Komunikat o błędzie

Could not retrieve the oEmbed resource.

Gdzie jest Björk?

Muzyka, poezja, twórczość stanowią w jej życiu cel sam w sobie. Wszystko jest muzyką, wszystko jest poezją. I zmierza do samozniszczenia.

30.03.2018

Czyta się kilka minut

 / SUNSHINE / RETNA PICTURES / PAP
/ SUNSHINE / RETNA PICTURES / PAP

Zaczęło się przy barze. W tle muzyczna stacja odprawiała mszę za duszę Dolores O’Riordan, irlandzka whisky powoli parowała w szklaneczce, zaś przyjaciel zadał mi podchwytliwe pytanie: „Właściwie dlaczego piszesz tylko o śpiewających facetach?”. Fakt. Wspominaliśmy O’Riordan, pojawił się wątek Sinéad O’Connor, i już te dwa nazwiska wystarczyły, by zauważyć, iż muzyczny firmament lat 90., prócz smutnych bardów, depresjonistów i rockowych męczenników: Cobaina, Veddera, Staleya, Weilanda, Cornella – posiadał również pierwiastek żeński. Trawestując klasyka – wciąż brzmiały w nas głosy dobrych wróżek: Kate Bush, Sinéad O’Connor, Lisy Gerrard, dzięki którym odgadujemy daty naszego życia.

Szczególnie jednak intensywnie brzmiał głos tej, która w momencie najwyższego wzlotu zdominowała radiowy eter i telewizje muzyczne, kosząc nagrody BRIT, MTV, MOJO, całe garście skandynawskich nagród muzycznych, nominacje do Grammy, Oscara oraz dwóch Złotych Globów, a w roku 2000 nagrodę w Cannes za rolę w „Tańcząc w ciemnościach”. Niezwykła totalność Björk, bo o niej oczywiście mowa, jej wszechobecność – ją się oglądało, jej się słuchało, przy niej się tańczyło – każe zadać sobie pytanie: „gdzie jest Björk dzisiaj?”. Czy rzeczywiście możemy o niej zaśpiewać słowami Edyty Bartosiewicz: „Dokąd odeszłaś moja piękna / Co z Tobą stało się? / W swe siły zbyt ufna / Zgubiłaś drogę / Nocą bezsenna / Zlękniona dniem?”. Chyba nie do końca.

Bogini autodestrukcji

Ostatnie dwa albumy pochodzą z lat 2014 i 2017. Björk pisze, produkuje, nagrywa, koncertuje – zaś jej teledyski to niezmiennie arcydzieła. Zresztą gdyby faktycznie odeszła, czy byłoby to aż tak dziwne? Nagrała masę płyt, wprowadziła do muzycznego krwiobiegu dziesiątki piosenek, zmieniła definicję ambitnego popu. Cena, jaką płaci się za bycie artystką, jest w dodatku nieporównywalna z tym, co musi z siebie oddać artysta. Inaczej bowiem postrzega się kobiety, inaczej mężczyzn, inaczej wygląda droga, którą muszą przejść od spektakularnego debiutu do dojrzałości, inne są wymagania i stereotypy zachowań. Trudno jednak powiedzieć, że jest Björk artystką zapomnianą i przebrzmiałą.

Oczywiście gdyby jakiś dziennikarz śledczy uparł się, żeby znaleźć powody domniemanej absencji, mógłby przy pomocy prostych narzędzi wykręcić teoryjkę o szalonej Islandce i jej odwiecznych problemach z emocjami, kontrolowaniem agresji, ba, nawet zachowaniami z rejonu, który psychiatrzy nazywają borderline – i, na upartego, miałby na to dowody. Alkohol: „ulubiony napój – każdy napój alkoholowy, kiedyś piłam litr tygodniowo”. Seks: „pojawiło się nowe pokolenie mężczyzn, którzy wcale nie chcą być macho. To się nawet stało niemodne. Teraz takie cechy powinny mieć kobiety. Ja sama jestem w dużym stopniu macho”. Przemoc: „W 1996 r. na lotnisku w Bangkoku powaliła na ziemię i pobiła dziennikarkę Julie Kaufman, która próbowała indagować jej syna, Sindriego”. Toksyczne związki: „Niemal każdy mężczyzna, który wchodził z nią w bliższe relacje, ze szczególnym uwzględnieniem gwiazdy trip-hopu – Goldiego”. Toksyczny wpływ na fanów: „12 września 1996 r. obsesyjny fan Ricardo López wysłał listową bombę z kwasem do londyńskiego domu Björk. Pakiet został przechwycony przez policję”. López napisał pamiętnik i nagrał 22 godziny na wideo, gdzie opisał swoją obsesję na punkcie Björk, związek Björk z Goldiem, i kończąc nagranie samobójstwem.

