Szaleństwo i metoda

Parnassus: Kino Gilliama jest ziszczeniem dziecięcych snów o lataniu, zwycięstwem wyobraźni nad przewidywalną materią.

19.01.2010

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Parnassus" / fot. materiały dystrybutora /
Kadr z filmu "Parnassus" / fot. materiały dystrybutora /

Jarmarczne lustro ze srebrnej, szeleszczącej folii, przez które przechodzą przygodni widzowie obskurnego teatrzyku w "Parnassusie", najnowszym filmie Terry’ego Gilliama, to trafna metafora jego twórczości. Kina kuglarskiego i wizjonerskiego zarazem, o skomplikowanej architektonice, przenoszącego w sztuczne raje albo do sztucznych piekieł. I jeśli wolno mówić o jakimkolwiek zwierciadle w przypadku brytyjskiego reżysera, nie przechadza się ono po wydeptanym gościńcu świata, lecz dzikimi ścieżkami jego osobistego bestiarium.

Sklepik z marzeniami

Jako trzynastolatek zatrudnił się ponoć dorywczo w objazdowym cyrku, gdzie poznał tajemnice gabinetu osobliwości. I tak naprawdę nigdy z niego nie wyszedł - czy przypomnimy purnonsensowego "Jabberwocky’ego" z początku jego pracy (1977), czy hipnotyczną "Krainę traw" z okresu dojrzałego (2005), Gilliam siedzi za kontuarem tej samej jarmarcznej budy, sklepiku z marzeniami.

Jest zresztą pod tym względem podobny do doktora ze swojego najnowszego filmu. Królestwo zapoznanego demiurga, nieprzypadkowo przywodzącego na myśl Fausta, to sparciała rudera nieprzystająca do współczesnego Londynu, a jednak jej najważniejszy rekwizyt - lustro - jest bramą do świata wyobraźni. Oczywiście ci, którzy wchodzą w lustro i chcą zobaczyć swoje marzenia, muszą pamiętać, że ujrzą również koszmary. Tak samo jak widz, którego wabi mrok sali kinowej, może spotkać w ciemności potwory z własnego imaginarium.

Wąsy przeciwko okularom

W początkach kinematografii nie było pewne, czym chce i czym może być nowa sztuka - czy dającą więcej możliwości, wyposażoną w "magiczną" technologię wersją teatru, nową operą, jeszcze bogatszą, jeszcze bardziej synkretyczną, czy też może zwycięstwem realizmu, zainteresowanego odwzorowywaniem rzeczywistości. Gilliam bliski jest naturalnie tej pierwszej tradycji. Tworzy kino takie, jakim wyobrażał je sobie Georges Mélies - będące ziszczeniem dziecięcych snów o lataniu, zwycięstwem wyobraźni nad materią.

W "Przygodach barona Münch­hausena" (1988), najweselszym i najbardziej karnawałowym filmie Gilliama, reżyser znalazł pretekst do stworzenia fabuły cudownie nielogicznej, pozbawionej zależności przyczynowo-skutkowych, szkatułkowo negującej samą siebie i szyderczo nicującej kolejne swoje warstwy. Ukazał również starcie dwóch postaw: racjonalisty i irracjonalisty, w tym przypadku awanturniczego barona żyjącego jeszcze fantasmagoryjnym wiekiem XVII i oświeceniowego urzędnika miejskiego. Ten pierwszy - błędny rycerz dosiadający Bucefała - fantazyjnie podkręca wąsa; drugi - śliski oportunista i kłamca - nerwowo poprawia okrągłe okulary. Naturalnie wyobraźnia musi wziąć górę nad rozumem, a racjonalista nie jest lepszy od więziennego dozorcy, bowiem okazuje się, że miasto sterroryzowane przez armię, jakoby pod tureckim ostrzałem, nigdy tak naprawdę nie było oblężone. Rozum zatem - pod postacią urzędnika Horatia Jacksona - okazuje się opresyjnym mechanizmem, niepozwalającym przekonać się, że za miejskimi murami widać jedynie otwartą przestrzeń - nie zaś wojska nieprzyjaciela. A więc okulary racjonalisty przesłaniają ukryty wymiar, w który przenieść nas może balon fantazji Münchhausena.

