Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nic dziwnego więc, że taka jest ta płyta: soulowo-funkowe “Once Upon a Time" i “The Secret" sąsiadują z folkowymi “Motorcycle Girl" (tu bazą jest flamenco) i “Factory Girl" (gdzie słychać motywy irlandzkie). Obok swingującej ballady “Jazzman" są rockowe “Over The Border" i “Black And White World", bluesowe “Highway 62" i “Devil Slide" oraz boogie “Can’t Kill The Boogieman". Osobną jakością jest przejmująca pieśń “Heaven", poświęcona Jimiemu Hendrixowi, Janis Joplin i Lady Day. Ale mimo tej, zdawałoby się, stylistycznej zawieruchy całość brzmi zdumiewająco spójnie. Nastrój tworzy bowiem nie tylko znany głównie z czasów The Animals (ale też choćby z okresu współpracy z grupą War) głos firmującego przedsięwzięcie Erica Burdona, lecz także stare, dobre brzmienie (ach, te organy B3 i damski chórek...).
Jedni oldboye rocka co najwyżej odcinają kupony od dawnej sławy. Inni potrafili uczynić z dojrzałości siłę. Siłą rzeczy brzmią inaczej niż dawniej - nie znaczy to jednak, że gorzej. Przeciwnie. Choćby Bill Wyman (niegdyś w The Rolling Stones, teraz z The Rythm Kings), Peter Green (dawniej The Fleetwood Mac, dziś The Splinter Group) czy Burdon właśnie. Parafrazując wezwanie z płyty: “Boogie przez całą noc - nie możecie zabić ludzi bluesa!".