"Będziecie musieli mnie przyjąć..."

W czasie, kiedy pisałem ten artykuł, na świecie zmarło z głodu osiem tysięcy osób. Kiedy będziecie go czytać, umrze kilkaset następnych. Dobrze zdawać sobie z tego sprawę, jeśli chce się zrozumieć, kim była błogosławiona Matka Teresa i co jej obecność w świecie oznacza dla nas.

19.10.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

W mówieniu o ubóstwie - podobnie jak w mówieniu o Bogu - jest pewne niebezpieczeństwo, którego nie da się uniknąć. Opisał je najzwięźlej filozof Rene Habachi w książce “U źródeł człowieczeństwa": “O Bogu i ubóstwie nie można mówić inaczej niż z lękiem, a milczenie jest tu bardziej wymowne niż słowa. O Bogu dlatego, że wszystkie nasze słowa są zbyt nędzne w stosunku do Niego i rozpadają się jak zeschła kora, gdy chcemy wyrazić nieskończoną pełnię Jego istnienia. O ubóstwie zaś dlatego, że nawet najuboższe słowa są zbyt bogate w stosunku do niego, bezsilne wobec nieskończonych niedostatków tej egzystencji. Znajduje się ono poniżej możliwości ekspresyjnej wszystkich słów, jakie by można w odniesieniu do niego zastosować".

Z pewnością właśnie dlatego Matka Teresa na temat swojej działalności wypowiadała się tak rzadko i tak oszczędnie. Jeszcze za jej życia zaczęto zbierać te okruchy jej myśli, robić ich zbiory i wybory. Większość z nich to po prostu słowa z Ewangelii. Brzmią tak mocno dlatego, że jest to Ewangelia potwierdzona na ulicy, w spotkaniu z ubogim. Jest bardzo istotne, aby nie wyrywać ich z tego kontekstu. Dlatego dobrze, jeśli obok ogólnych uwag i wskazówek pojawiają się konkretne historie.

Jak choćby ta. Pewnego razu do Matki Teresy przyszła kobieta z dzieckiem i powiedziała: “Matko, byłam już w dwóch lub trzech miejscach żebrać o jedzenie, bo od trzech dni nic nie jedliśmy. Powiedzieli mi jednak, że jestem młoda i powinnam pracować, by zarobić na życie. Nikt mi nic nie dał". “Poszłam po jedzenie dla nich - wspomina Matka Teresa - a zanim wróciłam, dziecko umarło w jej ramionach z głodu".

"Indie są wszędzie"

Matka Teresa odsłoniła przed nami świat nędzy. Odsłoniła najdosłowniej - w wielu krajach byłego bloku komunistycznego “nie było" ubogich, dopóki nie pojawiły się tam misjonarki miłości. Ale nie tylko w nich: wszędzie na świecie politycy nie lubią statystyk dotyczących bezdomności, analfabetyzmu, ludzi umierających w opuszczeniu. Większość z nas, których stać na kupowanie gazety (nawet tak taniej jak “Tygodnik Powszechny"), nigdy nie zetknie się bezpośrednio z prawdziwą nędzą. Kolorowe albumy o Matce Teresie wprawiają nas w zakłopotanie. Obrazy półnagich, bezimiennych ludzi umierających na ulicy we własnych odchodach wydają się tak odległe od tego, co nas otacza. “Wam się wydaje, że Indie są tylko w Indiach" - odpowiadała Matka Teresa wszystkim, którzy pytali ją, po co otwierać ośrodki w Nowym Jorku, Londynie czy Rzymie.

