Niegdysiejsze śniegi

W malarstwie późnego średniowiecza i w malarstwie nowożytnym im później, tym zimniej. W sztuce też widać ślady zmian klimatycznych.

17.12.2019

Czyta się kilka minut

RYC. 1 i 2: Miniatury ilustrujące grudzień i styczeń, Psałterz Fécamp (ok. 1185 r.) / KONINKLIJKE BIBLIOTHEEK
RYC. 1 i 2: Miniatury ilustrujące grudzień i styczeń, Psałterz Fécamp (ok. 1185 r.) / KONINKLIJKE BIBLIOTHEEK

Czasem można odnieść wrażenie, że w średniowieczu wszystko już było. Na pozór mało realistyczne średniowieczne rzeźby, obrazy i miniatury okazują się kryć detale dość wiernie pokazujące codzienne życie – często bliższe naszemu doświadczeniu, niż można by sądzić. Przyjrzyjmy się więc tym razem, jak rzecz się ma z zimą.

Choć dopiero w późnym średniowieczu (XIV-XV wiekach) artyści na większą skalę rozwinęli przedstawienia przyrody w pejzażach w tle obrazów i miniatur, to jednak samo ukazywanie pór roku, a raczej kolejnych miesięcy, ma znacznie starszą tradycję. A zatem zaskakuje odkrycie, że w sztuce europejskiej przez większą część wieków średnich próżno szukać... śniegu!

Czas stanowił ważny aspekt średniowiecznej wizji wszechświata – cykl roku zamykał się w dwunastu przedstawieniach zwanych „pracami miesięcy”. Znajdziemy je w średniowiecznej rzeźbie – zwłaszcza w dekoracjach romańskich kościołów, w witrażach, i oczywiście w malarstwie, szczególnie w miniaturach zdobiących rękopisy. Owe „prace miesięcy” – obok znaków zodiaku – znakomicie nadawały się do dekoracji kalendarzy. Nie chodzi tutaj rzecz jasna o kalendarze ścienne, przeznaczone na konkretny rok, ale o kalendarze liturgiczne – czyli ogólne spisy świąt i wspomnień na każdy miesiąc.

Modlitewniki dla osób świeckich – psałterze i psałterze-godzinki w pełnym średniowieczu, oraz godzinki w późnym średniowieczu – otwierał właśnie kalendarz. Dekorowane rękopisy, szczególnie te przeznaczone dla przedstawicieli elit, zawierały miniatury także w części kalendarzowej. Dzięki temu dysponujemy zestawami przedstawień owych „prac miesięcy” z przestrzeni kilkuset lat. Podążały one za ustalonym schematem: niektóre miesiące rzeczywiście ilustrowano wizerunkami sezonowych prac (takich jak żniwa, winobranie albo siew), inne zaś ukazywano raczej poprzez formy odpoczynku niż pracy (spacer w ogrodzie, uczta, grzanie się przy ogniu). Zimowe miesiące także miały swoje ustalone schematy dekoracji.

Bardzo rzadko przy tym możemy zobaczyć w tych obrazach po prostu prawdziwą zimę. Jak zatem ilustrowano grudzień, styczeń i luty?

Świnie, obżarstwo i grzanie nóg

Grudzień był miesiącem świniobicia – czego ślad czytelny jest jeszcze w niektórych słowiańskich nazwach tego miesiąca (czeski prosinec, chorwacki prosinac). Najczęściej miniatury dekorujące grudzień ukazywały właśnie zarzynanie świń; czasami zdarzało się także przedstawienie karmienia tych zwierząt żołędziami, choć najczęściej taka ilustracja przypadała na poprzedzający grudzień listopad. W średniowiecznych scenach świniobicia nie zobaczymy jednak zazwyczaj śniegu ani sopli lodu (zob. ryc. 1).

