Piekło kobiet

„Chciałam, żeby zobaczył, jak płonę” – powiedziała Gulsifat działaczkom organizacji kobiecych, które odwiedziły ją w szpitalu w Duszanbe.

25.02.2013

Czyta się kilka minut

Na polach bawełny w Tadżykistanie / Fot. Matilde Gattoni / CORBIS
Na polach bawełny w Tadżykistanie / Fot. Matilde Gattoni / CORBIS

Gulsifat oblała się w szopie olejem samochodowym, podpaliła i wybiegła na ulicę. Dopiero gdy to już się stało, mogła porozmawiać z kimś o swoim życiu. Wcześniej musiała przejść drogę, jaką przechodzi około połowy kobiet w Tadżykistanie – tyle, według oficjalnych szacunków, doświadcza przemocy w rodzinie. Są bite, gwałcone, poniewierane.

Opowieść o tym kraju należy więc zacząć od kobiet. Bo choć jest to kraj do bólu męski, rządzony przez mężczyzn, gdzie każdy mężczyzna to samiec alfa, a kobieta ma niewiele do powiedzenia, to Tadżykistan trzyma się na kobietach. One wychowują dzieci, często porzucone przez ojców, utrzymują dom, stają się głową rodziny. Bohaterki codzienności.

NIEME WOŁANIE

23-letnia Gulsifat trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń. Lekarzom udało się uratować dziecko, które nosiła. Zastanawiała się: dobrze to czy źle? Bo Gulsifat i działaczki organizacji pozarządowych, które odwiedziły ją w szpitalu, myślały o tym samym: czy to ciało, brunatno-brązowe, popękane, jadzące się, to wciąż Gulsifat? Oparzeniu uległo 80 proc. skóry, nogi i ręce są tak zdeformowane, że dziewczyna do końca życia będzie niepełnosprawna, na jej twarz nie sposób popatrzeć. Skąd wziąć pieniądze na operacje plastyczne?

Rzecz dzieje się w Tadżykistanie: kraju Azji Centralnej, silnie autorytarnym, rządzonym niepodzielnie już prawie dwie dekady przez prezydenta Emomali Ramona i jego klan. Tu ludzie nie mają prądu i wody. Operacje plastyczne? Fanaberia. – Opowieść o Gulsifat to opowieść o życiu tysięcy Tadżyczek – mówi Mahbuba.

Jej śniada twarz i uśmiech są piękne, ale oczy wilgotnieją. Mahbuba, trochę po pięćdziesiątce, pomaga kobietom bezrobotnym i wracającym z domów publicznych w Dubaju. Właśnie zastanawia się, skąd wziąć maszyny do szycia i piece do wypiekania chleba? To „narzędzia” pozwalające Tadżyczkom czymś się zająć, wrócić do życia i najważniejsze: zarabiać.

Rodzice Gulsifat mieszkają na prowincji, w domu się nie przelewa, wydanie córek za mąż miało odciążyć budżet. Rodzice zaplanowali szybki ślub, bez pytania, czy chłopak się podoba. Ważne, że był dobrze sytuowany. – Studia, praca, kariera zawodowa: to rzeczy zakazane prowincjuszkom, uważa się wręcz, że to kobiecie nie przystoi, a wykształconej trudniej znaleźć męża – mówi Mahbuba. – Ich miejsce jest w domu, a co dzieje się w domu, nie ma prawa wyjść poza jego ściany.

Gulsifat zamieszkała z teściami. Z pierwszą nocą weszła w nowe życie: za tradycyjną wyszytą z korali zasłoną łóżka stała się własnością męża. Gulsifat co rusz bili i mąż, i teściowa; bili za wszystko, czyli za nic, aż do tamtego dnia, gdy płonąca dziewczyna wybiegła na ulicę. Odtąd mąż i teściowie się do niej nie przyznają.

Oficjalne dane ministerstwa spraw wewnętrznych Tadżykistanu mówią, że rocznie ponad 270 kobiet próbuje popełnić samobójstwo, często przez samospalenie. Psychiatrzy nazywają to niemym wołaniem o pomoc. – Kobiety w większości nie mają studiów ani żadnego fachu, są bezrobotne. Problemem jest analfabetyzm, znają tylko tadżycki, a językiem awansu jest rosyjski – wylicza Mahbuba. – Jak radzić sobie w życiu, nie umiejąc czytać i liczyć?

