Zakochani w niepamięci

Kiedy widz oczekuje rozrywki, marketingowym grzechem byłoby zapowiadanie filmu jako formalnie złożonego, wymagającego skupienia i zmuszającego do refleksji. Jednak fałszywa promocja, mimo że ściąga rzesze widzów, bywa dla filmu niedźwiedzią przysługą.

29.08.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Taką właśnie przysługę wyrządzono filmowi “Zakochany bez pamięci" Michela Gondry’ego. Zapowiadany w telewizyjnej reklamie jako komedia romantyczna, w rzeczywistości daleko odbiega od jej norm. Zresztą już sam polski tytuł stanowi luźne tłumaczenie oryginału, który w bardziej dosłownym przekładzie brzmi: “Wieczny blask nieskalanego umysłu". I tu właśnie tkwi zasadnicza rozbieżność.

Joel (Jim Carrey), samotny, spokojny, nieśmiały mężczyzna wiedzie - jak sam mówi - nieciekawe życie. W kolejne walentynki wstaje rano i wiedziony impulsem, zamiast udać się do pracy, wsiada w pociąg i jedzie w przeciwnym kierunku. Clementine (Kate Winslet) wyzywającym, jaskrawym strojem maskuje zagubienie i niepewność, co rusz zmieniany kolor włosów tylko pozornie niweluje monotonię naznaczonej smutkiem codzienności.

Spotykają się na plaży. Ale spotkanie to wydaje się obojgu czymś zadziwiająco znajomym. To poczucie déjŕ vu jest bardzo zasadne. Joel i Clementine spotkali się na tym samym brzegu, nim zostali parą, choć nie pamięta tego żadne z nich. Ich niepamięć nie jest jednak funkcją lat, jakie od tamtego czasu minęły, a kwestią natury technicznej. Po jednej z kłótni Clementine decyduje się... usunąć Joela z pamięci. Możliwość taką daje zabieg wykonywany przez firmę Lacuna Inc. Z jej usług skorzysta także partner bohaterki. Problem w tym, że w trakcie wymazywania wspomnień Joel zmienia zdanie - znów pragnie je zachować.

Dawne nieporozumienia i męczące niegdyś awantury zyskują w tej perspektywie urok, pięknych chwil. Kolejno znikają one z pamięci Joela, dźwięki się oddalają, twarze i przedmioty tracą wyraziste kontury. Uciekając przed niepamięcią, przerażeni bohaterowie odbywają podróż przez życie młodego mężczyzny, odwiedzają jego dzieciństwo, wspólnie uczestniczą w momentach upokorzeń. Wszystko po to, by “ocalić od zapomnienia" to, co dla nich istotne. Film osnuty jest wokół tej desperackiej walki.

Jim Carrey zaskakuje w roli skromnego i zagubionego człowieka. Znany dotąd przede wszystkim z żenującej błazenady w stylu “Ace Ventury" i “Maski", pokazuje swoją drugą twarz - aktora skupionego i przekonującego, nawiązując do swej kreacji z “Truman Show" Petera Weira. Jest boleśnie autentyczny, kiedy szamocze się w beznadziejnej walce, i wzruszający, kiedy płacze za kierownicą po rozstaniu z Clementine.

Dynamiczna, obdarzona charyzmą Kate Winslet jest w roli Clementine wyjątkowo wiarygodna - ucieleśnia niemal fatalizm i agresję. Obie postaci są mięsiste i wielowymiarowe. W dużej mierze to one decydują o prawdziwości filmu.

Jej wrażenie potęguje muzyka Johna Briona. Autor ścieżki dźwiękowej do głośnej “Magnolii" tworzy tu muzyczny kontrapunkt dla obserwowanych dramatów. Niczym złośliwy taper w slapstickowej komedii tragiczne sytuacje puentuje filuterną melodią. Groteskowy efekt, jaki w ten sposób osiąga, uwypukla surrealistyczny wymiar opowieści. Kiedy indziej prostą, smutną piosenką Brion dopełnia emocjonalny wachlarz opowieści, jak w jednym z finałowych ujęć, ukazującym biegnących po zaśnieżonej plaży bohaterów.

Piosenki te są znakomicie wkomponowane w film Gondry’ego. Reżyser, który prócz filmu “Wojna plemników" zrealizował szereg ambitnych teledysków (m.in. do piosenek Björk i The Chemical Brothers), osadził historię nieszczęśliwego związku właśnie w poetyce muzycznego wideoklipu. Kontrast między tą formą a pozornie łzawym tematem samotności i poszukiwania ciepła tworzy wrażenie chłodu.

Powstał film błyskotliwy, subtelny, pozbawiony artystowskiego zadęcia, zimny i bolesny. I kiedy bohaterowie po raz kolejny padają sobie w ramiona, przypomina się nam gorzka piosenka z “Rysopisu" Skolimowskiego: “Eurydyko, nie czekaj na mnie, od nowa się nigdy nie zaczyna". Bowiem nawet tych, którzy zapomnieli, dotykają błędy.

Zamiast corocznych ogórków z hollywoodzkiego ogródka do kin trafiają - i to nie tylko w festiwalowym obiegu - filmy niebanalne (“Hazardzista" Richarda Kwietniowskiego), prowokujące (“Fahrenheit 9/11" Michaela Moore’a) i dopięte na ostatni gatunkowy guzik (“Bon Voyage" Jean-Paula Rappeneau). W ten pejzaż wpisuje się dzieło Gondry’ego. Jest to nie tylko efektownie zmontowany narracyjny fajerwerk, ale przede wszystkim przewrotnie piękna opowieść o pamięci, samotności i potrzebie drugiego człowieka.

“ZAKOCHANY BEZ PAMIĘCI" (Eternal Sunshine of The Spotless Mind), reż.: MICHEL GONDRY, scen.: Charlie Kaufmann, zdj.: Ellen Kuras, muz.: John Brion, wyst.: Jim Carrey , Kate Winslet, Tom Wilkinson, Mark Ruffio, Elijah Wood, Kirsten Dunst i inni. Prod. USA 2004, dystrybucja: SPInka, polska premiera 13.08.2004

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2004