Nieobecność zimy

Niewiele jest ptaków tak lubianych przez malarzy religijnych jak szczygieł. Podobno chciał ulżyć męce Chrystusa i próbował wyciągnąć kolce z cierniowej korony. I od kropli krwi jego głowa zabarwiła się na czerwono.

22.02.2016

Czyta się kilka minut

Szczygły (Carduelis carduelis) na podwarszawskich polach, jesień 2007 r. / Fot. Paweł Wacławik / www.pawelwaclawik.pl
Szczygły (Carduelis carduelis) na podwarszawskich polach, jesień 2007 r. / Fot. Paweł Wacławik / www.pawelwaclawik.pl

W lutym jadę tam, gdzie na polu jeży się palisada ściętych kukurydzianych łodyg. Z ziemi podrywają się setki ptaków i tłoczą w gałęziach grabu. Rośnie samotnie na miedzy. Widzę w locie połyskujące bielą paski na skrzydłach zięb i rdzawe kupry trznadli. Kilka ptaków przywarło niepewnie między skibami ziemi, pośród wyłuskanych kolb.

Nisko nad polem mignęła sylwetka krogulca, który wlepił nieruchome spojrzenie w rozpraszające się stado. Drobne ptaki zataczają koło i znowu przysiadają na polu. Drapieżnik oddala się z pustymi szponami. Można go poznać bez lornetki, bo lata charakterystycznie – pospiesznie uderza skrzydłami, przez chwilę szybuje, i za moment powtarza sekwencję.

Obok krogulca objadające się ptaki nęka szybki jak mgnienie drobny sokół drzemlik. Przylatuje do Polski wyłącznie zimą. Gościem jest też majestatyczny błotniak zbożowy, który niespiesznie patroluje pola. Szuka gryzoni, ale czasem przyjdzie mu ochota pogonić stado trznadli czy małych, brązowych rzepołuchów. Rozglądam się za szaroniebieskim samcem błotniaka o fosforyzującym spojrzeniu złotych oczu. Trudno go przegapić w zgaszonych kolorach zimowego, bezśnieżnego pola.

Idę na przełaj po płaszczyźnie pola i spod nóg zrywają się z furkotem dwie kuropatwy. Pękate, trochę ociężałe – to nie są wybitni lotnicy. Przypomina mi się obraz Cornelisa Biltiusa, jednego z tych XVII-wiecznych, niderlandzkich miłośników martwych ptaków. Dwie zawieszone na kołku kuropatwy wyglądają, jakby przed chwilą zasnęły. Nie ma tu żadnej krwi, konwulsji i grozy. Tylko mucha na ścianie upewnia nas, że patrzymy na śmierć.

Gdzieś nad głową trzy szczygły nawołują metalicznie: „dydelit pikelnik sztyglit”. Tak zapisał ich szczebiot wybitny polski ornitolog Jan Sokołowski. Przysiadły na skraju pola, na badylach ostów. Zbliżam się powoli, a szczygły wyłuskują nasiona, błyskając żółtą pręgą na skrzydle. Podobno głowa ptaka zabarwiła się czerwienią od kropli krwi Chrystusa. Szczygieł chciał ulżyć jego męce i próbował wyciągnąć kolce z cierniowej korony. Niewiele jest ptaków tak lubianych przez malarzy. Szczygieł występował w sztuce jako symbol cierpienia Syna Bożego, ale i Zmartwychwstania. Amerykański ornitolog Herbert Friedmann rozpoznał go na niemal pięciuset religijnych obrazach, w większości włoskich malarzy. Szczególnie kochał go renesans. Na płótnie „Madonna ze szczygłem” Rafaela widzimy, jak mały Jezus delikatnie głaszcze szczygła trzymanego w ręce przez św. Jana.

Szczygieł przez wieki był też popularnym ptakiem domowym. Wesoły, niekłopotliwy, piękny. Na obrazie ucznia Rembrandta, Carela Fabritiusa, „Szczygieł” (spopularyzowanego ostatnio przez książkę Donny Tartt pod tym samym tytułem) bohater siedzi przykuty cienkim łańcuszkiem do miedzianej obręczy. Płótno jest niewielkie, ptak ma właściwie naturalne rozmiary, podobno widziany w haskim muzeum robi wrażenie, jakby za moment miał przeskoczyć na niższą metalową żerdkę.

Szczygły można łatwo nauczyć czerpania wody z poidełka przy pomocy małego wiadra na sznurku. Ptak opuszcza je dziobem. Jego holenderska nazwa putter oznacza właśnie „czerpiącego wodę”. Szczygły na swoje nieszczęście chyba nie wychodzą z mody. Kiedyś widziałem ptaki na targu w Marsylii. Handel polnymi ptakami był tam chyba zabroniony, bo sprzedawca odsłaniał przykryte białym prześcieradłem klatki tylko dla zaufanych klientów.

Drogę przecina mi rów melioracyjny, a z zarastających go traw słyszę wściekły terkot. Gdzieś tam w dole, niewidoczny dla moich oczu, skacze strzyżyk, jeden z najmniejszych europejskich ptaków. Drobna, brązowa kulka z zawadiacko zadartym ogonem. Po łacinie Troglodytes troglodytes. Dawniej mówiono na niego „wole oczko”. Mały ptak strzeże swojego wodopoju.

Nazajutrz mróz odpuszcza. Wygląda na to, że zima w tym roku to trochę śniegu i niecałe dwa tygodnie mrozu. Wraca marcowa pogoda. Niektórzy cieszą się, że zimno jest mniej dotkliwe, nie trzeba odśnieżać samochodu, a z ulic usuwać grzęzawisk błota.

A mnie się to wydaje bardzo niepokojące. Rok temu po suchej jesieni przyszła ciepła zima, a po niej pogodna wiosna. W maju środkowa Biebrza, która powinna być wielkim rozlewiskiem, przypominała węgierską pusztę w sierpniu. Po horyzont łany rudawej trawy. Tam, gdzie nad wodą zawisały w ubiegłych latach zwinne rybitwy, wzlatywał do słońca rozśpiewany skowronek. Ptak ze spalonych słońcem stepów. Piękny, ale zupełnie nie na miejscu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2016