Co się kręci, co nas podnieca

Nigdy w historii polskie filmy nie przyciągnęły do kin tak wielu widzów. Jakie będą skutki ubiegłorocznej filmowej hossy dla rodzimego kina?

03.01.2015

Czyta się kilka minut

Tomasz Kot jako Zbigniew Religa w filmie „Bogowie” / Fot. Jarosław Sosiński / WATCHOUT PRODUCTIONS / NEXT FILM
Tomasz Kot jako Zbigniew Religa w filmie „Bogowie” / Fot. Jarosław Sosiński / WATCHOUT PRODUCTIONS / NEXT FILM

Polskie kino rządzi nad Wisłą. W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych filmów 2014 r. znalazło się aż pięć rodzimych produkcji, z których trzy trafiły na podium. Spośród niemal 40 mln biletów sprzedanych w Polsce w minionych dwunastu miesiącach jedna trzecia to wejściówki na polskie produkcje.

„Bogowie” idą na rekord

Wielka w tym zasługa „Bogów” Łukasza Palkowskiego. Biografia Zbigniewa Religi przyciągnęła do kin 2,1 mln widzów i choć od premiery minęły już trzy miesiące, wciąż utrzymuje się na afiszach. Kasowy sukces sprawił, że po raz pierwszy w dziesięcioletniej historii Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej do jego kasy wróciła cała kwota dotacji (2 mln zł), jaką film otrzymał na etapie produkcji.

Co przesądziło o tym sukcesie? Krzysztof Rak, producent i scenarzysta „Bogów”, nie ma wątpliwości: chodzi o dobór bohatera. – Religa to człowiek sukcesu, ale taki, który jest wiarygodny, bo za swój sukces płaci ogromną cenę. Polacy są wciąż zdeterminowani do rozwoju i awansu społecznego, ale boją się kosztów. Teraz – w odróżnieniu od poprzednich dekad transformacji – częściej i głębiej myślimy o konsekwencjach naszych wyborów zawodowych.

W historii Religi widzowie znaleźli opowieść o własnych dramatach i przeszłości. Ale dostali też perfekcyjnie skrojoną, hollywoodzką z ducha historię walki o marzenie.

Rak, który przez lata zajmował się produkcją filmową, napisał znakomity scenariusz – z żywym rytmem, dobrze naszkicowanymi portretami psychologicznymi i słodko-gorzką mieszanką komedii i dramatu. Pytany, w jaki sposób doświadczenia producenta przełożyły się na scenopisarski warsztat, odpowiada: – Pisząc nie warto kalkulować i sięgać po chwyty „prosprzedażowe”. Lepiej poświęcić energię na poszukiwanie interesującego bohatera. Ale doświadczenie producenta pomogło mi w inny sposób: potrafiłem zdefiniować, czym może być historia, którą już odkryłem, określić jej rynkowy potencjał i dostrzec ograniczenia realizacyjne.

„Bogowie” trafili na ekrany opromienieni sukcesem na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Medialna wrzawa zapewniła filmowi mocny start. Później musiał poradzić sobie sam.

– Przez pierwsze dwa tygodnie popularność filmu napędza zwykle jego promocja, później liczy się poczta pantoflowa. Jeśli film spodoba się publiczności – idzie dalej. Ale jeśli publiczność jest zawiedziona, wyniki oglądalności szybko spadają – mówi dr Anna Wróblewska, autorka wydanej niedawno książki „Rynek filmowy w Polsce”.

W przypadku „Bogów” poczta pantoflowa okazała się niezwykle skuteczna. Film, który miał się zwrócić przy sześciuset tysiącach sprzedanych biletów, zarobił już ponad trzykrotnie więcej, niż kosztował. Serwis Box Office Mojo szacuje, że na bilety na „Bogów” wydaliśmy już 33 mln zł (9,686 mln dolarów).

Cudze chwalicie, swoje oglądacie?

Frekwencyjna hossa stała się udziałem także innych polskich twórców. 1,7 mln widzów obejrzało „Miasto 44” Jana Komasy, a 1,17 mln wybrało się do kina, by śledzić przygody pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w „Jacku Strongu” Władysława Pasikowskiego. Te tytuły zajmują dziś podium w zestawieniu najpopularniejszych kinowych filmów minionych dwunastu miesięcy, wyprzedzając takie światowe hity jak „Wilk z Wall Street” Martina Scorsesego czy „Jak wytresować smoka 2” Deana DeBlois. W pierwszej dziesiątce ubiegłorocznego box office’u znalazły się jeszcze dwie polskie produkcje: „Pod Mocnym Aniołem” Wojtka Smarzowskiego (882 tys. widzów) oraz „Wkręceni” Piotra Wereśniaka (840 tys.), a niewiele słabszy wynik osiągnęły „Kamienie na szaniec” Roberta Glińskiego (830 tys.).

