Życie w cieniu dyktatury

Gdyby ścigać się wliczbie nagrobków, Tadżykistan dumnie dzierżyłby palmę pierwszeństwa pośród wszystkich republik, wktórych po rozpadzie Związku Radzieckiego rozgorzały walki. Pomiędzy 1992 a1997 rokiem wmałym kraju Azji Środkowej zginęło ok. 70 tys. ludzi.

12.11.2007

Czyta się kilka minut

Duszanbe, październik 2007 r. /fot. MICHAŁ OLSZEWSKI /
Duszanbe, październik 2007 r. /fot. MICHAŁ OLSZEWSKI /

W Tadżykistanie najpiękniej wygląda Wódz.

Jest tam wiele wyśmienitych miejsc, są lodowce, góry zbudowane z pyłu, stada owiec w malowniczy sposób przedzierają się przez spalony długotrwałą suszą krajobraz. Turyści w Pamirze lubią fotografować się na tle dzikiej rzeki z czołgiem unieruchomionym pośrodku nurtu. Wystrojone w garnitury i kokardy dzieci śmieją się głośno.

Ale niewątpliwie na stopień najwyższy przymiotnika zasługuje jedynie Emomali Rahmon. Prezydent. Wódz. Głowa klanu kulabskiego przykrywa swoim cieniem wielki teren, od granicy z Afganistanem aż do położonego za górami Chodżantu.

Dzieci, otwierając karty podręczników, napotykają jego uważne spojrzenie już na pierwszej stronie. Wódz formatu 5 na 8 metrów wisi na budynkach urzędów, mniejsze portrety zajmują poczesne miejsce w każdym biurze, wypowiedziane przez niego słowa zmieniają się błyskawicznie w sentencję, która trafi do książek albo na billboard.

Każda gazeta, z tych, których Wódz nie zamknął, poświęca wiele uwagi jego ruchom, zazwyczaj na najbardziej eksponowanych kolumnach.

Również telewizja. W kanałach tadżyckojęzycznych głównym bohaterem jest Wódz. Spotyka się z dziećmi, przemawia do młodzieży albo intelektualistów. Niezmienne pozy i układy tańca twardej władzy: bierze na ręce dziewczynkę, do dzieci mówi "edukacja jest sprawą najważniejszą" albo "pokój to coś niezmiernie ważnego". Ewentualnie pręży pierś w szeregu z innymi wodzami. Rzadko się uśmiecha i ma w sobie niewątpliwie coś z istoty boskiej. Nieruchoma twarz, posągowa figura, brwi borsucze, a nad nimi mars, poważny, monotonny głos. Wygłasza orędzie, schowany za olbrzymim stołem. Nieruchome, wielkie ręce. Wygląda jak rodzony brat wodzów z tej części świata - wielkich, z trudem wbitych w garnitury, z twarzami rzeźbionymi grubym dłutem. To nie tylko Wódz, ale również ojciec: dziewięciorga własnych dzieci i całego narodu.

W głównych wydaniach oprócz Wodza najwięcej miejsca zajmują istotne dla losów kraju sprawy, ale nie te, których można by się spodziewać.

Nie zobaczymy materiału o niewolniczej pracy dzieci i studentów na bawełnianych polach. W Tadżykistanie wraz z początkiem zbiorów uczelnie pustoszeją. Studenci jadą w teren pomagać rolnikom, za równowartość 2 centów za kilogram bawełny. Dolar za dzień harówki to nie jest zbyt wiele, nawet w kraju, w którym średnia płaca waha się w okolicach 45 dolarów, ale jechać trzeba, mimo że studia płatne - za odmowę władze skreślają z listy.

Ani słowa o nadchodzących przerwach w dostawie prądu - trzeba oszczędzać, więc od października do kwietnia poza Duszanbe żarówki świecą od 3 do 8 rano i od 16 do 22. Pozostają świece, lampy naftowe, dla bogatszych generatory.

Ani słowa o braku wody. Na południu kraju mieszkańcy używają błotnistej brei z bawełnianych pól.

Ważniejsze jest spotkanie młodzieży w Mińsku. Z różnych stron Białorusi i Rosji dziewczęta i chłopcy przywieźli patchworki z wymalowanymi marzeniami. Oczywiście wszyscy marzą o pokoju na świecie. Patchworki można zszyć i w ten sposób powstaje jasny symbol.

Ważne jest też spotkanie wrażliwych artystycznie młodych ludzi w Baku, również otwarcie nowej biblioteki publicznej w Duszanbe, w której najważniejsze miejsce zajmuje kredens ze wszystkimi książkami napisanymi przez Wodza lub o Wodzu.

