Ballada o smyczku

Prowincja Potoroczyna bez kompleksów spogląda na Wiedeń czy Paryż. Ona nimi po prostu jest i ma tego świadomość. Piękna utopia, to prawda. Czy jest to przełomowa powieść o polskich dziejach, dotąd zawłaszczonych przez umęczoną szlachtę?

27.05.2013

Czyta się kilka minut

Paweł Potoroczyn, 2011 r. / Fot. Maksymilian Rigamonti / NEWSWEEK POLSKA / FORUM
Paweł Potoroczyn, 2011 r. / Fot. Maksymilian Rigamonti / NEWSWEEK POLSKA / FORUM

Pierwsze zdanie jest kluczowe, tako rzekł niegdyś Jerzy Pilch. W pierwszym zdaniu rozgrywa się zasadniczo wszystko, sprawa talentu autora oraz wielkość powieści (nie jej rozmiar). Albo nas zauroczy, zaintryguje, zwiedzie albo zawiedzie, innych alternatyw nie ma. Można powiedzieć, rasowego pisarza, niekoniecznie z rodowodem, poznaje się po tym, jak zaczyna. Koniec można mu wybaczyć.


NIEMCY ZA BUCZYNĄ


Paweł Potoroczyn swój późny debiut powieściowy – „Ludzką rzecz” – zaczyna świetnie: „Pogrzeby w Piórkowie miały więcej życia niż wesela, kinematograf i elektryczność”. Proszę tylko się wsłuchać w rytm tego zdania, jego opadającą kadencję, jego arcypolską funeralno-romantyczną wymowę, swojskość pobrzmiewającą w owym nieznanym nam jeszcze, prowincjonalnym „Piórkowie”, z którego – jak to z matecznika – wszyscyśmy wyszli, żeby teraz wieść żywot w blokowiskach metropolii. A dalej? Jest tylko lepiej.

Próżno szukać powieściowego Piórkowa na mapie realności. Chociaż co bardziej dociekliwi odnajdą wieś na Kielecczyźnie, niedaleko Opatowa, literacko już istotną (miejsce urodzenia Zbigniewa Masternaka), odkryją prototypy Kolonii Siwe, pola plebańskiego, powieściowych „trzech wierzb” (cztery lipy?), a nawet księdza Jana Molgę (proboszcz Morga?), reszta danych wprowadzi niechybny zamęt. Sąsiednie Białobrzegi wcale nie takie sąsiednie, tak samo Broniszewo, nie wspominając już o Bołtuciach (na Wileńszczyźnie). Rzesza Niemiecka też nigdy nie mogła się „zaczynać za buczyną”, chociaż koncept, przyznam, brzmi nieźle.

Piszę o tym gwoli archiwistycznej i recenzenckiej powinności. Rzecz oczywiście nie w tym, żeby na siłę szukać zakotwiczenia w realnym. Granice są tu umowne, tak samo jak Historia. Umowny jest język z całym swoim staropolskim inwentarzem leksykalnym, oddany z mistrzowską biegłością, ale też poddany już na wskroś współczesnej obróbce.

Próżno również w „Ludzkiej rzeczy” szukać klasycznej fabuły. Ramy powieści wytycza co prawda solidne wydarzenie, mianowicie pogrzeb Smyczka, akowskiego partyzanta, i jest to pretekst do snucia mniej lub bardziej do tego wydarzenia przylegających narracji. Niektóre wątki Potoroczyn ciągnie do samego finału, inne pozostawia nieledwie napoczęte, porzucone na powieściowej bocznicy, by powrócić do nich w kodzie utworu, która, jak się rzekło, poddana temu samemu prawu umowności, wcale nie znajduje się na końcu.


