Czosnek w poście

W ostatni zapustny wtorek należało wziąć kapusty kwaśnej, nagotowanej „którey ludzie nie doiedzą”, i zalać polewką, w której „wrzały wieprzowe nogi”, poczem postawić w piwnicy i zaczekać z tym wszystkim do wiosny.

08.02.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kamila Zarembska, Wojciech Szatan
/ Fot. Kamila Zarembska, Wojciech Szatan

Weźmy kwiecia różowego, lawendowego, rozmarynowego, melissowego, bukwicowego, jasionowego każdego po dwie szczypty, drzewa aloesowego, sandałowego, cytrynowego, (...) pokray zgruba, zmieszay z bawełną, przeszyi czapeczkę płocienną iak kaftan. Służy ta czapeczka dla posilenia głowy, gdy jest słaba, z przyczyny melancholii, znacznie bowiem posila y rozwesela, nosić iey zawsze nie trzeba, tylko czasami”. Jakże lepiej wiodło się naszym prapradziadom, skoro „Vade mecum medicum” wydane na Jasnej Górze w 1787 r. przewidywało, że obrona przed melancholią jest konieczna „tylko czasami”!

Jeszcze w latach 70. zeszłego wieku podobna – tak sobie wyobrażam – czapeczka była tylko atrybutem sejmowego „przedstawiciela paranoi” z piosenki Jacka Kleyffa, tego, co wchodził na mównicę z piosneczką o jedności w społeczeństwie na ustach. A dzisiaj bym ją doradzał profilaktycznie już wszystkim. I tym, którzy co dzień rano z pewną perwersyjną ciekawością włączają radioaparat, posłuchać jak „Sejm mówi tak”, i całej reszcie. Albowiem przed polityką (lub jej pokraczną karykaturą) można wprawdzie uciec, ale nie przed natarczywością reklam wmawiających nam przypadłości na ciele i umyśle.

Temat ten, podjęty w pierwszej części numeru, ma rozległe kuchenne koligacje. Trwa pamięć takiego urządzenia świata, gdy wiele objawów z pogranicza pospolitej przykrości i choroby (wzdęcia? zajady? zgaga?) załatwiało się środkami raczej spożywczymi niż aptecznymi. Kogel-mogel na chore gardło, kwas mlekowy (z kiszonek) na zmęczenie poalkoholowe, tatar na anemię tudzież wykwity na paznokciach, czekolada i sok pomidorowy (byle osobno!) na rozkojarzenie. Dla panów „na prostatę” małże w winie w wersji lux albo tarty seler w wersji gminnej. A rosół – po prostu na wszystko. Przecież zestaw ziół i przypraw rosołowych jest mieszanką nasercowo-antybakteryjną. Pieprz i tymianek pomagają pozbyć się wirusów. Liść laurowy silnie pobudza mięsień sercowy. W świeżej postaci szczerze go doradzam jako praktyczno-symboliczny bukiecik, który w zimie zastąpi szklarniowe kwiaty, o ile idziemy z wizytą do osób znających się na rzeczy.

Surowa cebula całkiem niedawno była pierwszym wyborem jako więzienny suplement na odporność. Zacny eksopozycjonista, również wspomniany w tym numerze „Tygodnika”, wywołał dwadzieścia parę lat temu niemy podziw u młodszego dziennikarza wysłanego z nim i jego kolegą w dżinsowej koszuli na wyprawę do wojennej Bośni. „Wiesz, oni wyjęli po cebuli i zjedli je, tak normalnie, jakby to były jabłka” – opowiadał mi potem ten reporter. Zresztą nie ma się co śmiać, bo po cebuli zagryzanej kromką chleba jeszcze niedawno poznawało się bezbłędnie osoby, które urodziły się na tyle wcześnie, żeby przebodła je okupacja.

Czytelnicy częstochowskiego „Vade mecum” oprócz wiecznych, chciałoby się powiedzieć – pierworodnych problemów („kaszel jak uskramiać” „apetytu utracenie”, „włosy aby rosły”) mieli na głowie sprawy dziś całkiem abstrakcyjne. Np. w ostatni zapustny wtorek należało wziąć kapusty kwaśnej, nagotowanej „którey ludzie nie- doiedzą”, i zalać polewką, w której „wrzały wieprzowe nogi”, poczem postawić w piwnicy i zaczekać z tym wszystkim do wiosny. Wtedy nadchodził czas, by posmarować tym pyski i nogi bydłu oraz nogi ludziom – przez co miało się pewność, że żadna żmija posmarowanego nie ukąsi, ale „sycząc ucieka od niego”. Kiedy ten numer trafia do kiosków, jest popielec, o jeden dzień za późno, żeby uruchomić cały proces, ale wierzę w jego skuteczność – żadna gadzina nie zniosłaby smrodu tej kapusty.

Nie wiem, czy na tej samej zasadzie czosnek działa na bakterie. Nie rozumiem jednak wstrętu, którym ludzkość otacza jego zapach. Bo jakże tak? Oto łatwy w pozyskaniu środek zwalczający drobnoustroje, zwiększający odporność, poprawiający metabolizm. Dodaje bigla i wdzięku prawie wszystkiemu, co można sobie w piecu i na patelni wyobrazić. Jest w kuchni jak akcent na przedostatniej sylabie, bez którego polska poezja nie byłaby w stanie powołać do istnienia kręgu odbiorców zwanego narodem. I tenże środek uchodzi za źródło nieprzyjemnego zapachu?! Lubię te śniadania w moim domu, kiedy wreszcie wolno mi ponacinać czerstwe bułki, wsunąć po kawałku masła i plasterku czosnku i zapiec je zawinięte w sreberko, bo rodzina nie woła mi zza pleców: no przecież idziemy do ludzi!

A już sprzecznością do kwadratu jest czosnkowy stereotyp w ustach antysemickiego ćwoka w kraju, którego dumni tubylcy jedzą ten sam czosnek (i słusznie) od pierwszego porannego kęsa kiełbasy do ostatniego wieczornego ogórka. Na naukowy rozum etnologa to proste, czosnek skojarzony silnie z biedą (u Glogera czytamy: „Czosnek dobry bardzo jest ludziom prostym, którzy jadają grube rzeczy”) przeniósł się na inne grupy, które chcemy poniżyć i wykluczyć. Ale we mnie to i tak budzi mdłości. Jasnogórski poradniczek radzi wtedy: „najlepsza rzecz iest dać choremu napić się wody zimney, otworzywszy mu usta”. Na szczęście tego leku długo jeszcze nie zabraknie. ©

W Wielkim Poście najchętniej pisałbym w kółko o cebuli, którą robię na mnóstwo sposobów, na zmianę z fasolą. Dziś cebula zapiekana, do zjedzenia z kawałkiem ostrego sera i pajdą chleba. Obieramy z wierzchnich łupin cebulę czerwoną i białą (tzw. czosnkową), może być też zwykła żółta. Blanszujemy w osolonym wrzątku 3-4 minuty. Po wystudzeniu kroimy w poprzek, wykładamy przekrojoną stroną do góry w żaroodpornej misce nasmarowanej oliwą, dodajemy sól, sypiemy obficie siekaną natką albo lebiodką, posypujemy paroma łyżkami bułki tartej, skrapiamy sowicie oliwą, pieczemy w 150 stopniach dobre 20 minut, aż się ładnie bułka zrumieni. Można w przerwach między cebulami pozaciekać ziemniaka pokrojonego w drobną kostkę, przejdzie jej aromatem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2016