– Opowieści o tym, że polskie kino nikogo nie interesuje, można włożyć między bajki. Polacy są w czołówce narodów, które najchętniej oglądają rodzime produkcje – mówi dr Anna Wróblewska. Podczas gdy u nas box office zdominowały polskie tytuły, w Niemczech, Szwecji i Rosji w pierwszej dziesiątce roku znalazł się zaledwie jeden krajowy film, we Włoszech – 3, zaś we Francji, gdzie wyjątkowo ceni się własną kinematografię – 4. Pod względem kinowego patriotyzmu wyprzedzają nas jedynie Azjaci – w Japonii aż 7 z 10 najpopularniejszych filmów to obrazy krajowe, w Indiach od lat Hollywood ustępuje miejsca Bollywood.

Dla porównania: w 2005 r. w pierwszej dziesiątce polskiego box office’u próżno było szukać choćby jednego rodzimego tytułu, a trzy największe polskie hity plasowały się na ostatnich miejscach piątej dziesiątki („Skazany na bluesa” Jana Kidawy-Błońskiego, „Komornik” Feliksa Falka i „Pitbull” Patryka Vegi). Spośród 23,6 mln biletów sprzedanych w 2005 r., zaledwie milion to wejściówki na polskie produkcje.

Historie z historii

Pytani o to, co decyduje o sukcesie filmu, producenci i badacze kinowego rynku mówią jednogłośnie: temat. Najlepiej historyczny, bo Polacy lubią opowieści o przeszłości. Kiedyś tłumnie chadzali na kostiumowe filmy Jerzego Hoffmana, dziś coraz częściej wybierają opowieści o historii najnowszej – biografie Wałęsy, Religi czy Kuklińskiego, a także filmy o II wojnie światowej.

– Umiłowanie, jakim darzymy kino historyczne, wyróżnia nas na tle innych europejskich krajów – przyznaje dr Wróblewska.
Potwierdzają to imponujące wyniki historycznych produkcji w ostatniej dekadzie. „Katyń” Andrzeja Wajdy w 2007 r. przyciągnął do kin ponad 2,7 mln widzów, a ponad milionową publiczność gromadziły także „Popiełuszko. Wolność jest w nas” Rafała Wieczyńskiego (1,3 mln), „1920 Bitwa warszawska 3D” Jerzego Hoffmana (ponad 1,5 mln) i „W ciemności” Agnieszki Holland (1,2 mln), zaś „Wałęsa. Człowiek z nadziei” Andrzeja Wajdy był blisko przekroczenia tej granicy (968 tys.).

Gwarantem dużej widowni pozostaje też niezmiennie papież-Polak: kolejne biograficzne opowieści o Janie Pawle II przyciągają do kin setki tysięcy widzów. Polakom nie przeszkadza ani fakt, że na wielkim ekranie oglądają telewizyjną produkcję („Karol – człowiek, który został papieżem” Giacoma Battiato zgromadził u nas niemal 2 mln widzów), ani to, że filmowa forma woła o pomstę do nieba (animowany koszmarek „Karol, który został świętym” obejrzało u nas 150 tys. widzów). Ważny jest bohater, a nie artystyczne rzemiosło. Nawet dokument – z zasady towar niszowy – „Jan Paweł II. Szukałem was” Jarosława Szmidta przyciągnął do kin imponujące 377 tys. widzów.

Z życia wzięte

Jak zatem zmieniają się filmowe preferencje Polaków? Do komedii, które od dawna stanowią niezawodny wabik (z badań Research&Development Solutions z 2010 r. wynikało, że 62 proc. polskich widzów najchętniej sięga właśnie po ten gatunek), w ostatnich latach dołączyły filmowe biografie. Nie tylko te historyczne.

Polscy widzowie coraz chętniej chodzą do kina, by na wielkim ekranie obejrzeć przygody ludzi znanych z telewizji i kolorowych gazet.

– Prawdziwe historie angażują publiczność w wyjątkowy sposób. A o to przecież w kinie chodzi: by pochwycić widza i wciągnąć go w inny świat – mówi Marlena Wilcan z firmy Vue Movie, dystrybutora takich filmów jak „Jack Strong” czy „Nad życie” Anny Pluteckiej-Mesjasz.

