Musiałem myśleć jak maszyna

Popołudniem 13 lutego 1945 r. na lotniskach w południowej Anglii panował ruch, jak przed każdą operacją. Do nocnego lotu przygotowywały się jednostki bombowe. Czekając na chwilę, gdy na kilka godzin zostaną zamknięci w ciasnym kadłubie, piloci, radiooperatorzy i strzelcy odreagowywali napięcie. Niektórzy wymiotowali ze zdenerwowania. Za chwilę miał odbyć się briefing: odprawa, podczas której oficer wywiadu poinformuje o celu misji.

13.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Napięcie rosło także na lotnisku w Faldinworth, gdzie od marca 1944 r. stacjonował polski Dywizjon Bombowy 300. Jednostka latała już piąty rok, ale mało kto z tych, którzy zaczynali w niej służbę, dożył do tego lutowego dnia 1945 roku.

W nalotach na Niemcy, które od 1942 r. prowadzili Brytyjczycy i Amerykanie, brały udział niemal wszystkie narody walczące z Niemcami. Niektóre miały “swoje" dywizjony bombowe. Polacy cztery, o numerach 300, 301, 304 i 305 (prócz tego kilkanaście dywizjonów myśliwskich). Polskie maszyny uczestniczyły w większości nalotów: czasem w grupie liczącej kilkaset brytyjskich maszyn (bo latali pod komendą brytyjską) walczyło kilkanaście polskich bombowców, czasem ponad sto.

Również Polacy ponosili straty: łącznie zginęło półtora tysiąca członków załóg bombowców, a kilkuset trafiło do niewoli. Ponieważ nie miał ich kto zastąpić, do końca wojny jako formacja bombowa przetrwał tylko Dywizjon 300; ostatnim jego zadaniem był atak na kwaterę Hitlera w Berchtesgaden 25 kwietnia 1945 r.

Ale wcześniej nastał 13 lutego. I być może niewiele brakowało, a tego dnia jednostka przestałaby istnieć. Jednak nie z powodu strat, ale buntu. Bo napięcie, które 13 lutego narastało w Faldinworth, nie było zwyczajnym stresem przed lotem. Uczucia te zostały zastąpione przez wściekłość i bezradność. Tego dnia spiker radia BBC odczytał komunikat o porozumieniu w Jałcie.

Gdy więc podczas briefingu brytyjski oficer wywiadu powiedział do pilotów z Dywizjonu 300, że mają lecieć nad Drezno, aby pomóc Armii Czerwonej, sala zawrzała. Część pilotów oświadczyła, że Rosjanom pomagać nie będzie.

Emocje opanował dopiero dowódca Dywizjonu i wkrótce grupa polskich lancasterów z oznaczeniem “BH" na kadłubie (oznaczenie Dywizjonu 300) i trzystu ludźmi na pokładach była w powietrzu. O osiemnastej dołączyli do znajdujących się w powietrzu bombowców z brytyjskiej 5. Floty; łącznie 244 maszyny. Dwie godziny później startowała druga fala: 529 lancasterów z pierwszej, trzeciej i szóstej Floty. Wszyscy lotnicy dostali angielskie chorągiewki na wypadek, gdyby musieli awaryjnie lądować na terenie zajętym przez Rosjan. O 22.13 na Drezno spadły pierwsze bomby. O 01.30 nalot rozpoczęło drugie zgrupowanie lancasterów. W południe następnego dnia rozpoczął się trzeci atak: 310 amerykańskich ,,latających fortec". Tej nocy straty aliantów były minimalne: zaledwie kilka maszyn, w tym jedna polska.

Jeden z lotników Dywizjonu 300, nazwiskiem Magierowski (archiwum polskich dywizjonów www.geocities.com/skrzydla nie podaje jego imienia), którzy wystartowali tego wieczoru, zdążył napisać list do przyjaciela: “Tej nocy mamy atakować Drezno, jako wsparcie dla Armii Czerwonej. Nie byłoby w tym niczego wyjątkowego, gdyby nie to, że mamy wykonać takie zadanie w chwili, gdy nasze serca krwawią po kolejnym rozbiorze Polski dokonanym w Jałcie. Może to dobrze, że Bogdan nie żyje - nie przeżyłby tego: Lwów, który nigdy nie był rosyjskim miastem, arbitralną decyzją przekazano Rosji! Pomyśl tylko, ja i tak wielu innych wędrujących po świecie, uciekających jak przestępcy, głodujących, ukrywających się w lasach - wszystko po to, by walczyć za... co? Za to, że nie będziemy mogli wrócić do naszego rodzinnego miasta, ponieważ ono po prostu przestało istnieć. Czego można więcej oczekiwać? Linię Ribbentrop-Mołotow nazwano linią Curzona i świat jest zadowolony. Pół Polski oddano jako prezent. Drugą połowę skazano na włączenie do »wschodniej sfery wpływów«, tak jakby to była bezludna wyspa na Arktyce lub część Sahary. Byłem raz w Związku Sowieckim i to mi wystarczy do końca życia. Zarządzono wypady, więc zaraz lecimy - mówią, że tak trzeba - chociaż w naszych sercach są złość i rozpacz. To zabawne uczucie, ale czasem zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Jeśli Niemcy mnie teraz dorwą, nie będę nawet wiedział, za co umieram. Za Polskę, za Wielką Brytanię, czy za Rosję?".

Z odpowiedzią na to pytanie miałby kłopoty także Józef Zubrzycki. Dziś 91-latek, latał w Dywizjonie 300 jako mechanik albo drugi pilot. Obecnie Zubrzycki mieszka w Nowej Hucie. Jest schorowany, ale pamięć ma dobrą.

