Wódz, który nie sprostał wyzwaniu

Zawierając 100 lat temu sojusz z Polską, Symon Petlura podjął ostatnią próbę ratowania ukraińskiego państwa. Nie udała się – podobnie jak jego wcześniejsze wysiłki.

02.12.2019

Czyta się kilka minut

Symon Petlura, zdjęcie niedatowane / THE HISTORY COLLECTION / ALAMY STOCK PHOTO / BEW
Symon Petlura, zdjęcie niedatowane / THE HISTORY COLLECTION / ALAMY STOCK PHOTO / BEW

Był 6 grudnia 1919 r., gdy wódz naczelny wojsk Ukraińskiej Republiki Ludowej (UNR), a od dwóch tygodni jej faktyczny dyktator, przybył do Warszawy. Przyjechał, by szukać tyleż ocalenia, co możliwości kontynuowania walki o niepodległość swego kraju. Dzięki sojuszowi z Polską, Symon Petlura przedłużył agonię Republiki niemal o rok. Ale tylko agonię: na odbudowę ukraińskiego państwa nie było już szans.

Podobno Napoleon Bonaparte nie zwykł zadowalać się formalnymi charakterystykami swych dowódców i zawsze pytał: „Ale czy on ma szczęście?”. Nie bez racji: wojna i polityka nie składają się tylko z elementów mierzalnych i przewidywalnych.

Petlura okazał się niezręcznym politykiem i kiepskim wodzem. Znalazł się w niewłaściwym czasie na niewłaściwym miejscu. Ale zabrakło mu też łutu szczęścia. I przegrał, wraz z nim zaś przegrała liberalno-demokratyczna ukraińska tradycja niepodległościowa. A choć po 70 latach Ukraina stała się niepodległa, tradycji petlurowskiej nie udało się odtworzyć.

Myśląc o Petlurze, skupiamy się zwykle na jego ostatniej znaczącej decyzji: zawarciu sojuszu z Rzeczpospolitą i udziale wojsk ukraińskich w wojnie polsko-bolszewickiej. Sojuszu, który chętnie uznajemy za porozumienie równych partnerów. Jednak o równości nie mogło być mowy: zdruzgotane państwo szukało ratunku u silnego, stabilnego już sąsiada. Dla władz kijowskich (wtedy już na wychodźstwie) polski patronat był jedyną szansą przetrwania. Dla Warszawy objęcie tego patronatu było elementem przygotowań wojennych do starcia z bolszewikami. Cennym, ale nie niezbędnym.

Jednak o tym napiszemy kiedy indziej. Dziś skupimy się na drodze życiowej Petlury: od prowincjonalnej Połtawy, przez Kijów i Warszawę, aż do tragicznej śmierci na paryskim bruku. Ta śmierć – i proces, który po niej nastąpił – miała fatalne skutki dla sprawy ukraińskiej.

Z Połtawy do Kijowa

Urodził się w 1879 r., jako trzeci syn Wasyla Petlury, średnio zamożnego połtawskiego przedsiębiorcy (właściciela trzech dorożek). Po nim Olga z Marczenków Petlura urodziła jeszcze dziesięcioro dzieci, z których większość zmarła w dzieciństwie lub młodości. Także losy pozostałych były dramatyczne: II wojny światowej dożył tylko najmłodszy, Oleksandr.

Petlurowie i Marczenkowie pochodzili z licznych na Połtawszczyźnie rodzin pielęgnujących tradycje kozackie. Byli pobożni; dwie z sióstr Symona zostały mniszkami. Przywiązywali wielką wagę do kształcenia dzieci. A przyszło im żyć w mieście wprawdzie prowincjonalnym, lecz zamożnym i kulturalnym – stolicy jednej z najbogatszych guberni ziem ukraińskich.

Młody Symon – jak wielu rówieśników – uczył się w prawosławnym seminarium duchownym (poziom szkoły średniej) i – także jak wielu – opuścił je jako antyklerykał i socjalista. Nie z własnej woli zresztą: został relegowany w 1902 r. za agitację niepodległościową. Już wtedy chciał poświęcić życie sprawie narodowej.