O tym, jak duży potencjał rynkowy mają filmowe biografie, przekonują kasowe wyniki serii produkowanej przez TVN. Opowieści o życiu siatkarki Agaty Mróz (wspomniane „Nad życie”) i Jana Meli („Mój biegun” Marcina Głowackiego), a także „Oszukane” Marcina Solarza inspirowane prawdziwą historią dziewczynek zamienionych w szpitalu zaraz po urodzeniu – przyciągały do kin od 360 do 425 tys. widzów. Nie miały znaczenia miażdżące opinie krytyków i fakt, że wymienione filmy wpisywały się w estetykę telewizyjnych wyciskaczy łez.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat polski rynek filmowy zmienił się nie do poznania. Dwadzieścia lat temu chodziliśmy na nowe filmy Bogusława Lindy, Cezarego Pazury, Katarzyny Figury i Marka Kondrata. Dziś coraz mniej jest aktorskich nazwisk, które dają gwarancję kasowego sukcesu.

– Wystarczy wspomnieć, ile znakomicie obsadzonych filmów kończyło się finansową klapą, by dostrzec, że nie ma w Polsce czegoś, co można by nazwać „systemem gwiazd” – mówi Anna Wróblewska. Andrzej Chyra, który od czasu „Długu” Krzysztofa Krauzego cieszy się statusem gwiazdy, nie uczynił hitu ze świetnego „Daas” Adriana Panka (ledwie 10 tys. widzów), a rola Tomasza Kota w „Erratum” zapewniła temu skądinąd znakomitemu filmowi Marka Lechkiego ledwie 40-tysięczną widownię.
Jeśli w polskim kinie kształtuje się dziś system gwiazd, dotyczy on bardziej reżyserów niż aktorów. Wierną publiczność ma Marek Koterski, którego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” w 2006 r. obejrzało 213 tys. widzów, a pięć lat późniejsze „Baby są jakieś inne” ściągnęło do kin aż 800-tysięczną publiczność. Także filmy Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, niełatwe, często bolesne, przyciągały do kin tych, którzy w kinie chcą szczerej rozmowy – w 2013 r. „Papuszę” obejrzało 117 tys. widzów, a siedem lat wcześniejszy „Plac Zbawiciela” – 185 tys.

– Reżyserską marką numer jeden jest dziś Wojtek Smarzowski. Tworzy kino niełatwe, ale z dużym komercyjnym potencjałem – mówi Marlena Wilcan. Żaden inny reżyser nie daje dziś takiej gwarancji finansowego sukcesu – jego „Dom zły” obejrzało w kinach 220 tys. osób, „Róża” zgromadziła 430 tys., „Drogówka” – milion.

„Ida”, czyli swego nie znacie

– Polskie kino wciąż próbuje się zdefiniować, czy ma być kinem autorskim, czy bardziej zorientowanym na rynek, frekwencję – mówi Krzysztof Rak. O tym, że artystyczna jakość nie zawsze idzie w parze z rynkowym sukcesem, przekonuje przypadek „Idy” Pawła Pawlikowskiego.

Film, który ma na koncie ponad 70 nagród (których z tygodnia na tydzień przybywa), w tym 5 Europejskich Nagród Filmowych, nominację do Złotego Globu i wielkie szanse na Oscara, na ekranach polskich kin obejrzało 110 tys. widzów – zajął dopiero 20. miejsce wśród najpopularniejszych polskich filmów 2013 r.

– Kiedy podejmowaliśmy się produkcji, sądziłem, że obejrzy go może 15 tysięcy Polaków. 110 tysięcy widzów było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem – przyznawał przed kilkoma miesiącami Piotr Dzięcioł, prezes Opus Film i producent „Idy”.
Kasowy sukces film osiągnął za granicą. We Francji, gdzie obejrzało go 490 tys. kinomanów, zarobił 3,1 mln dolarów (w historii polskiego kina tylko powojenne „Ulica graniczna” Forda i „Ostatni etap” Wandy Jakubowskiej cieszyły się nad Loarą większą popularnością). W USA „Idę” obejrzało ponad 600 tys. widzów, co dało 3,7 mln dolarów (cały budżet filmu wynosił 2 mln dolarów). W międzyczasie film trafił do kinowej dystrybucji w ponad 40 krajach – m.in. Szwecji, Izraelu, Japonii i Włoszech, gdzie sprzedano na niego ponad 200 tys. biletów.

Przypadek „Idy” pokazuje, że choć Polacy często narzekają na bylejakość polskich produkcji, nie potrafią docenić rodzimych filmowych perełek. W 2013 r. na ekrany trafiły również tak znakomite filmy, jak wspomniana „Papusza” Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego oraz „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego – na każdy z nich sprzedano niewiele ponad 100 tys. biletów.

