt ptaków.

Grobla prowadzi do parku Pałacowego, gdzie mieszają się dziś pory roku. Zimowe stada czyży chroboczą na olchowych szyszkach. Zrywają się nagle, chyba bez powodu, i przelatują, nawołując niezmiennym: „cziżik, cziżik”. W koronach drzew pogwizdują metalicznie gile (na zdjęciu). Przygaszony róż upierzenia samiczek zupełnie rozpływa się w otaczającej szarzyźnie. Ale w pochmurny dzień nawet czerwone piersi samców nie rzucają się tak bardzo w oczy.

Dürer namalował akwarelą trzy studia gila. Nie jest to jego największe dzieło. Ptak malowany en face ma dziwną, uśmiechniętą czarną twarzyczkę. Frontalnie umieszczone oczy wyglądają nienaturalnie i zupełnie niepoważnie. Mnie ptak z obrazka przypomina hulmana, małpę wąskonosą, symbol hinduistycznego boga Hanumana. Sylwetkę też jakąś nieudaną, trochę koślawą. Gile ze swoją wypiętą piersią wydają się takie mocne, pewne siebie, ale to pozór. Ich serce źle znosi stres, dlatego schwytane w ornitologiczne sieci ptaki tego gatunku są obsługiwane poza kolejką. Przed oburzonymi sikorami czy potulnymi raniuszkami. Szybkie pomiary, ważenie, metalowa obrączka na nogę i gil może znowu cieszyć się wolnością.
Nareszcie jakiś niezawodny znak wiosny. Nad głową przelatuje w ciszy kilkadziesiąt czajek. Biją chaotycznie szerokimi skrzydłami. Już niedługo zaczną się ich toki. Czajki będą koziołkować, kręcić beczki, spadać bezwładnie, by w ostatniej chwili odbić do góry i zawodzić głosem, który przypomina szukanie częstotliwości w staromodnym radiu. Piękny ptak, nie tak dawno jeszcze stały i niezawodny widok na pastwiskach, polach i zalanych łąkach. Ale z każdym rokiem jest ich coraz mniej. Szczepionki przeciwko wściekliźnie lisów są klęską dla wielu ptaków gniazdujących na ziemi. Rudzielce mnożą się bezkarnie, niewiele gniazd uchodzi ich uwadze. Razem z czajkami lecą skowronki. Forpoczta wiosny.

Na Stawie z Wyspą biała plama goni szarą plamę. Rzut oka przez lornetkę. Biały, niemal fosforyzujący samiec gągoła zaleca się do szarej, skromnej samiczki. Anglicy nazywają je goldeneye, bo z daleka świecą złotym okiem. Głowy mają ciemne, dlatego kontrast jest uderzający. Samiec w skupieniu powtarza swój komiczny taniec – odgina szyję daleko na grzbiet i zaraz wyciąga ją przed siebie. Widzę, że kwacze przy tym z zapałem, ale jego głos nie dolatuje do brzegu. Czasem w uniesieniu chlapie płetwami do tyłu, jakby próbował ruszyć z kopyta. Do tego nieustannie wykonuje trochę obsceniczny, pompujący ruch szyją. Góra, dół. Świat gągołów nie zna konwenansów, tu nie trzeba ukrywać, że chodzi o rozmnażanie.

Ze świstem skrzydeł przylatuje drugi samiec. Teraz oba podrygują wokół obojętnej samiczki, która rozgląda się dookoła zadziwionym spojrzeniem złotego oka. W kwietniu przyjdzie pora miłości. Gągoł składa jaja w dziuplach starych drzew. Pisklęta dzięki ostrym, zagiętym pazurom wdrapują się na krawędź schronienia i jedno za drugim skaczą na trawę albo prosto na taflę stawu. Samica dodaje im odwagi kwakaniem. Brązowe, puchate kulki muszą nieraz przejść spory kawałek, zanim dotrą do wody. Tu są względnie bezpieczne, zagrażają im głównie ptaki drapieżne i szczupaki. Tymczasem na wyspie kormorany siedzą już na gniazdach. Zajęły zeszłoroczne miejsca i przystępują do niezbędnych remontów. Obok zastygły nieruchome czaple.

Wtorek. Mży. Taka irytująca lepka mżawka, która przykleja się do twarzy i okularów. Dobrze, że jest przynajmniej ciepła. Jadę na rowerze i nagle, zupełnie niespodziewanie, zza chmur wychodzi słońce. W jednej chwili, jak na sygnał, podnosi się wrzawa. Śpiewają sikory, dzwońce, szpaki. Gdzieś z ogródków gwiżdże kos. Ekstatycznie. Jak w kwietniu. Ale tej zimy słyszałem ten głos już dwa razy. W grudniu i styczniu. W środku nocy, niewidoczny w ciemności czarny samiec z pomarańczowym dziobem śpiewał tak zapamiętale, jakby jutro chciał założyć rodzinę. Mam nadzieję, że tego nie zrobił.

Wracam do domu, biorę lornetkę, ale kiedy wychodzę na dwór, niebo znowu jest szare. W parku słychać tylko ćwierkanie wróbli.

Środa. W nocy był mróz, kałuże przykryła przezroczysta szybka. Nawet parkowy staw ściął lód. Może już ostatni raz w tym roku. Na cieniutkiej tafli tłoczą się śmieszki, które właśnie wymieniają pióra na wiosenne. Niektóre mają już charakterystyczne brązowe kaptury na głowie. Wkrótce rozlecą się do swoich kolonii. Wiosna kaprysi, wydawało się, że przyszła w grudniu, potem w styczniu i lutym. Teraz jakby boi się pochopnie rozkwitać. Ale na wierzbach widać już bazie, wracają kolejne ptaki. Dziś, wysoko nad blokami, przez cały poranek ciągną klucze gęsi. Jeden za drugim. Klucze wielkie, rozciągnięte, niezauważane przez przechodniów. Ale i one nie zwracają uwagi na ludzkie mrowie tam na dole. Lecą na wschód. Gdzieś z nieba, zupełnie niewidoczne, nawołują zgrzytliwie skowronki. ©

 

Autor jest ukrainistą i kulturoznawcą. Prowadzi blog Dzika Ochota. W wydawnictwie Czarnym ukazała się właśnie jego książka „Dwanaście srok za ogon”, poświęcona ptakom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016