List do szefów MDI

Uważacie, że jesteście ofiarami pomówień, ale czy sami nie rzucacie lekką ręką oskarżeń na innych?

24.09.2013

Czyta się kilka minut

 „By zmienić w Polsce ustawę, wystarczy trochę gotówki, firma PR, ulegający wpływom dziennikarze, kilku posłów i generał policji” – napisał dwa tygodnie temu w „Tygodniku” Cezary Łazarewicz. Ujawniliśmy, jak należąca do byłych dziennikarzy firma MDI doprowadziła – na zlecenie zajmującej się recyklingiem firmy Orzeł Biały – do zablokowania zmian w ustawie regulującej zasady utylizacji akumulatorów. Tydzień temu bronili się na naszych łamach partnerzy zarządzający MDI, Maciej Gorzeliński i Rafał Kasprów, twierdząc, że działali zgodnie z zasadami wolnego rynku. „Właściciele MDI obiecali klientowi zablokować zmianę ustawy, a potem systematycznie wprowadzali mnie w błąd, gdy próbowałem tę sprawę wyjaśnić” – odpowiadał Łazarewicz. Sprawa, która wywołała burzę także w innych mediach, skłoniła Pawła Reszkę do napisania listu otwartego do swoich dawnych kolegów, obecnie właścicieli MDI.

Przeczytaj na powszech.net/mdi


Do Macieja Gorzelińskiego i Rafała Kasprowa


Maćku, Rafale,

znamy się kopę lat, kiedyś byliście świetnymi dziennikarzami. Z Rafałem pisaliśmy w duecie teksty, za które dostawaliśmy dziennikarskie laury. W tercecie przegadaliśmy masę czasu i wysuszyliśmy niejedną butelkę. Cieszę się z naszej znajomości i nigdy nie będę się jej wypierał.

Ostatnio o Waszej firmie, MDI, zrobiło się głośno. Wszystko to za sprawą tekstu „Orzeł może” Cezarego Łazarewicza, opublikowanego w „Tygodniku Powszechnym”, oraz Waszego sporu z tygodnikiem „Wprost”, jego redaktorem naczelnym, a także właścicielem.

Nie rozumiem Waszych działań, dlatego chcę Wam zadać kilka pytań.

NIE W SMAK

Zacznijmy od tekstu Łazarewicza (żeby nie było wątpliwości: rozmawiałem z nim raz w życiu). Artykuł pod tytułem „Orzeł może” wywołał Wasze oburzenie. Łazarewicz opisuje w nim kampanię PR, którą za pieniądze wykonaliście dla firmy Orzeł Biały SA po to, by zablokować niekorzystny dla tego przedsiębiorstwa zapis ustawy dotyczący utylizacji akumulatorów. Kampania miała być skuteczna m.in. dlatego, że nacisk kładziecie na ekologię i nie wiążecie jej z interesem konkretnego podmiotu gospodarczego, na rzecz którego działacie. Prawda? Robiliście ją dla Orła Białego – jak rozumiem – dlatego, że jest to Wasza praca. Gdyby zgłosił się do Was orzeł innego koloru, który chciałby innych, mniej ekologicznych zapisów w ustawie, pracowalibyście dla niego. Tym się bowiem zajmujecie zawodowo, zarabiacie pieniądze.

W ofercie złożonej Orłowi zaproponowaliście, żeby dziennikarskie (sic!) teksty na temat szkodliwości „ustawy akumulatorowej” ukazały się w największych gazetach i portalach internetowych. Na czele społecznego ruchu sprzeciwu miał stanąć „na przykład” dziennikarz „Gazety Wyborczej” Adam Wajrak. Tak przynajmniej proponowaliście w prezentacji dla firmy Orzeł Biały, okraszając ją zdjęciem redaktora.

Fanpage akcji społecznej na Facebooku „Nie róbcie kwasu”, która pomagała lobbować przeciwko zmianom w ustawie – jak ustalił Łazarewicz – prowadziła Wasza pracownica. Zrobiliście też film pokazujący zagrożenia dla środowiska naturalnego, które ma spowodować ewentualna nowelizacja.

Jednym słowem: prowadziliście za pieniądze lobbing, który doprowadził do zablokowania niekorzystnego dla Waszego klienta zapisu ustawy. To właśnie opisał Łazarewicz – pokazując nam kawałek ciekawej rzeczywistości. Sami w swoich tekstach, np. „Korupcja w poznańskiej policji” czy „Wakacje z agentem”, staraliście się pokazać kawałek rzeczywistości, choć nie wszystkim było to w smak i ciągano Was za to po sądach.