Poza mainstreamem

– Polska publiczność coraz częściej szuka w kinie czegoś mocnego, oryginalnego, subiektywnego i odważnego. Coraz więcej jest dziś widzów świadomych kina i języka filmu – mówi „Tygodnikowi” Jakub Duszyński, dyrektor artystyczny firmy Gutek Film, od lat zajmującej się dystrybucją kina autorskiego.

Owocem tych przemian jest wytworzenie się na polskim rynku wielu nisz, które dopiero od niedawna wypełniane są przez naszych dystrybutorów. Sukcesy takich filmów jak „Hardkor Disko” Krzysztofa Skoniecznego (prawie 30 tys. widzów) czy „Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewskiego (niemal 50 tys.) pokazują, że istnieje życie poza mainstreamem, że polska publiczność szuka wyrazistych reżyserskich głosów i tematów, które rzadko się u nas pojawiają. Tu nie liczą się wielkie budżety („Hardkor Disko” kosztowało ok. 100 tys. zł, podczas gdy przeciętny budżet to 4-6 mln), ale osobowość, styl i odwaga.
Wspomniane nisze nie gwarantują milionowych wpływów, ale są wystarczająco duże, by dać reżyserom szansę na odnalezienie własnej publiczności – bardziej wymagającej, a jednocześnie bardziej doceniającej.

Świetnie pokazuje to rosnąca popularność kinowych dokumentów. Przez lata nieobecne w repertuarach, dzięki popularyzatorskiej pracy Artura Liebharta, dyrektora festiwalu Planete+ Doc, w ostatnich latach coraz częściej trafiają na duże ekrany. Z czasem znalazły się wśród nich także polskie dokumenty – w 2010 r. muzyczny „Beats of Freedom – Zew wolności” Wojciecha Słoty i Leszka Gnoińskiego obejrzało niemal 50 tys. kinomanów, dwa lata później kontrowersyjne „Fuck For Forest” Michała Marczaka przyciągnęło do kin 16 tys. widzów, a w 2013 r. taką samą publiczność zgromadziła znakomita „Miłość” Filipa Dzierżawskiego. Również w 2014 r. na kinowe ekrany trafiły „Drużyna” Michała Bielawskiego i „Sen o Warszawie” Krzysztofa Magowskiego. Pierwszy film – opowieść o polskich siatkarzach – przyciągnął do kin 37 tys. widzów (i stał się bestsellerem na DVD), drugi – dokumentalny portret Czesława Niemena – zgromadził ponad dziesięciotysięczną publiczność.

Nawet jeśli te wyniki nie powalają na kolana, pokazują, że polski rynek filmowy rozwija się także poza głównym nurtem z wielkimi gwiazdami i wysokimi budżetami. Kasowy sukces „Bogów” Palkowskiego i coraz lepsza atmosfera wokół polskiej kinematografii to szansa również dla tych, którzy swojego miejsca szukają na obrzeżach. Kinowy tort nad Wisłą z roku na rok staje się coraz większy.

NAJCHĘTNIEJ OGLĄDANE POLSKIE FILMY 2014 ROKU

  1. Bogowie 2 077 305 widzów
  2. Miasto 44 1 738 911 widzów
  3. Jack Strong 1 175 391 widzów
  4. Pod Mocnym Aniołem 882 475 widzów
  5. Wkręceni 840 568 widzów
  6. Kamienie na szaniec 830 823 widzów
  7. Powstanie Warszawskie 593 633 widzów
  8. Dzień dobry, kocham cię! 580 919 widzów
  9. Służby specjalne 470 943 widzów
  10. Obywatel 462 749 widzów

NAJPOPULARNIEJSZE POLSKIE FILMY PO 1989 ROKU

  1. Ogniem i mieczem 1999 r., 7 151 354 widzów
  2. Pan Tadeusz 1999 r., 6 168 344 widzów
  3. Quo vadis 2001 r., 4 300 351 widzów
  4. Katyń 2007 r., 2 761 594 widzów
  5. Lejdis 2008 r., 2 529 122 widzów
  6. Listy do M. 2011 r., 2 500 545 widzów
  7. W pustyni i w puszczy 2001 r., 2 227 228 widzów
  8. Kiler 1997 r., 2 200 943 widzów
  9. Bogowie 2014 r., 2 077 305 widzów
  10. Zemsta 2002 r., 1 976 984 widzów

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2015