Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Romantyczni "poeci ruin" w opisach malowniczych gruzowisk wyrażali stany swojej potrzaskanej duszy. W początkowych scenach tureckiego filmu "Klimaty" bohaterowie kontemplują antyczne ruiny świątyni w Kaş, by w finale przenieść się na drugi kraniec Turcji, gdzie u stóp góry Ararat wznosi się majestatyczna twierdza otomańska Ishak Pasha. Oba miejsca pozbawione życia, wydrążone niczym skorupy, znaczą etapy związku Isy i Bahar. Najpierw w śródziemnomorskiej scenerii Kaş, na pustych plażach, w ziejących nudą pokojach hotelowych, zapada decyzja o rozstaniu. Jego decyzja. To Isa, sporo starszy od Bahar, z wyraźnymi pretensjami do swojej męskości, rozdaje w tym związku wszystkie karty: protekcjonalny, kapryśny, to znów cynicznie manipulatorski. Finałowa panorama XVIII-wiecznej fortecy ostatecznie przypieczętuje śmierć miłości. "Pozostał tylko kurz i popiół" - powie bohater, cytując słowa popularnej piosenki.
"Klimaty" tureckiego reżysera Nuri Bilge Ceylana, jednego z największych indywidualistów współczesnego kina, opowiadają o naturze związku. Czym jest życie we dwoje? Czy tylko sekwencją ulotnych chwil, lepszych czy gorszych międzyludzkich "klimatów"? Ceylan, porównywany wcale nie na wyrost z Bergmanem czy Antonionim, w poetycki sposób oddaje rozmaite odcienie związku Isy i Bahar. Związku, który dla mężczyzny jest nieledwie rozgrywką, wykalkulowaną próbą sił. Właśnie dlatego Isa podąży za Bahar dopiero wtedy, gdy zacznie ją tracić. Ale już najmniejszy gest pojednania z jej strony spowoduje jego wycofanie, ponowne zamknięcie się w swojej wygodnej skorupie. Isa jest intelektualistą, a właściwie zblazowanym naukowcem z uniwersytetu w Stambule. W jednej ze scen poucza swego kolegę z pokoju asystenckiego, jak skutecznie kombinować i kluczyć, jak nie dać się miłości i ratować swoje zagrożone ego. Najwyraźniej nie dojrzał do związku z Bahar. I podczas gdy jej zachowania są intuicyjne, a reakcje spontaniczne, czasem nawet ocierające się o histerię - on cierpi na chorobę samokontroli, rodzaj emocjonalnego stuporu, który nie pozwala mu swobodnie rozejrzeć się w swoich uczuciach i nazwać je po imieniu.
Film, zbudowany symetrycznie wokół dwóch podróży i dwóch kontrastujących pór roku, dopuszcza do głosu także dwa wątki związane z marzeniami sennymi. Pierwszy sen Bahar, w którym Isa na plaży w Kaş zakopuje swoją partnerkę w piachu, jest wyrazem jej przeczuć, zapowiedzią tego, co ma się zdarzyć. "Nic z tego nie będzie" - usłyszymy za chwilę z ust Isy. Drugi swój sen Bahar opowiada Isie w małym hoteliku we wschodniej Turcji. Dziewczyna przyjechała tu pracować przy produkcji serialu, choć tak naprawdę uciekła od Isy, który zdążył jej zadać wiele bólu. Spotykają się w melancholijnym zimowym miasteczku, jakby żywcem wyjętym z kart powieści Orhana Pamuka. Isa udaje, że przyjechał tu robić zdjęcia do doktoratu - tak naprawdę przyjechał za nią. To właśnie wtedy Bahar próbuje odtworzyć swój drugi sen: niemal idylliczny, będący zaprzeczeniem pierwszego, sen o lataniu i spotkaniu ze zmarłą matką. Opowiadając Isie jego treść, dziewczyna czuje się naprawdę szczęśliwa. Ma nadzieję, że tu, na zasypanych śniegiem krańcach Turcji, ona i Isa nareszcie się odnajdą. Ale i ten "klimat" okaże się nietrwały. Wyjdą na wierzch stare lęki, zwycięży dobrze znana oschłość serca.