Nie poszedł jednak śladem swego pierwszego mistrza Mykoły Michnowskiego (1873–1924), konserwatysty i nacjonalisty zarazem – pierwszego, który w Imperium Rosyjskim odważył się głosić postulat niepodległości Ukrainy. Nie przyjął jego hasła „Ukraina dla Ukraińców”, etnicznej i ekskluzywistycznej koncepcji narodu. Petlura wstąpił do Rewolucyjnej Partii Ukrainy (później Ukraińska Socjal-Demokratyczna Partia Robotnicza). Stał się narodowym rewolucjonistą, gdzieś po drodze także wolnomularzem (w 1919 r. zostanie mistrzem ujawnionej Wielkiej Loży Ukrainy).

Petlura nie akceptował silnej w jego partii tendencji do zjednoczenia, a przynajmniej do ścisłego współdziałania z rosyjską socjaldemokracją (mieńszewikami), o bolszewikach nie wspominając. Przebywając na krótkiej emigracji w austriackim Lwowie, nie przyjął też jednak proniemieckiej ­orientacji ­niepodległościowców, a gdy wybuchła I wojna światowa – poparł wysiłek zbrojny Wszechrosji. W tym czasie – jak większość ukraińskich działaczy z Rosji – był jeszcze autonomistą, nie widział szans powstania państwa ukraińskiego.

W wojsku nigdy nie służył, nie odebrał też żadnego szkolenia wojskowego, a tym bardziej dowódczego. Był działaczem społecznym, organizującym i koordynującym wsparcie dla fatalnie wyposażonej carskiej armii. Musiał zyskać nie lada autorytet i popularność, skoro po rewolucji lutowej 1917 r. został przewodniczącym Ukraińskiego Generalnego Komitetu Wojskowego, a parę miesięcy później – szefem resortu obrony w Sekretariacie Generalnym Ukraińskiej Centralnej Rady (UCR), czyli w ukraińskim rządzie autonomicznym.

W wirze wojny domowej

Jako minister Petlura był od początku w nieubłaganym sporze z socjalistami (mniej lub bardziej radykalnymi), dominującymi w Radzie i Sekretariacie, którzy dążyli do rozpuszczenia armii regularnej i zastąpienia jej milicją ludową (formą pospolitego ruszenia). Ale nie potrafił też porozumieć się z niepodległościowcami, silnymi właśnie w szeregach tej armii, nie poparł lipcowego buntu pułku im. Połubotka (zukrainizowanej formacji starej carskiej armii), którego żołnierze żądali natychmiastowego ogłoszenia niepodległości.

Wówczas, latem 1917 r., mógł zapewne stanąć na czele nowego państwa, które miałoby znacznie większe szanse przetrwania niż pół roku później, już po rewolucji bolszewickiej. Najwyraźniej nie był w stanie dostrzec tej szansy. Zabrakło determinacji, odwagi – a może też wyobraźni?

Pod koniec 1917 r. na rodzinnej Poł­tawszczyźnie Petlura sformował kilka ochotniczych jednostek, które odegrały istotną rolę w stłumieniu bolszewickiego powstania w Kijowie w styczniu następnego roku. W odpowiedzi został... odsunięty od spraw wojskowych i przesunięty „na odcinek” współpracy z samorządami.

Po przewrocie hetmana Skoropadskiego Petlura opowiedział się przeciw niemu, kilka miesięcy spędził w areszcie. Zwolniony w listopadzie 1918 r., ogłosił się wodzem naczelnym Ukraińskiej Republiki Ludowej i wezwał do powstania przeciw hetmanowi. Wraz z innymi działaczami UCR, socjalistami, dla których bliżsi byli rosyjscy bolszewicy niż rodzimi ziemianie.

Powstanie, które rozpętał (prawda: nie sam), zmusiło hetmana do ucieczki z kraju, a jego wojska rozproszyło. A także zburzyło praktycznie wszystko, co udało się zbudować Skoropadskiemu. Zburzyło państwo, na czele którego chciał stanąć Petlura.

