Historia zakorzeniona

Żeby stworzyć lepsze państwo, potrzeba przede wszystkim lepszej mapy. Najlepszą z dotychczasowych narysował Rafał Matyja.

06.06.2022

Czyta się kilka minut

Lublin, czerwiec 2013 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP
Lublin, czerwiec 2013 r. / WOJCIECH PACEWICZ / PAP

Autor „Miejskiego gruntu” skąpi nam tego, czego inni dostarczają z naddatkiem – łatwych odpowiedzi, oczywistych recept, jednoznacznego wskazywania wrogów. Zamiast po prostu powiedzieć, kto w trwającej od 250 lat polskiej „grze z nowoczesnością” wygrał, a kto jest przegranym, podejmuje próbę zrozumienia reguł samej gry i ukazania planszy, na której się ona toczy.

W ten sposób staje się autorem historii alternatywnej podwójnie. Jego ostatnia książka stanowi uzupełnienie zarówno szkolnej „historii głównego nurtu”, jak i coraz popularniejszych „przeciwhistorii” (choćby porywających „ludowych historii Polski” Adama Leszczyńskiego, Kacpra Pobłockiego, Michała Rauszera i innych). Nie chodzi o historię ludzi ani miejsc, ani nawet idei, lecz znacznie bardziej zagmatwanych relacji między nimi. Trzeba ją położyć obok „Jedwabnych szlaków” Petera Frankopana czy „Ratusza i rynku” Nialla Fergusona, którą już w „Tygodniku” omawiałem.

To rozproszenie sprawia, że nie wróżyłem pracy Matyi sukcesu, na jaki by zasługiwała. Bo który z warszawskich czy krakowskich „liderów opinii” będzie się chciał zagłębiać w dzieje Bielska-Białej, Nowego Sącza, Wałbrzycha lub Rzeszowa? I to w dodatku niesprowadzone do prostej, jednorodnej „prowincji” przeciwstawionej wielkomiejskiemu „centrum”, lecz ukazane w całej swej złożoności?

Ale może się myliłem? Może przyznana właśnie Matyi nagroda im. Marcina Króla sprawi, że „Miejski grunt” stanie się kluczowym punktem odniesienia w polskiej debacie publicznej? Oby.

Król był tylko jeden

Zmarły półtora roku temu Marcin Król był – jeżeli mogę sobie pozwolić na odrobinę prywaty – recenzentem mojej pracy magisterskiej. Recenzja była bardzo pozytywna, po obronie jednak profesor podszedł do mnie i niezwykle uprzejmie wskazał wielgachne dziury w moim rozumowaniu. Nie dlatego, żeby mi dokuczyć, ale dlatego, że uznał mój pomysł za na tyle ciekawy, by warto było pracę napisać od nowa. Nasza rozmowa trwała znacznie dłużej niż sama obrona.

Wcześniej byłem zapalonym czytelnikiem prac prof. Króla, jednak od tamtego momentu zacząłem dostrzegać w nim przede wszystkim kogoś, kto widział więcej, wybiegał naprzód, a przede wszystkim – jak nikt potrafił obnażać banały. Był krytykiem, a nie krytykantem; dekonstruktorem, ale nie burzycielem. Jestem przekonany, że czymś takim powinna być historia idei. Nie ich kroniką, lecz właśnie wskazaniem dziur i głównych linii napięć. Po to, by na błędach się nauczyć i zbudować coś lepszego. Dlatego ucieszyłem się, gdy Fundacja Batorego ustanowiła nagrodę im. Marcina Króla za „najlepszą książkę z dziedziny historii idei i badań nad przyszłością, filozofii i myśli społecznej i politycznej, refleksji nad cywilizacją i kulturą, wprowadzającą nowe idee, koncepcje czy sposoby myślenia”. Moja radość była jeszcze większa, kiedy okazało się, że nagrodę otrzymał właśnie „Miejski grunt”.