Idąc dalej, dla czarnopodniebiennego zwolennika frazy „Normalna Rodzina – Chłopak i Dziewczyna” Björk od narodzin skazana była na autozagładę – wszak dziecko z rozbitej rodziny nie wyrośnie na nic dobrego. Miks: ojciec inżynier, matka rozchwiana psychicznie hippiska – nie obiecywał wiele dobrego. Późniejszy fakt przemieszkiwania z matką i jej partnerem, liderem bluesowej kapeli – jeszcze mniej.

Dodajmy kolejne traumatyzujące elementy: nagranie pierwszej płyty w wieku lat 11, muzykowanie z bandem ojczyma, a później już tylko droga w dół: piętnastolatka formująca kapele punkowe, gwiazda alternatywy w wieku lat dwudziestu kilku, wczesne wejście w świat rozrywek i używek, pobyt w Londynie lat 90., który swym narkotycznym rozwibrowaniem nie ulegał temu z lat 60. Oczywiście Björk nie udało się osiągnąć poziomu famfatalności Courtney Love, której zamordowanie męża, Kurta Cobaina, przypisuje się równie często jak dokonanie kolejnej operacji plastycznej. Jednak uznać należy, że w świecie div popu, rocka, jazzu, które jakże często wpadały w łapy damskich bokserów, Björk jawi się jako prawdziwa bogini autodestrukcji i promiskuityzmu.

Gdyby rzeczywiście szukać powodów wycofania się Björk z pierwszego obiegu, byłoby to raczej znudzenie się muzyką i kierunkiem, w jakim poszedł współczesny show biznes. Ale i ten trop jest chybiony. Muzyka, poezja, twórczość stanowią w życiu Björk cel sam w sobie – wszystko jest muzyką, wszystko jest poezją. Już wczesne próby liryczne były zapisem „ja”, połączeniem rocka, sztuki, poezji, performance’u, a piosenki stanowiły pamiętnik intymny, zapiski doświadczeń. Nieprzypadkowo wśród swych idoli wymieniała postaci tak odmienne jak Karlheinz Stockhausen, David Attenborough, Carl Sagan, Georges Bataille, Astrid Lindgren czy Tove Jansson – piewców rewolucji, buntu, przełamywania stereotypów i penetrowania pogranicza.

Girl power

Björk zatem nie chciała być grzeczną dziewczynką, która, jak Cindy Lauper dekadę wcześniej, przeprasza, że „chce mieć fun”. Przychodziła po swoje i nie brała jeńców, za nic mając słowa Kim Gordon, basistki i wokalistki Sonic Youth, która w swej – skądinąd świetnej – autobiografii „Dziewczyna z zespołu” twierdziła, iż „sztuka, dzikość i przekraczanie granic to męskie sprawy, rzemiosło, kontrola, wygładzanie – są dla kobiet. Nasza kultura nie pozwala kobietom na swobodę, jakiej pragną, ponieważ budzi to strach. Takie artystki są albo bardzo odrzucane, albo uznane za wariatki. Wokalistki, które śpiewają za mocno, za ostro, zwykle nie działają długo. Są jak strzały w locie, iskry, komety: Janis Joplin, Billie Holiday. Poza tym kobieta, która przesuwa granice, ukazuje również mniej pożądane aspekty samej siebie. Ostatecznie kobiety mają podtrzymywać świat, a nie unicestwiać go. Termin girl power został ukuty przez ruch Riot Grrrl, którego Kathleen była inicjatorką w latach 90. Hasło to później przejęła grupa Spice Girls, jak na ironię stworzona przez mężczyzn: każda z występujących w niej dziewczyn miała reprezentować inny typ osobowości, wygładzony i wystylizowany, aby stać się chodliwym towarem”.

