Zimowe rybitwy i czarne wrony

Być może w tym roku Polacy przejdą przyspieszony kurs z obywatelskiej ochrony przyrody.

27.03.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Dominique Delfino / BIOSPHOTO / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Dominique Delfino / BIOSPHOTO / AFP / EAST NEWS

Po niebie ścigają się złe, niskie chmury, które przypominają postrzępione kałuże. Wiatr próbuje pchać się do domu, jak szaleniec zawodząc przez szpary. Czasem odpuszcza na chwilę, jakby cofał się parę metrów, i z rozpędu uderza wściekle z podwójną siłą. Uszczelki w oknach stękają błagalnie. Jasność. Niespodziewany rozbłysk oślepiającego, białego światła. Gdzieś wysoko, jak z podartej pościeli, błyska błękitna kołdra. Myślę, że gdyby nie było ptaków, mógłbym patrzeć w chmury, są takie piękne i niepowtarzalne. Zdystansowane. Obojętne. Nie... trochę zbyt martwe.

Wiosna to czas burzliwy i heroiczny. Rewolucyjny. Czas wielkich zmian. Kiedy dzieje się historia, trudno usiedzieć w domu, dlatego co chwila wypatruję przez okno. W popłochu szukam lornetki. Notuję. Pierwsze czajki w pogodny poranek 14 marca, wysoko nad Żoliborzem. Bijące z determinacją swoimi okrągłymi skrzydłami. Dwie godziny później, w drodze do apteki, dwie wyniosłe czaple białe, blazersko poruszające tylko końcówkami skrzydeł. W środę sześć cyranek w rozpaczliwej walce z przeciwnym, wiślanym wiatrem niemal stoi w miejscu. Raz po raz siadają na wodzie z rezygnacją, a prąd niesie je w przeciwną stronę. W jasnym świetle, między rzecznymi falami, błyska biała brew samców. Po chwili zrywają się znowu, instynkt bezlitośnie pcha je do przodu, nie daje wytchnienia.

Kiedy wychodzę z psem, zabieram jedno z dwojga: lornetkę albo aparat. Sam przed sobą udaję, że nie idę na ptaki. Ale ja zawsze jestem na ptakach. I dzisiaj znowu słyszę gęsi, najpiękniejsze głosy wiosny. Monotonne, nosowe gęganie zbożówek, jak szum dalekich, niezrozumiałych rozmów, i między nimi trochę histeryczne, urywane głosy białoczółek. Te gatunki lubią wędrować razem, widać dobrze się dogadują. Przed nimi jeszcze daleka droga, w tajgę czy tundrę, dlatego wędrują dniem i nocą, bez względu na pogodę. Co chwilę widzę klucze ciche i dalekie, ruchliwe i zmiennokształtne jak dziwne zwierzę. Zwierzę, które rozpada się na atomy ptaków, dopiero w okularze lornetki.

Niby-gatunki

Wróbel podwórkowy, wrona stadna, jastrząb drapieżny i rybitwa zimowa to są podstawowe krajowe niby-gatunki. Zna je większość Polaków. Co to za ptak zrywa się w górę szybkim, trzepotliwym lotem i za chwilę zapada w gęstwinę krzaka? Pewnie wróbel. Jak wszystko, co małe i liche. Każdy przecież odróżni wróbla od gołębia. Czy bociana. Ale czy ten wróbel to rzeczywiście wróbel? A nie na przykład podobna, szaro-brązowa pokrzywnica? Przecież nie każdy mały ptak o niezbyt ostentacyjnej urodzie to wróbel.

A te kraczące, posępne stada, które wirują przez kilka ciemnych miesięcy nad osiedlami? Mówią, że to wrony, bo takie duże i czarne. Czarne wrony? One żyją na zachodzie Europy i rzadko odwiedzają nasz kraj. W Polsce rządzi ich kuzynka w kubraku szarych piór – wrona siwa. Czarne, kotłujące się stado to gawrony i kawki w codziennym rytuale lotu na noclegowisko. Wspólnie rozsiądą się na wysokich drzewach i tam będą podsypiać do rana.

Nieporuszony drapieżnik, który wodzi nad polem szerokim, palczastym skrzydłem? Większość z nas bez wahania zawyrokuje: „jastrząb”. Jastrząb? On nie buja po niebie, jastrząb atakuje z zaskoczenia, jak pocisk. Parę silnych uderzeń skrzydłami i już jest przy upatrzonym gołębiu. Na otwartej przestrzeni przemyka niezauważony. Szybki, ostrożny, czujny. Nie spoufala się z człowiekiem. A ten, co unosi się bez wysiłku w ciepłe, słoneczne dni, to pewnie myszołów, powolny, stateczny łowca polnych gryzoni. Ten sam, który przesiaduje posągowo na płotach przy autostradzie.

I jeszcze te rybitwy, o których co roku czytam w internetowych komentarzach. Podobno zimą napełniają wrzaskiem osiedlowe ulice, grasują przy śmietnikach i zaciekle walczą o sypane na parapet okruchy. Bezpodstawne oskarżenie pada na rybitwy, które niczego nieświadome bawią wtedy na zimowiskach w Afryce i nawet, kiedy już wrócą w kwietniu, będą raczej omijać ludzkie osiedla. Watahy białych, głośnych ptaków to mewy, najczęściej śmieszki, które bardzo chętnie zimują w miastach. Bo bezpieczniej i jedzenia pod dostatkiem. „Mewy to nad morzem”, słyszę od nieprzekonanych. Co ja poradzę, że ta śmieszka jak na złość zakłada gniazdo w płytkiej zatoczce jeziora albo na otoczonej wodą piaszczystej, rzecznej łasze? Choćby nawet i pod Warszawą.

