Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zapomina dodać, że to jego działalność ten „eksperyment” sprowokowała.
Gdy Zbigniew Ziobro po raz pierwszy był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, uwielbiał osobiście czytać akta różnych spraw. Gdy coś go zainteresowało dzwonił bezpośrednio do prokuratora i wdawał się w długie rozmowy. Lubił, gdy go słuchano, gdy wdrażano w życie jako pomysły na śledztwo – jakie pytania zadać świadkowi, kogo najpierw przesłuchać. Lubił tę robotę. Trudno mu było usiedzieć za biurkiem. Gdy mówił, uwielbiał spacerować po gabinecie. Gdy już musiał siedzieć za biurkiem, nie mógł opanować nerwowego poruszania nogą – jakby ciągle gdzieś się spieszył, jakby permanentnie był gotowy do biegu.
Prawo kończył na Uniwersytecie Jagiellońskim. Odbył aplikacje prokuratorską, ale jako prokurator nigdy nie pracował. Działalność społeczną zaczynał jako współtwórca Stowarzyszenia Katon oraz Centrum Pomocy Ofiarom Przestępstw. Od początku rozumiał, jak ważne jest nagłaśnianie działań w mediach: – Radził się, opowiadał o swoich pomysłach, zawsze chętny do współpracy. Wtedy jeszcze cichy, trochę nieśmiały – wspomina dziennikarka z Krakowa.
W ogólnopolskiej polityce debiutował w ministerstwie sprawiedliwości. Był podsekretarzem stanu, gdy resortowi szefował Lech Kaczyński. Odszedł, gdy minister złożył dymisję na ręce Jerzego Buzka. To była dobra nauka – bo Kaczyński odszedł z resortu w nimbie samotnego szeryfa walczącego z bezprawiem. Trzaśnięcie drzwiami osłabiło rząd, ale jednocześnie otworzyło nowe możliwości. AWS – formacja Buzka umiera. Ale obok powstaje nowa partia: Prawo i Sprawiedliwość. Ziobro jest jej współzałożycielem. Zostaje też posłem.
Komisja śledcza ds. afery Rywina to dla Ziobry trampolina do pierwszej ligi. Cała Polska ogląda jej posiedzenia. A Ziobro robi wszystko, by go zauważono. Zabiera głos, mnoży wątpliwości, droczy się z posłanką SLD Anitą Błochowiak (tabloidy piszą: „kto się lubi, ten się czubi”). Wówczas zawiera wiele znajomości z dziennikarzami. Nie wstydzi się pytać i radzić. Zawsze odbiera telefon, jest gotowy do udzielania komentarzy w dzień i w nocy.
Dla przeciwników jest irytujący. Wyprowadza z równowagi opanowanego Leszka Millera, który jest uważany za jednego z najtwardszych polityków: „Jest pan zerem panie Ziobro!” – rzuca lider lewicy, a Ziobro jest w siódmym niebie.
W 2005 roku znów zdobywa mandat posła – ale ważniejsze jest to, że dostaje ponad 120 tysięcy głosów. Jest naturalnym kandydatem na ministra sprawiedliwości.
Obiecuje Jarosławowi Kaczyńskiemu, że wytropi „układ” rządzący Polską. Nie wytropił, za to stał się symbolem klęsk wizerunkowych IV RP – takich jak samobójstwo B. Blidy, czy sugerowanie, że znany kardiochirurg mordował pacjentów. To m.in. dzięki takim błędom Platforma w 2007 roku mogła straszyć PiS-em i wygrać wybory.
Co robi Zbigniew Ziobro po przegranej? Jest posłem PiS w opozycji (ponad 160 tys. głosów), a potem europarlamentrazystą tej partii (Ponad 330 tys. i drugi wynik w kraju po Jerzym Buzku). W 2011 r. Ziobro wraz z Jackiem Kurskim i Tadeuszem Cymańskim zakładają Solidarną Polskę. Do ich klubu parlamentarnego przechodzi kilkunastu posłów PiS. Jednak SP jest nieudanym eksperymentem. Formacja kurczy się, Ziobro przegrywa wybory do Parlamentu Europejskiego. Musi wrócić w pokutnym worku do prezesa PiS. W 2015 roku dostaje ostatnie miejsce na liście PiS na kielecczyźnie. Szansę wykorzystuje i wchodzi do parlamentu.
Mimo że „zdradził” prezesa, wraca do resortu sprawiedliwości. Jest aktywny politycznie i ewidentnie gra na siebie. Pisze m.in. list otwarty do komisarza Unii Europejskiej, Günthera Oettingera, ws. nagonki na Polskę. Dyplomaci są wściekli, bo ogranicza im to pole manewru.
Gdy Ziobro atakuje Trybunał Konsytucyjny za to, że jego sędziowie pojechali w delegację do Chin, prof. Andrzej Rzepliński mówi lekceważąco: – Straszenie leży w mentalności pana Zbyszka. Nic panu Zbyszkowi do tego, gdzie Trybunał wyjeżdża.
Lekceważenie chyba nie było potrzebne. Wtedy „pan Zbyszek” był tylko ministrem, teraz jest także prokuratorem generalnym. Możliwości ma znacznie większe niż zwykłe straszenie.