Styczeń to zawsze przedstawienie uczty: to czas zabaw świąteczno-karnawałowych oraz wyjadania zapasów zgromadzonych na zimę. Tradycje zimowych uczt i zabaw mają oczywiście korzenie przedchrześcijańskie: w starożytnej Grecji na przełomie grudnia i stycznia świętowano Dionizje Wiejskie, podczas których pierwszy raz otwierano i pito młode wino z ostatnich zbiorów. W starożytnym Rzymie natomiast w grudniu świętowano Saturnalia, prowadzące do Święta Narodzin Niezwyciężonego Słońca, czyli przesilenia zimowego, które w kalendarzu juliańskim przypadało na 25 grudnia. Średniowieczne wyobrażenia stycznia też raczej nie zawierają mrozu ani śniegu – jest to bowiem uczta, która odbywa się we wnętrzu komnaty.

Co ciekawe jednak, w wielu przedstawieniach stycznia – choć pochodzą one z kalendarzy liturgicznych chrześcijańskich modlitewników – zobaczymy pogańskie bóstwo o dwóch twarzach. To Janus, rzymski bóg początków: Ianua po łacinie oznacza drzwi, bramę, wejście; imię tego bóstwa zapewne odnosiło się do nowego otwarcia czy też wejścia w nowy rok. Od tego boga wywodzi się łacińska nazwa stycznia: Ianuarius (i oczywiście jej warianty w wielu współczesnych językach europejskich). Starożytny Janus miał dwie twarze: jedną patrzył w przeszłość, drugą zaś w przyszłość. W wielu średniowiecznych przedstawieniach żarłoczny Janus wykorzystuje obie twarze do tego, żeby pić i jeść za dwóch (zob. ryc. 2).

Czasami zdarzało się nawet, że średniowieczny Janus miał nie dwie, lecz trzy twarze – co odnosiło się zapewne bardziej do Trójcy Świętej niż do starożytnego bóstwa. Pojawiały się też czasem przedstawienia Janusa, który wygląda, jakby miał dwie i pół twarzy – jakby artysta nie mógł się zdecydować, co właściwie chciał ukazać (zob. ryc. 3).

Luty tradycyjnie ilustrowano człowiekiem grzejącym się przy ogniu. Warto zauważyć, że może to być zakorzenione w najdawniejszych przedchrześcijańskich tradycjach. Tak się bowiem składa, że w wielu przypadkach owa grzejąca się przy ogniu postać to starzec; a jednocześnie wiemy, że w ten sam sposób – jako postać siedzącą przy kominku – ukazywano w sztuce średniowiecznej po prostu personifikację starości (zob. ryc. 4).

Ale dlaczego luty miałby być ukazywany jako starzec? Być może kryją się w tym dalekie echa pradawnych tradycji... tych samych, które sprawiły, że w wielu europejskich językach grudzień wciąż określany jest mianem „dziesiątego” (łac. December). Otóż rzecz w tym, że do II wieku p.n.e. Rzymianie świętowali nowy rok w marcu – podobnie jak Słowianie. Ma to swoją logikę przyrodniczą: wiosenne budzenie się natury jakoś bardziej sprzyja świętowaniu początku nowego roku niż sam środek mroźnej zimy. W takim układzie luty jest ostatnim miesiącem starego roku – starcem wygrzewającym się przy ogniu u schyłku swych dni.

Postać tę często ukazywano, jak zdejmuje buty lub po prostu suszy gołe nogi. Być może w ­domyśle ­chodzi o przemoczenie ich na śniegu. A jednak, o dziwo, śnieg pojawia się w sztuce europejskiej dopiero u schyłku średniowiecza.

