Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kilka miesięcy temu oglądaliśmy bardzo podobne kadry: wystraszone zwierzęta na tle wysokiej na wiele metrów ściany ognia i dymu. Tyle że teraz bohaterami zdjęć nie są koale i kangury, ale bociany i łosie. Żywioł szaleje 200 km od Pałacu Kultury i Nauki. Dym widać w Białymstoku.
Pożary to coroczna plaga Biebrzańskiego Parku Narodowego. Zdecydowana większość z nich jest wynikiem umyślnego wypalania traw przez lokalnych rolników. Na biebrzańskich łąkach wiosną zwykle stoi woda, która ogranicza skalę zniszczeń. Jednak w tym roku nielegalny proceder zbiegł się w czasie z suszą, której skali wciąż sobie nie uświadamiamy.
W wielkanocną niedzielę strażacy gasili sto hektarów traw i trzcin. W kolejną niedzielę odebrali zgłoszenie o ogniu w okolicach wsi Kopytkowo. We wtorek rano, gdy pożar wydawał się opanowany, ogień pojawił się w dwóch nowych miejscach i rozprzestrzeniał w paru kierunkach. W środę po południu straty obejmowały już sześć tysięcy z sześćdziesięciu tysięcy hektarów, które zajmuje BPN. Minister środowiska Michał Woś zadeklarował niewyczerpane środki na prowadzenie akcji gaśniczej, w której bierze udział coraz więcej strażaków, w tym samoloty gaśnicze i śmigłowiec Lasów Państwowych ze Śląska. Według Państwowej Straży Pożarnej zarzewi ognia mogło być nawet kilkanaście.
Dramat ma też mikroskalę – świadkowie opowiadali o spanikowanych łosiach uciekających przed żywiołem czy bieliku z Wrocenia, który spłonął żywcem, próbując zasłonić własnym ciałem wylęg i gniazdo.
Biebrzański Park Narodowy, największy spośród polskich obszarów chronionych (zajmuje obszar ok. 60 tys. hektarów), na zachodzie Europy wymieniany jest jednym tchem z Puszczą Białowieską. Nie tylko z uwagi na ich bliskie położenie. Dolina Biebrzy to ekosystem, jakich na naszym kontynencie już nie ma – swobodnie wylewająca rzeka zamienia szmat okolicznych łąk w siedliska kilkuset gatunków ptaków i ssaków, przede wszystkim tych związanych ze środowiskiem bagiennym. Szczególnie gwarno jest tam właśnie wiosną, w szczycie ptasich migracji na północ kontynentu.
„Niewidzialne, lecz bliskie zagrożenie przesłoniło nam ryzyka, które mniej lub bardziej niewyraźnie majaczą na horyzoncie” – pisał kilka dni temu na łamach „Tygodnika” Marek Rabij. Niespodziewanie kryzys klimatyczny zyskał nad Wisłą nowe oblicze. I to w chwili, gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej w opublikowanych na swojej cyfrowej platformie edukacyjnej materiałach wylicza pozytywne skutki zmian klimatu. „Podwyższenie temperatury to wydłużenie okresu wegetacji, możliwe byłoby zbieranie plonów dwa razy w roku, a cieplejszy klimat umożliwiłby uprawianie większej liczby gatunków roślin. Zwiększona zawartość tlenku węgla cztery w atmosferze to dobra wiadomość dla roślin, które dzięki temu gazowi stają się bujniejsze i bardziej odporne na susze" – to tylko jeden z cytatów z ministerialnego filmu, który – po burzy, jaką wywołał w internecie – zniknął już na szczęście z platformy epodreczniki.pl.
Biebrzańskiego kataklizmu tak łatwo „zniknąć” się niestety nie da.
KRYZYS KLIMATYCZNY – CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>