Europejczyk pomyśli: groza. Knebel, dyktatura, satrapia, autorytaryzm.

Zbyt prosta to diagnoza.

***

Jej szczątkowość staje się jasna, jeśli zrozumiemy, że w Tadżykistanie pamiętają bardzo dobrze krwawą wojnę domową. Mimo że skończyła się 10 lat temu, powraca właściwie w każdej rozmowie z mieszkańcami Duszanbe, Chodżantu czy Kurgan-Tepe.

Tamten dramat jakoś nie przebił się w europejskich mediach. Może są kraje z zasady niepotrzebne, położone na uboczu, kraje, którym nawet hekatomba nie pomoże w zdobyciu popularności na arenie międzynarodowej? Kraje, których czas albo minął, albo w ogóle się nie rozpoczął? Tadżycy mieli swój krótki czas 1000 lat temu. Teraz pozostają wspomnienia dni chwały, portrety Wodza i wszechobecne flagi narodowe, utwierdzające ciągle niepewną suwerenność.

Gdyby ścigać się w rzędach nagrobków, Tadżykistan dumnie dzierżyłby palmę pierwszeństwa spośród wszystkich republik, w których po rozpadzie Związku Radzieckiego rozgorzały walki. Pomiędzy 1992 a 1997 rokiem w małym kraju Azji Środkowej zginęło ok. 70 tys. ludzi. Postkomuniści wspierani przez wojska WNP walczyli z opozycją demokratyczno-islamską. W tamtym czasie toczyły się wojny w Zatoce Perskiej i Czeczenii, nie tak krwawe, a jednak szerzej komentowane.

Żyje w Kulabie kobieta, niegdyś słynna urolog z Duszanbe. Po tym, jak zamordowali jej brata (nie pytaj, kto zamordował), wróciła z mężem w rodzinne strony, żeby zaopiekować się czwórką bratanków. Założyła organizację pozarządową, która pomaga kobietom-ofiarom wojny. W tamtych stronach nadal zdarza się, że kobiety popełniają samobójstwo przez samospalenie.

Albo Andriej Gupałow, trener wioślarstwa z Duszanbe. Jednej nocy spłonęło wszystko, co miał - ktoś puścił z dymem wielką przystań, jego dumę. 150 kajaków spłonęło. Wiadomo, trwała wojna, ale co komu przeszkadzały kajaki dla dzieci?

Wszyscy pamiętają głód i uzbrojone grupy, które kradły ciężarówki z mąką czy konfiskowały dostawy do sklepów spożywczych.

Wyjechali lekarze, nauczyciele, filmowcy, muzycy i budowlańcy. Do tego 300 tys. Rosjan. W Tadżykistanie rzadko kiedy można usłyszeć, że Rosjanie to najeźdźcy. Przeważa opinia, że dzięki nim kraj się ucywilizował.

Zostały zamknięte szkoły; uzbrojone bandy na ulicach. Kompletna ciemność w stolicy, przerywana strzałami broni maszynowej, wybuchy to dalekie, to bliskie. Wieczorna herbata przerywana wściekłą strzelaniną pod blokiem. Uchodźcy, którzy topią się w oddzielającej Tadżykistan od Afganistanu rzece Pandż.

Zwykli obywatele Tadżykistanu tak to zapamiętali i nie chcą powtórki, Wódz zwyciężył i przywrócił porządek w kraju, chwała mu za to. Trudno doprawdy rozstrzygnąć, czy to wyuczona lekcja powtarzana obcokrajowcom, czy też szczere uczucie.

Dodajmy, że taka liczba ofiar w Azji Środkowej nie jest czymś niezwykłym. W 1916 roku w sąsiedniej Kirgizji Rosjanie wybili 120 tys. Kirgizów, czyli 15 procent ówczesnej populacji. Do drugiej wojny światowej z głodu zginęło co najmniej 1,5 miliona Kazachów. Z tej perspektywy tragedia małego Tadżykistanu nie jest nawet warta wzmianki.

***

Cena spokoju jest dosyć wysoka, ale wiele wskazuje na to, że Tadżykowie zgodzili się ją zapłacić.

