Cień wędrowca

Jedynym lekarstwem na rodzinną chorobę jest ruch. A każdą podróż, każdy zamysł podróży trzeba odchorować, zapłacić za to jakąś cenę.

01.07.2013

Czyta się kilka minut

Tomasz Różycki / Fot. Radosław Kobierski
Tomasz Różycki / Fot. Radosław Kobierski

Okładka nowej książki Tomasza Różyckiego „Tomi. Notatki z miejsca postoju” – to mocna, przyciągająca uwagę czerwień, vermilion, cynober. Grzbiet i tytuł – czarne. Stendhalowski duet. Barwy nowego i starego, „munduru i sutanny”, barwy schyłku. Pośrodku fotografia z Bridgeman Art Library, przedstawiająca – jak głosi jej opis – pielęgniarki i niemieckich żołnierzy po ataku gazowym w 1917 r. Monarchia jeszcze trwa, ale jest w fazie intensywnego rozpadu. W Rosji wrze, carska Rosja też skończy się za rok, tyle że w Jekaterynburgu. Tego barbarzyńskiego, nowoczesnego w istocie procesu, który zmieni cały dotychczasowy porządek, nie da się już zatrzymać.


***


Czym jest tytułowy „postój”? – zastanawiam się. I szukam synonimów: przystanek, stacja, odpoczynek. Stacje już się kiedyś pojawiły u Różyckiego. Dodaję do tego jeszcze „etap”, dzisiaj w tym znaczeniu niemal nie używany, co najwyżej w „odysei północnej” Mariusza Wilka. Etap to nie tylko miejsce postoju. Jak podaje słownik języka polskiego, dawniej oznaczał również transport więźniów lub zesłańców. To ważny trop. Rodziny deportowane w połowie lat 40. z Kresów Wschodnich nie były co prawda zesłane, a przesiedlone, ludzie z walizkami na pociągach to nie byli więźniowie, co najwyżej ofiary politycznych układów, zakładnicy historii. Ale to tylko ciąg eufemizmów. Repatriacja, powrót do raju, do ojczyzny – mówili Sowieci. Wygnanie, trauma – odpowiada krótko już trzecie pokolenie.

„Tomi” Różyckiego jest zapisem tego doświadczenia, świadectwem zarażenia beznadziejną nadzieją powrotu, rozdarcia pomiędzy „tu i teraz” a „wtedy i tam”, ziemią utraconą a ziemią odzyskaną. Kresy z ich zawiłą narracją i rodzinne Opole, miejsce zsyłki, miejsce zesłania, które trzeba jakoś nadpisać, zasiedzieć, żeby choć trochę poczuć się u siebie. Metafora portowego miasta Tomi (dzisiejsza rumuńska Konstanca), miejsca zesłania Owidiusza, nadawała się do opisania tego doświadczenia idealnie.

Postój zakłada kolejny ruch, kolejną jego fazę, jest czymś tymczasowym, w miejscu postoju może powstać tylko notatka – forma krótka, zwięzła, niezobowiązująca, najlepiej na odwrocie biletu albo pudełku zapałek. Brakuje czasu, zbyt duże jest poczucie niepewności, żeby literatura zyskała właściwy sobie rozmach. A jednak – zyskuje – struktura suchej, oszczędnej notatki zostaje „przełamana” w procesie transgresji, tekst – że sparafrazuję Brodskiego – wybija sobie okno na świat. W istocie książka przypomina bardziej zbiór esejów niż notatek, dalekich – dodajmy – od akademickiego dyskursu i nudnej egzegezy.

Bohater „Tomi” jedną nogą tkwi jeszcze w „Bestiarium” Różyckiego – to ten sam podmiot, ta sama prowincja ze wszystkimi jej labiryntami, bocznymi odnogami czasu, mityczną rzeką i demonologią. Podmiot uwikłany w jakieś zawiłe sprawy historyczne i rodzinne. Ale już próbuje przekroczyć genetyczne obciążenie mitologią Kresów, tak samo zresztą jak bohater „Salek”– powieści Wojciecha Nowickiego (też urodzonego w Opolu), która ukazała się niemal równolegle.

Różycki pisze: „Nie budują stałych siedlisk, osiedlają się blisko torów kolejowych, wszystko jest na chwilę, nie opłaca im się sprzątać, bo i tak zaraz będą musieli się przenosić”. Nowicki: „Czemu bez ustanku siedzieli na miejscu /(...) /chyba bali się podróży /(...) /jakby przeznaczeniem rozsądnego człowieka – każdego członka naszej rodziny – było siedzieć, nie oddalać się z miejsca zamieszkania; jakby w każdej chwili swego życia czekali na Sąd Ostateczny”. Którego wyrok – dodajmy: akt sprawiedliwości dziejowej – miał im przywrócić to, co utracone. Poczucie absurdu sytuacji, a już z pewnością jej tymczasowości, stało się ich modus vivendi. „Jedna atomowa, druga atomowa, i wracamy znów do Lwowa” – śpiewali repatrianci.