U Matyi przeczytamy zarówno o cywilizacyjnych dokonaniach Rosjan okupujących Warszawę, jak też o fatalnych konsekwencjach zaborów dla rozwoju sieci łączącej polskie miasta; przeczytamy o wyzwaniach cywilizacyjnych, z jakimi wiązało się odzyskanie niepodległości, i o rażących nadużyciach II RP; o awansie cywilizacyjnym, jaki umożliwiła PRL, i o absurdach gierkowskiej ekonomii; o wykorzystanych i zmarnowanych szansach transformacji. Jest to zatem książka zaskakująco apolityczna, jeżeli chodzi o wspieranie stron, demaskowanie winnych i przyznawanie racji. Zarazem jednak „Miejski grunt” to praca na wskroś polityczna w sensie bliskim Królowi – pokazuje, jak powstaje polityka i czym jest uwarunkowana. To książka, która zakorzenia idee w rzeczywistości zbudowanej nie z dobrych chęci i wzniosłych haseł, lecz z drewna, stali, betonu albo szkła.

Muzyka sfer

W jednym z rozdziałów Matyja proponuje, żeby na fasadach budynków publicznych umieszczać napis „Tu próbujemy zapanować nad własnym losem”. Gra z nowoczesnością jest właśnie tym – próbą opanowania nieprzewidywalnej rzeczywistości. Wynik tej gry ma kluczowy wpływ na nasze funkcjonowanie, a jednak zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy.

To dlatego, że zjawiska, o których pisze Matyja, są trochę jak muzyka sfer. W starożytnych wierzeniach był to dźwięk wydawany przez tarcie niewidzialnych kręgów, na których zawieszone były ciała niebieskie. Brzmienie to otacza nas od urodzenia, nie słyszymy go więc, przyzwyczajeni do jego wszechobecności. Podobnie działa tytułowy „miejski grunt”. Pod pojęciem tym kryje się cała infrastruktura nowoczesności, gwarantująca nam – w sensie dosłownym – ciepłą wodę w kranie.

Za sprawą wypowiedzi Donalda Tuska i bieżącego sporu stała się ona symbolem braku ambicji i politycznej bylejakości. Książka Matyi przywraca jej należne miejsce, przypominając, że życie bez wody w kranie, bez kanalizacji, szkoły, dróg, kolei, wiadomości było koszmarem. Koszmar ten może wrócić, bo dobra cywilizacji nie są dane raz na zawsze. Nie zstąpiły z nieba idei, lecz wyłaniały się z mozołem ze splątanej sieci interakcji ludzi, instytucji i materialnych zasobów.

Matyja opisuje nowoczesność jako rozciągnięty na stulecia „wysiłek zbudowania gruntu pod nogami dla wszystkich bez wyjątku”. To historia zakorzeniona, prowadzona z poszanowaniem szczegółów: jednostkowych biografii, zbiegów okoliczności, uwarunkowań geograficznych, dostępności zasobów itd. To także trudna historia zakorzeniania – budowania nad Wisłą, Odrą i Dunajcem świata stabilnego oraz przewidywalnego.

Książka składa się z samych konkretów. Zamiast rozprawy o słabości i sile władzy monarszej czytamy o tym, jak konfederaci barscy przekroczyli rzekę Białą. Spór między pozytywistami a romantykami opisany zostaje na przykładzie poznańskiego Bazaru. Paradoksy i pułapki PRL-owskiej modernizacji śledzimy sprzed taśmy montażowej w fabryce samochodów w Bielsku-Białej.

Historia rozproszona

To właśnie w tym sensie historia opisywana przez Matyję jest „rozproszona”. Nowoczesność wydarza się w wielu miejscach naraz. Nie dlatego, że składa się z licznych wynalazków, innowacji, decyzji, które spotykałyby się w jakimś centrum, lecz dlatego, że wielopunktowość jest jej istotą. Historia nowoczesności jest historią coraz bardziej splątanych zależności między ludźmi żyjącymi daleko od siebie i nieświadomymi swego istnienia.

Opowiadając o państwach i samorządach, straży pożarnej, fabrykach, strukturach urbanistycznych, uniwersytetach czy towarzystwach gimnastycznych, Matyja prowadzi spójną narrację o tym, jak po Polsce i Europie rozsnuwała się niewidzialna pajęczyna zaufania łączącego ludzi. Czasem mierzonego kredytem, czasem prawem czy regułami współżycia społecznego, a czasem wspólnotą języka lub etnosu.

Jednak na kartach „Miejskiego gruntu” można odczytać także równoległą, mroczną historię. To dzieje nienawiści, niszczenia, wyzysku, tyranii, inwigilacji, wreszcie – ludobójstw. A więc wszystkiego tego, co sprawia, że codzienność pozbawiona jest stabilnego gruntu, a życie ludzkie osuwa się w przepaść. Czasem dosłownie.