Knebel w ustach mułłów jest uzasadniony, zdumiewająca cisza panuje w tym zamieszkiwanym przez wyznawców islamu kraju, nie przerywa jej nawoływanie muezinów. Wódz zabronił używania megafonów, z obawy przed zachwianiem z takim trudem wywalczonej równowagi. W sierpniu i wrześniu w samym Duszanbe władze zamknęły 300 meczetów. Opustoszały medresy, radykalni mułłowie wraz z młodzieżą trafili do więzień albo wynieśli się do Afganistanu. Lada chwila ma wejść w życie dekret zakazujący niezarejestrowanej działalności religijnej i kierowania parafiami przez obcokrajowców, co oznacza na przykład koniec trzech kierowanych przez Argentyńczyków parafii katolickich w tym kraju. Studenci muzułmańscy muszą liczyć się z groźbą aresztowania. Świeckość jest pomysłem na pokój.

Bez wolnej prasy również można żyć. Kontrola jest bardzo prosta: wszystkie duże drukarnie są własnością państwową.

Internet również pod kontrolą: za nieprawdziwe lub godzące w dobre imię kraju informacje właściciel serwera może zostać ukarany dotkliwą grzywną.

Można za to krytykować liczne nieprawidłowości w krajach ościennych. O kłopotach Kirgizji z poprawioną konstytucją, podobno dławiącą wolność, rozpisują się w Tadżykistanie. O pobiciu uzbeckiej aktywistki ochrony praw człowieka, która przyjechała oglądać niewolniczą pracę dzieci przy zbiorze bawełny, przeczytamy w gazecie kazachskiej.

Albo zarządzenie dotyczące zębów. Trudno odmówić racji Wodzowi, który po spotkaniu z pewnym nauczycielem na prowincji wpadł w furię. Niby Tadżykistan należy do najbiedniejszych krajów świata, a pracownik budżetówki ma w szczęce złoty garnitur.

Co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie fałszerstwa podczas wyborów? Można przewidzieć - im większa reprezentacja islamu w parlamencie, tym większe niebezpieczeństwo, że powróci chaos. Lepszy jest powrót do radzieckiego stylu zarządzania.

Tadżykowie nie mogą już urządzać tradycyjnych wesel ani pogrzebów. Na przykład w położonym w Kotlinie Fergańskiej Chodżancie na wesele przychodziło nawet 500 osób. Rodzice pana młodego brali często kredyt, zabawa trwała trzy dni. Wódz uznał, że w tak biednym kraju wystawne przyjęcia są niemoralne. Więc teraz grupa weselników nie może liczyć więcej niż 150 osób. Mają prawo bawić się kilka godzin, głośna muzyka jest zabroniona. Żeby w środku tygodnia restauracja przyjęła zorganizowaną grupę, potrzebne jest specjalne zaświadczenie z urzędu.

Podobnie jak w innych krajach regionu, Tadżykowie otrzymali wolność gospodarczą. Mogą zakładać własne firmy, prowadzić małe biznesy, wozić klientów chińskimi autobusikami. Dozwolony jest handel garniturami z Istambułu, sprzedaż kajmaku, gotowanych baranich łbów i pestek. Wódz nie ma nic przeciwko pozarządowym organizacjom, które zajmują się ochroną środowiska, aktywizacją kobiet wiejskich, edukacją i pomocą dla bezprizornych dzieci. Drażliwa jest jedynie polityka, nieprzychylne władzy komentarze, opowiadanie o kulisach sukcesów klanu kulabskiego, który wygryzł z Duszanbe komunistów chodżanckich, o feralnym dniu 6 maja 1995 r., kiedy nieznani sprawcy zastrzelili rektora i prorektora akademii medycznej w Duszanbe, niesprzymierzonych z kulabczykami.

- Teraz się uspokoiło - tłumaczy dziennikarz z Kulabu. Uspokoiło się, ale jednak woli pozostać anonimowy. - Kiedyś i u nas dziennikarze ginęli, władza potrafiła zlikwidować trzy gazety w ciągu tygodnia. Naprawdę jest nieźle, lepiej niż w Uzbekistanie. Tam ciągle giną ludzie.

***

Jeszcze inna zaleta Wodza: nie zabrania wyjeżdżać. Za granicą pracuje nawet 800 tysięcy mężczyzn, co oznacza, że na miejscu pozostały kobiety, dzieci, starcy i Wódz wraz z urzędnikami. Ponad 10 procent ludności kraju zarabia pieniądze na emigracji. Tadżykistan jest krajem bez mężczyzn i w tym zdaniu kryje się kolejny dramat: z jednej strony pieniądze z zagranicy zasilają kraj, sprawiając, że jakoś trwa. Z drugiej - więzi szybko kruszeją. Kobiety pozostają same, mężczyźni znajdują w Rosji nowe żony, zapominają o dzieciach albo piją na umór. Dobrego wyjścia nie ma.