Opozycję tę Gilliam powtórzył w "Nieustraszonych braciach Grimm" (2005). Jego Wilhelm i Jakub Grimmowie są naciągaczami wykorzystującymi naiwność wieśniaków. Rozpuszczając plotki o nawiedzeniach i opętaniach, zdobywają sławę najemnych łowców duchów i walczą ze sfabrykowanymi potworami. Przychodzi jednak czas, że muszą wyjaśnić zagadkę zaginięć, która zmieni całkowicie ich światopogląd, jako że za porwania małych dziewczynek odpowiadają nadprzyrodzone moce. Grimmowie mają również przeciwnika z krwi i kości - niedopuszczającego myśli o istnieniu innej rzeczywistości, nienawidzącego baśni - generała Delatombe’a (gra go, co ciekawe, Jonathan Pryce, który wcielił się wcześniej w postać racjonalisty Jacksona). Jak się okaże po raz kolejny, wyobraźnia bywa groźna, jednak głównie dla tych, którzy są jej pozbawieni.

Zło w piekarniku

Jedyną formą ucieczki ze zbiurokratyzowanego świata w satyrze "Brazil" (1985) jest sen. Sam Lowry, urzędnik Ministerstwa Informacji, w ciągu dnia nadzoruje pracę komputerów, nocą zaś snuje fantazje, w których przybiera postać skrzydlatego bohatera. Pewnego dnia zostaje przypadkowo - na skutek błędu maszyny - oskarżony o działalność wywrotową i aresztowany, dzięki czemu - paradoksalnie - wychodzi z klatki, zaczyna dostrzegać nonsens biurokracji, która zawładnęła światem.

W "Bandytach czasu" (1981) Gilliam postawił tę tezę po raz pierwszy: aby nie zwariować w pułapce nudnego, przewidywalnego i schematycznego społeczeństwa, konieczna jest ucieczka. Taka, jaką podejmuje dziesięcioletni Kevin podróżujący w czasie. Jednak w atmosferze tej z pozoru niewinnej przygodówki czai się coś złowieszczego - ostrzeżenie, że oddanie się we władzę konsumpcjonizmowi, zatracenie w codzienności skrojonej dla mas może być śmiertelnie niebezpieczne. Rodzice Kevina, wiecznie zatroskani wyposażeniem swojej kuchni i bezmyślnie zapatrzeni w telewizor, muszą umrzeć. A zabija ich właśnie tak obca im wyobraźnia - skamieniały odłamek Zła ukryty w lśniącym piekarniku.

Trup w bujanym fotelu

Wyobraźnia u Gilliama nie zawsze jest machiną Montgolfierów z kopułą uszytą z damskiej bielizny (jak balon z filmu o baronie Münchhausenie), unoszoną śmiechem widowni. Niekiedy ociera się niebezpiecznie o szaleństwo. W "Fisher King" (1991) ratunkiem dla zblazowanego niedoszłego samobójcy i szalonego kloszarda jest wiara w Świętego Graa­la, znajdującego się rzekomo w willi pewnego bogatego nowojorczyka. W "12 małpach" (1995), apokaliptycznej podróży w czasie, kontury rzeczywistości są tak zatarte, że nie ma pewności, czy przeszłość już była i czy nastąpi jakakolwiek przyszłość. W "Las Vegas Parano" (1999) nic nie jest pewne, a wehikułem wyobraźni - nad którą nie można zapanować - stają się narkotyki.

Bohaterką najlepszego chyba filmu Gilliama, opartej na powieści Mitcha Cullina "Krainy traw" (2005), jest jedenastoletnia Jeliza-Rose, osierocona przez histeryczną, nieodpowiedzialną matkę-narkomankę. Ojciec dziewczynki, potrafiący myśleć i działać jedynie na haju, w transie zabiera Jelizę-Rose na wieś. Tam umiera po przedawkowaniu, a opuszczona dziewczynka tworzy sobie wyimaginowany świat, rozmawiając z trupem szczerzącym zęby w bujanym fotelu oraz ze swoimi przyjaciółkami - upiornymi główkami lalek Barbie, które niczym grecki chór komentują wszystkie wydarzenia. Ten film - pod wieloma względami bardzo niegilliamowski - jest oszczędny w środkach wyrazu, pozwala odbiorcy uzupełniać białe plamy. Mówi jednak o tym, co zawsze - o zwycięstwie wyobraźni nad rzeczywistością, choć zwycięstwo to okazuje się dwuznaczne, gdy opóźniony w rozwoju Dickens, który bawi się przy torach i wierzy, że pociąg jest rekinem-zabójcą, powoduje katastrofę kolejową, a Dell, pierwsza miłość ojca Jelizy-Rose, balsamuje jego zwłoki. Mumifikacja zatrzymuje proces rozkładu i ofiarowuje zmarłemu "nieśmiertelność".

