I powieje ogień nowy

Piszę te słowa tuż przed dwusetną rocznicą urodzin Tarasa Szewczenki i w dniach, gdy trwają pogrzeby poległych powstańców z Samoobrony Majdanu. Dziś Szewczenko znów jest tu Prorokiem, który zbudował Ukraińców jako naród.

03.03.2014

Czyta się kilka minut

Ukraińscy powstańcy z Samoobrony Majdanu ze zdobycznymi tarczami milicyjnymi, na których umieścili wizerunek Tarasa Szewczenki. Kijów, luty 2014 r. / Fot. Martin Bureau / AFP / EAST NEWS
Ukraińscy powstańcy z Samoobrony Majdanu ze zdobycznymi tarczami milicyjnymi, na których umieścili wizerunek Tarasa Szewczenki. Kijów, luty 2014 r. / Fot. Martin Bureau / AFP / EAST NEWS

W hallu kaniowskiego muzeum Tarasa Szewczenki leży potężny głaz, na nim zmięte czerwone płótno: kitajka, jaką niegdyś przykrywano ciała poległych Kozaków. Chyba dla każdego chrześcijanina skojarzenie jest oczywiste – zmartwychwstał. Tym bardziej że na stropie jest ekran: ukraińskie niebo, po którym przesuwają się rękopisy Kobzarza, Wieszcza Ukrainy. Człowieka, o którym także dziś mówi się na Ukrainie bez najmniejszego przymrużenia oka: „Nasze Wszystko”.

Pod koniec życia Szewczenko chciał osiedlić się pod Kaniowem, zbudować chatę, ożenić się. Nie zdążył. Więc pochowano go na Mniszej (a odtąd Tarasowej) Górze, na południe od miasteczka. Tak jak chciał, „na wysokiej górze, / pośród stepu szerokiego, / w Ukrainie lubej, / skąd by łany rozłożyste / i Dniepr, i obrywy / było widać, słychać było / jak potężny ryczy” [wszystkie fragmenty wierszy Szewczenki w przekładzie autora – red.].

W 1861 r. rzeczywiście rozpościerał się stąd wspaniały widok – dziś przesłaniają go nasadzone później drzewa. Tak jak wiele słów, powiedzianych i napisanych później, przesłania nam Poetę w jego bogactwie i niejednoznaczności.

Dziś nie ma chyba ukraińskiej dyskusji kulturalnej czy metapolitycznej, wolnej od nawiązań do Szewczenki, a często też – manipulacji jego słowami.

Życie w niewoli...

Taras Szewczenko urodził się 9 marca 1814 r. nieopodal Kaniowa, w Moryńcach. Od urodzenia był własnością Wasyla Engelhardta, senatora Imperium Rosyjskiego, właściciela 50 tys. „dusz chłopskich”. Gdy ten zmarł w 1829 r., piętnastoletniego Szewczenkę odziedziczył jeden z synów Wasyla, Paweł. Ten zaś zaliczył młodzieńca do „kozaczaków” czy też paziów – niewolnej służby domowej.

Celowo używam tu mocnych słów. „Kripactwo” na Ukrainie XIX w. to nie była pańszczyzna, jak na ówczesnych ziemiach polskich czy nawet w centralnej Rosji. To było niewolnictwo, dość podobne do tego z południowych stanów USA (oprócz, rzecz jasna, różnicy rasowej), a nie pańszczyzna (przeżytek feudalizmu, ale forma gospodarki kapitalistycznej). Niewolnictwo tym dotkliwsze, że znaczna część ukraińskich chłopów była potomkami ludzi wolnych i zbrojnych (Kozaków), a pamięć tej wolności wciąż żywa. Dziad Tarasa Szewczenki był świadkiem, a może i uczestnikiem Koliwszczyzny [krwawego powstania chłopskiego w 1768 r. – red.].

Paweł Engelhardt był oficerem stacjonującego w Warszawie pułku ułanów lejbgwardii. Gdy po załatwieniu spraw spadkowych zmierzał tam, pozostawił swój dwór w Wilnie. Taras na pazia się nie nadawał, ale dostrzeżono i zaczęto wykorzystywać jego zdolności malarskie. Gdy zaś w 1832 r. Engelhardt osiadł w Petersburgu, jego niewolnik stał się znany tamtejszej socjecie – liberalnej, chętnie litującej się nad „Jankami Muzykantami”.