Widać ich na lotnisku w Duszanbe, kiedy wracają nocnymi rejsami z Jekaterynburga albo Moskwy - tłumy zmęczonych facetów w czarnych skórach czekają pod okienkiem celnika. W kraciastych torbach tanie misie dla dzieci, części do Łady, telewizor albo zestaw DVD home theater. Jest zasadnicza różnica w tym, jak czekają Tadżycy, a jak Kazachowie. Pierwsi po prostu trwają albo próbują przymilnych negocjacji z pogranicznikami. Część jest niepiśmienna, więc żołnierze wypełniają za nich deklaracje celne. Kazachowie inaczej: jeśli zdarzy się na granicy kazachskiej tłum, to pulsują w nim inne energie, słychać ciągłe pokrzykiwania, petenci strofują celników, "nie flirtować" krzyczą albo "szybciej tam, szybciej, czasu nie ma". To jedynie subtelności, z pewnością łatwe do podważenia, ale rzucają się w oczy: Tadżykowie czekają jak ludzie upokorzeni, Kazachowie - jak drapieżniki. Kazachowie mają nie tylko Wodza (w przeciwieństwie do tadżyckiego, ten kazachski lubi się przebrać czasem w mundur), ale też petrodolary, jedno z wyższych w świecie stężeń drogich samochodów terenowych, mają przestrzeń i perspektywy.

***

W kraju takim jak Tadżykistan Wódz nie ma łatwego zadania. Pod tym banalnym stwierdzeniem kryją się na przykład cztery zamachy, z których uszedł cało. Również geografia nie sprzyja: na bardziej szczegółowych mapach Azji Centralnej niewprawne oko gubi się w arbitralnej plątaninie granic. Tadżycką część Kotliny Fergańskiej łączy ze stolicą korytarz, który w najwęższym miejscu ma 15 kilometrów. Po lewej stronie Uzbekistan, po prawej Kirgizja. Z Duszanbe na północ prowadzi jedna droga, zimą nieprzejezdna. Podobnie na wschód. Kraj rozpada się na trzy części, połączone na siłę wolą urzędników.

A północ? Podzielona arbitralnie między trzy kraje Kotlina Fergańska wygląda jak geograficzny klincz, kraje zachodzą tam na siebie, otaczają się wzajemnie, kontrują, Uzbekowie mieszkają w Tadżykistanie, Tadżycy w Kirgizji, są i takie tereny, na których nie wolno budować, bo nadal nie wiadomo, do kogo należą. Część granic nadal nieuregulowana, pomiędzy Kirgizją a Uzbekistanem pola minowe.

Ciągle wybuchają spory o wodę - wioska położona wyżej trzyma w szachu wioskę położoną niżej, latem może zabrać jej wodę w ogóle, wiosną, podczas roztopów, zrzucić nadmiar tak, by pola zmieniły się w bagna. Od kilku lat letnie susze wypalają kraj na kamień.

Tadżycy do Rosji nie jeżdżą najprostszą drogą przez Uzbekistan, bo nie dostają wiz. Więc nadkładają setki kilometrów, żeby przedostać się przez Kirgizję i Kazachstan.

A są jeszcze liczne przemytnicze szlaki przez góry, niekontrolowane, można przewieźć nimi tonę opium, można przemieścić oddział partyzancki z nowoczesną radiostacją. W Tadżykistanie czekają na rozwój sytuacji najważniejsze w Azji Środkowej złoża uranu, na które ostrzą sobie zęby kraje zabiegające o broń atomową. Stany Zjednoczone śledzą z uwagą każdy ruch polityczny - Wódz pomaga w wojnie z Afganistanem i za to należy mu się poparcie. Rosja pilnuje, by blisko 150 tys. km kwadratowych gór i piachu, okraszonych polami bawełny, nie umknęło z jej strefy wpływów.

A dziwaczne wyspy na mapie Kirgizji, obwiedzione linią demarkacyjną? To enklawy tadżyckie i uzbeckie, na które Kirgizi mają ograniczony wstęp.

A niechęć Tadżyków do Uzbeków? A Islamski Ruch Uzbekistanu, którego bojownicy przechodzą czasem jeszcze przez kraj?

Wódz stoi więc, widać to wyraźnie, na beczce prochu, ale chyba nie jest mu najgorzej, skoro przedłużył sobie kadencję do roku 2020.