Mróz, śnieżki i majtki

Najstarszym znanym mi przedstawieniem śniegu w średniowiecznym malarstwie jest fresk Ambrogia Lorenzettiego w Palazzo Publico w Sienie – to „Alegoria Zimy”, datowana na lata 1338-40. Postać otoczona płatkami padającego śniegu trzyma w dłoni śnieżną kulę (ryc. 5). Co ciekawe, to właśnie bitwa na śnieżki jest jednym z najczęstszych motywów w pierwszych przedstawieniach śnieżnej zimy. Pojawia się np. wśród fresków na zamku Buonconsiglio w Trydencie (przypisywane Mistrzowi Wacławowi, ok. 1400 r.), a także w rękopisie „Tacuinum Sanitatis” z początków XV wieku. „Tacuinum Sanitatis” to był średniowieczny podręcznik dotyczący zdrowego stylu życia, oparty na arabskim dziele Ibn Butlana z Bagdadu „Taqwin al‑Sihha” („Tabele zdrowia”), powstałym w połowie XI wieku, przetłumaczonym na łacinę w wieku XIII. Śnieg i lód figurują tu jako czynniki mogące powodować kaszel i paraliż – by tych przykrych efektów uniknąć, należy „pić z umiarem” (w innym miejscu tego dzieła na zimę zalecane są czerwone wina, szczególnie te ciężkie i dojrzałe, określone jako szkodzące dzieciom). Miniatura dotycząca śniegu ukazuje właśnie bitwę na śnieżki – co ciekawe, podobnie jak w przypadku trydenckiego fresku, jest to zabawa ludzi dorosłych (ryc. 6 i 7).

Zimowy pejzaż mamy także w ilustracji lutego we wspaniałej miniaturze z kalendarza z Bardzo Bogatych Godzinek Księcia de Berry (Bracia Limbourg, przed 1416 r.). Widzimy tam przykryte śniegiem gospodarstwo, w tle ośnieżone wzgórza oraz dachy zabudowań pobliskiej wioski. Chałupa na pierwszym planie wygląda jak teatralna scenografia: brak jednej ściany pozwala widzom śledzić wnętrze. Tam zaś domownicy grzeją się przy kominku – i to właśnie jest zasadnicza ilustracja lutego (ryc. 8).

Bracia Herman, Paul i Johan de Limbourg (Lymborch), malarze pracujący od 1408 r. dla księcia Jeana de Berry, wyjątkowo precyzyjnie oddawali szczegóły malowanych przez siebie scen. W tym przypadku nie tylko szczegóły wyposażenia gospodarstwa i zagrody, ale także, no cóż, szczegóły anatomiczne gospodarzy. Okazuje się przy okazji, że po domu, nawet zimą, chadzano bez bielizny. Trzeba było jednak włożyć ciepłe majtki przed wyjściem – w tle widzimy postać mężczyzny, który wybrał się po opał na skraj lasu: gdy rąbie drewno, rozwiana szata prezentuje nam wyraźnie bieliznę typową dla XV stulecia.

W malarstwie późnośredniowiecznym i nowożytnym im później, tym śniegu więcej; znakomitym przykładem może być kalendarz w Wielkich Godzinkach Anny Bretońskiej (księżnej Bretanii i królowej Francji) iluminowanych przez Jeana Bourdichon między 1503 a 1508 r. Tym razem już w ilustracjach dekorujących wszystkie trzy zimowe miesiące – grudzień, styczeń i luty – zobaczyć możemy zaśnieżone pola i dachy (ryc. 9).

Dlaczego jednak śnieg pojawia się w malarstwie europejskim dopiero od XIV wieku? Z jednej strony to właśnie w tym czasie coraz więcej „realistycznych” szczegółów wkrada się do sztuki – z drugiej jednakże błędem byłoby stwierdzenie, że artyści wcześniejszych stuleci nie oddawali realiów otaczającej ich rzeczywistości. Być może zatem za nagłym pojawieniem się śniegu w sztuce europejskiej stoi co innego?

Na przykład załamanie klimatyczne, które nastąpiło około roku 1300.

Pustynie lodowate

Tzw. późnośredniowieczna mała epoka lodowa jest zagadnieniem wciąż badanym; naukowcy w interdyscyplinarnych zespołach poszukują odpowiedzi na pytanie, na ile zmiany klimatu – niewątpliwie wpływające na gospodarkę – miały wpływ na wydarzenia polityczne i historię Starego Kontynentu.

