Długi cień covidu

Po kilku miesiącach pandemii wiemy, że osoby, które pokonały infekcję SARS-CoV-2, mogą dalej doświadczać niepokojących objawów. Ludzie młodzi czy bezobjawowi też nie są całkiem bezpieczni.

19.10.2020

Czyta się kilka minut

Medycy z „czerwonej strefy” oddziału ratunkowego z pacjentem zakażonym koronawirusem. Szpital Kliniczny nr 4, Lublin, 14 października 2020 r. / Jacek Szydłowski
Medycy z „czerwonej strefy” oddziału ratunkowego z pacjentem zakażonym koronawirusem. Szpital Kliniczny nr 4, Lublin, 14 października 2020 r. / Jacek Szydłowski

SARS-CoV-2 przede wszystkim atakuje płuca, a więc u zakażonych mogą pojawić się kaszel i duszność. Wcześniej, jak gdyby dopiero pukając do drzwi naszego układu oddechowego, wirus pozbawia powonienia i smaku. Infekcja wywołuje też gorączkę, ogólne osłabienie i bóle mięśni.

Dla części osób choroba kończy się tragicznie. Ale nawet ozdrowieńcy mogą odczuwać jej długotrwałe skutki. W lipcu lekarze z rzymskiej Polikliniki Gemelli poinformowali, że u ponad 80 proc. wcześniej hospitalizowanych pacjentów po dwóch miesiącach od zachorowania przynajmniej jeden objaw wciąż się utrzymywał. Co ważne, u połowy występowały duszność i zmęczenie. Podobne wyniki przedstawia m.in. amerykańska agencja CDC (choć te dane zbierane były po zaledwie dwóch-trzech tygodniach). Według danych badaczy z Uniwersytetu Nowojorskiego duszność zgłasza aż 70 proc. pacjentów po 40 dniach od zakończenia pobytu w szpitalu.

Skąd te problemy u ozdrowieńców? Wirus atakuje drogi oddechowe, powodując objawy zapalenia płuc. Czasami jednak patogen tak mocno stymuluje komórki układu odpornościowego, że wytwarzają one ogromne ilości substancji prozapalnych. Pojawia się tzw. burza cytokinowa, a to może w konsekwencji uszkadzać płuca. Ogólnoustrojowa reakcja zapalna, wywołana w dobrej wierze przez nasz układ odpornościowy, może prowadzić do zespołu ostrej niewydolności oddechowej (ARDS). Zmiany widoczne są w badaniach obrazowych w postaci tzw. mlecznej szyby, czyli zagęszczenia w miąższu płuc. Część z nich utrzymuje się po wyleczeniu. Według jednego z chińskich badań zmiany w płucach można wykryć u aż siedmiu na dziesięciu chorych po trzech miesiącach od wyjścia ze szpitala.

Optymistyczne wydają się wyniki badań ze Szpitala Uniwersyteckiego w Innsbrucku, w którym sprawdzono również dynamikę zmian. Z tygodnia na tydzień widoczne w tomografii komputerowej nieprawidłowości występowały u coraz mniejszej liczby pacjentów. Trzeba jednak zauważyć, że wśród 150 uwzględnionych w tej pracy osób tylko 16 leżało na OIOM-ie, a więc długotrwałe następstwa COVID-19 nie dotyczą tylko ciężko chorych. Podobne wnioski można wysnuć z danych z Holandii, gdzie 91 proc. pacjentów z utrzymującymi się objawami nawet nie było w szpitalu.

NIE TYLKO PŁUCA Nasuwa się zatem pytanie, jakie zmiany powoduje wirus u pacjentów bezobjawowych? Czy u osoby, która nie zdaje sobie sprawy z zakażenia, mogą wystąpić powikłania? Jak groźny jest koronawirus w dłuższej perspektywie? Te kwestie wciąż są niejasne, a mogą dotyczyć przecież ogromnej części osób zakażonych.

Według wyliczeń Erica Topola ze Scripps Research Translational Institute nawet 45 proc. przypadków może przebiegać bez jakiegokolwiek objawu. A to oznacza, że w rzeczywistości osób zakażonych może być znacznie więcej, niż podają statystyki. To dobrze i źle jednocześnie. Pozytywnie wpływa to na śmiertelność i odsetek ciężkich przypadków. Uwzględniając rzeczywistą liczbę zarażonych, wskaźniki te znacznie spadną. Z drugiej strony bezobjawowi mają takie same ilości wirusa w górnych drogach oddechowych, co objawowi, i tak samo jak oni mogą zarażać. Nie ma też pewności, czy brak objawów gwarantuje, że wirus nie spowoduje zmian w organizmie, które dadzą o sobie znać później.

W styczniu na pokładzie wycieczkowca Diamond Princess znalazł się 80-letni mężczyzna, który po pięciu dniach podróży opuścił statek, pozostawiając na nim koronawirusa. Kiedy okazało się, że wkrótce po podróży wylądował w szpitalu w Hongkongu, cały statek objęto izolacją. Tym samym populacja wycieczkowca stała się swego rodzaju modelem epidemiologicznym. Z ponad 3,7 tys. osób na pokładzie wirusem zakaziło się 700. Ponad 300 nie miało żadnych objawów, ale u połowy z przeskanowanych tomografem komputerowym wykazano zmiany w płucach.

