Jaskinia skopiowanych snów

Francja ma już dwie jaskinie Chauveta pełne paleolitycznych dzieł sztuki. Pierwszą sprzed 36 tys. lat. Drugą postawiono dwa kilometry dalej. Kosztowała 55 mln euro.

19.04.2015

Czyta się kilka minut

Wierna kopia jaskini Chauveta niemal gotowa na przyjęcie turystów, marzec 2015 r. / Fot. Adam Robiński
Wierna kopia jaskini Chauveta niemal gotowa na przyjęcie turystów, marzec 2015 r. / Fot. Adam Robiński

Tej pierwszej nie ma na turystycznych mapach. Ścieżka do niej zaczyna się na tyłach przydrożnej restauracji. Nijak nieoznakowana, biegnie po łuku między winnicą a rzędem kasztanowców. Niepozorny czerwony kołek wbity w ziemię oznacza miejsce, gdzie trzeba skręcić w lewo, w zarośla. Kto tego nie wie, łatwo przegapi to miejsce. Potem zaczyna się wspinaczka. Najpierw przez las, następnie po skalnej półce, potem znów przez las. Na to, że cel się zbliża, wskazuje przeciągnięty między drzewami ciąg kabli elektrycznych. Ostatnie metry to już drewniany chodnik ułożony na wapiennej skale. Za rogiem widać kamery monitoringu i stalowe drzwi w kolorze piaskowym.

Wyjątkowa pośród wielu

Człowiekiem, który przekracza te drzwi najczęściej, jest Francuz Jean Clottes. Postawny 82-latek, z wykształcenia archeolog, doktoryzował się w latach 70. z dolmenów – neolitycznych grobowców z wielkich kamieni ustawianych jeden na drugim. Wykładał w ojczyźnie, w Wielkiej Brytanii i na Berkeley w USA. Ostatnie lata czynnej kariery spędził w roli doradcy francuskiego ministra kultury. To właśnie w tym czasie, 28 grudnia 1994 r., otrzymał najważniejszy chyba telefon w życiu.

Znajomy archeolog donosił, że dziesięć dni wcześniej grotołaz nazwiskiem Chauvet wraz z dwójką przyjaciół znaleźli nieznaną dotąd jaskinię w Ardèche na południu kraju. To jeden z biedniejszych departamentów Francji, pozbawiony większych aglomeracji. Zaludnia się właściwie tylko w lecie, kiedy okoliczne kempingi pękają w szwach. Turystów przyciąga wijąca się dnem pocztówkowego wąwozu rzeka o tej samej co region nazwie, i wapienny most Pont-d’Arc przerzucony nad nią przez siły przyrody. Clottes miał do Ardèche przyjechać, zbadać znalezisko i wydać ekspertyzę.

Wtedy nie było tu żadnych drzwi. Wąski przesmyk prowadził przez sufit jaskini. Osiem metrów przeciskania się to w dół, to w bok, to w górę.

– Moje pierwsze wrażenie? Było bardzo, bardzo ciężko. Całe szczęście, że miałem 20 lat mniej i sporo doświadczenia speleologicznego, więc nie spanikowałem – mówi Clottes. – Gdy znalazłem się w środku, zachwyciłem się pięknem samej jaskini, jej stalaktytami i stalagmitami. Potem zobaczyłem pierwsze malowidło. Mnóstwo dużych, czerwonych kropek. Po śladach erozji i kalcycie w jednej chwili zorientowałem się, że jest autentyczne i bardzo stare.

Malowideł było dużo więcej. Oprócz układających się w różne kształty kropek – jak się okazało, odcisków ludzkiej dłoni – na ścianach roiło się od zwierzyny: konie przeplatały się z lwami, nosorożce z mamutami, niedźwiedzie z żubrami, a pod sufitem siedziała sowa. Jedne profile wydrapano, inne namalowano czerwoną ochrą, jeszcze inne czarnym węglem drzewnym. Pod nogami walały się kości i czaszki zwierząt.