Nie da się ukryć, że piękny film Ceylana, inspirowany europejskim kinem najwyższej próby (nagroda FIPRESCI w Cannes), nabiera jeszcze większej mocy, kiedy uświadomimy sobie, iż jest on w istocie czymś więcej niż filmem, bo także rodzajem psychodramy. Ceylan nie tylko wyreżyserował film i napisał do niego scenariusz - zagrał również główną rolę. Wcielił się w postać mężczyzny niedojrzałego, skłonnego do kłamstwa i niewierności, z trudem tłumiącego w sobie pokłady agresji. Młoda żona reżysera, subtelna i jednocześnie wyrazista w swojej kreacji Ebru Ceylan, zagrała rolę Bahar. Jej twarz fotografowana jest z czułością, z poszanowaniem dla tajemnicy - niczym twarz Moniki Vitti w słynnej "trylogii samotności" Antonioniego. Można się tylko domyślać, jak ważnym doświadczeniem dla tureckiej pary była praca nad tym filmem i jak wiele musiała zmienić w ich wzajemnej relacji.
Film, zadedykowany ich wspólnemu synkowi, posiada jeszcze więcej osobistych tropów. W epizodzie rozgrywającym się w Stambule w role matki i ojca bohatera, zmartwionych faktem, że nie doczekali się jeszcze wnuków, wcielili się autentyczni rodzice Ceylana. Mieli oni okazję wystąpić już we wcześniejszych jego filmach: w debiutanckiej "Kasabie" (1998) i "Majowych chmurach" (1999), w cudowny sposób zacierającym granice między inscenizacją a zapisem dokumentalnym. Śledząc liczebnie skromną filmografię 48-letniego reżysera ze Stambułu widać, jak każdym swoim kolejnym tytułem przybliżał się o krok do wielkiego osobistego wyznania, jakim bez wątpienia są "Klimaty".
We wcześniejszym o cztery lata filmie "Uzak", który pomimo najbardziej prestiżowych nagród (by wymienić tylko Cannes czy San Sebastian), nigdy nie doczekał się premiery w Polsce, Ceylan powołał do życia postać, która zdaje się być pierwowzorem Isy. Bohater "Uzaka" również był przedstawicielem stambulskich elit, egocentrycznym artystą - fotografikiem, który wolał spalać się w udrękach samotności, niż wyciągnąć rękę do zagubionego kuzyna z prowincji, który zwalił mu się niespodziewanie na głowę i zakłócił misternie budowany egoistyczny ład. Już w filmie "Uzak" (co oznacza po polsku "odległy") pojawiły się charakterystyczne obsesje męskich bohaterów Ceylana: lęk przed ojcostwem, bliskością, nieustanne zaprzeczanie swoim uczuciom, by tylko nie wypaść z roli samowystarczalnego twardziela.
Jednakże filmy Ceylana nie byłyby zjawiskiem tak osobnym, gdyby nie ich specyficzny język: czysty, a zarazem wyrafinowany. "Klimaty" można śmiało uznać za ukoronowanie Ceylanowskiego stylu. Nieśpieszna kamera nie tylko studiuje rzeczywistość, ale też fragmentaryzuje ją i rozbija. To samo dotyczy postaci, które filmowane są w taki sposób, by podkreślić ich wzajemne rozdzielenie. Rzadko możemy zobaczyć je w kadrze razem - wtedy zazwyczaj bywają ciasno kadrowani, jakby nie było w kadrze miejsca dla obojga. Oblicze Isy jest zacięte i nieprzeniknione. Bahar ma twarz niczym opowieść - każde jej drgnienie, a także sama faktura skóry czy sposób, w jaki światło pada na jej włosy, wyraża jakąś podskórną emocję: cierpienie, nadzieję, miłość. Kilkakrotnie Ceylan zaburza rytm swojej opowieści, wprowadzając dysharmonię pomiędzy obrazem i dźwiękiem czy stosując nietypowe zbitki montażowe. Oglądając historię Isy i Bahar, odczuwamy więc pewien dyskomfort - jakby zaburzona logika opowieści miała oddawać mocno zachwianą logikę ich związku.
Film Ceylana jest więc zbudowany nie tyle ze zdarzeń, ile przede wszystkim z subiektywnych "klimatów". Stąd tyle w nim znaczącego milczenia. Stąd tak wiele można wyczytać z wypełniającej to milczenie poruszającej sonaty Domenica Scarlattiego. Dlatego z tak nienaturalną intensywnością brzmią odgłosy ze świata zewnętrznego: szum morza, cykanie cykad czy dochodzący spoza kadru warkot samolotu, który w finale nabiera mocy szczególnie dramatycznej.
"KLIMATY" ("Iklimler") - scen. i reż.: Nuri Bilge Ceylan, zdj.: Gökhan Tiryaki, wyst.: Ebru Ceylan, Nuri Bilge Ceylan, Nazan Kirimlis, Mehmet Eryilmaz, Emin Ceylan, Fatma Ceylan i inni. Prod.: Turcja/Francja 2006. Dystryb.: Gutek Film. W kinach od 16 kwietnia 2007 r.