Jak ratować drzewa

Pod ostrzami siekier, pod zębami łańcuchowych pił w całej Polsce padają drzewa. Stare i młode. Tak trudno sobie uzmysłowić, że drzewa żyją, a jeszcze trudniej, że czują. Niestety nie mają ust, żeby krzyczeć, dużych oczu, by wzruszać, wreszcie rąk, by się bronić. Ich czas mierzy się inną miarą. Ale też piją wodę, rosną i rozmnażają się. Starzeją się, chorują i umierają. Cieszą się ciepłem, chociaż słowa „radość” nie ma w ich słowniku. Ich szczęście to wzrost, kwitnienie i owocowanie. Ile ludzkich pokoleń trzeba, by drzewo dożyło sędziwego wieku? Ilu zwierzętom da schronienie pod korą, w spękaniach pnia, w gąszczu korony? Może stare, może potężne, ale pod nową, rwącą się do pracy piłą padnie niestosownie szybko.

Powalone drzewa są do siebie podobne. Nie wierzę, że kiedy tak leżą na boku, wielkie i bezbronne, nie przychodzi jakaś refleksja, ukłucie sumienia. Może dlatego szybko tnie się je na klocki, wtedy wyglądają bardziej jak kominkowe drewno. Jak pierś kurczaka bez kurczaka, jak wołowy stek bez krowy. Drzewa jeszcze chwilę straszą pniem, białą kością amputacji, ale i on szybko znika bez śladu. W miastach, miasteczkach, na wsiach. Przy drogach i na cmentarzach. Wycinek nie trzeba już zgłaszać, nikt ich nie monitoruje i nie rejestruje, dlatego nigdy nie poznamy skali zniszczeń. Okaleczony krajobraz będzie oskarżeniem i wstydliwym pomnikiem tych lat.

Dyskutowano, że ratunkiem dla drzew miał być rozpoczęty w marcu okres lęgowy ptaków. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Warszawie na swojej stronie internetowej rzeczowo objaśnia stan prawny w tej kwestii. Gniazda ptaków, ich siedliska i ostoje (obszary rozrodu, wychowu młodych, odpoczynku, migracji i żerowania) chronione są prawnie przez cały rok na mocy artykułu 52 ustawy o ochronie przyrody z 16 kwietnia 2004 roku. Są jednak dwa wyjątki – istnieje możliwość usunięcia gniazd ze względów bezpieczeństwa czy sanitarnych z budynków oraz terenów zieleni. „Tereny zieleni to tereny urządzone wraz z infrastrukturą techniczną i budynkami funkcjonalnie z nimi związanymi, pokryte roślinnością, pełniące funkcje publiczne” (np. parki, bulwary, cmentarze). Usuwanie gniazd z tych miejsc, zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska z 16 grudnia 2016 roku, może się odbywać bez zezwolenia między 16 października a końcem lutego. Pozostały przedział czasu przyjęło się niesłusznie uważać za okres lęgowy ptaków. A przecież ptaki nie rozmnażają się dokładnie w tym samym momencie. Inaczej wyglądają lęgi kruków, które rozpoczynają się jeszcze w zimie, inaczej jerzyka, który przylatuje do Polski na początku maja.

Zapisy zapisami, a dobrze wiedzieć, co się dzieje w naszej przyrodzie. Większość gatunków składa jaja od połowy kwietnia, teraz trwa zajmowanie terytoriów i budowa gniazd. Wysiadywać może już nasz największy gołąb – grzywacz. Wcześnie zabierają się do rzeczy sowy. W Warszawie widziano już całkiem wyrośnięte pisklęta puszczyków. W marcu zaczęły krzątaninę krukowate. Na wysokich drzewach gawrony remontują zeszłoroczne konstrukcje, sroki noszą patyki, wrony zbierają psią sierść na wyściółkę gniazda. Ptaki na dobre wezmą się do roboty, kiedy zazielenią się liście. Śpiewają zięby, już niedługo, gdzieś w rozwidleniu gałęzi czy przy pniu uwiją zgrabną czarkę wyściełaną mchem i pajęczynami. Jest dobrze zamaskowana i trudna do wypatrzenia z ziemi. Śpiewający ptak to wskazówka, gdzieś w promieniu zaledwie kilkudziesięciu metrów powstanie jego gniazdo. Z koron drzew dochodzą szczebioty dzwońców zakończone przeciągłym „ciiiiiiż”. One, podobnie jak kos, chętnie wybiorą iglaki. Dziuple w kwietniu zajmą szpaki i sikory.
Jak uratować drzewa? W praktyce wszystko zależy od naszej determinacji. Czasami trudno będzie udowodnić fakt istnienia ptasiego siedliska. Czasami wezwany funkcjonariusz da nam do zrozumienia, że zabieramy jego cenny czas. Czasami wysłuchamy insynuacji, że za naszą interwencją, za naszym porywem serca, stoją jakieś ciemne interesy. Każde drzewo to siedlisko – nie zawsze ptaków, ale tysięcy organizmów – choćby grzybów, porostów i bezkręgowców. Być może w tym roku Polacy i Polki przejdą przyspieszony kurs z obywatelskiej ochrony przyrody. W takich sprawach należy życzyć przede wszystkim wytrwałości. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2017