Ciemność prowadząca do Boga

To książka inna niż wszystkie - nie da się napisać z niej recenzji. Recenzować znaczy oceniać. Czy można oceniać czyjąś spowiedź?

25.03.2008

Czyta się kilka minut

Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997) / Fot. KNA-Bild /
Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997) / Fot. KNA-Bild /

Kiedy w 1948 r. Matka Teresa opuszczała macierzyste zgromadzenie zakonne, by poświęcić się pracy wśród najuboższych, kierowało nią silne swewnętrzne wezwanie całkowitego poddania swojej woli Bogu. Nie przypuszczała, że w konsekwencji zostanie pozbawiona dosłownie wszystkiego: nie tylko wiary w Bożą obecność i miłość, ale nawet prawa do zachowania w sekrecie tego, co działo się w jej duszy. Dziś - jestem o tym przekonany - z tym samym pogodnym uśmiechem, którym obdarzała wszystkich za swojego życia, patrzy na nas z nieba, jak w zdumieniu stajemy przed zapisem jej najbardziej intymnych duchowych zmagań.

Zapis ten zachował się wbrew jej woli. Już w latach 60. ubiegłego wieku prosiła swoich kierowników duchowych, by zniszczyli wszelkie jej listy. Mimo to duży ich zbiór trafił do akt procesu beatyfikacyjnego, zwieńczonego ogłoszeniem jej błogosławioną. Postulator procesu o. Brian Kolodiejchuk, członek Zgromadzenia Ojców Misjonarzy Miłości i dyrektor Centrum Matki Teresy w Kalkucie, pieczołowicie zebrał ocalałe listy, uporządkował je, opatrzył komentarzem i rok temu wydał w wersji anglojęzycznej. Obecnie książkę "Pójdź, bądź moim światłem. Prywatne pisma »Świętej z Kalkuty«" udostępniło po polsku wydawnictwo Znak.

Książka ma 524 strony. Składa się z trzynastu rozdziałów, które obejmują trzy etapy z życia misjonarki: od wstąpienia do Instytutu Najświętszej Marii Panny do usłyszenia "powtórnego wezwania" (1928-1946); okres starania się o pozwolenie na założenie nowego zgromadzenia i pierwsze lata pracy wśród ubogich oraz duchowa "ciemna noc" (trwająca mniej więcej od 1949 r. aż do śmierci w 1997). Część główną publikacji uzupełniają dwa dodatki: pierwszy projekt reguły zakonnej Misjonarek Miłości oraz notatki z rekolekcji odprawionych przez Matkę Teresę w 1959 r.

Wymieńmy ujawnione fakty. W 1942 r. za zezwoleniem spowiednika Matka Teresa złożyła prywatny ślub "pod karą grzechu śmiertelnego", "żeby dać Bogu wszystko, o co poprosi - »Niczego Mu nie odmawiać«". "Chciałam dać Bogu coś pięknego" i "bez zastrzeżeń" - wyjaśni. 10 września 1946 r. otrzymała natchnienie założenia nowego zgromadzenia - zaczęła słyszeć głos Jezusa: "Moja maleńka - przyjdź, przyjdź - zanieś Mnie do nor tych biedaków. - Pójdź, bądź moim światłem". "Będziesz cierpiała - bardzo cierpiała - ale pamiętaj, że Ja jestem z tobą". "Czy odmówisz Mi?" (s. 140). Przez kilka lat pracy z najuboższymi była bardzo szczęśliwa, aż przyszła ciemność: "On zniszczył we mnie wszystko" (s. 262). "Czuję w duszy po prostu ten straszliwy ból z powodu utraty - Boga, który mnie nie chce - Boga, który nie jest Bogiem - Boga, który naprawdę nie istnieje (proszę, Jezu, wybacz moje bluźnierstwa - kazano mi pisać wszystko). Ta ciemność, która otacza mnie z każdej strony - nie potrafię wznieść swojej duszy do Boga - nie dociera do niej żadne światło ani natchnienie. (...) Po co się trudzę? Jeśli nie ma Boga, to nie może być duszy. - Jeśli nie ma duszy, to Ty, Jezu - Ty też nie jesteś prawdziwy. - Niebo, cóż za pustka - do mojej głowy nie dociera nawet najmniejsza myśl o Niebie - bo nie mam nadziei. - Boję się pisać o tych wszystkich strasznych rzeczach, które dzieją się w mojej duszy" (s. 263).

Pewna ulga przyszła dopiero po latach, gdy nowy spowiednik potrafił naświetlić sens tych cierpień. Pisała z wdzięcznością: "Po raz pierwszy w ciągu tych 11 lat zaczęłam kochać tę ciemność - bo teraz wierzę, że jest ona częścią, bardzo, bardzo małą cząstką ciemności i bólu Jezusa na ziemi. (...) Dzisiaj naprawdę poczułam głęboką radość, że Jezus nie może już przeżywać agonii - ale chce przeżywać ją we mnie" (s. 292). Ostatecznie nie utraciła pogody ducha. "Jeśli kiedykolwiek będę Świętą, na pewno będę Świętą od »ciemności«. Będę ciągle nieobecna w Niebie - aby zapalać światło tym, którzy są w ciemności na ziemi" - pisała w 1962 r.