Opowiada o poranku 1 września 1939 r., gdy jego jednostka, przydzielona do Armii “Łódź", przeżyła pierwsze niemieckie bombardowanie. 18 września trafił do obozu internowanych w Rumunii. Ranny w nogę, leżał w szpitalu.

Z Rumunii z fałszywymi dokumentami uciekał przez Jugosławię do Grecji. Stąd w styczniu 1940 r. na statku handlowym “Warszawa" dotarł do Francji, gdzie wstąpił jako ochotnik do RAF-u. Po kapitulacji Paryża dotarł do Anglii i dołączył do polskich jednostek bombowych.

W powietrzu spędził łącznie 704 godziny. Każdy lot wraz z datą, nazwiskiem pilota, czasem trwania i zadaniem wpisywał do specjalnej książki. Bombardował m.in. Berlin i Poczdam. Zrzucał też żywność dla wyzwolonej, ale głodującej Holandii.

13 lutego 1945 r. jego koledzy bombardowali Drezno. On nie poleciał, bo nie dostał takiego rozkazu.

Ale dobrze pamięta tamten dzień. Pamięta, że część załóg odmówiła udziału w akcji. Mówili: Jałta to zdrada, kolejny rozbiór Polski, oddano nas Rosjanom, nie będziemy lecieć na pomoc Sowietom.

Wykonania zadania odmawiali głównie lotnicy pochodzący z Kresów, które Polska traciła w wyniku porozumienia jałtańskiego. Zubrzycki: - Ja oddzielałem zobowiązania wojskowe od politycznych. Polityka jest okrutna, szczególnie w czasie wojny. Też mam swoje żale, ale je w sobie głęboko schowałem. W czasie wojny nie myślałem w kategoriach osobistych. A ja w tej wojnie straciłem wszystko. Nie miałem gdzie wracać, bo Jałta i mnie zabrała dom.

Po wojnie, zamiast do rodzinnego Stryja (dziś Ukraina), Zubrzycki wrócił na tzw. ziemie odzyskane, do śląskiego Paczkowa.

Wspomina: - Cierpiałem. Żołnierz powinien po wojnie zdać karabin i wrócić do bliskich. Tyle nam się należało za te sześć lat... Jeśli płonie dom, to zostaje choć ziemia. Twoja ziemia, po ojcu. Walczyłem o Polskę, ale też o moją ziemię ojczystą. Czyli o Stryj. I zostałem bez niczego. Trafiłem do obcych. Usłyszałem, że mój Stryj to ZSRR.

Czy poleciałby wtedy bombardować Drezno, gdyby jemu wydano rozkaz? - Poleciałbym. Odmowa wykonania rozkazu byłaby nieuczciwa.

O tym, jakie trzeba wykonać zadanie, co jest celem bombardowania, lotnik dowiaduje się na odprawie. Wtedy, przekonuje Zubrzycki, nie wolno się nad niczym zastanawiać. Nie wolno myśleć. Jest rozkaz - trzeba go wykonać. On tylko raz odmówił lotu: gdy zauważył, że drzwi bombowe w jego samolocie nie otwierają się.

Dobre wykonanie zadania, to obrócenie celu w gruzy. Podczas lotu, kiedy spadały bomby, Zubrzycki myślał o rachunku krzywd. Cieszył się, kiedy widział płonący Berlin, bo tak płonęła wcześniej Polska. Bombardowanie Drezna, którego dokonali jego nieżyjący już koledzy, ocenia jako dobrze wykonane zadanie.

Był w Dreznie po wojnie, gdy miasto powoli podnosiło się z ruin. Pomyślał, że ładnie się tu wszystko musiało palić wtedy, w 1945 r.

A cierpienie i śmierć cywilów?

Zubrzycki: - Takich pytań lotnikowi nie można zadawać. O cierpienie i o śmierć. Bo podczas lotu myśli się innymi kategoriami. Na dole jest wróg. Ten wróg cię napadł, wymordował twoich rodaków. Zostawił zgliszcza w twojej ojczyźnie. Jest okupantem. Teraz ty z nim walczysz. Patrzysz, czy cel dobrze się pali. I cieszysz się, kiedy widzisz ogień. Trzeba się nauczyć myśleć jak maszyna. I można myśleć tylko o dwóch rzeczach: lecę wykonać zadanie, mam wrócić żywy. Nie wolno myśleć o niczym innym. Nerwy i emocje mogą zabić.

***

Tamtego komunikatu BBC słuchali także polscy żołnierze innych jednostek na froncie zachodnim, w sumie ćwierć miliona ludzi. Najpilniej ci z Drugiego Korpusu gen. Andersa, bo większość z nich pochodziła z Kresów i przeszła przez gułag (w następnych dniach kilkudziesięciu z nich popełniło samobójstwo).

14 lutego Dywizjon 300 startował do kolejnej nocnej misji. Bombardował Chemnitz, znów pomagając Armii Czerwonej.

Lotnikowi Magierowskiemu oszczędzony został los powojennego tułacza. Zginął 24 lutego podczas nalotu na miasto Pforzheim. Dywizjon 300 stracił tej nocy dwa samoloty.

Nalot na Pforzheim - miasto składające się ze średniowiecznych, łatwopalnych kamienic - był jednym z najbardziej efektywnych w historii alianckiego lotnictwa: zginęło w nim 20 tys. ludzi, czyli jedna trzecia mieszkańców.

Współpraca Mateusz Flak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005