Demokracja nigdy nie miała tu wzięcia, lepsza była i jest twarda dłoń, która potrafi ścisnąć tak, że tchu braknie. Wcześniej był chan, Stalin, sekretarz partii z Leninabadu. Kolejny wódz i tak nie jest najgorszy, nabrał światowego szlifu. Dzieci, owszem, pracują przy bawełnie, ale nie w nocy, jak te uzbeckie.

I najważniejsze: nie ma nic przeciwko spełnieniu marzeń, które wyglądają identycznie jak w Polsce, Turcji czy Stanach Zjednoczonych. Ludzie chcą mieć telefon komórkowy, telewizor, samochód, choćby i z Chin, chcą pracować w biurowcu z przydymionymi szybami i kamienną okładziną, chcą głaskać sztuczne kwiaty w korytarzach, cieszyć się z sufitów kasetonowych i żaluzji wertykalnych, odpoczywać pod sztuczną palmą, w dzielnicy willowej zbudować domek jednorodzinny kryty prawdziwą blachą i z klimatyzacją. Bazary tętnią życiem, średnia płaca powoli rośnie. Coraz więcej prywatnych biznesów, przyzwoitych restauracji, organizacji, które budują lokalne więzi albo zdobywają pieniądze na edukację dzieci.

Można by wręcz pomyśleć, że cała tutejsza dyktatura jest grą, mrugnięciem oka w kierunku podwładnych - róbcie, co uważacie, a ja będę udawał silnego Wodza - gdyby nie wypełnione przeciwnikami więzienia.

***

Cień Wodza nie dociera wszędzie. Zatrzymuje się przed solidnymi ogrodzeniami domów.

Płoty i ogrodzenia w Azji Centralnej są materiałem na odrębną opowieść. Tadżyckie płoty z surowej cegły i te pociągnięte gliną pomieszaną z drobno pociętą słomą, kirgiskie ogrodzenia ze świeżego eternitu, szczelne płotki z deszczułek na kazachskich stepach, trochę podobne do starych wiejskich płotów na polskich wsiach, również stalowe bramy w Ałmaty, za którymi chowa się gąszcz ogródków. Solidne, niektóre wysokie na dwa metry, niektóre z misterną koronką potłuczonego szkła na wierzchu. Budowę domu zaczyna się od szczelnego ogrodzenia kawałka spalonej ziemi, stoją tam całe dzielnice złożone z płotów, za którymi chowa się dziura wykopana w ziemi, fundament albo zgoła nic. Są w tym geście rozpacz i dramatyzm, jakaś niezrozumiała drapieżność, a może po prostu strach, że ktoś wedrze się zwartą grupą partyzantów, przyjdzie w nocy z karabinem albo w biały dzień z oficjalnym nakazem, że znowu wszystko się zmienia i prywatna własność zostaje specjalnym ukazem zlikwidowana. Tak może przecież być, w krajach, w których jedynym pewnikiem jest daleki władca.

Glina, pleksi, blacha, stal, eternit, drewno. Przymus ustanawiania wyraźnej linii demarkacyjnej pomiędzy tym, co prywatne, a wspólnym, czyli niczyim. Dobry dom zaczyna się od szczelnego płotu, który zasłoni od milicjanta, kurzu, niepożądanego spojrzenia i złodzieja. We wspólnej przestrzeni, poza urywkami, przez które lubią przejeżdżać prezydenci, rozsypują się wodociągi, szkoły, państwowe hotele i sklepy. Jest w miasteczku Szajdon hotel, bez wody, z powybijanymi szybami, pokrwawioną pościelą, łazienkami, w które brud wżarł się tak głęboko, że nie pomoże żadna dezynfekcja. W Ałmaty, w dzielnicy Górny Gigant, tam gdzie wokół ambasad parkują masywne samochody z przyciemnianymi szybami, pod płoty podchodzą zużyte materace, plastikowe butelki, szmaty i potłuczone szkło. W Kirgizji podobnie.

A za płotami spokój, czystość, dojrzewa winorośl, telewizor w kąciku i obrazki azjatyckich nigdzie-krajów na ścianach, z meczetem, malachitową wodą i luksusowym promem prującym fale.

Wódz nie dociera, albo można go wyłączyć jednym palcem.

Przynajmniej na razie.

Korzystałem z "Ahmed Rashid": "Dżihad: Narodziny wojującego islamu w Azji Środkowej", Dialog 2003, oraz zeszytów Ośrodka Studiów Wschodnich "Za Uralem".

Dziekuję Fundacji Edukacja dla Demokracji oraz National Endowment for Democracy za sfinansowanie wyjazdu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2007