Droga do katastrofy

Potem było już za późno. Na wszystko. Ukrainę ogarnęła fala buntów i pogromów, ledwie sklejona armia UNR rozpadała się w oczach. Atamani – przywódcy lokalnych, często silnych formacji – niechętnie słuchali centralnego dowództwa, niekiedy wręcz przechodzili na stronę bolszewików (a kadrowi oficerowie – na stronę białej armii Denikina). Nie udało się zbudować sił zbrojnych jako systemu: wojsko było bitne, ale głodne, obdarte i źle dowodzone.

Petlura i jego współpracownicy nie byli narodowcami, a tym bardziej nacjonalistami (chyba że uznalibyśmy rosyjski pogląd, zgodnie z którym Ukrainiec świadomy swej odrębności od Rosjan jest z samego tylko tego powodu nacjonalistą). Byli to liberalni socjaliści, niekiedy z tendencjami pacyfistycznymi, widzący rozwiązanie wszystkich problemów w rewolucji socjalnej. Próbowali rządów miękkiej ręki, liczyli na rewolucyjną i narodową świadomość ludu. Tę drugą przeceniali, w tej pierwszej nie dostrzegli destrukcyjnego potencjału, który można było opanować tylko bardzo twardą ręką.

W rezultacie kraj zalała „wolnica”: anarchiczna walka wszystkich ze wszystkimi (pogromy miasteczek i dzielnic żydowskich były tylko jednym z jej przejawów), a ukraińska wojna z dwiema Rosjami (czerwoną i białą) ani na chwilę nie przestała być także wojną domową między samymi Ukraińcami. To była droga do katastrofy.

Próba zjednoczenia z Zachodnioukraińską Republiką Ludową (ZUNR) przyniosła w połowie 1919 r. chwilowe wytchnienie, ale Petlura i Jewhen Petruszewycz (przywódca ZUNR, konserwatywny narodowiec) nie byli w stanie porozumieć się właściwie w żadnej istotnej sprawie. W teoretycznie wspólnym państwie nie powstał ani jednolity rząd, ani nawet jednolite dowództwo sił zbrojnych.

14 października 1919 r. w Kamieńcu Podolskim (ówczesnym centrum władz UNR) Petlura przeprowadza akt uroczystej przysięgi na wierność Ukraińskiej Republice Ludowej. Składa ją nie tylko on sam i pozostali członkowie władz, ale także – korpus oficerski i szeregowi żołnierze. Dopiero teraz, po prawie roku walki niezaprzysiężonej armii!

Przysięgi tej nie składała Ukraińska Armia Halicka (siły zbrojne ZUNR) – ona przysięgała wcześniej, jeszcze przed pobiciem jej przez Wojsko Polskie wiosną 1919 r. Jej dowództwo prawdopodobnie już wtedy prowadziło negocjacje z Denikinem: chcieli ratować swoje wojsko, wyniszczone epidemią tyfusu (siły ukraińskie były praktycznie pozbawione dostaw leków). 6 listopada Haliczanie przechodzą na stronę białych, otwierają dla nich front. Denikin ma wolną drogę do Kamieńca Podolskiego.

Katastrofa staje się faktem.

Desperacka próba

Wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej, także wygłodzone i wyniszczone tyfusem, nie mogły szukać porozumienia z białą Rosją: dla białych Rosjan „swoi” Ukraińcy (inaczej niż „austriaccy” Haliczanie) byli zdrajcami, których należy zetrzeć z powierzchni ziemi na równi z bolszewikami. Sąsiednia Rumunia nie chciała mieszać się w tę wojnę. Pozostawał jedyny możliwy sojusznik: Polska.

Pod koniec listopada Petlura wysyła do Warszawy poufną misję dyplomatyczną, która uzgadnia zawieszenie broni, stanowiące też zarys późniejszej umowy sojuszniczej. Nikt nie ma złudzeń: ceną porozumienia musi być rezygnacja z ukraińskich roszczeń do Galicji Wschodniej. Na pierwszy sygnał o tym porozumieniu Petruszewycz zrywa unię Lwowa z Kijowem.