Płuca to niejedyny narząd, jaki może ucierpieć w wyniku zakażenia. Niepokoją doniesienia o sercowych powikłaniach COVID-19. Zespół doktor Valentiny Puntmann ze Szpitala Uniwersyteckiego we Frankfurcie przeprowadził badanie serca rezonansem magnetycznym u stu pacjentów, którzy niedawno przeszli infekcję SARS-CoV-2. Aż w 60 przypadkach zaobserwowano zmiany typowe dla zapalenia mięśnia sercowego, niezależnie od ciężkości zakażenia i chorób współwystępujących. Większość z pacjentów miała łagodne lub umiarkowane objawy. Jeden z autorów tej pracy w rozmowie z pismem „Scientific American” stwierdził nawet, że w jego prywatnej opinii COVID-19 zwiększy występowanie niewydolności serca w ciągu najbliższych dekad.

Zapalenie mięśnia sercowego to choroba, w której poza samym procesem zapalnym pojawia się także martwica części komórek budujących ten narząd. Przyczyną najczęściej są wirusy, rzadziej bakterie, ale zapalenie może także być nieinfekcyjne, związane z chorobami autoimmunologicznymi. Ostre i piorunujące zapalenia najczęściej przemijają, ale postać przewlekła tli się, powodując postępującą niewydolność serca.

W klasycznym zapaleniu mięśnia sercowego wirus może atakować komórki bezpośrednio lub poprzez przeciwciała, które poza patogenem atakują również komórki serca. To wszystko powoduje naciek zapalny i niszczenie tkanki. Nie jest do końca jasne, jak rozwija się zapalenie serca w przebiegu infekcji SARS-CoV-2, choć już ukazały się wyniki pośmiertnych badań, w których naukowcy znaleźli wirusa w tkance serca.

SZYKUJMY SIĘ, ZIMA NADCHODZI O problemie stało się głośno, gdy w sierpniu bejsbolista drużyny Red Sox Boston ogłosił, że w związku z powikłaniami sercowymi po COVID-19 nie zagra do końca sezonu. W badaniu rezonansem magnetycznym okazało się, że cierpi na zapalenie mięśnia sercowego. Wkrótce część lig w USA odwołało rozgrywki. Wszystko w obawie przed konsekwencjami zdrowotnymi przejścia infekcji koronawirusem przez młode i zdrowe osoby.

Doniesienia lekarzy potwierdzają, że problem istnieje. Jedno z badań przeprowadzono na niewielkiej grupie sportowców z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Wśród 26 przebadanych osób radiologiczne zmiany typowe dla zapalenia mięśnia sercowego wystąpiły u czterech sportowców, z czego dwoje nie miało żadnych objawów infekcji.


Czytaj także: Zbliżamy się do limitu wydajności systemu ochrony zdrowia albo już go przekroczyliśmy. Państwo nie gwarantuje ani testu, ani karetki, ani miejsca w szpitalu. A gdy pandemia się skończy, problemy zostaną.


 

W komentarzu opublikowanym na początku października w „Lancet” naukowcy z kilku państw świata zwracają uwagę na brak pewnej wiedzy dotyczącej długotrwałych następstw infekcji SARS-CoV-2. Wątpliwości co do przebiegu choroby w dłuższej perspektywie jest wiele. Są przesłanki, że ostry COVID-19 może wywołać cukrzycę i śródmiąższową chorobę płuc. Wiadomo, że wirus może atakować wątrobę (podniesione markery wątrobowe miało od 40 do nawet 80 proc. hospitalizowanych), nerki (jeden na pięciu pacjentów miał nieprawidłowe wskaźniki pracy nerek) czy mózg. Od 40 do 60 proc. pacjentów hospitalizowanych może mieć objawy neurologiczne lub psychiatryczne związane nie tylko z aktywnością samego wirusa, ale również z reakcją zapalną. Wiele doniesień mówiło o udarach niedokrwiennych, zapaleniach mózgu i innych uszkodzeniach. Jak piszą autorzy komentarza: „Wciąż jesteśmy na początku pandemii i nie wiemy, co odpowiadać swoim pacjentom, gdy pytają o rokowanie i przebieg ich dolegliwości”.

Utrzymujące się objawy i późne powikłania na pewno nie grożą wszystkim zakażonym, ale dostępna wiedza nie pozwala z całą pewnością powiedzieć, na ile jesteśmy bezpieczni. Badania dotyczące tych zagadnień rozpoczęły się niedawno. W jednym z nich w Wielkiej Brytanii weźmie udział 10 tys. pacjentów. Przez ponad rok będą obserwowani pod kątem kilku różnych wskaźników, od biomarkerów z krwi po badania obrazowe. Taka analiza przyniesie sporo odpowiedzi. Ale do tego czasu musi wystarczyć nam wiedza, którą mamy, i zdrowy rozsądek.

Dlatego wielu naukowców – wśród nich autorzy „Memorandum Johna Snowa” opublikowanego niedawno w „Lancet” – sceptycznie podchodzi do pomysłów, by złagodzić obostrzenia i w szybkim tempie uzyskać tzw. odporność stadną, czyli taką, w której większa część społeczeństwa nabywa odporność na wirusa, chroniąc tym samym resztę i eliminując patogen ze środowiska. Opierając się wyłącznie na śmiertelności i tak krótkim czasie obserwacji chorych i bezobjawowych, a także mając na uwadze (jak dotąd rzadkie) doniesienia o ponownych zakażeniach, trudno zagwarantować, że całkowite zluzowanie nie przyniesie dużo gorszych skutków. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Lekarz, popularyzator wiedzy o medycynie i jej historii. Współpracuje z „Tygodnikiem” od 2018 r. Kontakt z autorem na twitterze: twitter.com/KabalaBartek 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2020