Gulczehra, dziennikarka i działaczka organizacji pozarządowej, zna tadżycką wieś. Sama pochodzi z kiszłaku. Z pamięci recytuje poezję, bo Tadżycy to naród poetów, żyją blisko natury i Allaha. Gulczehra: – Na prowincji panuje taka bieda, że największym marzeniem jest krowa. Ludzie często nie mają butów, żyją w lepiankach. Krowa to bogactwo: mleko, ser, śmietana. Upieczesz do tego lepioszek i tak przeżyjesz.

– A wiesz, jakie jest największe marzenie? – pyta Gulczehra. – Krem i ręcznik. Kobiety całe życie tego nie mają.

DO DUBAJSKIEGO BURDELU

Przez Tadżykistan prowadzą szlaki narkotykowe, kraj sąsiaduje z Afganistanem – fabryką heroiny. Szacuje się, że 90 proc. heroiny trafiającej na rynki światowe pochodzi właśnie stamtąd. Na biznesie narkotykowym interesy robią tadżyckie elity rządzące, rozprowadzaniem towaru trudni się ludność przygraniczna. Nie jest to interes bezpieczny: jeśli nie uda się sprzedać towaru, porywa się Tadżykom i gwałci kobiety, dzieci, rzadziej uprowadza się konie i kozy. Granica jest dziurawa, chcesz przejść: zapłać i nie ma sprawy. Porachunki załatwia się bronią; rządzi rekiet, gwałt, porwania. Życie ludzkie niewiele znaczy.

Bieda i nieszczęście panują też na północy kraju. Tu z powodu blokady granicy tadżycko-uzbeckiej: między Taszkientem i Duszanbe trwa „zimna wojna”, a Islam Karimow, prezydent Uzbekistanu, co rusz straszy wojną „gorącą”. W kraju, w którym ludzie do dziś szukają krewnych zaginionych w wojnie domowej, którą komuniści pięć lat prowadzili przeciw opozycji islamsko-demokratycznej po upadku ZSRR, słowo „wojna” budzi lęk.

– Stąd marzenie kobiet o ucieczce. Chcą poprawić swój los i dają się naciągnąć na wyjazdy zagraniczne. Myślą, że jadą do pracy jako nianie, a trafiają do burdeli w Dubaju – opowiada Mahbuba. – Kiedy się „zużyją”, odsyła się je do kraju.

Starszy pan, inteligent z Duszanbe imieniem Aslidinow, działacz organizacji pozarządowej Maniża, smutnieje: – I trzeba im pomóc wrócić do życia. Przeszły piekło: gwałty, skrobanki. Dla otoczenia są brudne, wyklęte. Nasza organizacja wynajmowała mieszkania, gdzie znajdowały schronienie, pomoc psychologa i lekarzy. Uczyliśmy je szycia, robót ręcznych, gotowania.

ZWIĄZKI WIDMA

Przystojna Szamigul tańczy. – Wiesz, o czym opowiadają tadżyckie i afgańskie piosenki? – pyta. – O wolności, wielkiej przestrzeni gór, w której człowiek znajduje miłość.

Ale Szamigul kocha tylko na odległość.

Na jednego Tadżyka przypadają cztery kobiety. Wszystko przez emigrację zarobkową: trzy czwarte społeczeństwa zdolnego do pracy wyjechało, głównie do Rosji. Co prawda utrzymują Tadżykistan, przysyłając corocznie 3 mld dolarów (prawie połowa PKB kraju), ale co z tego, jeśli emigranci często zakładają nowe rodziny, w kraju się nie pojawiają albo wpadają raz do roku. Jak mąż Szamigul, która trzy córki wychowuje sama.

– Nie narzekam. Mąż jest brygadzistą na syberyjskiej budowie. Bez przysyłanych pieniędzy nie dalibyśmy rady. Najmłodszą córkę urodziłam w wieku 40 lat. Mąż powiedział, że skoro Allah chciał, abyśmy mieli kolejne dziecko, to trzeba je przyjąć – mówi Szamigul.