Kierownicy duchowi rozpoznali w doświadczeniu Matki Teresy próbę nazwaną przez teologię duchowości "ciemną nocą ducha". Zdumieni jednak byli trwałością i skalą zmagań: historia chrześcijaństwa nie notowała dotychczas podobnego przypadku. Owa straszliwa oschłość nie była, ich zdaniem, wyłącznie "oczyszczeniem biernym", uwalniającym od przywiązania do rzeczy doczesnych i przygotowującym do doskonałego zjednoczenia z Bogiem, ale już cierpieniem "wynagradzającym" za grzechy ludzi. Sama Matka Teresa nie potrafiła się odnaleźć w tych skomplikowanych kategoriach. "Dzieła św. Jana od Krzyża zdają mi się książkami, które jestem w stanie trochę rozumieć…" (s. 360) - niepewnie przyznawała. Przynosiły jej jednak cierpienia, bo wzmagały głód Boga. Wolała pocieszenia szukać w Ewangelii. Znajdowała je w słowach Jana Chrzciciela: "Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał" (J 3, 30), ale najbardziej w wołaniu Jezusa na Krzyżu: "Pragnę". Ogromne wrażenie na niej zrobiło świadectwo pewnego księdza, który na modlitwie usłyszał wewnętrzny głos: "Powiedź Matce Teresie: »Pragnę«" (s. 418).

Nikt prócz kilku biskupów i księży nie wiedział, co dzieje się w duszy misjonarki z Kalkuty. Dzisiaj echa tych doświadczeń rozpoznać można w jej przemówieniach. "Często tak się zdarza, że ci, którzy własny czas poświęcają na niesienie światła innym, sami pozostają w ciemności" - pisała do swoich świeckich współpracowników (s. 337). Skrywane cierpienie przynosiło zdumiewające owoce. Jeszcze za jej życia powstały cztery gałęzie założonego przez nią zakonu (żeńska i męska; kontemplacyjna i czynna). Obecnie ponad cztery tysiące Misjonarek Miłości pracuje na wszystkich kontynentach. Dziwiło ją to: "Dlaczego On daje mi to wszystko, tylko nie siebie?" (s. 323). W jej życiu w sposób wyjątkowy objawiła się płodność Krzyża.

Jak wspomniałem na początku, czytelnik jest wobec lektury prywatnych pism "Świętej z Kalkuty" właściwie bezradny. W rzeczy samej, to rzadki przypadek zapisanego doświadczenia, do którego nie można się neutralnie "odnieść" czy "zdystansować".Nie chciałbym być posądzony o przesadę, ale w jakimś sensie podobnym zapisem doświadczenia jest Biblia. Biblię można przyjąć - pozwolić się przez nią przemieniać albo można ją odrzucić - zarazem odrzucając zawarte w niej egzystencjalne pytania, czyli wyzbywając się po części siebie samego. Doświadczenie Matki Teresy możemy albo zanegować - wtedy zamykamy sobie dostęp do czegoś ważnego, albo mimo ciężaru tego doświadczenia w całości je przyjąć. Wtedy jednak decydujemy się, by nas niepokoiło, drażniło, wyrywało z codzienności. To nie my wystawiamy cenzurę opisanym wydarzeniom, to one rzucają na nas światło.

Po pierwszej lekturze, wśród napływu myśli, odczuć i skojarzeń, notuję dwa pytania, które wyraźniej przede mną stanęły:

Matka Teresa wychowana była w surowej przedsoborowej religijności, dla której brak zdecydowanego pojednania z Bogiem przed śmiercią równoznaczny był z wiecznym potępieniem. W istocie ratowanie od zagłady dusz biedaków, wciąganych przez nędzę w grzech, było głównym powodem misji na ulicach Kalkuty. Środkiem, który okazał się nadzwyczaj skuteczny, stały się proste gesty miłości. Matka Teresa przekonywała swojego arcybiskupa: "Ilu umiera bez Boga, tylko dlatego, że nie było nikogo, kto powiedziałby jedno słowo o Jego Miłosierdziu. Ich cielesne cierpienia sprawiają, że zapominają o straszliwych cierpieniach, jakich ich dusze będą doznawać przez całą Wieczność. (...) Nie wiem, jakie będzie powodzenie, ale jeśli Misjonarki Miłości wniosłyby radość do jednego nieszczęśliwego domu, sprawiłyby, że jedno niewinne dziecko z ulicy zachowałoby czystość dla Jezusa, jeden umierający człowiek umarłby pojednany z Bogiem - nie uważa Wasza Eminencja? - warte by to było ofiarowania wszystkiego" (s. 112). Rzeczywiście, zbawienie jednego człowieka nie ma ceny. Ale też dlatego pytanie Matki Teresy można odwrócić: czy miłość ostatecznie zwycięża, jeśli choćby jedna przygnieciona nędzą dusza idzie na zatracenie, gdyż nie udało się jej uratować?

Pytanie drugie dotyczy sensu istnienia stworzonego świata, skoro tyle w nim nędzy i cierpienia. Komuś sponiewieranemu przez życie dotyk czułych dłoni przywraca człowieczeństwo, ale czy jest w stanie przywrócić mu także świat? Kto ratuje jedno istnienie, ratuje cały świat, głosi mądrość Talmudu. Matka Teresa nie skupiała się na ratowaniu za wszelką cenę istnienia - choćby jednego. Ona chciała za wszelką cenę ratować dusze. Jej własne straszliwe duchowe cierpienie paradoksalnie pokazuje, że najgłębszym sensem życia jest utrata wszystkiego, łącznie z samym sobą. Tylko w ten sposób można odzyskać wszystko w Bogu. Czy zatem świat jest jedynie miejscem do przecierpienia?

Matka Teresa, "Pójdź, bądź moim światłem. Prywatne pisma »Świętej z Kalkuty«", Znak 2008.

O amerykańskim wydaniu książki pisaliśmy w "TP" nr 36/07, publikując również rozmowę z Matką Teresą autorstwa Edwarda W. Desmonda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2008