Te dwie historie – ciepłej wody w kranie i technik ludobójstwa – przeplatają się w sposób niebanalny. Matyja nie powtarza łatwych argumentów o prostej drodze prowadzącej od oświecenia do Auschwitz. Zamiast tego po prostu składa obydwie narracje – o blaskach i cieniach nowoczesności – z materialnych konkretów: z torów kolejowych, kabli elektrycznych, z betonu.

Rozwój opisywany przez Matyję jest nieliniowy. Ma wiele centrów, nie zawsze związanych prostymi relacjami. Szczególnie interesujące wydały mi się historie awansu związanego z uzyskiwaniem statusu miasta wojewódzkiego i utraty prestiżu wiążącej się z pozbawieniem tegoż statusu. Miałem świadomość znaczenia tych lokalnych nobilitacji, np. po lekturze prac o historii Wałbrzycha. Jednak teraz po raz pierwszy przeczytałem historię całej Polski (a miejscami Europy), w której kolejne reformy administracyjne okazują się kluczowymi punktami zwrotnymi. Historię tym ciekawszą, że Matyja obok utraty statusu miasta wojewódzkiego opisuje też wzrost znaczenia miast powiatowych. Na zmniejszeniu wagi lokalnego centrum zyskać mogą dotychczasowe peryferia. Procesy centralizacji i decentralizacji dokonują się bowiem nie tylko w skali kraju, lecz także w skali regionalnej.

Matyja używa określenia „grubość węzła władzy” – i tym właśnie, między innymi, są dla niego ośrodki miejskie. To węzły w złożonej sieci nowoczesności. Ich rozmiar i znaczenie zależy nie tylko od liczby budynków administracyjnych, połączeń kolejowych czy szerokości alei, lecz także od wzajemnych powiązań, których nie dostrzeżemy, studiując historie miast osobno.

Metropolitalność jawi się tu jako ucieczka z peryferyjnego statusu i przybierać może różne oblicza. Dla Warszawy czy Wrocławia realizuje się przez wpisanie w sieć europejskich wielkich miast. Ale dla wielu mniejszych ośrodków gra toczy się o inną stawkę – o bycie centrum dla jakiejś lokalności, o podmiotowość samodzielną wobec stolicy. Matyja pokazuje, że te lokalności nierzadko okazywały się trwalsze niż granice państwowe czy ustroje. Choć oczywiście arbitralnie kreślone w stolicach granice nieraz przebiegały w poprzek historycznych sieci powiązań, przerywając połączenia kolejowe, wygaszając handel, a nawet dzieląc same miasta.

Wiejski grunt

Takie spojrzenie na dzieje Polski pozwala autorowi „Miejskiego gruntu” dostrzec znaczenie samorządu: od oporu wobec władzy królewskiej aż po kluczowe narzędzie absorpcji środków unijnych. Książka stanowi więc odtrutkę na „mentalny centralizm”, który zbyt często kształtuje nasze postrzeganie historii. „Dziś Warszawa rządzi Polską jak krajem, który kończy się tuż za Grodziskiem Mazowieckim, Błoniem, Otwockiem” – ubolewa Matyja. Pomysł na Polskę, który ogranicza się do rozwoju kilku największych miast, nigdy nie będzie dobry także dla samych metropolii, które – jak pokazuje „Miejski grunt” – czerpią siłę z dobrze zaprojektowanych relacji z rozwijającym się otoczeniem. Dlatego właśnie, żeby stworzyć lepsze państwo, potrzeba przede wszystkim lepszej mapy.

W tym kontekście chciałbym postawić pytanie, które po lekturze „Miejskiego gruntu” zostało bez odpowiedzi. Co z wiejskim gruntem? Czy skupiając się na większych i mniejszych ośrodkach miejskich, nie przegapiamy jeszcze istotniejszej przestrzeni gry z nowoczesnością? U Matyi przeczytamy wprawdzie o „wielkim wyparciu” towarzyszącym awansowi społecznemu, o wstydzie i zakłopotaniu, odcięciu się od wiejskich korzeni. Ale czy książka opowiadająca historię Polski wyłącznie z perspektywy miast nie powtarza w pewnym stopniu tego gestu odcięcia?

