Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już po tym, jak jawne stały się potworne zbrodnie wojenne dokonane przez żołnierzy rosyjskich w Buczy, papież Franciszek zamieścił na Twitterze wpis, w którym wyraża – nie pierwszy raz – ból z powodu cierpienia ofiar wojny, lecz w którym – znowu – nie wymienia sprawców krzywdy, lecz kończy słowami: „Wszyscy jesteśmy winni”.
Papieskie słowa są, niestety, nieprawdziwe i mogą być bardzo szkodliwe. Owszem, nikt z nas, ludzi, nie jest bez grzechu, tzn. nikt z nas nie jest doskonały moralnie. Ale przecież nie znaczy to, że każdy jest współwinny wszelkiego zła na świecie. Nie. W etyce jest niezwykle ważne, by umieć rozpoznać rzeczywistą odpowiedzialność poszczególnych działających. Tylko takie rozpoznanie umożliwia sensowne zaangażowanie się, rozwój moralny, czy też – mówiąc językiem chrześcijańskim – nawrócenie.
CZYTAJ TAKŻE: Bucza: cywile zabici „metodą katyńską”
Trwa rosyjska inwazja na Ukrainę, a ukraińscy żołnierze bronią swojej ojczyzny i swoich bliskich z narażeniem życia, miliony bezbronnych cierpią zarówno zostając w swoich miejscach rodzinnych, jak i uciekając z nich. Ta wojna stawia przed nami konkretne wyzwania: pomoc tym, którzy uciekli, za cenę zgody na utrudnienia w naszym codziennym życiu. I nacisk na polityków, by podejmowali działania wspierające zaatakowanych i osłabiające agresora – nawet kosztem pogorszenia sytuacji gospodarczej wolnego świata.
W tej sytuacji potrzeba jasnego rozeznania własnej odpowiedzialności – z uwzględnieniem naszych konkretnych możliwości i uwarunkowań. Bez tego nie będziemy w stanie efektywnie pomagać tym, którym pomóc możemy. Naszą ewentualną winą może być zaniedbanie konkretnej odpowiedzialności. Bezradnie patrzących z daleka na tragedię mieszkańców Buczy albo na ruiny bombardowanego Mariupola nie wolno obarczać winą za te okropne wydarzenia. Jest to nie tylko niesprawiedliwe. Odwraca też uwagę od tego miejsca walki dobra ze złem, które realnie od nich zależy, przytłacza i odbiera siłę do własnego zaangażowania.
CZYTAJ TAKŻE: Wojna i my: skąd brać siłę? Rozmowa z Justyną Dąbrowską, psychoterapeutką
Najgorszą konsekwencją papieskiego stwierdzenia, że „wszyscy jesteśmy winni”, jest to, że znaczy ono, iż – skoro wszyscy – to winne są także ofiary krzywdy (sami mieszkańcy Buczy i innych miejsc, gdzie – prawdopodobnie – podobne potworności się działy, a także wszelkie osoby tamtym bliskie). Wiadomo zaś, że obarczenie skrzywdzonych winą za krzywdę, która ich spotkała, wtórnie ich traumatyzuje, krzywdę powiększa i bardzo utrudnia zaleczenie ran.
Nawet zatem jeśli papież nie czuje się w prawie potępiać krzywdzicieli, to jeśli już się publicznie wypowiada, powinien jasno stwierdzić, kto jest sprawcą, a kto ofiarą. A na pewno nie może obarczać winą tych, którzy winni nie są.
CZYTAJ TAKŻE: Wobec wojny w Ukrainie dyplomacja Watykanu się pogubiła