Żeby nie ględzić. Edytorial ks. Adama Bonieckiego

Moje wspomnienia z lekcji religii, a miałem ją przez całe gimnazjum w szkole, to przeplatanka tych dobrych i złych. Uczniowie, pokolenie powojenne, czasem nieco przerośnięte, na pewno nie było pokoleniem łatwym.

31.10.2022

Czyta się kilka minut

 / GRAŻYNA MAKARA
/ GRAŻYNA MAKARA

Co jakiś czas pojawia się wiadomość, że na lekcje religii chodzi mało młodych ludzi lub – prawie nikt nie chodzi. Nie przepisuję tu tych danych, bo są wciąż fragmentaryczne, ale przecież wiem, że sytuacja jest – mówiąc oględnie – kiepska. Wiem, że z „chodzenia na religię” rezygnuje wielu i nawet jeśli wiadomości złe dla Kościoła są w mediach częściej eksponowane, to i tak pokazują one tendencję dość powszechną – niezadowolenia z lekcji religii. Nie pomoże tu żadne oburzenie biskupa na uczniów ani środki administracyjne używane dla powstrzymania odpływu. Oczywiście kontekst kulturowy i miejsce w nim religii dynamicznie się zmieniają, a młodzież – sekularyzuje. Zajmuję się tu wyłącznie tymi, którzy może by i poszli, ale… No właśnie, jakie jest to „ale”?

Nawet jeśli odgrywa tu rolę stosunek do przedmiotu nieobowiązkowego i chęć uwolnienia się od niekoniecznego ciężaru, to trudno nie spytać, czemu jest, jak jest. Moje wspomnienia z lekcji religii, a miałem ją przez całe gimnazjum w szkole, to przeplatanka tych dobrych i złych. Uczniowie, pokolenie powojenne, czasem nieco przerośnięte, na pewno nie było pokoleniem łatwym. Pamiętam dobrze: uczniowie wzorowi na jednej lekcji, na innej byli nieznośni. I nie strach tu decydował, lecz osoba profesora. Odnosiło się to także do lekcji religii. Dlaczego jeden jezuita (u Reytana w Warszawie uczyli jezuici) miał spokój w klasie, a inny – bałagan? Z jakiego powodu u kolejnych dwóch katechetów było cicho i spokojnie, choć nigdy się specjalnie nie zajmowali utrzymywaniem ładu, a u trzeciego (wciąż się zmieniali) odrabialiśmy inne lekcje lub po prostu robili cokolwiek innego? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Wykład pierwszych dwóch był fascynująco ciekawy. Trzeci nudził. Był w zakonie – jak się znacznie później dowiedziałem – ważną postacią, cieszył się autorytetem i nie umiał uczyć. Potem miałem jeszcze jednego katechetę, księdza diecezjalnego. Jako dobry i religijnie nastawiony uczeń bardzo się starałem uważać na jego lekcjach i było to po prostu niemożliwe. Ględził.

Nie wiem, czy mam rację, ale podejrzewam, że dzisiejsze trudności z lekcjami religii polegają na tym samym. Kiedyś rozmawiałem z kolegą, który został biskupem. Twierdził, że z założenia święceń kapłańskich udziela się ludziom przygotowanym do uczenia religii. Rozmawialiśmy wiele lat temu, a ja nie mogę zapomnieć tego twierdzenia, właściwie przekonania. Tak jak nie wszyscy uczeni są w stanie uczyć w szkole, tak nie wszyscy księża są w stanie prowadzić lekcji religii. Trudno, tak jest. Nie mówię o profesjonalnym przygotowaniu nauczycielskim, choć i tu pewnie można by sporo zrobić, lecz o talencie do nauczania. Dla jednych uczenie – także religii – jest fascynującą przygodą, terenem poszukiwań i własnych doświadczeń, dla innych wieczną torturą.

Nie chcę się rozwodzić nad rzeczami oczywistymi, ale nie wiem, czy oczywiste jest twierdzenie, że nie każdy ksiądz jest dobrym katechetą, a szkody wyrządzone przez tego niedobrego idą dalej w życie. Niestety, wysłanie księży na to pole nie przyniosło dobrych rezultatów. Przygotowanie katechetów musi być specjalne i co więcej, musi eliminować ludzi, którzy się do tego nie nadają.

Pisałem o katechetach z moich czasów. Nie wiem, jak jest teraz w szkołach podstawowych, nigdy w nich nie uczyłem, choć słyszę, że zdarzają się w nich rzeczy i straszne, i śmieszne. Jednego jestem pewien, na pewno sam fakt bycia księdzem nie daje gwarancji talentów ani kwalifikacji nauczycielskich. Na pewno program nauczania można udoskonalić, może gruntownie zmienić, ale to nic nie da wobec słabości tych, którzy uczą religii. Nie tylko w szkole. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Żeby nie ględzić