Warto w tym kontekście przywołać wiekowy już argument Michaela Liptona o tzw. urban bias, czyli skrzywieniu miejskim. To wada perspektywy, która sprawia, że nawet wrażliwi intelektualiści opisują rozwój swoich krajów wyłącznie z punktu widzenia dużych ośrodków. Tylko miasta kojarzone są z nowoczesnością, tylko w nich widzi się przyszłość. Dlatego np. wnioski grantowe i fundusze publiczne projektuje się tak, żeby budowa autostrady była atrakcyjniejsza niż remont lokalnych dróg, a nowy stadion czy gmach publiczny wydawał się „nowocześniejszy” niż sieć pomp zapewniających nawodnienie tysiącom rodzinnych gospodarstw rolnych.

Tymczasem – jak pokazał Joe Studwell w książce „How Asia Works” – o powodzeniu programów modernizacyjnych decyduje zdolność dostrzegania i rozwijania także wiejskiego gruntu. Patrząc na Koreę czy Japonię widzimy Seul albo Tokio. Nie widzimy tego, co pokazują dopiero dane ekonomiczne – że sukces gospodarczy azjatyckich tygrysów oparty był na poszanowaniu wiejskiej tradycji, reformie rolnej i zachowaniu mądrej równowagi między rozwojem wsi i miast. Niestety w Polsce, zwłaszcza po 1989 r., uwierzyliśmy, że przyszłość leży wyłącznie w mieście. Czekam więc na część drugą – „Wiejski grunt” – która stanowiłaby odtrutkę na to upośledzenie naszej percepcji.

Przeciw historii symbolicznej

Nasze myśli są „więźniami historii” zbudowanej wokół patriotycznych symboli i „utkanej ze spraw niepewnych” – ostrzega Matyja, sytuując się w kontrze do historii symbolicznej, a więc pisanej z punktu widzenia abstrakcyjnych wartości i idei.

Najlepiej widać to na przykładzie niepodległości – kluczowej wartości, wokół której prowadzona jest zwykle podręcznikowa historia Polski. W opowieści Matyi, pisanej z perspektywy Bielska-Białej czy Nowego Sącza, niepodległość nie znika, przeciwnie: zyskuje konkretny, materialny wymiar, przetłumaczona na język gmachów administracyjnych i połączeń kolejowych, ale też zmieniających się relacji handlowych i wspomnianych wcześniej lokalnych układów metropolitalnych.


Rafał Matyja: Wojna przynosi złudne nadzieje, ale też uczy, że świata nie buduje się dla coraz większych przyjemności. Wojna przywraca społeczeństwom horyzont, jakim jest katastrofa. Będzie on nam potrzebny w zmaganiu z nadchodzącymi wyzwaniami.


 

W ten sposób Matyja podważa wiele stereotypów, na których zwykle osnuta była historia Polski. Np. wspomnianą już opozycję między romantykami i pozytywistami. W tym celu wystarczyło pokazać, że kultura też ma swoją infrastrukturę. Idee zakorzenione są w materialności.

Najważniejsza zmiana punktu ciężkości dotyczy jednak wojny. W opowieści Matyi nie ma ona w sobie nic wzniosłego. I wojna światowa opisywana w „Miejskim gruncie” to nie wymarsz Pierwszej Kadrowej i odzyskanie niepodległości, lecz bezsensowne zburzenie Kalisza. Wojna nic nie tworzy. Jest siłą chaosu i entropii niszczącą miejski grunt i rozbijającą jedną z najważniejszych, najbardziej niedocenianych wartości w historii – ciągłość.

Nic dziwnego, że patronem stosunku Matyi do wojny staje się Hašek. „Przygody dobrego wojaka Szwejka” demaskują wojsko jako „strukturę groteskową”, opartą na szowinizmie i tępym lojalizmie. „Apokalipsa zaczyna się wtedy, gdy jakimś trafem zamiast starostą czy dyrektorem szkoły ludzie o takich predyspozycjach zostają generałami, ministrami, gdy zaczynają decydować o losach narodów” – przestrzega Matyja, a jego słowa brzmią niepokojąco aktualnie.

II wojna światowa to ostateczne usunięcie się gruntu spod nóg – całkowity rozpad świata. „Miejski grunt” powtarza tu tezy stawiane wcześniej m.in. w „Czarnej ziemi” Timothy’ego Snydera czy „Revolution from Abroad” – rzadko u nas komentowanej, wczesnej pracy Jana Tomasza Grossa. Obydwaj autorzy przekonywali, że najgorsze zbrodnie możliwe były nie dzięki wszechmocy aparatu państwa, lecz właśnie dzięki jego rozpadowi umożliwiającemu różne formy prywatyzacji przemocy.