Nierozpoznany czarodziej

Gdybyśmy chcieli znaleźć jakieś pokrewieństwa, malarska wyobraźnia Terry’ego Gilliama okazałaby się bliska tej artystów fin de siecle’u i początku XX wieku, wrażliwej na obrazy ulicznych widowisk, popisów akrobatów i sztuki kuglarskiej. Fenomen cyrku, który w malarstwie odcisnął szczególne piętno na twórczości postimpresjonistów oraz neoimpresjonistów (Toulouse-Lautreca, Degasa, Seurata), moderniści eksploatowali również literacko (by przypomnieć jedynie "Braci Zemganno" Gon­courtów czy miss Uranię z "Na wspak" Huysmansa). Twórczość Gilliama, estetycznie zanurzoną w tej tradycji, choć oczywiście doprawioną negacją i autoironią, również zasiedlają kataryniarze, karły, błazny, domorośli czarnoksiężnicy, a także czarodzieje obdarzeni rzeczywistą władzą nad umysłami, przy czym nigdy nie wiadomo, którzy z nich to szarlatani. Magia u Gilliama domaga się bowiem rozpoznania właśnie na scenie tandetnego, prowizorycznego teatrzyku, wymaga współudziału.

Reżysera fascynuje charyzma wędrownego artysty, outsidera pełnego podejrzanego uroku. Ten wieczny tułacz, obcy, inny, odpychany przez społeczeństwo, sam przyciąga je jak demoniczny szczurołap z Hameln. Wędrowny artysta, żonglujący cudownymi światami, widzi więcej niż zwykły śmiertelnik.

Kino jako linoskoczek

Sztuka kuglarska w "Parnassusie" nieprzypadkowo zostaje skojarzona z motywem gry, hazardu, zakładu, znów podobnie jak u Bergmana, u którego Śmierć rozgrywa partię szachów z Antoniusem Blockiem. Gra uosabiana przez największego sztukmistrza - Diabła - przywodzi na myśl manipulację, nieszczerą sprawność, kłamstwo jarmarcznej iluzji, odgrywanie ról. Stąd blisko już do stwierdzenia, że sam świat jest zręcznym oszustwem, dziełem czarnej magii. Tym bardziej że tak często ludzkie dramaty reżyser umiejscawia we wnętrzach i plenerach kojarzących się z teatralną dekoracją - sztuczną, umowną i delikatną (lustro umysłu Parnassusa jest giętką, przenikalną taflą; przygodom barona Münchhausena nieustannie towarzyszy zgrzyt obrotowej sceny; Kevin z "Bandytów czasu" odkrywa, jak względna jest stałość materii, gdy z jego szafy, niczym zza kulis, wyskakuje siedmiu karłów, a w ślad za nimi Najwyższa Istota).

Metaforyka Gilliama mieni się wieloma odcieniami. Kino jest dla niego linoskoczkiem, który siłuje się z samym prawem ciążenia. Jest też iluzjonistą, który pokazuje sztuczki - niekiedy dobre jedynie dla prostodusznych gapiów. Ale ofiarowuje również coś więcej: drzemiące w nas wszystkich pragnienie cudowności i dziecięcej wiary w cuda, pogoń za rozkwitającym raz do roku kwiatem paproci. Zanik wiary, charakterystyczny dla czarnych charakterów Gilliama, jest osądzany i karany bardzo surowo (drobnomieszczańscy rodzice z "Bandytów czasu", racjonalista z "Przygód barona Münchhausena", generał z "Nieustraszonych braci Grimm"). Jej utrata wiąże się bowiem nierozłącznie z utratą niewinności, zdolności do zachwytu. A baśnie dają (również za pośrednictwem ekranu) tym, którzy opowiadają, i tym, którzy słuchają, wieczną młodość. Dar przemierzania bez końca narracyjnych lasów. Szansę zagrania na nosie Śmierci.

"PARNASSUS" ("The Imaginarium of Doctor Parnassus") - reż. Terry Gilliam, scen. Terry Gilliam i Charles McKeown, zdj. Nicola Pecorini, muz. Jeff i Mychael Danna, wyst. Johnny Depp, Heath Ledger, Jude Law, Colin Farrell, Christopher Plummer, Tom Waits. Prod. Francja, Kanada, Wielka Brytania, 2009.

Gilliam na DVD

Oprócz licznych edycji utworów Monty Pythona, którego był współtwórcą, w Polsce na DVD ukazały się także autorskie filmy Terry’ego Gilliama. Do dziś wydano:

Jabberwocky (1977)

Pierwszy wyreżyserowany samodzielnie film Gilliama, zabawa konwencjami średniowiecznych opowieści, przywołująca na myśl "Monty Pythona i Świętego Graala". Zainspirowany poematem Lewisa Carolla film przedstawia serię nieszczęśliwych wypadków, jakie spotykają głównego bohatera na drodze do pokonania stylizowanej na Godzillę bestii. W nagrodę za wygraną, będącą bardziej efektem zbiegu okoliczności niż męstwa, bohater dostaje połowę królestwa i rękę księżniczki - stereotypowe szczęście, którego wcale sobie nie życzył.