VERDUN I KAMIKAZE


Śmierć i pogrzeb bohatera, a także przywołana w retrospekcji nierozważna i romantyczna miłość do Wandy, jest więc w centrum, wytwarza ono silne, ale zmienne pole grawitacyjne. Historie odrywają się od niego, lecz i wracają posłusznie według jakiegoś tajemniczego cyklu. W istocie „Ludzka rzecz” z jej mnożącymi się opowieściami, z jej „łotrzykowskim rodowodem”, przypomina opus magnum Potockiego – „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Bo czego my tu, proszę państwa, nie mamy? I włoską księżniczkę, i arcyksięcia Ferdynanda. Bitwę pod Verdun i obóz dla zeków pod Charkowem. Wiedeń u schyłku cesarstwa i japońskie haiku. Piłsudskiego i Radetzky’ego, japońskiego admirała Onishi, ojca kamikaze, i historię lutniczej rodziny Dankwartów. Jest Ezra Pound i Thomas Eliot. I fortepian Paderewskiego. Prawdziwy żywioł. Nie tylko epicki, ale i dygresyjny, polemiczny. I eseistyczny. Zadziwiające, lecz w tym nadmiarze udało się zachować Potoroczynowi umiar. A przy tym rozprawić się (cóż z tego, że tylko pozornie) z polskimi kompleksami wobec Europy. Jest w tym widoczny jakiś gest uwznioślający, nadający wyższą rangę. Prowincja Potoroczyna nie tylko bez kompleksów spogląda na Wiedeń czy Paryż, ona nimi jest i ma tego świadomość. Piękna utopia, to prawda. Każdą najmniejszą choćby utopię bierzemy w ciemno.

Czy jest to przełomowa powieść o polskich dziejach, dotąd zawłaszczonych przez umęczoną szlachtę? Śmiem wątpić. Piórkowscy bohaterzy nie mają w sobie nic plebejskiego, albo raczej niewiele – to właściwie artystyczna komuna, która prawem literackiej kreacji znalazła się na polskiej wsi. Smyczek jest samorodnym talentem muzycznym, dziedzic Radecki próbuje malować, chociaż lepiej mu wychodzi snucie rozważań o sztuce. Stanisławski całe życie pisze dysertację, Dełeś eksperymentuje z teatrem. Wawrzyniec Kominek obdarzony jest jakąś nadświadomością artystyczną i dialektyczną, Kazimierz Melus przepowiada śmierć. Nawet Niemiec Zerbst o mały włos „nie wynalazł telefonu i ortalionu”.


O SMYCZKU BALLADA


Partyzant był prawdziwy, z AK, i naprawdę zginął, pisze Potoroczyn. Czy ta deklaracja oznacza, że wszystko poza tym było i jest fikcją? Albo że śmierć w tym kraju jest prawdziwsza, bardziej realna niż życie? („Nie, bez pogrzebów nie dało się żyć”). Wielu zapewne wolałoby skwapliwie przyznać rację autorowi, bo też dla akowskiego partyzanta z przeszłością, choć bez przyszłości (kobieciarz, włóczęga i złodziej, mimo że finezyjny i niepozbawiony artystycznych aspiracji) nie ma miejsca w konserwatywnej narracji historycznej. Nawet po próbie przeorania tej narracji przez „Morfinę” Szczepana Twardocha. Nie ma miejsca również dla ewidentnej ironii, z jaką Potoroczyn opisuje ruch oporu. Piórkowska konspiracja przypomina dziecięcą zabawę, w którą zaangażowani są, dodajmy, dorośli ludzie, proboszcz Morga, żydowski handlarz zbożem Haham, karawaniarz Kazimierz, Uklejowi bliźniacy powracający z obozu. „Kapela”, bo tak się zwie oddział partyzancki, podpisuje się kluczem wiolinowym (niczym Zorro), ma swój umówiony sygnał z kościelnej dzwonnicy, poza tym nie podlega żadnym strukturom podziemnym. I zamiast walczyć z okupantem, lub chociażby szmalcownikami, wymierza sprawiedliwość Czynastemu, damskiemu bokserowi.