Wreszcie Taras trafił do Karla Briułłowa, najwybitniejszego malarza rosyjskiego tych czasów. Ten dojrzał w nim talent ogromnej miary, zechciał go uczyć, a także wyzwolić. Engelhardt zażądał 2,5 tys. rubli, sumę bajońską. Aby ją zdobyć, Briułłow stworzył jedno z najlepszych swych dzieł, portret wybitnego poety Wasilija Żukowskiego – i w maju 1838 r. Szewczenko oficjalnie stał się wolnym poddanym Imperatora Wszechrosji. Miał 24 lata.

...i trochę na wolności

Następuje okres gorączkowej aktywności: Szewczenko tworzy obrazy i wiersze, podróżuje po Ukrainie... Śpieszy się, jakby czuł, że dni wolności szybko miną.

I rzeczywiście – już po dziewięciu latach zostaje aresztowany za udział w demokratycznym (a więc wywrotowym) Bractwie Cyrylo-Metodiańskim. Ale w tym momencie jest już autorem wierszy i poematów, które raz na zawsze „umeblują” wyobraźnię Ukraińców, zbudują ich jako naród.

Aresztowanie, uwięzienie nie zawsze jest niewolą. Jednak Szewczenko nie został skazany przez sąd, lecz ukarany osobistym rozkazem panującego. Prawda, kara była niezbyt dotkliwa – długoletnia służba wojskowa z prawem wysługi (tj. awansu na oficera). Ale bolesna, także przez charakter osobistej zemsty (Szewczenko w kilku wierszach obraźliwie wyraził się o matce Mikołaja I, ten więc ukarał go znacznie surowiej niż pozostałych członków Bractwa). I przez to, że znów była właśnie niewolą, choćby pozostawiała wiele codziennej swobody (a pozostawiała).

Dopiero w 1857 r. Aleksander II zwalnia Szewczenkę z wojska. Poeta ma wtedy przed sobą już tylko cztery lata życia.

Szewczenko nigdy nie przebaczył „panom”, że był ich własnością. Nie zmieniła tego serdeczność i podziw, jakich doznał od niektórych ziemian z Ukrainy. Jako ludzi mógł ich nawet lubić – jako grupy nienawidził. Wołanie o karę dla nich przewija się przez całą jego twórczość. Nigdy nie pogodził się z tym, że był czyjąś własnością, że jeden człowiek może być własnością drugiego.

Wieszcz

Nie wiem, ile jest w Polsce pomników Trzech Wieszczów, Sienkiewicza i Prusa. Ale na pewno mniej niż pomników Szewczenki na Ukrainie. Te zdarza się napotkać i po zabitych deskami wsiach. I nie ma księgarni (może prócz Krymu), w której nie znaleźlibyśmy kilku wydań „Kobzarza”, kanonicznego zbioru poezji Szewczenki. Tytuł jest też honorowym mianem autora, którego pierwsze strofy, „Rewe ta stohne Dnipr szyrokyj”, skądinąd liryczna impresja o nocy nad rzeką, były przez dziesięciolecia nieoficjalnym hymnem Ukraińców.

W kaniowskim muzeum leżą obok siebie XIX-wieczny Psałterz i podobne rozmiarami wydanie „Kobzarza”. Nieprzypadkowe to skojarzenie: poezji Szewczenki praktycznie nie wydaje się w różnych układach czy wyborach – obowiązuje ustalony, niezmienny kanon. „Kobzarz” nie jest zbiorem, jest jednością. Tak jak Psałterz. I jak on, zwany jest często nastolną (podręczną) księgą.

Może jest w tym coś z bałwochwalstwa. Ale w określeniu „Nasze Wszystko” jest nieodparta prawda: Szewczenko jest dla Ukraińców tym, czym dla nas byli Trzej Wieszczowie, Sienkiewicz i Prus razem wzięci. Nie było potem ukraińskiego poety równego mu talentem (może dopiero Wasyl Stus) ani siłą oddziaływania; późniejsza ukraińska literatura to raczej glosy do Szewczenki niż spory z nim i o niego. Dopiero w niepodległym kraju niektórzy „zrzucają płaszcz Konrada” i zaczynają spory o Szewczenkę, choć wciąż – nie z nim samym.