Najogólniej rzecz biorąc, do wczesnego ochłodzenia klimatu doszło na przełomie antyku i średniowiecza (w tym czasie upadł starożytny Rzym i nastąpiły wędrówki ludów). Potem zaś przyszło ocieplenie, zwane średniowiecznym optimum klimatycznym. Okres ten przypadł na lata ok. 800–1300, czyli na czas największego rozwoju średniowiecznej zachodniej Europy: od czasów Karola Wielkiego po schyłek XIII wieku. Później zaś nastąpiło kolejne ochłodzenie: owa mała epoka lodowa, trwająca aż do połowy XIX stulecia. Niektórzy badacze [oraz Olga Tokarczuk w swoim wykładzie noblowskim – red.] określenie to stosowali jedynie do czasów nowożytnych, od schyłku XVI wieku. Ale badania przeprowadzone przez zespół naukowców powiązanych m.in. z amerykańskim Narodowym Centrum Badań Atmosfery w Boulder w Kolorado (opublikowane w 2012 r. w „Geophysical Research Letters”, vol. 39) dowodzą, że zmiany klimatyczne w Europie nastąpiły wcześniej, a mała epoka lodowa mogła zostać wywołana w ostatniej ćwierci XIII stulecia przez kumulację erupcji wulkanów.

Skutki klimatyczne co prawda najbardziej odczuwalne były od ok. 1570 r. – wyjątkowo sroga i długa była na przykład nasza zima w roku 1574, kiedy to Henryk Walezy przez pięć miesięcy przebywał w Polsce. W rezultacie Polska stała się w oczach mieszkańców Europy Zachodniej krajem wiecznych mrozów; ów negatywny obraz wykreował m.in. Philippe Desportes, długoletni sekretarz i poeta nadworny Henryka Walezego. W swoich wierszach, wydawanych od 1575 r., kilkakrotnie zamieszczał aluzje do Polski, określając kraj jako „zimny, ciężki, nieuśmierzony”, pisząc o „zimnej Scytii” i „pustyniach lodowatych” . Najsłynniejsza jednak jest jego satyra „Adieu à la Pologne”, ze zbioru „Diverses Amours” (1576). Już pierwsze wersy nie pozostawiają wątpliwości: „Żegnaj Polsko, żegnajcie puste równiny, zawsze pokryte śniegiem albo lodem” (przeł. B. Marczuk-Szwed).

Opinia o Polsce wyszła zresztą poza Francję; w „Komedii omyłek” Szekspira pojawia się „polska zima” w sensie przysłowiowym („łój z nich wyciśnięty wystarczyłby na polską zimę”, przeł. L. Ulrich), a w „Hamlecie” – „Rozkazy, aby rozgromić Polaków, ciągnących na nas saniami przez lody” (przeł. S. Barańczak). Ale w poszukiwaniu zimy w drugiej połowie XVI wieku nie trzeba było opuszczać Europy Zachodniej. Oto bowiem chociażby z obrazów Pietera Bruegla Starszego wynika, że zimy w XVI-wiecznych Niderlandach także nie należały do lekkich. Mnóstwo śniegu i zamarznięte jeziora znajdziemy w „Myśliwych na śniegu” (1565, ryc. 10), „Zimowym pejzażu z łyżwiarzami i pułapką na ptaki” (1565), „Rzezi niewiniątek” (1566) czy ­ „Spisie ludności w Betlejem” (1566). Poza znaną nam już z malarstwa średniowiecznego bitwą na śnieżki, Bruegel ukazywał także jazdę na sankach i łyżwach oraz gry takie jak bandy (zbliżone do hokeja) i curling.

Wszystko już było w średniowieczu... ale być może nie wszystko przetrwa nasze działania w czasach współczesnych. Trudno nie zadać sobie pytania: czy w obliczu aktualnych zmian klimatycznych, tym razem bez wątpienia spowodowanych przez człowieka, kolejne pokolenia dzieci XXI wieku nie będą znały tych zimowych zabaw jedynie ze starych ­obrazów? ©

Autorka jest doktorem historii sztuki, mediewistką, zajmuje się dydaktyką i popularyzacją. Prowadzi blog o poszukiwaniu ciekawostek w sztuce: www.posztukiwania.pl, stale współpracuje z „Tygodnikiem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absol­wentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, doktor historii sztuki, medie­wistka. Ma na koncie współpracę z różnymi instytucjami: w zakresie dydaktyki (wykłady m.in. dla Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Otwartego AGH, licznych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2019