Ale alternatywą jest tylko śmierć z bagnetem w ręku lub haniebna ucieczka. Wojska UNR, zgromadzone wokół Kamieńca, nie są w stanie walczyć. 4 grudnia, dwa dni po zawarciu przez jego emisariuszy w Warszawie wstępnego porozumienia, Petlura nakazuje oddziałom jako tako zdolnym do walki ruszyć na wschód, w dywersyjny marsz na tyłach Denikina. Ma nadzieję, że tym razem lokalni atamani przyłączą się do jego armii. W marsz ten, nazwany potem „Pochodem Zimowym”, rusza 5 tys. ludzi. Pozostali, w dużej mierze rekonwalescenci, składają broń przed wojskiem polskim. Na mocy warunków zawieszenia broni polscy żołnierze zajmują kontrolowany przez Petlurę skrawek Podola. Ale – już jako sojusznicy. Ukraińcy są internowani, a nie brani do niewoli. Rychło odzyskają broń, znów wrócą do walki.

Umowa warszawska, sfinalizowana wiosną 1920 r., była ze strony Petlury aktem desperacji. Nie pozostawało mu nic innego, jak przyjąć polskie warunki. Ale kampania roku 1920, dla Polski zwycięska, dla Ukrainy skończyła się ostateczną klęską. I nie mogło być inaczej, skoro atamani nie przyłączali się do armii czynnej UNR, Rzeczpospolita najwyższym wysiłkiem zdołała zaś obronić tylko własną niepodległość przed Rosją bolszewicką. Na więcej brakło nam sił. A Petlura i jego rząd musieli opuścić Polskę, zresztą na mocy klauzul polsko-sowieckiego traktatu pokojowego.

Symon Petlura nie sprostał wyzwaniu, które podjął. Nie potrafił być ani przywódcą demokratycznym, ani dyktatorem, ani wodzem naczelnym. Choć też trudno byłoby wskazać wtedy kogoś lepszego. Przynajmniej nie ufał bolszewikom, nie szukał z nimi porozumienia.

Zamknięty rozdział

25 maja 1926 r. do idącego ulicą Paryża 47-latka podszedł nieco młodszy mężczyzna. Zapytał go o nazwisko, po czym wydobył broń i strzelił siedem razy, z najbliższej odległości. Ostatnie strzały oddawał już do leżącego. Z trudem uniknął linczu.

Zamordowanym był Symon Petlura, od dwóch lat emigrant polityczny we Francji, wciąż najwyższy autorytet ukraińskich niepodległościowców. Jego śmierć zamknęła rozdział zwany dziś Ukraińską Rewolucją Narodową.

Do dziś nie wiemy, dlaczego zamordowano Petlurę. Wersja, że morderca przeczytał notkę prasową o jego pobycie w Paryżu i postanowił go zabić, motywowany zemstą, jest jakoś do przyjęcia. Ale można wątpić, by przygotowania mogły mu zająć zaledwie kilka dni. Zwłaszcza że nie wiedział nawet, jak Petlura wygląda (kto więc mu go wskazał?).

Józef Piłsudski i Symon Petlura na dworcu w Winnicy podczas kampanii 1920 r. / HISTORIC COLLECTION / ALAMY STOCK PHOTO / BEW

Z drugiej strony, nie udało się dowieść związków tej zbrodni z sowieckim wywiadem. Spotykane zaś w Polsce dopatrywanie się w zabójstwie Petlury reakcji na powrót Piłsudskiego do władzy w Warszawie jest dyskusyjne – od zamachu majowego minęło raptem 10 dni.

Pośmiertny proces...

Kim był zabójca? Szolem Samuel Schwarzbard (vel Szwarcbard/Szwarcburd) urodził się w 1886 r. w Izmaile (dziś w obwodzie odeskim Ukrainy). Był działaczem anarchistycznym, po rewolucji 1905 r. emigrantem we Francji, później żołnierzem Legii Cudzoziemskiej i regularnej armii Republiki Francuskiej. Ranny podczas I wojny światowej, zdobył wysokie odznaczenie za męstwo. Po demobilizacji ze względu na stan zdrowia... wyjechał w 1917 r. do Rosji, gdzie wstąpił do Gwardii (później – Armii) Czerwonej i do końca 1919 r. brał udział w walkach na Ukrainie. W styczniu 1920 r. znów znalazł się w Paryżu, a pięć lat później otrzymał francuskie obywatelstwo.

