Reklama

Ładowanie...

Letni pejzaż

Letni pejzaż

28.06.2021
Czyta się kilka minut
Lato w galeriach i muzeach nie będzie sezonem ogórkowym. Można pójść tropem wystaw-hitów. Można też obrać inną ścieżkę: tematów i motywów niekonieczne oczywistych.
Monika Sosnowska „Krata” (2009). Park Rzeźby na Bródnie, Warszawa, czerwiec 2021 r. Fot. PIOTR KOSIEWSKI
I

Instytucje związane ze sztuką kolejny rok mierzą się z pandemią. Zimą, a następnie wczesną wiosną muzea i galerie musiały się zamknąć dla publiczności. Pozostało im funkcjonowanie online, ale niewiele osób chyba wierzy, że w ten sposób można zastąpić bezpośredni kontakt z dziełem. Rewizji podlegały też plany wystawiennicze, ale inaczej niż w 2020 r. wiele instytucji przystosowało się do funkcjonowania w stanie niepewności.

Na powrót do sytuacji sprzed pandemii (o ile będzie w ogóle możliwy) długo jeszcze poczekamy. Zwłaszcza na szerszą obecność twórczości artystów z innych krajów – a siłą wielu polskich galerii i muzeów było ich umiędzynarodowienie. Dlatego tegoroczne lato warto wykorzystać na kontakt ze sztuką. Tym bardziej że nie wiemy, czy jesienią nie czekają nas kolejne lockdowny.

Kobiece spojrzenia

W tym roku lato w galeriach i muzeach nie będzie sezonem ogórkowym. Przeciwnie, wiele z nich przygotowało bardzo ciekawy program. Można pójść tropem wystaw-hitów, jak imponujący pokaz „Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021–1961–1921” (do 31 października na Wawelu) czy „Zimna rewolucja” – o sztuce i społeczeństwie w Europie Środkowo-Wschodniej w czasach stalinizmu (do 19 września w warszawskiej Zachęcie). Można jednak obrać inną ścieżkę: tematów i motywów niekonieczne oczywistych.

Ostatnie lata to czas kobiet. Ich twórczość na dobre wchodzi do galerii i muzeów, także w Polsce. W stołecznym Muzeum Narodowym otworzyła się i potrwa do 10 października od dawna oczekiwana wielka wystawa poświęcona działającej w ostatnich dekadach XIX w. Annie Bilińskiej, która jako pierwsza polska artystka została doceniona przez zagranicznych krytyków, a jej prace prezentowano na najważniejszych europejskich wystawach. W Warszawie zostanie pokazany obszerny wybór jej obrazów i rysunków, w tym dotąd nieznanych, pochodzących z polskich i zagranicznych muzeów oraz kolekcji prywatnych. Twórczość Bilińskiej od dłuższego czasu budzi coraz większe zainteresowanie – może teraz nie tylko trafi do kanonu polskiej sztuki, ale przyczyni się do jego rewizji. Wystawa przypomni też kontekst społeczny i kulturowy oraz ograniczenia, z którymi w tym czasie spotykały się kobiety pragnące tworzyć.

Z kolei w galerii lokal_30 i w Fundacji Arton w Warszawie można już oglądać wystawę „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy...” (do 15 września). Pod zaskakującym tytułem kryje się opowieść o piętnastu studentkach Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych (późniejszej Akademii Sztuk Pięknych) z okresu międzywojennego. Są wśród nich dziś znane, jak Julia Keilowa czy Maria Nicz-Borowiakowa, ale też zapomniane. Wystawa nie tylko przywraca pamięć o nich, lecz także mówi o ważnej, a pomijanej części historii naszych uczelni artystycznych – w archiwum warszawskiej ASP zachowały się teczki aż 925 kobiet pochodzące z lat 1922–39.