Samo odkrycie w tym regionie nie było zaskoczeniem. W latach 90. XX wieku znanych było już wiele podobnych stanowisk archeologicznych. W samej tylko Europie ponad 300.

– W okolicy jest sporo jaskiń, w sąsiedztwie tej aż 20 innych z malowidłami. Ta jest jednak wyjątkowo rozległa, z ogromnymi salami – podkreśla Jean-Michel Geneste, kierownik zespołu badaczy, następca emerytowanego już Clottesa. – Na panelach namalowano nie jedno, dwa czy trzy zwierzęta, ale ponad 50 na każdym!

Szokiem był też wiek malowideł. Badania radiowęglowe wykazały, że najstarsze mają 36 tys. lat. Powstały podczas pierwszych wizyt ludzi w jaskini, w czasach tzw. kultury oryniackiej. Druga grupa ludzi znalazła się w środku między 31 a 30 tys. lat temu i również zostawiła po sobie malunki. Z czasem ustąpiła jednak miejsca niedźwiedziom jaskiniowym. Odciski ich łap są najmłodsze i, podobnie jak ślady pazurów na niektórych ścianach, mają ok. 26 tys. lat. Kilka tysięcy lat później wejście do jaskini się zawaliło. Aż do 1994 r. pozostała niedostępna.

Koledzy z epoki kamienia

Początkowy raport Clottesa przygotowany dla ministra kultury zawierał wyraźną sugestię, by nie otwierać groty dla szerokiej publiczności. Naukowiec bał się, że jej wnętrze podzieli los innych: odkrytej w 1879 r. w hiszpańskiej Altamirze oraz w 1940 r. w Lascaux we Francji. W obu przypadkach tabuny odwiedzających na tyle zmieniły tamtejszą atmosferę, że na ścianach zalęgły się mikroorganizmy, a paleolityczne dzieła wyblakły. Z czasem obie zamknięto.

Sugestię Clottesa potraktowano więc serio – zainstalowano kamery, a wejście do jaskini zastawiono ciężkimi wrotami. Otwierają się tylko dwa razy do roku na dwa tygodnie, kiedy przechodzą przez nie naukowcy. W 2010 r. wyjątek zrobiono dla niemieckiego reżysera Wernera Herzoga. Dokument „Jaskinia zapomnianych snów” stał się jedyną furtką do jej wnętrza. Aż do teraz.

Świeżo postawione w miasteczku Vallon Pont-d’Arc drogowskazy kierują do zupełnie nowej jaskini Chauveta. Nie bronią jej żadne stalowe drzwi. Droga nie prowadzi przez las i skalne półki, lecz świeżo wyasfaltowaną górską serpentyną, na której końcu znajduje się parking na setki aut.

Jej budowa była konsekwencją lekcji z Lascaux. Powstała kosztem 55 mln euro na 29 hektarach lesistego wzgórza, 2 km od oryginalnej jaskini. Nie jest jej pełną kalką. 8,5 tys. m2 jej wnętrza skondensowano do 3,4 tys. m2, a podłużne korytarze ściśnięto w plan okręgu. To, co się w nim znalazło, odtworzono jednak bardzo wiernie. Ściany odlano z cementu, zachowując precyzję co do centymetra. Kości, czaszki, wyrafinowane formy skalne i panele z malowidłami powstały z kolei z żywicy – w tym przypadku dbano o każdy milimetr. Trójwymiarowe modele rzucano za pomocą projektora na ścianę i przemalowywano. 25 kwietnia przyjadą pierwsi turyści i za kilkanaście euro od biletu cofną się w czasie o tysiąclecia.

Nad kopiami malowideł przez półtora roku pracowało 12 osób w studiach w Perignan i Tuluzie.

– Korzystaliśmy właściwie z tych samych narzędzi, co nasi koledzy z epoki kamienia: własnych palców, węgla drzewnego z lokalnej sosny oraz ochry – mówi Giles Tosello, szef zespołu kopistów, autor reprodukcji dwóch najsłynniejszych dzieł, tzw. paneli koni i lwów. – Nie mogliśmy za to używać krzesiwa. Artyści z jaskini za jego pomocą zdrapywali warstwę wapienia, przygotowując białe tło. Żywica jest jednak dużo twardsza od wapienia, musieliśmy więc drapać czymś mocniejszym.