Björk miała w sobie tę girl power od zawsze. Zmieniała składy, inspiracje, mężczyzn (co na jedno wychodziło) – mając za sobą de facto kilka debiutów. Ten maleńki, kiedy jako 11-letnia dziewczynka z kapelą ojczyma nagrała swój pierwszy album, i kilka pomniejszych – w formacjach punkowych, gotyckich, awangardowych, wreszcie poważny sukces z Sugarcubes. A kiedy ich energia się wypaliła, skoczyła na głęboką wodę, przeflancowując się z Londynu, gdzie rozpoczęła współpracę z Nelleem Hooperem, która przyniosła jej nie tylko pierwszy solowy przebój „Human Behavior” (będący miksem trip­hopowego loopa z motywem zaczerpniętym z „Go Down Dying” Antonia Carlosa Jobima), lecz także uczyniła ją ikoną wizualną. Utwór stał się debiutem Björk jako gwiazdy MTV i muzy reżysera filmowego Michela Gondry’ego. Już solowy „Debut” był doskonałym streszczeniem tego, co czekało nas w przyszłości. Björk, inspirując się bollywoodzkimi rytmami, jazzem granym na harfie, ścianami nakładających się na siebie głosów, pasażami fletów, eksperymentami wykraczającymi daleko poza estetykę popową, musicalową, rock­ową, trip czy hiphopową – nadała słowu „eklektyzm” zadziwiający blask.

Pippi Wiking

Wszystko, co robiła później, było dosłownie fenomenalne – jak zjawiska natury. Barwa, czy raczej barwy głosu, jakieś zmysłowe szaleństwo, w jednej chwili przechodzące od liryzmu małej dziewczynki do ekstazy wyuzdanej menady – nieprzypadkowo odnoszę się tu do tytułu jednej z jej piosenek, „Pagan Poetry” – sprawiały, że Björk była tyleż fascynująca, ile przerażająca. Jej muzyka miała w sobie jakiś przedreligijny, pogański, ekstatyczny zaśpiew, zaszept, inkantacje bezpośrednio wywodzące się z krainy, która ją wydała, z wyspy będącej stopem ognia i lodu, wulkanów i lodowców, między którymi nadal dźwięczą nordyckie eddy, gdzie rola kobiety, kapłanki, Walkirii mało ma wspólnego z niemieckim trzy razy „K”: „Kinder, Küche, Kirche” („kołyska, kuchnia, kruchta”).

W wywiadach Björk często mitologizowała wątek Islandii jako krainy Wikingów, którzy chcieli popłynąć jeszcze dalej ku wolności. Bunt w wydaniu Björk miał też w sobie niezwykły ładunek sentymentalny – była jak mała Pippi Langstrumpf: niezależna, odważna, bezkompromisowa bohaterka Astrid Lindgren, mała wojowniczka, która sprzeciwiała się całemu światu. I jeszcze jedna kwestia – w jakiś niezwykły, dwuznaczny sposób Björk zrywała z wizerunkiem kobiety jako „małej kobietki”, „odpoczynku wojownika”. Była w niej jednocześnie wyzywająca niezależność, ciepła dziewczęcość, dojrzałość młodej matki; a także niezgoda na seksualną opresywność muzycznego show biznesu, który chyba jeszcze bardziej niż ten kinowy może o sobie rzec: „It’s a man’s world”.

Tygodnikowy trop

Rewolucja w wydaniu Björk dotyczyła nie tylko zaanektowania popowego poletka przez wrażliwość muzyczną wywodzącą się ze wspomnianego Stockhausena. Björk nie posunęła się ­do porównania zamachu 11 września z dziełem sztuki, jednak walczyła z pojęciem sztuki jako domeny jednostek wyjątkowych: „Myślenie, że nowatorska energia tkwi tylko w wybranych ludziach, jest po prostu grubym błędem, bo tu nie ma żadnej hierarchii. Ta energia należy do wszystkich. Twórczy może być nawet taksówkarz, który ma poczucie humoru”. Specyficzne było także jej podejście do instrumentarium. Jako klasyczna pianistka i flecistka ośmielała się twierdzić: „Jestem zdumiona, gdy słyszę, że muzyka elektroniczna nie ma duszy i że to wszystko przez komputery. Jeśli muzyka jest bezduszna, to znaczy, że ktoś nie włożył w nią serca”.