Tradycją są wielodzietne rodziny, najczęściej w rodzinie jest piątka potomstwa. – To dopiero macierzyństwo czyni kobietę – mówi Szamigul, przytulając najmłodszą, upapraną dżemem córeczkę.

Kobieta rodzi więc przez cały okres płodności, nawet gdy dziecko pochodzi z gwałtu (kraj znajduje się w czołówce państw, jeśli chodzi o gwałty). Ale skąd mieć dzieci, jeśli brak mężczyzn? Prawo zabrania wielożeństwa, każe bigamistów wysokimi mandatami, przymusowymi robotami, a nawet więzieniem. Ale nie zabrania go islam. Pirduhtar to po tadżycku „stara panna” – tej łatki kobiety się boją i dlatego decydują się zostać drugą żoną.

Tradycyjny tadżycki ślub nikoh zawiera się przy bliskich, nie w urzędzie. Wesela są huczne, sprasza się całe wsie. By młodożeńcy zanadto się nie zadłużali, prezydent wprowadził ukaz pozwalający na uczestnictwo jedynie 150 osób w uroczystościach. Inaczej mandat.

W związku „zarejestrowanym” jedynie ślubem tradycyjnym kobiecie nie przysługują żadne prawa, dla państwa jej małżeństwo nie istnieje: porzucona, nie ma się do kogo zwrócić o pomoc, z domem i dziećmi zostaje sama. I tu jest codzienne anonimowe bohaterstwo. Kobiety-głowy rodziny potrafią zrobić coś z niczego: zbierają przejrzałe kaki na dżem, suszą zioła, szyją, dziergają. Nawet wykształcone Tadżyczki z Duszanbe – takie, co ubiorą dekolt czy odważniejszą spódnicę – godzą pracę zawodową z rolą gospodyni; jak nakazuje tradycja, stół wieczorem jest zawsze nakryty dla niespodziewanego gościa.

WODA, PRĄD, WOJNA

Tadżykistan to skaliste pasma górskie. Pokryte śniegiem nawet w lecie, stanowią ponad 80 proc. powierzchni kraju. Więcej niż połowa szczytów ma ponad 3 tys. metrów. Góry są dzikie, szlaki znają tylko tubylcy. Drogi wytyczają wąskie nitki ubitej ziemi – samochodom ciężko się minąć. Między wieloma częściami kraju brakuje połączeń.

Największe problemy Tadżykistanu to prąd i woda. W niektórych kiszłakach prądu nie ma prawie wcale, w części kraju jest przez kilka godzin, wieczorem i rano. Działacz organizacji pozarządowej Maniża: – Coś drgnie, jak będziemy mieć elektrownie. Jak mówić o prawach człowieka bez prądu?

Sobirżon, drobny chłopak po trzydziestce, reporter telewizji Regar: – Zimą ludzie przy świeczce siadają na podłodze za niskim stolikiem, okrywają się kołdrą, jedzą płow – ryż z mięsem i warzywami. Kobiety wyszywają. Jeśli jest akurat prąd, można pooglądać telewizję.

Mieszkańcy Tadżykistanu, mówiąc o swoich marzeniach, w pierwszej kolejności wypowiadają słowo: „Rogun”. Zresztą tadżycka propaganda urabia obywateli, by to właśnie Rogun – gigantyczna hydroelektrownia – była ich marzeniem. Hydroelektrownia powstaje na rzece Wachsz. To dziś największa budowa w Azji Centralnej. Ma rozwiązać problem prądu w Tadżykistanie, ale na inwestycję nie zgadza się sąsiedni Uzbekistan, bo „Rogun zabierze nam całą wodę”. Z powodu elektrowni między Taszkientem i Duszanbe trwa konflikt. Tu Zachód nie jest pierwszorzędnym partnerem: izolowany Tadżykistan szuka wsparcia w Afganistanie i Iranie. A za gwaranta nietykalności uważa Moskwę: Władimir Putin ma osobistą rezydencję niedaleko stolicy.

Choć Tadżykistan posiada bogate zasoby wody, to problemem jest woda pitna. Na prowincji trzeba pokonać dystans nawet 10 km, by w wiadrach przynieść ją do domu. Sobirżon zawiesza głos: – Babcia Masza, robiłem o niej reportaż. Szła codziennie 7 km w jedną stronę po wodę z wnukiem. Pewnego dnia pogryzł ją pies. Umarła.

