Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przed startem sypiał na ławkach w parkach, dworcach, czasami w halach sportowych, jeśli pozwolili na to organizatorzy. Cały dobytek miał w jednej torbie, a zdarzyło się, że i tę mu ukradziono” – tak na portalu festiwalbiegowy.pl zmarłego w wieku 64 lat „bezdomnego maratończyka”, Piotra Żukowskiego, wspominała biegaczka i dziennikarka Katarzyna Marondel.
Podobno (tak wspomina z kolei Wojciech Szota, redaktor naczelny portalu maratończyk.pl) zażartował kiedyś podczas biegowej prelekcji z profesora sportowej uczelni. „Czy bezdomny mógłby przebiec maraton?” – zapytał, by w odpowiedzi usłyszeć, że byłoby to możliwe, ale pod warunkiem znalezienia stałego lokum i odpowiedniego odżywania. „A ja przebiegłem już czternaście maratonów. W tym roku czternaście!” – miał odpowiedzieć Żukowski, wprawiając profesora w konsternację.
Wystartował w ponad 300 maratonach. Osiągał czasy „amatorskie” – około czterech, pięciu godzin – ale był znany w środowisku zawodowych biegaczy. – Zawsze uśmiechnięty, życzliwy – wspomina w rozmowie z „Tygodnikiem” Paweł Żyła, maratończyk i organizator małopolskich biegów z Krakowskiego Klubu Biegacza „Dystans”. – Gdy chciał wziąć udział w którejś z naszych imprez, zwracał się o zwolnienie z opłaty startowej, choć nigdy nie był roszczeniowy. Cieszył się, gdy wymienialiśmy go z imienia i nazwiska, dodając, że przyjechał z Dworca Centralnego w Warszawie. Bieganie bywa odskocznią od życia codziennego. Wyobrażam sobie, że tak też było w jego przypadku. Na pewno maratony wiele dla niego znaczyły.
Piotr Żukowski zmarł 12 lipca. Pochowany został 29 lipca na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. ©℗
Czytaj także: PIotr Żyłka: Ta ławka jest wspólna