Dlaczego oburzacie się dziś, gdy to działalność Waszej firmy jest opisywana? Nikt Wam nie zamyka ust. Udzielacie wywiadów, macie szansę na polemikę, „Tygodnik” poprosił Was o ripostę. W długim polemicznym tekście na tych łamach pisaliście: „W naszej ocenie Cezary Łazarewicz wprowadza czytelnika w błąd tabloidową sensacją, jakiej nigdy w tej sprawie nie było”. Uważacie, że wygraliście „biznesową wojnę obronną, prowadzoną zgodnie z regułami”. Ok, Wasza sprawa. Niech czytelnicy osądzą, czy podoba im się taka wojna, i czy jest to wojna etyczna.

CENZURA

Tymczasem piszesz, Rafale, list (jeszcze do niego wrócę) do redaktora naczelnego „TP” Piotra Mucharskiego: „Jestem zaskoczony faktem kontynuacji zarówno na łamach »Tygodnika Powszechnego«, jak i na stronach internetowych oraz na Facebooku kampanii przeciwko firmie MDI. Sam fakt publikacji naszej polemiki nie zwalnia państwa z odpowiedzialności za to, co w dalszym ciągu na nasz temat piszecie”.

Czy my jeszcze rozmawiamy, czy już zaczynasz grozić? Wolisz cenzurę prewencyjną zamiast polemiki?

CIEKAWE, CIEKAWE...

Wróćmy na sekundę do redaktora Wajraka, którego umieściliście w prezentacji dla firmy Orzeł Biały jako przykład człowieka, który może być twarzą proekologicznej kampanii. Rozumiem, że zrobiliście to dlatego, by prezentacja była ciekawa i żeby zwiększyć swoje szanse na dobry kontrakt. Prawda?

Dziś tłumaczycie, że prezentacja to był tylko zbiór propozycji, taka burza mózgów – dlatego Wajraka nie musieliście pytać o zdanie. Świetnie! Ile nazwisk, ilu dziennikarzy wykorzystujecie w takich prezentacjach? Czyje? Serio uważacie, że takie wykorzystywanie nazwisk reporterów jest etyczne? Przecież byliście reporterami: czy wówczas mieściło się Wam to w głowach? Czy wówczas pomyślelibyście, że to jest ok, jak ktoś używa Waszego dorobku dziennikarskiego do ordynarnego trzaskania kasy?

PRO FORMA

Z tego, co mi wiadomo, Łazarewicz zbierał materiały do tekstu „Orzeł może” jako dziennikarz „Wprost”. Tekst jakiś czas nie ukazywał się w tym tygodniku, aż w końcu wydrukowaliśmy go w „TP”. Redaktor naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski pisze, że w czasie gdy Łazarewicz prowadził śledztwo, Wasza firma szantażowała jego i wydawcę „Wprost”. Nie mieści mi się w głowie, byście mieli kogoś szantażować, wpływać czy naciskać na wydawców w sprawie tekstów dotyczących Waszej firmy.

Przecież oburzylibyście się, gdyby ktoś z Elektromisu pojawił się w latach 90. w „Gazecie Wyborczej”, żeby próbować zatrzymać tekst Maćka „Państwo Elektromis”, albo w redakcji „Życia”, żeby negocjować z wydawcą utopienie materiału Rafała „W sieci Gawriłowa”? Przecież bohaterowie tych świetnych tekstów także uważali, że będą skrzywdzeni; że Wasze artykuły są nieobiektywne.

Dlatego zapytam pro forma: czy naciskaliście na wydawcę „Wprost”, by nie publikował materiału Łazarewicza? Spotykaliście się z nim? Przekonywaliście? Coś proponowaliście? Pytam, choć osobiście chcę wierzyć, że nie.

GRZEBANIE

Tym bardziej dziwi mnie, że nagle zajęliście się przeszłością redaktora Sylwestra Latkowskiego.

Wyjaśnię, że Latkowski też ani mi brat, ani swat: gdy zostawał naczelnym „Wprost”, akurat żegnałem się z tą redakcją, nasza znajomość nigdy nie była więcej niż służbowa. Nie mam szczególnych powodów, by go bronić. Interesuje mnie tylko, dlaczego zaczęliście grzebać w jego przeszłości. Piszecie na Facebooku, gdzie umieściliście akta jego spraw: „Kiedy Sylwester Latkowski został redaktorem naczelnym »Wprost«, postanowiliśmy zbadać, kim naprawdę jest”. To w MDI standardowa procedura? Przyglądacie się wszystkim nowo powołanym redaktorom naczelnym, czy może mieliście jakieś szczególne powody, by zająć się akurat tym człowiekiem? Czy upublicznilibyście jego przeszłość, gdyby nie świadomość, że dziennikarz „Wprost” przygląda się Waszej firmie? Działaliście pro publico bono czy zwyczajnie zbieraliście haki?