Ale nie tylko to się zmieniło. 36 tys. lat temu rzeczy w Europie miały się trochę inaczej niż dziś. Trwało ostatnie zlodowacenie, temperatury w tej części kontynentu były średnio o 4,5 stopnia Celsjusza niższe niż dziś. Południe Francji miało klimat dzisiejszej Szwecji. Ziemią władała megafauna: mamuty, tury, nosorożce włochate, a także jaskiniowe niedźwiedzie i lwy.

– Tak, Europa miała swoje lwy! – mówi Jean Michel Geneste. – Ludzie nie byli natomiast zbyt liczni. Trudno zrekonstruować model demograficzny kontynentu w tamtych czasach, ale podejrzewamy, że całą Ziemię mogło zamieszkiwać wówczas około miliona przedstawicieli Homo sapiens.

Lew z profilu

Żyli pod gołym niebem, do jaskiń wchodzili tylko po to, by malować. Ci z Europy nie znali rolnictwa, a jedynym zwierzęciem, które udomowili, były psy. Z ich pomocą w wąwozach francuskich gór polowali na żubry, konie i renifery. Życie było krótkie i niebezpieczne. Tylko nieliczne dzieci przeżywały poród, a 40-latkowie byli już starcami. Ludzie czasem krzyżowali się z neandertalczykami, czego ślady widać w DNA dzisiejszych Europejczyków.

– Na pewno nie byli jednak prymitywni – mówi Clottes. – Nasz gatunek, a nazywamy go człowiekiem współczesnym, liczy co najmniej 200 tys. lat. Więc te 36 tys. lat to wcale nie tak dużo. To byli ludzie, którzy zadawali pytania o otaczający ich świat, o swoje życie i o to, co nastanie po śmierci. I choć ich życie było bardzo odmienne od naszego, w tej jaskini widać, jak wiele nas też z nimi łączy.

Dla badaczy prehistorii malowidła z groty Chauveta oraz ich podobieństwo do niemal dwa razy młodszych z Lascaux stały się też dowodem na to, że sztuka wcale nie musiała się rozwijać.

– Jeśli już 36 tys. lat temu była tak zaawansowana, to znaczy, że w jej przypadku nie istnieje fenomen ewolucji – mówi Tosello. – Mózg, ręka i spajający je układ nerwowy wystarczą, by tworzyć dzieła niezwykle wyszukane. Żadnych pierwszych kroków, prostych rysunków. Widzimy świat i staramy się go odwzorować.

Ostatnia komora jaskini należy do lwów. Ich profile są tak wyraźne, że w oczach zwierząt można się doszukiwać emocji. W prawej części panelu uwagę zwraca samotny nosorożec. Do czarnej sylwetki domalowano ochrą wypełnienie rogów i łukowate kreski.

Stojąc przed prehistorycznym freskiem, Clottes się rozmarza: – Te elementy może dzielić raptem pięć minut, a może i pięć tysięcy lat.

Czy prehistoryczna sztuka z regionu Ardèche może przetrwać kolejne tysiąclecia, a tym samym przeżyć sztukę o wiele młodszą, od wieków tworzoną na mniej trwałych nośnikach? – Czemu nie? – odpowiada Geneste. – Jaskinia jest bardzo stabilna. Co innego nasza współczesna kultura. Czy możliwe jest powiedzenie, co będzie za 36 tysięcy lat? To dużo istotniejsze pytanie.

– Ale jeśli nie popełnimy błędów z Lascaux, dzieła z tej jaskini mogą przetrwać na zawsze – dodaje Tosello.

W sąsiedztwie zabytków sprzed 36 tys. lat „zawsze” brzmi bardzo przekonująco. ©


ADAM ROBIŃSKI jest dziennikarzem polskiej edycji miesięcznika „National Geographic”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015