Bruno Maderna

Nigdy nie byłem na kursach nowej muzyki w Darmstadt i zresztą musiałbym wybrać się na nie jako pięcioletni brzdąc, by jeszcze zastać Brunona Madernę, którego wyobrażam sobie jako sympatycznego tłustawego jegomościa, nie owładniętego (jak Boulez czy Stockhausen) manią ścisłości i postwebernowską numerologią, lecz nauczającego swobodnej żonglerki wszystkimi możliwymi technikami, czerpania zarówno z wymysłów awangardy, jak i z porządnej tradycji, oczywiście włoskiej.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Maderna znany był przede wszystkim jako nauczyciel, ewentualnie dyrygent, i jako ten, któremu Boulez poświęcił swój słynny “Rituel"; dopiero od niedawna mamy możność obcowania z jego muzyką, w której nietrudno usłyszeć zalążki dzisiejszego surkonwencjonalizmu i powrotu do romantycznej gestykulacji. Po doskonałych koncertach obojowych Holligera i po smyczkowej kameralistyce w wersji kwartetu Arditti otrzymaliśmy trzy późne dzieła orkiestrowe, nagrane ćwierć wieku temu przez Giuseppe Sinopolego, z którym Madernę łączyła wieloletnia przyjaźń, miejsce urodzenia (Wenecja), a w końcu przedwczesna, w pełni sił twórczych śmierć.

Płytę otwiera “Quadrivium" na cztery perkusje i tyleż grup orkiestrowych (1969), nawiązujące do polichóralnej muzyki włoskiego renesansu. Uwielbiana przez awangardzistów solowa perkusja zawsze budziła moje wątpliwości: jest coś nienaturalnego w tej zamianie ról, instrumenty stworzone do podkreślania ekspresji nie zawsze były w stanie unieść ciężar właściwej narracji - tu jednak dochodzi do pięknego zrównoważenia, w pierwszej części tajemnicze pukania i brzdęki przerywane są “interwencjami" orkiestry, w drugiej role się odwracają i perkusja stanowi barwne tło dla lirycznie rozlewnej partii smyczków, przywodzącej na myśl a to wstęp do Wagnerowskiego “Lohengrina", a to powolny fragment “Muzyki" Bartóka. Następująca z kolei “Aura" (1972) to już prawdziwe eldorado smyczkowych brzmień, rozpiętych między “Adagiettem" Mahlera (którego symfoniami Maderna dyrygował nader chętnie) a “Preludiami" i “Fugą" Lutosławskiego (z którym dzielił zamiłowanie do aleatoryzmu).

Opisuję tę muzykę poprzez jej stylistyczne zapośredniczenia, jednak otwierające się tu przestrzenie dźwiękowe i nastroje (o tak, Maderna był kompozytorem “nastrojowym"!) są absolutnie własne i niepodrabialne. W “Biogrammie" (1972) pojawia się fortepian jako instrument perkusyjny i umiejętnie “rozrywający" sączącą się melodię, nieomal zbyt słodką jak na tamte czasy, ale pamiętajmy, że w tym utworze kompozytor żegnał się z życiem, a w takich chwilach dopada nas sentymentalny bezwstyd. Sinopoli, jak to on, w każdej dyrygowanej przez siebie muzyce podkreśla nutę dekadencji, występku i roztrwonienia, nikt już więc pewnie nie nagra tych dzieł lepiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005