“Świat nędzarza jest zamknięty" - pisze Rene Habachi. “Jest to błędne koło, z którego w żaden sposób wydostać się nie podobna. Wszelki wysiłek kończy się jeszcze dotkliwszą porażką. (...) Na propozycję bogacza świat odpowiada: »Dlaczegóż by nie?« - i w rezultacie jego projekty pozwalają się zrealizować. Biednemu świat odpowiada: »To jest możliwe«. Nędzarzowi natomiast mówi: »Nie«. Nędzarz zna tylko odmowę świata. (...) Niepotrzebna jest mu jego niezręczność, jego niepokój, jego zrezygnowany wygląd, jego niechlujstwo". Ilekroć nędzarz słyszy: “Jesteś niepotrzebny", wie, że nie znaczy to, iż jest niepotrzebny w danym zakładzie czy miejscu. Znaczy to w istocie: “Jesteś w ogóle niepotrzebny na świecie. Nikt i nic ciebie nie potrzebuje. Poroniony płód odrzucony przez wszystkie mechanizmy odmowy, odrzucony przez ciała niebieskie, niepotrzebny pod słońcem".

Indie są wszędzie tam, gdzie żyją ludzie skreśleni, wykluczeni, ludzie, którzy “nie istnieją". Podczas uroczystości noblowskich (otrzymała Pokojową Nagrodę w 1979 r.) Matka Teresa apelowała: “Musicie poznać waszych biednych". “Odwiedziłam w Melbourne starego człowieka - opowiadała przy innej okazji - o którego istnieniu nikt zdawał się nie wiedzieć. Obejrzałam jego pokój: był w strasznym stanie. Chciałam posprzątać, ale nie pozwalał, mówiąc: »Tak jest dobrze«. Nic nie odpowiedziałam, ale w końcu pozwolił mi posprzątać. W pokoju stała piękna lampa, pokryta wieloletnią warstwą kurzu. Spytałam go: »Dlaczego nie zapalasz lampy?« »Dla kogo? - odpowiedział. - Nikt tu nie przychodzi, a ja nie potrzebuję lampy«. Spytałam: »Czy zapalisz lampę, jeśli siostra przyjdzie do ciebie?«. Odpowiedział: »Tak, jeżeli będę słyszał ludzki głos, zrobię to«. Któregoś dnia przesłał mi wiadomość: »Powiedz mojej przyjaciółce, że lampa, którą zapaliła w moim życiu, ciągle płonie«".

Bez rewolucji

Nasza cywilizacja znalazła się w dość szczególnym punkcie: na temat ludzkiej godności wiemy już właściwie wszystko, potrafimy - mniej lub bardziej udanie - opisać prawa jednostki i wynikające z nich dla nas wszystkich zobowiązania. Osiągnęliśmy tę wiedzę wskutek tragicznych doświadczeń XX wieku. Stanęliśmy jednak przed dylematem, co z nią zrobić. Ujmując to dosadniej: ilu ludzi możemy u z n a ć za ludzi - czyli za istoty takie same jak my - nie obawiając się, że zmusi nas to do rezygnacji z czegokolwiek? Ile możemy dać, żeby nie żałować?

Pochwalamy miłosierdzie - ale w rozsądnych granicach. To dobrze, że “ktoś zajmuje się ubogimi", ale - mówimy - ważniejsze są przemiany całościowe, strukturalne. Kiedy zarzucono Matce Teresie, że ogranicza się do opatrywania ran, zamiast walczyć o przemianę świata, odpowiedziała: “Zmieniajcie go wy. Ja tymczasem przyjdę mu z pomocą". W świecie, w którym wszystko zmierza ku umasowieniu - także pomoc, bo potrzeby są wielkie - założycielka misjonarek miłości przyznawała, że obchodzi ją przede wszystkim los indywidualnego człowieka. “Aby kochać istotę ludzką, musimy wejść z nią w ścisły kontakt. Jeżeli będziemy czekać do momentu, aż osiągniemy określone liczby, wówczas zagubimy się w tych liczbach. Nigdy też nie potrafimy ukazać naszej miłości i szacunku względem innych. Wierzę w osobę ze względu na osobę; każda osoba jest dla mnie Chrystusem, a ponieważ jest tylko jeden Chrystus, ta osoba w tym oto momencie jest dla mnie jedyną osobą na świecie".