Późniejsze albumy, będące niekiedy zestawami świetnych piosenek, niekiedy kapryśnych eksperymentów muzycznych, odzwierciedlały pewien wzór, który Björk starała się wcielać w życie niemal od początku. Bardzo wcześnie zaufała technologii (tu znów kłania się Stockhausen z jego fascynacją elektroniką), dążąc zarazem do sytuacji, która pozwalałaby na jednoczesne kreowanie pomysłów i wcielanie ich w życie. A urządzeniem preferowanym przez islandzką artystkę były macbooki – laptopy firmy Apple, w których najprostsza wersja programu muzycznego do edycji dźwięków oferowała dostęp do technologii, która nawet w najskromniejszej konfiguracji – zestaw laptop plus prosty interfejs plus niezłej klasy mikrofon do wokalu plus program do obróbki dźwięku – pozwalała na niezwykle twórcze sytuacje.

Ów home recording, czy w przypadku Björk hotel recording, pozwalał jej, jako wiecznej nomadce, pracować w drodze, polować na nowe brzmienia, zestroje brzmieniowe czy nawet samodzielnie dokonywać pełnych aranżacji i orkiestracji. Aby jednak nie zawężać się do stosowania wyłącznie gotowych rozwiązań, Björk gotowa była wykopywać nowe skarby nawet spod ziemi. Można przywołać trop krakowski, ba, nawet „Tygodnikowy”. Na albumie „Vulnicura” z roku 2014 zastosowała Björk viola organista, smyczkowy instrument obsługiwany przy pomocy klawiatury, zaprojektowany przez samego Leonarda da Vinci, odtworzony przez Sławomira Zubrzyckiego z Krakowa, który zrekonstruował go, wyciągnąwszy z muzealnego niebytu. Świat (w tym Björk) zobaczył go i usłyszał na You­Tubie, dzięki zrealizowanemu przez „Tygodnik” filmowi:

Adres URL dla Zdalne wideo

Życzenia milczenia

W 2015 r., w nowojorskim Museum of Modern Art, odbyła się wystawa retrospektywna poświęcona dorobkowi Björk na polu nie tylko jej działań muzycznych, ale i multimedialnych. W tym samym roku „Time Magazine” zamieścił ją na liście stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Fakt, iż od chwili debiutu sprzedano od 20 do 40 mln płyt, sprawia, iż chyba każdemu artyście wypada życzyć takiego milczenia i wygnania.

Cały ten propagandowy bełkot jest – jak się zdaje – wynikiem podświadomego dostosowania naszych odczuć do współczesnych standardów marketingowych czy biadoleń dziennikarzy, dla których dwuletnia nieobecność na listach przebojów to niemal wieczność. Powrót po pięciu latach jest zaś fetowany taką wrzawą, jakby co najmniej wskrzeszono artystę z martwych. Podobny charakter ma wszak mamienie publiczności hasłem „ostatnia płyta”, „ostatnia trasa”, skoro – jak wiemy z doświadczenia – zwykle i płyt, i tras jest tyle, ile zażyczy sobie księgowy zespołu.

Zatem co do wspomnianej powiastki o „znikniętej Björk” aż chce się przytoczyć znaną anegdotę o Adamie Mickiewiczu. Oto w drugiej połowie XIX wieku zapytano jakąś babulinę z Wileńszczyzny o to, czy znała Adama Mickiewicza. „A był taki. Ale wyjechał i słuch po nim zaginął”. ©

Korzystałem z książek: Kim Gordon „Dziewczyna z zespołu”, Lesław Haliński „Björk”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista i krytyk literacki, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutował w 1992 roku na 28. Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, zdobywając I nagrodę oraz stypendium im.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2018