Owszem, redaktor Latkowski został skazany wyrokiem za przestępstwo kryminalne. Rzecz w tym, że wyrok się zatarł – nie mieliście z tym problemu, upowszechniając swój materiał? Możemy o tym długo dyskutować (czytałem Wasz wywiad w „Rzeczpospolitej” na ten temat), ale jednak zatarcie to zatarcie. Jego instytucja jest po to, by człowiek, który w przeszłości popełnił przestępstwo i odpokutował za nie – mógł wrócić do normalnego życia, mając znów, z łaski prawa, czystą kartę. Naprawdę jesteście innego zdania?

ŻOŁNIERZE

W tekście o Latkowskim napisaliście: „Niedawno PKP i Totalizator Sportowy powiadomiły o próbach wymuszania przez »Wprost« wielomilionowych kwot w zamian za niepisanie krytycznych tekstów. Uważamy, że Michał Lisiecki, wydawca i właściciel »Wprost«, doskonale znający przeszłość Sylwestra Latkowskiego, uzyskał sprawnego żołnierza do realizacji własnych interesów, bo wie, że człowiek z taką przeszłością jak redaktor naczelny »Wprost« nie zawaha się przed pomawianiem i wydawaniem wyroków na ludzi w kierowanym przez siebie tygodniku”.

Skąd macie pewność, że Latkowski jest „żołnierzem” Lisieckiego? Macie na to dowody? Skąd możecie wiedzieć, jakie ten człowiek ma motywacje? Uważacie, że jesteście ofiarami pomówień, ale czy sami nie rzucacie lekką ręką oskarżeń na innych?

NIEMORALNA PROPOZYCJA

W liście do Piotra Mucharskiego Rafał pisze: „Chciałem Panu zwrócić uwagę na następujący fakt: dyrektor ds. sprzedaży Point Group w dniu 1 sierpnia 2013 skierował do lobbystów opisywanych przez Cezarego Łazarewicza w artykułach na łamach Pana gazety propozycję komercyjnej współpracy w zakresie materiału redakcyjnego/wywiadu z Panem Prezesem Kazimierzem Poznańskim (prezes Izby prowadzący działania w sprawie akumulatorów). Propozycja dla Izby Gospodarczej Metali i Recyklingu prowadzącej działania w ramach »ustawy akumulatorowej« obejmuje m.in.: »a / 1 strona artykułu – 10 000 zł netto, materiał redakcyjny – dziennikarz ‘Wprost’ lub gotowy materiał od firmy, przed drukiem pełna autoryzacja tekstu i akceptacja layoutu«. Miesiąc przed wysłaniem tej oferty Cezary Łazarewicz rzekomo zakończył śledztwo w sprawie akumulatorów, ale artykuł się nie ukazał. Zamiast tekstu pojawiła się propozycja finansowa. Została odrzucona. Rozumiemy, że »Wprost« było niewygodnie opublikować artykuł, jaki miał ukarać firmę i ludzi z nią związanych za to, że nie chcieli płacić za działalność PR-ową prowadzoną pod szyldem »Wprost«. Zamiast tego wykorzystano do publikacji »TP«. Uważamy, że w świetle tego, co w dalszym ciągu robi »TP« kontynuując temat »ustawy o akumulatorach«, informacja ta powinna zostać ujawniona przez Państwa jak najszybciej, gdyż stanowi ważną informację dla czytelników. Rozumiemy również, że najwyższe standardy dziennikarskie, jakimi zapewne Pan się kieruje, nie pozwolą Panu na ukrycie i przemilczenie tej informacji oraz kontynuację nagonki na MDI. Może w świetle tych informacji zamieszczą Państwo tekst z czerwoną okładką pod tytułem: »Aby we Wprost kupić artykuł wystarczy 10 tys. zł«”.

Takie same informacje, co w liście do red. Mucharskiego, zamieszczacie na Facebooku. Jeśli dobrze zrozumiałem, w Waszym przekonaniu Point Group zaproponował Wam publikację za pieniądze tekstu sponsorowanego, który udaje tekst dziennikarski. Dobrze zrozumiałem?

Czy uważacie takie praktyki za haniebne i nieetyczne? Bo ja tak uważam. I wierzę, że jako byli dziennikarze nie godzicie się na takie działania i nigdy nie poszlibyście na takie oszustwo wobec czytelników. Przeciwnie: za wszelką cenę chcielibyście coś takiego ujawnić. Prawda, że się nie mylę? Nie podsyłalibyście przecież teraz Piotrowi Mucharskiemu „wrzutki”, żeby ubrudzić także „Tygodnik”?