Nie tylko rozpad państw narodowych, ale też ich odbudowywanie przedstawia Matyja w sposób radykalnie odmienny, niż to się zwykle robi. O powojennych mapach politycznych pisze, że powinny być wypełnione nie jednolitymi kolorami, a cieniowaniem. Zero-jedynkowa logika, do której przyzwyczajeni jesteśmy studiując historię państw narodowych, nie pasuje do historycznych danych o strukturze ludnościowej Lublina, Lwowa, Wrocławia, Białegostoku czy Wilna.

W „Miejskim gruncie” banalną prawdę o „scalaniu” polskiej państwowości po zaborach zobaczyłem przełożoną na język konkretów – opisaną przez sieć połączeń kolejowych czy budowę urzędów wojewódzkich. Przyznam, że dopiero teraz zrozumiałem, o co chodziło w rozdziałach „budowa portu w Gdyni” oraz „Centralny Okręg Przemysłowy w widłach Wisły i Sanu”, które jak przez mgłę pamiętam z licealnego podręcznika.

Opowiedzieć historię inaczej

W „Bezradności liberałów” Marcin Król pisał o napięciu między liberalizmem a pamięcią. Jeszcze przed epoką kultu „żołnierzy wyklętych”, gdy nowa mitologia powstania warszawskiego dopiero się rodziła, zwracał uwagę, że liberalizm może wiele stracić na swojej tendencji do ahistoryczności. Liberałowie boją się historii, zwłaszcza tej romantycznej. Boją się też patriotyzmu. „Patriotyzm to poczucie wspólnoty – niekoniecznie wspólnoty wyobraźni, ale na pewno zbiorowego losu. Bardzo trudno sobie wyobrazić, żeby taka pamięć miała charakter chłodny i opisowy, całkowicie pozbawiony emocji – czytamy u Króla. – Redukcja do niepamięci jest zatem dla myśli liberalnej zabiegiem bardzo kuszącym”. Tyle że to ślepa uliczka. Żeby uratować liberalizm, potrzebujemy pomysłu na liberalną opowieść o historii i liberalny patriotyzm.

Książkę Matyi można czytać jako odpowiedź na to wyzwanie; jako propozycję modelu patriotyzmu, w którym budowa wspólnych, stabilnych zasad okazuje się ważniejsza od jednostkowej wygranej lub przegranej. Można by powiedzieć, że Matyja jest państwowcem, gdyby nie to, że jego książka pokazuje, że państwo nie może być wyłącznym gwarantem zasad. Że równie ważne okazują się władze miejskie i samorządy, lokalne wspólnoty i oddolnie tworzone stowarzyszenia. Owszem, „państwo jako wspólnota polityczna jest rusztowaniem, które może nadać sens różnicom poglądów i przekonań”, jednak by zapewnić grunt pod nogami i skutecznie „grać z nowoczesnością”, potrzebujemy współpracy wielu podmiotów. Opowiadana przez Matyję historia ma więc konkretny morał.


Rafał Matyja: Najlepszą odpowiedzią Putinowi jest dbanie o jedność: Zachodu i naszą


 

Doskonale podsumowuje to uzasadnienie decyzji kapituły przyznającej nagrodę im. Marcina Króla: „Książka Matyi pozwala także mieć nadzieję, że ludzie wokół nas są gotowi troszczyć się o tytułowy grunt pod nogami i budować to, co wspólne. Co prawda wszyscy od czasu do czasu wyjmujemy z szafy odświętne ubrania i sztandary, by zademonstrować, jak radykalnie nasza tożsamość różni się od tożsamości sąsiadów z naszej kamienicy czy bloku. Jednak następnego dnia musimy się o tę kamienicę czy blok na nowo wspólnie zatroszczyć. Właśnie sieć budynków, miast, dróg, kolei, ale też instytucji jest naszą szansą na aktywną rolę w globalnych procesach modernizacyjnych”.

Takiego myślenia o wspólnej przestrzeni i związanej z nim nadziei bardzo dziś potrzeba. ©

Rafał Matyja, MIEJSKI GRUNT. 250 LAT POLSKIEJ GRY Z NOWOCZESNOŚCIĄ, Karakter, Kraków 2021.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2022