Trudno też zgodzić się z faktem, że kiedy w warszawskim getcie każdą sztukę broni zdobywa się z trudem, z cudem graniczącym, w lesie Smyczka „obradzają granaty”, broni jest pod dostatkiem, a bunkrów i ziemianek więcej, niż jest w stanie wykopać cały pluton. Zaplecze „leśne” Smyczka jest baśniowe, on sam zaś przypomina ni to bohatera Okopów Św. Trójcy, ni to młodzieńca ze „Świtezianki”, a w pompatycznej mowie pogrzebowej jego śmierć zostanie przez ks. Morgę porównana do pustki po pierwszej szabli Rzeczypospolitej, po Wołodyjowskim: „Panie chorąży Smyczek! Larum grają”. Czy tak się właśnie rodzą narodowe mity?

Zresztą i sama okupacja też wygląda niepoważnie i groteskowo. Jeden tylko Zerbst, który od czasu do czasu postraszy, kogoś zastrzeli bez większego przekonania, jedna wieś spłonie (też przypadkiem). Centrum okupacji, że strawestuję pewien znany mi slogan, jest gdzie indziej. Zdecydowanie poza Piórkowem. Aż prosi się, by przywołać niedawny tekst Andrzeja Ledera i jego odważną diagnozę, że tej rewolucji (jeśli w istocie nią była) z lat 1939-56 nie przeżyliśmy świadomie, lecz w sposób bierny, wręcz oniryczny, budząc się dopiero po 1989 r. i rozumiejąc obszar pustki, jaki zajęliśmy, wypierając jednocześnie ze świadomości – po kim.

Ach, ale przecież mamy w powieści Hahama i jego przechrzczonego syna Dełesia! Szeregowca „Hioba”, postać jakby żywcem wyciągniętą z „Bękartów wojny” Tarantino, spełniającą żydowski sen o czynnym oporze i domorosłego filozofa, który po 1945 r. oczywiście zasili szeregi UB, usprawiedliwiając tym samym nasz słuszny, polski gniew i miejsca, które się nam należały. „Historię ludzkości pisze bowiem nie tylko to, co po nas zostaje, ale w takiej samej mierze to, co próbujemy skrzętnie ukryć przed okiem, uchem i nosem następnych pokoleń, bo zbyt ulotne albo nadto kłopotliwe” – czytamy.


ADELA, CZYLI BIANKA


Na osobną uwagę zasługuje w powieści erotyzm. Potoroczyn potrafi pisać o cielesności. Śmiem twierdzić, że w wątkach miłosnych wznosi się na wyżyny literackiego kunsztu. Oczywiście można erotyzm w „Ludzkiej rzeczy” wyabstrahować od wszystkich kontekstów i po prostu delektować się co pikantniejszymi passusami, podziwiać leksykalną i słowotwórczą inwencję autora i niczym się doprawdy nie niepokoić. Można spróbować otworzyć „Ludzką rzecz” Schulzem, bo też figurę kobiecości ewidentnie zapożycza nie tylko ze „Sklepów cynamonowych”, ale i „Xięgi Bałwochwalczej”.

Bohaterki powieści Potoroczyna to kobiety silne, dominujące, świadome swojej kobiecości, zmysłowe. Jest w nich widoczny zarówno rys Bianki, na wskroś melancholijny i hieratyczny, jak i hedonizm Adeli. Rewers i awers tej samej figury. Kobiecość jest tu siłą wręcz kosmiczną i niebezpieczną. Nie na darmo Potoroczyn tak często do jej opisywania korzysta z chtonicznej i agrarnej metaforyki. W konfrontacji z taką potęgą, od początku niejako posiadającą psychologiczną przewagę, nikt nie ma szans. Nic dziwnego, że Smyczek nie wychodzi poza krąg pierwotnego narcyzmu, poza niedojrzałość, poza romantyczny gest, który ma zagwarantować rekompensatę utraconej (a może nigdy nie uzyskanej) podmiotowości.

„Dla dziedzica ta sypiająca z naganem pod poduszką straszna i zmysłowa kobieta o niepośledniej inteligencji, z empatią w zaniku i rozwiniętymi mięśniami Kegla, była uosobieniem czyśćca i wcieleniem fantazji”. Ów cytat można uznać za kluczowy dla całej powieści. Tym samym była również Wanda dla Smyczka. Czyśćcem. Wieczną nadzieją powrotu. Do matki.

Paweł Potoroczyn „Ludzka rzecz”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2013