Siła tego programu polega na jego prostocie. Wkracza on w sam środek naszych współczesnych dyskusji o indywidualizmie i wspólnocie. Morze atramentu, który wylano dla opisania przejścia od “bycia-dla-siebie" do “bycia-dla-drugiego", rozstępuje się przed tą prostą, pełną wiary deklaracją. Nie można czekać i szukać dróg naokoło, kiedy obok umierają ludzie. Ten chrześcijański “minimalny maksymalizm" Matki Teresy budził zawstydzenie, a nawet nieśmiały, obłudny sprzeciw. Czy Matce Teresie udało się zmienić oblicze świata? - pytali malkontenci. Jej tak, ale nam nie - mogłaby brzmieć odpowiedź.

Droga pokory

Właśnie tego, co proste, boimy się najbardziej. “Usiłujemy sięgać prawą ręką - a nieraz nawet prawą nogą - do lewego ucha", jak mawiał ks. Tischner. Boimy się tej prostoty tym bardziej, im mniej jej jest w naszym codziennym życiu. Boimy się, że proste będzie z a proste (a to oznacza, że nie zdobędziemy uznania w oczach innych, a nawet narazimy się na śmieszność), podczas gdy w rzeczywistości jest trudne i stanowi wezwanie do ofiarowania siebie.

Rozmaici ludzie przychodzili do Matki Teresy z pytaniami: “co robić?", “jak żyć?" - i dostawali odpowiedzi, które bez trudu wyczytaliby we własnych sercach. “Nie zaniedbuj swojej rodziny. Przebywaj w domu" - mówiła rodzicom. “Nie opuszczajcie słabszych dzieci. Pomyślcie, kim staną się, jeśli się nimi nie zajmiecie?" - mówiła nauczycielom. “Traktujcie każdego pacjenta z miłością i współczuciem" - mówiła do studentów medycyny. “Uśmiechajcie się do siebie. I zawsze pierwsi wybaczajcie" - radziła małżonkom.

Matka Teresa wymagała od swoich sióstr, by posiadały tylko to, co niezbędne do życia: dwie suknie, bieliznę, parę sandałów, parasol, różaniec, krzyż, wiadro, by można było dokonywać przepierek, i cieniutki siennik zastępujący łóżko. Uważała, że wszelki zbytek stanowi granicę oddzielającą od tych, którzy nie mają nic. Ubóstwu w dziedzinie materialnej towarzyszyła jasność wymagań w odniesieniu do własnego charakteru; założycielka misjonarek miłości udzielała swoim siostrom rad, które dawali uczniom mędrcy wszystkich czasów: “Mówić jak najmniej o sobie. Zajmować się swoimi sprawami. Nie kierować życiem innych ludzi. Unikać ciekawości. Z radością przyjmować odmienne opinie i krytykę. Nie zatrzymywać się na błędach innych ludzi. Przyjmować obelgi i krzywdy. Przyjmować lekceważenie, zapomnienie i brak akceptacji. Być uprzejmym i łagodnym, nawet w obliczu prowokacji. Nigdy nie okazywać wyższości. Wybierać zawsze najtrudniejszą drogę".

Jest to droga pokory, a pokora nigdy - nie tylko w naszych czasach - nie miała dobrej prasy. Jak wejść na tę drogę, gdy jest się wczepionym w system promocji samego siebie, rywalizacji, zdobywania władzy i znaczenia? Wydaje się, że pokora prowadzi do śmierci “ja". I rzeczywiście: jest to śmierć “ja" spragnionego poczucia siły, niepewnego własnej wartości, potrzebującego nieustannych potwierdzeń. Niekiedy może się nam wydawać, że jest to nasze jedyne “ja". Dlatego możliwość jego utraty przepełnia nas takim lękiem.