Pokolenie Nowickiego i Różyckiego żyje już bez złudzeń (powrót jest niemożliwy, raj wcale nie był takim rajem – „To, co minęło, nie było aż tak dobre jak nasz obraz utraconego dobra”), ale nie bez obciążeń. Jedynym lekarstwem na rodzinną chorobę jest ruch, ale też każdą podróż, każdy zamysł podróży trzeba odchorować, zapłacić za to jakąś cenę.

Sprzeciw bowiem wisi w powietrzu – pisze Różycki – ale go nie widać. Maszeruje więc w ciszy, żeby czegoś nie zbudzić, maszeruje ze zgaszonymi pochodniami. Zakreśla coraz dalsze kręgi. Najpierw są to własne pokoje i kuchnia, potem uniwersytet, ulice, park, rzeka, dworzec kolejowy, najpierw historia rodzinna (żeby uśpić czujność różnych sił), potem historia literatury. Ta dopiero działa wyzwalająco i prowadzi ku transgresji. Nie od razu oczywiście. Proces uwalniania się następuje również stopniowo – od kufra dziadka wypełnionego powieściami do świadomych decyzji, do wyboru własnej drogi, która zerwie z iluzją powrotu. Okrucieństwo W. G. Sebalda – pisze Tomasz Różycki w szkicu, który co prawda znalazł się w numerze „Zeszytów Literackich” poświęconych autorowi „Pierścieni Saturna”, ale jest w tym kontekście niesłychanie ważny – polega na wyprodukowaniu swoim stylem poczucia żalu u czytelnika i równoczesnym odebraniu mu nadziei na jakiś powrót, na jakąś rekompensatę, na jakąś odzyskaną wspólnotę. Pamięć ruin, które są „świętem tlenu i czasu”, reinterpretacja oficjalnej narracji historycznej, dekonstrukcja mitów, negatywne odczucie historii, która dla flâneura – jak pisze Marek Bieńczyk – jest procesem postępującej degradacji, procesem, który z każdego wspomnienia czyni pamiątkę utraty.

Mamy więc Austrię Klimta, Schielego, Messerschmidta, Rilkego i Bernharda, Rosję Brodskiego, Mandelsztama, Dostojewskiego, Francję z Rimbaudem, Luizą Labe i Modiglianim, wreszcie Amerykę Hoppera. Przegląd chorób trapiących Europę dynastycznego schyłku, choroby prawdziwe i urojone, choroby fikcji, choroby ducha. Rejestr odmieńców, których życie w fazie przesilenia (albo jak by chciał Schulz – przyłapanych in flagranti w chwili, gdy wystąpiła w nich ta olśniewająca idée fixe, w momencie, kiedy ich obłęd był przez chwilę prawdą) rejestruje „pióro” Tomasza Różyckiego (niczym obiektyw Diane Arbus). W jakim celu? – zapytają Państwo. Dlaczego taki właśnie klucz? A czy inny klucz jest w ogóle możliwy? Czy „wygnanie”, „obcość” to nie są elementarne figury opisujące kondycję egzystencjalną człowieka w ogóle, a w szczególności również archetypiczny, uniwersalny obraz artysty w sytuacji braku porozumienia, w totalnej izolacji? Czy Tomi nie jest wszędzie, nie jest stolicą świata?

Idźmy jeszcze dalej. Czy upadek nie ma w sobie czegoś niezwykle pociągającego, zdegenerowanego, dekadenckiego piękna? – pyta Różycki. Czy pewne formy nie byłyby ordynarne, gdyby ich nie modelowało zniszczenie? (Kuncewiczowa). Może więc należałoby odwrócić słynne „piękno grozy początkiem”? Dla innego słynnego wygnańca (i chorego) – Hansa Castorpa (ubolewam, że nie znalazło się dla niego miejsce w Tomi) rentgen płuc Kławdii, jej obraz wewnętrzny, „bez twarzy, z cienkimi kośćmi i wszystkimi organami wewnętrznymi otoczonymi blado i upiornie”, był przedmiotem uwielbienia i kultu. Tak też Różycki czyta przeszłość i współczesność, literaturę i kulturę. Z żarliwością, ale pochylając się nad cieniem, który rzuca nad jej portretem wewnętrznym.  


Tomasz Różycki, „Tomi. Notatki z miejsca postoju”, Zeszyty Literackie. Seria Podróże, Warszawa 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2013