Bandyci czasu (1981)

Początek trochę jak w "Opowieściach z Narnii": cierpiący na brak zainteresowania ze strony rodziców chłopiec ucieka do innego świata przez drzwi szafy. Podróżuje w czasie z gromadą krasnoludów, spotykając po drodze mityczne i historyczne postaci. Mamy unikalną okazję zobaczyć Johna Cleese’a jako Robin Hooda i Seana Connery’ego w roli Agamemnona. "Bandyci czasu" to tylko z pozoru film dla dzieci; raczej dla dorosłych z dziecięcą wyobraźnią.

Brazil (1985)

Uważany przez niektórych za najlepszy film lat 80., "Brazil" jest satyrą na technokrację. Sam, urzędnik pragnący wyzwolić się od swojego przewidywalnego i kontrolowanego życia, spotyka wreszcie dziewczynę swoich marzeń, za jej sprawą zostaje jednak uwikłany w intrygę, która każe mu stanąć w opozycji do systemu. Gilliam kreuje świat przyszłości z konwencji przeszłości; "Brazil" nasuwa skojarzenia z "Metropolis" Langa czy "Dzisiejszymi czasami" Chaplina i parodiuje scenę na schodach odeskich z "Pancernika Potiomkina". Zdumiewające nawiązanie do twórczości Kafki, Orwella i Huxleya. Plus Robert de Niro, Bob Hoskins i Ian Holm w obsadzie.

Przygody barona Münchhausena (1988)

Przewrotna opowieść o legendarnej postaci. XVIII-wieczny arystokrata z pomocą przyjaciół dokonuje niebywałych czynów, aby ocalić miasto przed najazdem Turków: leci balonem na Księżyc, odwiedza podziemne królestwo Wulkana, uwalnia się z wnętrzności wieloryba... Pochwała niezłomnej wyobraźni barona Münchhausena i samego Gilliama. Plus Sting jako żołnierz o odwadze tak wielkiej, że aż obniżającej morale reszty armii, i Uma Thurman jako Wenus wychodząca z obrazu Botticellego.

Fisher King (1991)

Jack, nowojorski DJ radiowy, nieumyślnie przyczynia się do tragedii: jeden ze słuchaczy pod wpływem jego audycji morduje klientów baru na Manhattanie. Z późniejszej depresji i alkoholizmu może wyleczyć Jacka niesamowita znajomość z niezrównoważonym psychicznie bezdomnym. Jak się okazuje, obydwaj są naznaczeni przez tę samą tragedię. "Fisher King" to pierwszy film, którego scenarzystą nie był sam Gilliam; znajdują się w nim jednak "gilliamowskie" motywy - jak ucieczka w wyobraźnię czy poszukiwania Świętego Graala.

Dwanaście małp (1995)

Inspirowany krótkim metrażem Chrisa Markera "La Jetée" mroczny film science fiction. W 2035 r. ludzie zmuszeni są żyć w podziemiach, ponieważ Ziemia została skażona śmiertelnym wirusem. James Cole zostaje wysłany w przeszłość sprzed katastrofy z misją zebrania informacji, które umożliwiłyby pokonanie zarazy. We wciągającym, niejednoznacznym filmie Gilliam pokazuje niepokoje lat 90., zadaje także pytania o naturę czasu i pamięci, jak kiedyś Hitchcock w "Vertigo".

Nieustraszeni bracia Grimm (2005)

Matt Damon i Heath Ledger jako bracia Grimm, którzy zarabiają na egzorcyzmowaniu sił zła, sfabrykowanych przez nich samych. W końcu przychodzi im zmierzyć się z prawdziwą klątwą. Gilliam odtwarza specyfikę baśniowego świata ze zbiorowych wyobrażeń.

Kraina traw (2005)

11-letnia dziewczynka po śmierci rodziców ucieka od tragicznej rzeczywistości we własne mroczne fantazje. Odseparowanie od realnego świata pogłębia się przez przyjaźń z chorym umysłowo chłopcem. Niepokojące studium psychiki opuszczonego dziecka.

Kalina Błażejowska

Joanna Wajs jest poetką, tłumaczką literatury włoskiej, prozaikiem, krytykiem literackim. Prowadzi rubrykę poetycką w "Gazecie Wyborczej". Pracuje jako redaktor w wydawnictwie Nasza Księgarnia.

Adam Pluszka jest poetą, prozaikiem, krytykiem filmowym i literackim, tłumaczem literatury angielskiej. Pracuje jako redaktor w wydawnictwie W.A.B.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2010