Łódzkie Muzeum Sztuki przypomina zaś o Urszuli Czartoryskiej, jednej z najwybitniejszych polskich historyczek i krytyczek sztuki. Wystawa „Czuła uwaga” (do 5 września) skupia się na jej zainteresowaniu fotografią, dla której wywalczyła miejsce w polskiej sztuce i jej historii. Urszula Czartoryska była autorką kluczowych tekstów jej poświęconych, na których wychowały się kolejne pokolenia. Ona też przez lata tworzyła kolekcję fotografii Muzeum Sztuki, w której łączyła zainteresowanie przeszłością z wyczuleniem na to, co powstaje współcześnie. Imponujący wybór fotografii pokazany na wystawie od prac Nadara, Jana Bułhaka i Florence Henri, a na Natalii Lach-Lachowicz, Józefie Robakowskim i Mikołaju Smoczyńskim kończąc, pokazuje osobiste fascynacje Czartoryskiej oraz wybory, jakich dokonywała tworząc kanon historii fotografii.


Agnieszka Polska, „Plan Tysiącletni”. Wystawa multimedialna w Muzeum nad Wisłą, MSN w Warszawie. Fot. MSN / MATERIAŁY PRASOWE

Natomiast warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej otworzy – zaplanowaną pierwotnie na 2020 r. – wystawę Agnieszki Polskiej (2 lipca – 19 września), reprezentantki młodego pokolenia, która szybko zdobyła międzynarodowe uznanie, a cztery lata temu została laureatką prestiżowej niemieckiej Preis der Nationalgalerie. W Muzeum nad Wisłą będzie można zobaczyć jej najnowszą, imponującą wideoinstalację „Plan Tysiącletni” poświęconą elektryfikacji polskiej wsi tuż po zakończeniu II wojny światowej, procesom modernizacyjnym zachodzącym w tym czasie, napięciom społecznym i politycznym związanym z wprowadzaniem komunistycznych rządów.

Jednak malarstwo

Odrębną ścieżką mogą podążyć ci, który nadal szukają malarstwa. Warszawska Królikarnia przypomina mniej znane oblicze najważniejszego polskiego rzeźbiarza I połowy XX w., Xawerego Dunikowskiego (do 14 listopada). Malarstwem interesował się już jako student, pierwsze swoje obrazy wystawił w 1915 r. Jak sam podkreślał: „Ładnie bym wyglądał, gdybym nie potrafił malować. Dzięki temu, że umiem malować, potrafię i rzeźbić”. Jednak dopiero po wojnie malarstwo stało się dla niego szczególnie ważne, pozwoliło opowiedzieć o traumatycznych przeżyciach w Auschwitz, ale też o lękach i niepokojach pierwszych powojennych dekad.

Natomiast stołeczne Muzeum Polin przygotowało pierwszy od lat w kraju indywidualny pokaz Wilhelma Sasnala. „Taki pejzaż” (aż do 10 stycznia 2022) obejmuje blisko 60 prac powstałych w ostatnich dwudziestu latach, dotyczących wojennej i powojennej historii, szczególnie Holokaustu. To wystawa o relacjach między pamięcią i zapominaniem, o wyparciu i wstydzie. Obrazy, które, jak mówi sam artysta, powstały „z jakiegoś nieświadomego poczucia braku, który trudno zdefiniować. A może z poczucia winy, jakie, będąc wychowanym w tradycji chrześcijańskiej Polakiem, noszę”. Wystawa, która pozwala odpowiedzieć na pytanie, czy dzisiaj malarstwo jest nam w ogóle ­potrzebne.


Wilhelm Sasnal: Dawniej od razu wiedziałem, że obraz się udał. Namalowałem i sprawa zamknięta. Dziś coraz częściej ścieram z płótna to, co namalowałem, i zaczynam od początku.


