Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Była godzina 21.45, gdy w miniony czwartek we wszystkich kościołach Drezna zagrały dzwony. Jak co roku. Choć ten dzień, wilgotny i deszczowy, był szczególny: 75 lat temu, 13 lutego 1945 r., kilkaset bombowców (brytyjskich, a także, o czym mało kto wie, kilkadziesiąt polskich) zaczęło nalot na 600-tysięczne miasto. Kolejnego dnia nadleciało kilkaset maszyn amerykańskich. Zginęło 25 tys. ludzi, głównie cywilów; historyczne Drezno przestało istnieć.
Wtedy nie była to rzecz wyjątkowa. W latach 1942-45 alianci bombardowali kilkaset miast III Rzeszy. Zginęło 600 tys. ludzi, w tym kilkadziesiąt tysięcy nie-Niemców (np. robotników przymusowych; bomby nie różnicowały). Były miejsca bardziej dotknięte, jak Pforzheim o gęstej średniowiecznej zabudowie: 23 lutego 1945 r. zginął co czwarty z 80 tys. mieszkańców. Trauma Bombenkrieg (takim słowem-kluczem niemiecka pamięć określa to doświadczenie) była udziałem 25 mln Niemców.
Jednak po 1945 r. to Drezno stało się, za sprawą wielu czynników, symbolem Bombenkrieg. I poligonem, na którym w minionych 30 latach – po tym, jak zjednoczone Niemcy musiały na nowo kształtować politykę historyczną i pamięć zbiorową – przyszło testować rytuały i interpretacje. Nie było innego wyjścia, skoro miasto stało się, co roku w lutym, celem „pielgrzymek” skrajnej prawicy pod hasłem Bombenholokaust (słowo oddaje intencje). Naprzeciw stawała skrajna lewica, przekonana, że każda forma publicznej pamięci o niemieckich ofiarach to relatywizowanie niemieckich zbrodni. Starcia obu stron stały się tu rytuałem.
Mniej więcej dekadę temu drezdeńczycy znaleźli – wysiłkiem lokalnych aktywistów, duchownych, władz miasta i zwykłych ludzi – rytuał alternatywny wobec obu skrajności. Odtąd każdego 13 lutego wieczorem centrum miasta oplata ludzki łańcuch, ku pamięci wszystkich ofiar wojny. W miniony czwartek w łańcuchu, utworzonym przez kilkanaście tysięcy ludzi (na zdjęciu poniżej), stanął prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier oraz goście z Anglii i Polski.
Przemawiając wcześniej, Steinmeier sformułował interpretację, którą można uznać za puentę do niemieckiej dyskusji o własnych ofiarach tamtej wojny, która od końca lat 90. nabrała w sferze publicznej ogromnej dynamiki (jej aspektem był polsko-niemiecki spór o wysiedlenia). Pierwsze zdanie mowy prezydenta brzmiało: „Kilka miesięcy temu, rankiem 1 września 2019 r., stałem na rynku pewnego małego miasta w Polsce, Wielunia”, by „upamiętnić ofiary nalotu przed 80 laty”. Nalot ten, mówił Steinmeier, był początkiem Bombenkrieg w Europie i zwiastunem tego, co stało się później.
Ta kolejność jest ważna. Stwarza przestrzeń do dyskusji, w której mogą padać pytania o winy nie tylko Niemców – bez obawy, że ich skutkiem będzie pisanie historii na nowo.©℗