Nad odbiorem Szewczenki ciąży chłopomańsko-sowiecki stereotyp poety ludowego, kontynuatora lirników-kobzarzy, ludowych śpiewaków, piewców kozacko-hajdamackiej przeszłości i krytyków „ucisku społecznego”, jak to ujmowali marksiści. Prawda, Szewczenko wyrósł w chłopskiej chacie – ale też wyrósł z niej, jak z dziecięcego ubranka. W jego sercu pozostały dumy kobzarzy, opłakany los „wsi, która jakby pogorzała, / ludzi, co jakby poszaleli, / co na pańszczyznę idą niemi / i swoje dzieci wiodą na nią”, ale też idylliczne piękno „sadów wiśniowych koło chaty / trzmieli, co huczą pośród nich”. Jednak ludowa poetyka była dlań jedynie punktem wyjścia, a w „historycznych” wierszach wzbogacał przekaz lirników wiedzą książkową.

Znał mitologię klasyczną, znał Byrona i Schillera (w rosyjskich i polskich przekładach), Mickiewicza i Słowackiego. Jak oni, był poetą romantycznym, wadzącym się ze światem i Bogiem, stawiającym siebie w centrum universum, a swój naród kochał także na romantyczną modłę. Słynne, kontrowersyjne „I znać nie chcę Boga” z „Testamentu” przywodzi na myśl Mickiewiczowskie „z Bogiem i choćby mimo Boga”.

Prawda, mniej u Szewczenki emocjonalnych wzlotów, więcej – zimnej determinacji. Chłopskiej determinacji i przywiązania do konkretu. Tym różnił się od większości romantyków – i tym jest wśród nich cenniejszy.

Nasze Wszystko

Wybitny ukraiński intelektualista Iwan Dziuba zaczyna swą monografię „Taras Szewczenko. Życie i twórczość” (wyd. Kijów 2008) słowami: „Szewczenkę rozumiemy na tyle, na ile rozumiemy siebie – swój czas i Ukrainę w tym czasie. Nasze czasy, tak jak każde poprzednie, pragną zbliżać się do rozumienia Szewczenki (...) jako naszego współczesnego”.

Trudno nam to pojąć – oduczyliśmy się czytania w ten sposób Mickiewicza i Słowackiego.

Powtórzmy: nie ma chyba ukraińskiej dyskusji kulturalnej czy metapolitycznej wolnej od nawiązań do Szewczenki, a często też – manipulacji jego słowami. Jakiś czas temu pewien ukraiński polityk zatytułował swój artykuł „My prosto jszły...” Po prostu szliśmy, wiedząc doskonale, że każdy czytelnik przywoła cały cytat: „Nie kłamaliśmy sobie wzajem, / po prostu szliśmy; dziś już w nas / ziarna nieprawdy nie zostało”, ale może zapomni, że te słowa poeta kierował nie do żadnego z przyjaciół, ale do własnego losu. Podobnych nawiązań w prasie ukraińskiej spotykałem setki. Wciąż je spotykam.

Piszę te słowa półtora tygodnia przed dwusetną rocznicą urodzin Szewczenki, w dniach, gdy wciąż trwają pogrzeby poległych powstańców z Samoobrony Majdanu, już zwanych Niebiańską Sotnią [sotnia to kozacki oddział, we współczesnym języku słowo to oznacza też kompanię wojskową – red.]. Dziś Szewczenko znów jest przede wszystkim Prorokiem biblijnych złorzeczeń (które tłumaczył z pasją i chyba upodobaniem), obwieszczającym gnębicielom Ukraińców, że „w radosnym dniu nad wami / roztoczy się kara / i powieje ogień nowy / od Chłodnego Jaru”.

Ten ognisty wiew z rodzinnych stron Szewczenki, z ostoi hajdamaków, a potem antysowieckich powstańców początku lat 20. zeszłego wieku, można dziś poczuć na ulicach Kijowa. 


TADEUSZ A. OLSZAŃSKI jest politologiem, analitykiem ds. ukraińskich Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Autor książek, m.in. „Historia Ukrainy XX w.”, „Trud niepodległości. Ukraina na przełomie tysiącleci”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2014