 

Z kolei w Galerii Bielskiej BWA trwa wystawa Karola Palczaka „Tym, co teraz widzę” (do 22 sierpnia). Urodzony w 1987 r. artysta został okrzyknięty jednym z największych odkryć naszej sztuki ostatnich lat. Tworzy malarstwo odrębne od tego, co dziś dominuje, ostentacyjnie czerpiące z dawnych mistrzów, a jednocześnie osadzone w polskiej rzeczywistości, do tego rzadko przedstawianej. Obrazy Palczaka rozgrywają się w okolicach jego rodzinnej wsi Krzywcza nad Sanem, z precyzyjnie oddaną kolorystyką, światłem, migotliwością powietrza. Wydają się zwyczajne, ale są, jak podkreśla Piotr Rypson, kurator wystawy, pułapkami zastawionymi na widza. Nie wiadomo, czy to idylliczne sceny, czy za chwilę dojdzie do jakiegoś dramatu? Czy to beztroska zabawa, czy jakieś mroczne rytuały?

Wreszcie, już u kresu lata, w warszawskiej galerii Raster z okazji kolejnej edycji Warsaw Gallery Weekend (30 września – 3 października) będzie można zobaczyć najnowsze obrazy Marcina Maciejowskiego, jak Sasnal należącego kiedyś do słynnej grupy Ładnie. Jego prace, w których nieustannie odnosi się do swego bezpośredniego otoczenia, migawki z codziennego miejskiego życia, sceny z życia świata sztuki i historii sztuki. A jego płótna – podobnie jak Sasnala – dziś rzadko można zobaczyć w Polsce.

Pytania o tożsamość

Odwiedzających wystawę „Tysiące twarzy, setki miraży” (do 5 września) w krakowskim Muzeum Manggha wita ponad 700 fotografii ułożonych w wielobarwny fryz. Są tu wizerunki księdza i marynarza, żołnierza i biskupa, zalotnie ubranej kobiety i statecznej damy. Wszystkie to wcielenia jednej osoby: Tomasza Machcińskiego, który od lat 60. ubiegłego wieku nieustannie kreuje kolejne postacie (do dziś jest ich już ponad 20 tysięcy). Podważa granice płci, tożsamości społecznych i kulturowych. „To ­człowiek tworzy metamorfozy” – śpiewała Olga Jackowska w znanym przeboju ­Maanamu.

Zdjęcia Machcińskiego to wyjątkowa opowieść o meandrach tożsamości. Dziś pytanie o nią – w wymiarze indywidualnym, ale też zbiorowym – należy do kluczowych i najtrudniejszych. Szczególnie w przy- padku osób należących do mniejszości, ­spychanych i marginalizowanych. Tych, którzy muszą się mierzyć z wyobrażeniami i stereotypami tworzonymi przez innych.

Zimą tego roku w białostockim Arsenale można było oglądać fascynującą wystawę „Wyjście z Egiptu” Małgorzaty Mirgi-Tas, która w swych pracach wykorzystała wzory z cyklu XVII-wiecznych grafik „Les Bohémiens” Jacques’a Callota. Teraz na wystawie „...w koło Macieju smutek tropików...” (do 29 sierpnia) w tarnowskim BWA obrazy Krzysztofa Gila zestawiono z fragmentem „Panoramy siedmiogrodzkiej” z 1897 r., której jednym z autorów był Jan Styka. Wyobrażenie egzotycznych Romów przedstawionych na tle krwawej bitwy połączono z panoramą stworzoną przez współczesnego artystę o romskich korzeniach.


Krzysztof Gil „…w koło Macieju smutek tropików…”, Biuro Wystaw Artystycznych, Tarnów, maj 2021 r. Fot. PRZEMYSŁAW SROKA / BWA TARNÓW / MATERIAŁY PRASOWE

Gil opowiada o zniesieniu niewolnictwa Romów po Wiośnie Ludów w 1848 r. Romscy wyzwoleńcy na jego obrazie są zasłonięci, jakby artysta chciał zedrzeć z nich stereotypowe przedstawienia, ale też pokazać wymazywanie ich z historii. W innych obrazach ingeruje on w płótna dawnych holenderskich mistrzów, jak ­Albert Eckhout, wydobywając uprzedzenia i klisze dotyczące innych cywilizacji, plemion czy ras.

