Debiutuj, nie bądź psem Luriego

Chciałem o wakacjach, że można dużo czytać, niedużo pisać, a tu takie coś: „Tygodnik” – piórem Pawła Potoroczyna – zniechęca do debiutu...

06.09.2014

Czyta się kilka minut

I chociaż piórami Marka Bieńczyka i Ingi Iwasiów zachęca – bo ich sprawozdanie z debiutu brzmi nieomal słodko, dzisiaj, gdy mają na koncie sporo wybitnych książek, to przecież pan Potoroczyn zrobił wiele, by jego głos się wybił, przytłoczył, odstraszył, co najmniej zaś ostrzegł przed złudzeniami. Człowiek po debiucie narażony jest na multum rozczarowań, pośród których nie znajduję jednak potencjalnie najważniejszych – poniewczasie odkrytej prawdy, że literatury (życia literackiego) właściwie nie ma i mówi się w próżni jakiegokolwiek zainteresowania, że pozostał jedynie pozór pisania, czytania, przejmowania się tym, co się napisało i przeczytało, wreszcie odkrycia, że cofnąć się przed chęcią zadebiutowania to rzecz możliwa i warta zachodu. Jak z tego wynika, również ten głos potężnie dźwięczący można by uznać za na wskroś ironiczną afirmację pierwszego kroku na drodze ku literackiej satysfakcji, jednak byłby to wniosek zanadto pospieszny i, jak sądzę, zbyt lekko traktujący zamysły autora, ambiwalencje, aporie, mówiąc językiem dzisiejszym, rozterki, znane już klasykom.

Pamiętacie słynny wierszyk: „Ciężko, kto nie debiutuje, ciężko, kto debiutuje, / Najciężej, kto debiutując, łaski nie zyskuje”? Jakiż w tym dystychu ogrom pojęcia, że inicjacja literacka uplątana jest w podwójność zysku i utraty, nadziei i zawodu, lecz przede wszystkim podlega bezdyskusyjnej konieczności. „Ciężko” jest tu słowem opisującym traumatyczny charakter debiutu, doświadczenia, bez którego życie nie pozna swych możliwości, lecz po którym nie będzie już nigdy tak niewinne jak wcześniej.

I jeszcze brawurowy drugi wers, sprowadzający refleksję z poziomu filozoficznej abstrakcji na twardy grunt wiedzy o ludzkiej naturze, łasej na „łaskę”, czyli – w świetle początku wiersza – paliatyw spełnienia, niemogący w istocie ani znieść, ani tylko złagodzić „ciężaru”. Do anakreontyku niedługo potem nawiązał inny wielki poeta. Pisał: „I nie debiutować ciężko, i debiutować / Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione / Myśli cukrują nazbyt rzeczy one, / Które i mienić, i muszą się psować”.

Tutaj z kolei kluczowe zdaje się „żądzą zwiedzenie myśli”, nadzwyczaj trafne uchwycenie związku między pragnieniem sławy artystycznej a głodem seksualnym. Myśl oślepiona przez pragnienie sławy, ekspresji, wybicia się, zaprzecza sobie i popycha do czynów nieroztropnych, cóż jednak, gdyby ta myśl pożądająca została w jakiś sposób powstrzymana, wtłoczona w kaftan? Byłby to akt wrogi przyrodzeniu, chyba nawet grzeszny. Bo przypomina się wstrząsający kawałek z „Hańby”, moment, kiedy Lurie opowiada komisji dyscyplinarnej o psie, któremu wybijano z głowy jego psie powołanie. Wybijanie z głowy myśli o debiucie jawi mi się jako rodzaj gwałtu.

Sprawa należy bowiem do gatunku zagadnień fundamentalnych, niezależnych od kalkulacji, koniunktury czy interesu historii literatury. Można by powiedzieć: debiutuj ku pociesze tych wszystkich, którzy – jak niedawno Marian Stala w „Gazecie Wyborczej” – martwią się, iż po Miłoszu nie ma Miłosza, a mówiąc serio, poety jego miary, jego wiary i jego siły oddziaływania. Żeby pojawił się znowu, trzeba, by z „żądzy myśli” poczęło się mnóstwo poetów nieudanych, a pośród nich udany. Nawiasem mówiąc, u Miłosza fascynujące jest parowanie się „żądzy” i „myśli”, gra o niepewnym wyniku.

W końcu do pamięci wkrada się wiersz Josifa Brodskiego, kapitalny, w przekładzie Stanisława Barańczaka. Oto zakończenie: „Przypomniał sobie gwóźdź i tynk spękany / i z opuchniętych warg, nie wiedzieć czemu, / wyrwał się brzydki wyraz. Patrząc w pusty / świt poczerwieniał postępkiem głupawym / własnych ust. Tak się sam zdziwił, że wrósłby / w grunt, gdyby właśnie tramwaj się nie zjawił. // Później w pokoju swym składał wzdłuż kantów / spodnie, nie patrząc na trącący potem klucz / pasujący do tak wielu zamków, / a tak wstrząśnięty swym pierwszym obrotem”. Wprawdzie to utwór o debiucie miłosnym, lecz – wnosząc z eseju Pawła Potoroczyna – o pisarskim również.

Co do principiów panuje więc między nami zgoda (debiut to paradoks), co do przesłania – niezgoda (Potoroczyn: nie debiutuj, jeśli nie musisz; ja: debiutuj, bo wszak musisz), a poza tym chętnie spytałbym prozaika (świetnego debiutanta) o parę spraw drobniejszych. Na przykład: o establishment literacki, że niby kto, co; o blogi krytyczne, że niby głębsze, bardziej dociekliwe i bezinteresowne; o przyczynę, dla której, żywiąc się żądzą, nasycić chciałby się – ni mniej, ni więcej – sukcesem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2014