"Napełnię niebo biedakami"

Matka Teresa zawsze mocno podkreślała, że jej dzieło wyrasta z wiary, a zgromadzenie, które założyła, ma charakter kontemplacyjny. “Nie jesteśmy opieką społeczną. Kontemplujemy Jezusa w Eucharystii i w człowieku ubogim, porzuconym przez wszystkich". W każdym domu założonym przez misjonarki miłości obok krzyża w kaplicy widnieje napis “Pragnę" - w języku kraju, w którym dany dom się znajduje. Wielokrotnie zadawano Matce Teresie pytanie, skąd bierze siły do tak wyczerpującej działalności. Odpowiedź była zawsze ta sama: “Mój sekret jest zupełnie prosty: modlę się". A kiedy pytano, co to jest modlitwa i jak się modlić, odpowiadała z charakterystyczną dla siebie powściągliwością: “Komplikujemy modlitwę, tak jak komplikujemy wiele rzeczy. »Patrzę na Niego, a On patrzy na mnie« - oto najdoskonalsza modlitwa".

Świat zachodni miał - i ma - kłopot z Matką Teresą. Występowała przeciwko karze śmierci, ale także - o wiele mocniej - przeciwko aborcji. Jako jedna z pierwszych wezwała swoje siostry, by służyły chorym na AIDS, ale zawsze podkreślała wartość tradycyjnej rodziny. “Chcę z własnego wyboru być niewolnicą woli Bożej" - to język, którego się nie ceni, a często także i nie rozumie. Ponoć ktoś nazwał ją “ostatnim argumentem chrześcijaństwa". Nie wiem, jaka była jego intencja, ale intuicja go nie zawiodła.

Kiedy deklarowała: “Robię to tylko z miłości do Boga", zastanawiano się, czy nie oznacza to instrumentalizowania ubogich. Oczywiście, że nie oznacza, jak jednak przełożyć słowa: “Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych..." na język, który nie jest w stanie wchłonąć metafor w rodzaju “być jedno z Chrystusem"? Jak wytłumaczyć ten paradoks, że można robić coś równocześnie t y l k o dla Boga i t y l k o dla konkretnego człowieka? I że nie jest to przejaw religijnej egzaltacji, ale stąpania twardo po ziemi?

Matka Teresa to także kłopot dla Kościoła, dla nas, jego członków. Ale chrześcijaństwo i Ewangelia to w ogóle jeden wielki kłopot. “Pamiętam, że na początku mojej pracy, pewnego dnia miałam bardzo wysoką gorączkę. W gorączkowych majakach zdawało mi się, że stanęłam przed świętym Piotrem, który powiedział do mnie: »Wracaj. W niebie nie ma slumsów!«. Bardzo mnie to rozgniewało i powiedziałam: »Bardzo dobrze! W takim razie napełnię niebo biedakami i będziecie mieć tu slumsy. Wówczas będziecie zmuszeni mnie przyjąć«".

Korzystałem z książek: Malcolm Muggeridge, MATKA TERESA Z KALKUTY, przeł. Sylwester Zalewski, Warszawa 1975; Rene Habachi, U ŹRÓDEŁ CZŁOWIECZEŃSTWA, przeł. Wanda Sukiennicka, Warszawa 1982; Matka Teresa z Kalkuty, DROGA MIŁOŚCI, przeł. Sylwester Zalewski, wyd. 2, Warszawa 1985; Matka Teresa, RADOŚĆ Z KOCHANIA. PRZEWODNIK ŻYCIA DUCHOWEGO NA KAŻDY DZIEŃ ROKU, przeł. Anna Kieturakis i Leszek Bartoszewski, Gdańsk 1997; Kathryn Spink, MATKA TERESA. AUTORYZOWANA BIOGRAFIA, przeł. Maria Grabska-Ryńska, Andrzej Wojnowski, Katowice 2001; Franca Zambonini, OŁÓWEK W RĘKU BOGA. BŁOGOSŁAWIONA TERESA Z KALKUTY, przeł. Dariusz Wandzioch, wyd. 2, Kraków 2003.

O Matce Teresie piszemy także w towarzyszącym temu numerowi “TP" dodatku z okazji 25-lecia pontyfikatu Jana Pawła II.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2003