Przewrotną ekspozycję przygotowała także Gdańska Galeria Miejska. „Wołają na mnie Cygan, choć tak się nie nazywam” (16 lipca – 26 września). Nie ma ona być – jak podkreślają jej twórcy – wystawą o Romach, romskiej historii czy kulturze. To opowieść o Cyganie – „wyssanej z palca postaci, która nigdy nie istniała” i która nadal w Polsce funkcjonuje. Zostanie ona

pokazana poprzez dzieła dawne i współczesne, znanych twórców – od Walerego Rzewuskiego, Władysława Hasiora i Tadeusza Rolkego po Joannę Piotrowską i Slavs and Tatars – ale też prace anonimowe.

Po prostu patrzeć

Nie wszyscy mogą mieć siły (a i też ochotę), by latem podążać za sztuką według ściśle wyznaczonych ścieżek. Można jednak wykorzystywać wakacyjne wyjazdy i po prostu szukać miejsc, w których jest prezentowana ciekawa twórczość dawna, ale też współczesna. A tę ostatnią – i to najwyższej próby – można oglądać nie tylko w Krakowie czy Warszawie, lecz też w Białymstoku (Arsenał), Lublinie (Labirynt, Galeria Biała), Poznaniu (Arsenał), Sopocie (Państwowa Galeria Sztuki), Szczecinie (TRAFO Trafostacja Sztuki), Wrocławiu (BWA, Muzeum Współczesne) czy Zielonej Górze (BWA).

Można jej też wypatrywać w przestrzeni publicznej. Wybrać się do Parku Rzeźby na warszawskim Bródnie, w którym od lat z inicjatywy Pawła Althamera, Muzeum Sztuki Nowoczesnej i władz dzielnicy są umieszczane prace najciekawszych dziś artystów i artystek – jak Susan Philipsz, Roman Stańczak czy Monika Sosnowska. Odwiedzić wymyślony przez Rirkrita Tiravaniję przewrócony domek herbaciany lub poszukać zakopanej pracy najsłynniejszego dziś chińskiego twórcy Ai Wei­weia. Inna możliwość to np. wycieczka do Tarnowa w poszukiwaniu prac rozrzuconych po całym mieście (to inicjatywa tamtejszego BWA): umieszczonej nieopodal dworca PKP w Mościcach rzeźby Wilhelma Sasnala, efektownego muralu „Tajsa” Stacha Szumskiego na domu przy ul. Narutowicza czy zaprojektowanej przez Rafała Bujnowskiego i umieszczonej na fasadzie Muzeum Okręgowego tablicy upamiętniającej Jana Głuszaka „Dagaramę”, autora niezwykłych futurologicznych projektów architektonicznych.

Jeżeli jednak ktoś chciałby pozostać w przestrzeni wirtualnej, to lubelska galeria Labirynt zaprasza do śledzenia na TikToku swojego programu performatywnego (tiktok.com/@galerialabirynt). Artyści i artystki są zapraszani do realizacji serii działań wykorzystujących to specyficzne medium społecznościowe – to jedyna polska galeria sztuki, która zdecydowała się wykorzystać ten kanał. Początkiem była niedawna intrygująca – i niektórych bulwersująca – wystawa „Ménage à Deux” Karola Radziszewskiego i Maurycego Gomulickiego.

Na czas lockdownu internet okazał się jedyną szansą, by dotrzeć z nią do publiczności. Wybrano kanał adresowany przede wszystkim do młodych. Na TikToku można było zobaczyć krótkie działania artystyczne w przestrzeni tej ekspozycji. Teraz na tym kanale odbędą się kolejne akcje. Pojawią się m.in. Franek Drażba, Anastasia Kashtalian i Królówczana Smuga. Internet przestaje być zastępczym miejscem na czas pandemicznego zamknięcia, staje się kolejną przestrzenią galeryjną. ©


Czytaj także drugi tekst dodatku: Jeśli chcecie zobaczyć migrujące gęsi, przyjeżdżajcie w drugiej połowie lutego albo w marcu. Jeśli ptaki lęgowe – w kwietniu lub w maju. Klangor żurawi nie da wam zasnąć od końca sierpnia do października.

Galeria zdjęć

Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:

Autor artykułu

Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]