Wodę noszą dzieci, bo tu dziecko szybko dzieckiem być przestaje. Choć istnieje obowiązek szkolny, już najmłodsze wykorzystuje się do pracy. Jadąc przez prowincję, wciąż ten sam obrazek: dzieci, najczęściej dziewczynki, w kucki zbierają bawełnę, starsi wkładają ją do wiklinowych koszy i odnoszą na samochody. Dalej bawełna trafi do punktu skupu i na eksport. Kolejne nieszczęście kraju: nie ma fabryk mogących ją przetworzyć.

TALK-SHOW NA TABORETACH

Kilka klitek koło stadionu piłkarskiego w Tursunzade na zachodzie Tadżykistanu. Tu mieści się siedziba największej opozycyjnej telewizji w regionie, Regaru (odbieranej także w części Uzbekistanu). Choć stacja uznawana jest za opozycyjną, współfinansują ją miejscowe elity. Wejście zdobi wytkana na dywanie podobizna prezydenta Ramona, ale toalety nie ma, trzeba iść do sąsiedniego blaszaka, zamykanego na kłódkę.

Studio telewizyjne Regaru wycięto z dykty. W osobnym, ciemnym pomieszczeniu odbywają się programy talk-show, podczas których publiczność zasiada na taboretach. Prowadzący ma specjalne miejsce, wśród sztucznych kwiatów. To i tak luksus, bo nadajnik jest w wysokościowcu, już od klatki uderza smród rozkładających się śmieci. Na siódme piętro trzeba wyjść po schodach – nie ma prądu, winda nie działa. Nadajnik to dwie blaszane skrzynki wtulone we wnękę obok kuchenki gazowej – symbol tadżyckiej wolności słowa.

Sobirżon, chcąc pokazać bogactwo swego miasta, w pierwszej kolejności zawozi do kombinatu produkującego aluminium: otoczony skalistymi szczytami moloch nie pasuje do krajobrazu, wygląda jak z kosmosu, w dodatku pożera ogromne ilości prądu. Ale daje zatrudnienie mieszkańcom Tursunzade i okolic.

Sobirżon to przedstawiciel miejscowej elity: kiedy przechadza się po bazarze, ludzie witają go jak gwiazdę, wręczają winogrona, cukierki. – Nakręć nas, powiedz, jak nam ciężko – ze straganów padają zachęty. Ludzie handlują tu czym popadnie; kobiety nie mają co zrobić z dziećmi, więc w ziąbie trzymają owinięte „w pajaca” niemowlęta w bagażniku samochodu.

Dom reportera można uznać za bogaty: czyste jasne pokoje, telewizor, krowy. Żona Sobirżona jest szwaczką, wychowuje trójkę dzieci, przychodziły na świat jedno po drugim. Kobieta, pochylona nad maszyną, jedną ręką bujała je w drewnianej kołysce. Nie używała pieluch, to ekstrawagancja: w kołysce wycina się dziurę, pod nią ustawia miskę i to załatwia problem.

Sobirżon: – W programach mówię o wszystkim: na przykład o śmieciach na ulicy. I czuję, że zmieniam Tadżykistan, bo po emisji śmieci sprzątają.

Na pewno łatwiej jest zmieniać świat Gulczehri, dziennikarce pracującej w państwowej telewizji. – Dzięki mojej interwencji kobieta odzyskała skrawek bezprawnie zabranej ziemi, a walczyła z państwem przeszło 20 lat – opowiada.

Ale dla mediów, i opozycyjnych, i państwowych, wiele tematów jest tabu. Narkotyki, handel ludźmi, brudne interesy elit rządzących, bigamia, gwałty – to ciemna strona Tadżykistanu. O tym raczej się milczy albo pisze „delikatnie”.

Łatwiej posprzątać śmieci. Choć za ich pokazanie Regarowi odłączyli prąd. 



MAŁGORZATA NOCUŃ jest redaktorką „Nowej Europy Wschodniej”, dziennikarką „TP”. W Tadżykistanie przebywała w ramach projektu realizowanego przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej i Polską Fundację Międzynarodowej Współpracy na Rzecz Rozwoju „Wiedzieć Jak”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013