Zabawa w antyutopię

Zdaniem Terry’ego Gilliama postęp technologiczny jest mitem, żyjemy w nowym średniowieczu, gdy smoki zastąpione zostały przez „inteligentne” ustrojstwa.

26.05.2014

Czyta się kilka minut

W „Teorii wszystkiego” Gilliam postawił niestety na repetytorium z własnej twórczości / Fot. GUTEK FILM
W „Teorii wszystkiego” Gilliam postawił niestety na repetytorium z własnej twórczości / Fot. GUTEK FILM

Jestem zmęczony światem, a świat jest najwyraźniej zmęczony mną” – te słowa barona Münchausena z filmu nakręconego przez Terry’ego Gilliama przed ćwierćwieczem mogłyby być podsumowaniem jego najnowszego filmu. „Teoria wszystkiego” to bowiem nie tylko film traktujący o wspomnianym wyżej podwójnym zmęczeniu, ale i sam będący objawem wyczerpania. Syndrom okazuje się zaraźliwy – podczas seansu staje się, niestety, również naszym udziałem.


Wielki Brat z krucyfiksu

Twórca „Jabberwocky’ego” i „Parnassusa” znów zabiera nas w szaloną podróż w czasie. Tym razem jesteśmy w niedalekiej przyszłości, gdzie społeczeństwo konsumpcyjne, zarządzane totalitarnie przez wielkie korporacje, żyje na cywilizacyjnym śmietniku. Wizja miasta jako wielkiego lunaparku dla dorosłych, w którym gadające reklamy dosłownie ścigają przechodniów, odsyła w świat wcześniejszych filmów Gilliama, zwłaszcza do „Brazil” (1985), Orwellem i Kafką podszytego. Bohater „Teorii wszystkiego” również wybiera się na prywatną wojnę z systemem, ale pozostaje w niej całkowicie bierny. Qohen Leth, grany przez Christopha Waltza komputerowy geek pracujący dla wszechmocnego koncernu ManCom, jak każdy mizantrop pragnie wyłącznie świętego spokoju. Zaszywa się więc w domu, by pracować nad zleconym przez Wielkiego Zarządcę zadaniem: znaleźć matematyczną formułę, która udowadniałaby, że świat nie ma sensu.

Gilliam wytacza broń wielkiego kalibru, choć na każdym kroku daje znać, że najlepiej czuje się na strzelnicy w lunaparku: nie przypadkiem Qohen Leth mieszka w nafaszerowanym inwigilacją zrujnowanym kościele, w którym Wielki Brat spogląda nań z bezgłowego krucyfiksu, i już samo nazwisko bohatera odsyła nas w rejony religii. Odczarowaną rzeczywistością zarządza wielki elektroniczny mózg, a ludzie pokroju Letha pełnią wyłącznie rolę pożytecznych narzędzi. Dlatego największą obsesją Qohena jest wyczekiwanie na tajemniczy telefon, który ma wyjaśnić mu przyczynę, dla której żyje... O tym wszystkim Gilliam opowiada jednak językiem tyleż finezyjnym, co infantylnym. Z inwencją godną lepszej sprawy mnoży błahe dygresje i tandetne futurystyczne gadżety. Niegdysiejszy członek Latającego Cyrku Monty Pythona i jedyny Amerykanin w tym składzie od zawsze kultywował w filmach zły smak, twórczy chaos i nieograniczoną niczym dziecięcą wyobraźnię. To, co zdołał jakoś narracyjnie okiełznać w „Fisher Kingu” czy „12 małpach”, tym razem wymyka mu się spod kontroli. Wielkie pytania i katastroficzne diagnozy stają się tu kolejnym wymyślnym ornamentem.

To wszystko słyszeliśmy u Gilliama po wielokroć: postęp technologiczny jest kolejnym mitem, bo ludzkość wraz z nim się degeneruje. Wiara w nieograniczone możliwości maszyny jest jak zabobon – w tym sensie żyjemy w nowym średniowieczu, w którym smoki zastąpione zostały przez rozmaite „inteligentne” ustrojstwa. Raz jeszcze powraca na ekrany futurystyczny obraz świata, który śmieszy i straszy swoim tandetnym wykonaniem. Twórca „Świętego Graala” lubuje się w chałupnictwie i różnego rodzaju atrapach. O takim kształcie inscenizacji mógł oczywiście zadecydować niski budżet filmu, wystarczy jednak przypomnieć scenerię innych filmów Gilliama, by stwierdzić, że właśnie w tym fotogenicznym „dziadostwie” tkwi jego artystyczna metoda.


Drętwe kazanie

Reżyser znany z tego, że na planie przyciąga kłopoty, a nawet spektakularne katastrofy, najchętniej porównywany jest do Don Kichota (niezrealizowany projekt filmu z tym bohaterem leży odłogiem już kilkanaście lat, o czym opowiada świetny dokument „Lost in La Mancha”). Gilliam najchętniej porywa się na rzeczy niemożliwe i jak nikt potrafi karmić się własnymi ograniczeniami czy porażkami. W „Teorii wszystkiego” postawił przede wszystkim na kolejne repetytorium z własnej twórczości, ale całe rozbuchane imaginarium sprasował do wymiaru drętwego kazania. Dzisiejszy człowiek (nagie, bezwłose ciało Waltza aspiruje do takiego uogólnienia) to korporacyjny szczur, który zatracił poczucie bliskości z innymi ludźmi. Dopiero otwarcie się na drugiego staje się zaczątkiem prawdziwego buntu. W przypadku Qohena Letha będzie to spotkanie z nasłaną przez korporację call girl, pracującą pomiędzy światem realnym i wirtualnym, a także z młodym komputerowym geniuszem (prywatnie – synem Wielkiego Zarządcy), którzy nieoczekiwanie dla nich samych wytrącą bohatera z rutyny dnia codziennego.

Również pesymizm Gilliama jest w tym względzie banalny: za sprawą marketingowych socjotechnik i nowoczesnych technologii żyjemy w totalitarnym matriksie, który może być bardziej niebezpieczny niż kafkowskie czy orwellowskie koszmary. Podczas gdy w filmie „Brazil” sny tworzyły jedyną przestrzeń wolności, tu nawet fantazje zostały zaprogramowane – po ubraniu specjalnego kostiumu i podłączeniu mózgu do sieci można dostać się na chwilę do wirtualnego raju. „Teoria wszystkiego” jest więc kolejnym w twórczości Gilliama wołaniem o marzenia. W końcu nawet postęp potrzebuje marzycieli. Bez marzeń świat niechybnie przemieni się w spełnioną antyutopię.



„Teoria Wszystkiego”, reż. Terry Gilliam, scen. Pat Rushin, zdj. Nicola Pecorini, muz. George Fenton, wyst. Christoph Waltz, Mélanie Thierry, David Thewlis, Lucas Hedges, Matt Damon, Ben Whishaw, Tilda Swinton i inni. Prod. USA / Rumunia / Wielka Brytania 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2014