Po zabójstwie Petlury Schwarzbard staje przed sądem, ale tylko formalnie. Jest bohaterem wojennym, a jego ofiara – złowrogim „obcym”. Jego obronę i związaną z nią kampanię propagandową finansuje francuska partia komunistyczna. Po jego stronie opowiadają się francuskie autorytety moralne z filozofem Henrim Bergsonem na czele. Nie musi się bronić – zresztą nawet nie zaprzecza zarzutowi zabójstwa. Po tygodniu zostaje uwolniony nie tylko od kary, ale i od winy: sąd Republiki Francuskiej uznał w ten sposób, że zabójstwo ukraińskiego emigranta nie jest przestępstwem.

Prawdziwym oskarżonym w tym procesie był Petlura, a zarzutem – pogromy Żydów, za które Schwarzbard miał dokonać zemsty (twierdził on, że w pogromach zginęli jego krewni). Obrońcy Schwarzbarda – de facto oskarżyciele Petlury – zarzucali zabitemu bezpośrednią, sprawczą odpowiedzialność za pogromy. Ten zarzut był fałszywy: można tu mówić jedynie o odpowiedzialności pośredniej, wynikającej z nieudolnego kierowania państwem. Wyrok sądu oznaczał de facto skazanie ofiary zabójstwa na śmierć cywilną. Propaganda rozciągnęła ten wyrok na ukraińskie dążenie do niepodległości w ogóle.

...i pośmiertne dokonanie

Konsekwencje były dramatyczne. Narodowo-demokratyczny, socjalizujący ukraiński ruch narodowy załamał się w krótkim czasie. Nie dlatego, że zabrakło Petlury, lecz dlatego, że został zniesławiony, skompromitowany. I że paryski wyrok podważył w oczach ukraińskiej emigracji wiarę w wartość zachodniej liberalnej demokracji.

Tymczasem alternatywa istniała: w Europie narastały radykalne nacjonalizmy – już nie o demokratycznym charakterze, jak przed Wielką Wojną. Wkrótce dla Ukraińców (i nie tylko dla nich) opcja niemiecka zacznie się stawać atrakcyjniejsza niż francuska... W przededniu II wojny światowej ukraiński ruch narodowy będzie zdominowany przez faszyzujących szowinistów.

Na taki rozwój wydarzeń wpłynął także rozłam między Naddnieprzańcami i Haliczanami, a następnie wytępienie ukraińskich elit przez władze sowieckie. Na placu boju pozostali ci ostatni, korzystający ze swobód demokratycznych II Rzeczypospolitej: represjonowani, ale nie eksterminowani. Haliczanie, już przed Wielką Wojną znacznie mniej liberalni i socjalizujący, skłaniali się ku „twardym” ideom nacjonalistycznym.

Ten rozłam, którego elementy widoczne są w ukraińskim dyskursie publicznym nawet dziś, był w dużej mierze skutkiem decyzji Petlury z jesieni 1919 r. o rezygnacji z roszczeń do ziem Galicji Wschodniej oraz większości Wołynia – decyzji przez wielu do dziś uważanej za zdradę. Ale – paradoksalnie – ta właśnie decyzja Petlury, potwierdzona potem w polsko-bolszewickim traktacie pokojowym z 1921 r., pozwoliła przetrwać i rozwinąć się Ukraińcom jako społeczności politycznej. Linia graniczna, ustalona w tym traktacie, potwierdziła bowiem przebieg granicy z umowy warszawskiej.

Być może było to największe dokonanie, największa – choć mimowolna – zasługa Symona Petlury. ©

Autor jest emerytowanym analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie, specjalizuje się w tematyce ukraińskiej. Autor książek i opracowań o dziejach Ukrainy w XIX i XX w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2019