Pytam: dlaczego ujawniacie nieetyczną propozycję Point Group dopiero teraz, i to w takiej formie? Czy to był Waszym zdaniem szantaż: albo kasa za tekst sponsorowany, albo tekst Łazarewicza? Jeśli tak, to tym bardziej pytam: dlaczego nie grzmieliście wcześniej? Dlaczego dawaliście się szantażować? Dlaczego nie próbowaliście zawiadomić o szantażu prokuratury? Żeby odwrócić uwagę od meritum sporu?

INTENCJE

I jeszcze jedno zdanie z listu Rafała do Piotra Mucharskiego: „Proszę zastanowić się nad tym, że wpisujecie się w kampanię prowadzoną i kierowaną przeciwko nam przez tygodnik »Wprost« i osobiście przez Cezarego Łazarewicza”.

Rozumiem, że w swojej polemice wytykacie Łazarewiczowi nieścisłości, przekłamania. Wasze prawo, od tego jest polemika. Dziwi mnie jednak, że zarzucacie dziennikarzowi udział w jakiejś kampanii, jego z założenia złe intencje.

Dziwi mnie to dlatego, że pamiętam, ile wylewano na Was pomyj przy okazji Waszych głośnych tekstów: że chodzicie na pasku służb, że ktoś załatwia Waszymi rękami czyjeś brudne interesy. Dobrym przykładem były reakcje na tekst „Wakacje z agentem”. Pamiętam tamtą nagonkę na autorów materiału. Pamiętam swoje oburzenie. Dlatego dziwię się, że dziś jesteście w stanie bez zmrużenia oka zarzucać złe intencje Łazarewiczowi.

TU SĄ MEDIA

Maćku, w Presserwisie znalazłem Twoją wypowiedź: „Prezes Michał Lisiecki (wydawca »Wprost«) próbował wymuszać na MDI zapłatę za pochlebne teksty tygodnika »Wprost« o klientach agencji. Mamy na to dowody i pokazaliśmy je Łazarewiczowi. Niestety nie podjął tematu”.

Jeśli prezes Lisiecki próbował robić coś takiego, jest to oczywisty skandal. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego dowody pokazaliście tylko Łazarewiczowi? Dlaczego nie pokazaliście ich opinii publicznej? Kupowanie pochlebnych tekstów za pieniądze to granda. Znów wraca pytanie: dlaczego mówicie o tym dopiero, gdy MDI weszła w ostry konflikt z „Wprost”?

Pamiętam spotkanie z Rafałem na korytarzu starej „Rzeczpospolitej”. Skończyliśmy właśnie pisać reportaż „Wicek w alei Róż” – chyba nigdy później nie miałem takiej frajdy z pisania. Rafał powiedział wówczas, że więcej nic już razem nie napiszemy, bo przechodzi do biznesu. Uważał, że przez działania biznesowe będzie skuteczniejszy, że samym pisaniem świata nie zmieni, tak jakby chciał.

Byłem w szoku. Traciłem znakomitego „współpisacza”, ale nigdy nie potępiałem tej decyzji. Patrzyłem potem, jak rośnie firma MDI. Jak daje ludziom pracę, jak się bogaci, jak zdobywa kolejnych, coraz potężniejszych klientów. To mnie cieszyło.

Być może mieliście rację, przechodząc do biznesu. Media pewnie nie spełniły do końca swojej roli. Liczyliśmy, że nasz głos będzie mocniejszy, a wpływ na rzeczywistość większy.

Byliście dobrymi dziennikarzami – pisaliście dobre teksty, tropiliście zło, korupcję. Dziś media są słabe, wielu właścicieli to szemrani biznesmeni, działy reklamy kumają się z firmami i wpływają coraz bardziej na politykę redakcji, ludzie boją się pisać ostre teksty, bo mogą stracić robotę i nie mieć na spłatę kredytu. Tu są dziś media.

Ale gdzie jesteście dziś Wy?

Piszecie nagle o kryminalnej przeszłości Latkowskiego. Podajecie innych dziennikarzy do sądu. Ujawniacie ni z gruchy, ni z pietruchy informacje, że ktoś Was szantażował albo proponował zamieszczenie tekstu za pieniądze. Wkładacie do komercyjnych prezentacji nazwiska nieświadomych niczego dziennikarzy, którzy „na przykład” będą twarzami jakichś kampanii.

Trochę mnie to przeraża. Chciałbym powiedzieć: „Nie idźcie tą drogą”, ale boję się, że mogliście już pójść za daleko.

Wierzę, że nie.

Pozdrawiam,

Reszka


PS. Jeśli czymś Was uraziłem i zechcecie mnie podać do sądu, dzwońcie śmiało na komórkę, podam Wam aktualny adres.   

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2013