Jak z ulgą zdjąć spodnie na scenie

Zmarły właśnie Terry Jones zdążył się wcielić w niemal wszystkie kluczowe byty brytyjskiej tożsamości. To, że brexit nastąpi kilkanaście dni po jego pogrzebie, nie może doprawdy być dziełem przypadku.

27.01.2020

Czyta się kilka minut

„Monty Python i Święty Graal”, 1975 r. / YOUTUBE
„Monty Python i Święty Graal”, 1975 r. / YOUTUBE

Bycie Nagim Organistą łączył z funkcją Biskupa Detektywa, który z pastorałem w ręku i w mitrze na głowie ściga przestępców. Zanim we francuskiej restauracji rozerwało go na strzępy po spożyciu miętowego wafelka, zdołał jeszcze urodzić kandydata na mesjasza, jako Karol Marks niemal wygrał komplet mebli w teleturnieju sportowym dla ideologów ustrojów totalitarnych i liznął języków obcych dzięki rozmówkom, w których węgierskie zdanie „Czy może mi pan wskazać drogę na dworzec?” przetłumaczono na angielskie „Proszę, popieść mój tyłeczek”.

Pokazywał się publicznie jako dystyngowana dama i stateczny dżentelmenem w meloniku, choć na czele gangu staruszek zdarzało mu się także napadać bezbronnych młodych mężczyzn. Raz wziął nawet udział w supertajnym teście Najzabawniejszego Żartu Świata, którego alianci użyli potem przeciwko Niemcom w Ardenach. Przykuty do ściany lochu nauczył się szanować starożytnych Rzymian. Ręce na szczęście wytrzymały tortury i już wkrótce mógł zagrać pierwszy koncert fortepianowy Czajkowskiego, wydostając się przy tym z worka i zrzucając kajdanki.

W konwencji pythonowskich mów pogrzebowych od czasu pożegnania Grahama Chapmana (1989) patos nie jest wskazany, ale tym razem nie wypada nie wspomnieć, że zmarłemu 21 stycznia ­Terry’emu Jonesowi (1942–2020) w trakcie kariery aktorskiej udało się wcielić w niemal wszystkie kluczowe byty brytyjskiej tożsamości.

Spoliczkowani rybami

Monty Pythona nie byłoby bez Oksfordu. Studenci tutejszego uniwersytetu, Michael Palin i Terry Jones spotkali tam Johna Cleese’a, Grahama Chapmana i Erica Idle’a z konkurencyjnego Cambridge; później dołączył do nich Amerykanin Terry Gilliam. W genotypie pythonowskiego humoru od początku mocno wyczuwalny był sznyt tutejszej studenckiej burleski niestroniącej od absurdu i obsceniczności. Czym innym były jednak takie ekscesy w ramach studenckich juwenaliów, a czym innym epatowanie nimi na antenie szacownej BBC, która jeszcze kilka dekad wcześniej puszczała w eter modlitwy oraz informacje o cenach skupu żywca.

„Proszę zamienić słowo ze swoimi autorami – pisał dwa tygodnie po emisji pierwszego odcinka „Latającego Cyrku Monty Pythona” szef BBC Comedy Michael Mills do producenta Iana MacNaughtona. – Do tej pory nie reagowałem na to, co pojawia się w scenariuszu, w nadziei, że sami twórcy narzucą sobie pewne ograniczenia. (...) Niech spróbują wyprodukować coś w dobrym guście”.

Reakcje widzów również nie zwiastowały narodzin nowego telewizyjnego fenomenu. „Program był momentami zabawny, ale w pozostałych chwilach po prostu głupi” – zanotował 1 grudnia 1969 r. anonimowy urzędnik departamentu badań widowni BBC.

Owszem, był. Nie pozostawiał jednak widzów obojętnymi. Dlatego Robert Seatter, szef BBC History, pisząc niedawno na półwiecze działalności grupy, że rozkwit tak kontrowersyjnego fenomenu w konserwatywnym środowisku BBC najlepiej świadczył o zdolności Brytanii do kulturowej mimikry, zaznaczył od razu, że to Pythoni swoją twórczością systematycznie przesuwali granice tego, co publicznie dopuszczalne w sferze skostniałych brytyjskich obyczajów. „W jednym ze skeczy bohaterowie policzkują się rybami. W pewnym sensie to samo Pythoni zafundowali całemu krajowi” – zauważa Seatter.

Przekłuwanie imperium

Z członkami Monty Pythona bywa tak jak z Beatlesami – kochając twórczość zespołu, można mieć jednocześnie ulubieńca. Choćby Johna Cleese’a w klasycznym numerze o Ministerstwie Głupich Kroków. Grahama Chapmana jako Briana. Michaela Palina w roli Poncjusza Piłata, rzymskiego (ang. roman) namiestnika nieumiejącego wyartykułować głoski „r”. Erica Idle’a jako szefową koła gospodyń wiejskich rekonstruującą z koleżankami bitwę pod Pearl Harbor na błotnistym polu. Czy Terry’ego Gilliama za jego animacje.

Poza Matką Briana i panem Creosote, który w „Sensie życia...” pęka po spożyciu miętowego wafelka, ikoniczną rolą ­Terry’ego Jonesa jest wcielenie w dżentelmena, który na plaży w Blackpool próbuje znaleźć ustronne miejsce do założenia kąpielówek. W końcu, niepokojony przez kolejnych przechodniów i letników, z ulgą zdejmuje spodnie w ciemnym pomieszczeniu – które nagle okazuje się sceną wypełnionego po brzegi teatru. „Być Anglikiem to czuć ustawiczny strach przed kompromitacją” – pisał ­Jeremy Paxman w swoim bestsellerze „Anglicy. Opis przypadku”.

W twórczości Pythonów przekłuwanie imperialnego balonika było jednym z kluczowych toposów, a proces przekształcania Brytyjczyków w egalitarne społeczeństwo być może nie poszedłby tak gładko, gdyby w debacie publicznej zabrakło wówczas pythonowskiego absurdu: żartów o statecznej BBC nadającej z toalety, plebiscytu na Arystokratycznego Głupola Roku, kpin z figury anglikańskiego biskupa i z brytyjskich alpinistów kontynuujących imperialne tradycje (skecz o wyprawie fryzjerów na ­Mount Everest).

Być może to przypadek, ale role dżentelmenów, którzy okazują się dewiantami, lub statecznych wiktoriańskich dam, z których wychodzi kołtuneria, upodobał sobie właśnie Terry Jones. Czy w ten osób dawało o sobie znać jego walijskie pochodzenie, za które – odkąd rodzina z pięcioletnim wówczas ­ Terrym przeniosła się do Anglii – pewnie nie raz obrywał w dzieciństwie od lepiej urodzonych kolegów?


Czytaj także: Marcin Żyła: Trening czyni Królową


W tej grupie nigdy nie było lidera. Palin i Jones zwykle tworzyli skecze razem. Cleese i Chapman stanowili drugi zespół. Idle wolał pracować samotnie. Potem spotykali się, by przejrzeć swoje pomysły i w demokratyczny sposób („jeśli coś rozśmieszyło co najmniej trzech” – powie po latach Palin) decydowali, co wejdzie do kolejnego odcinka. „Bądźmy szczerzy, większość naszych żartów nie jest wcale śmieszna” – docinał sobie i kolegom Palin.

Publiczność, nie tylko brytyjska, była i jest jednak innego zdania. „Żywot Briana” po 40 latach nie stracił swego obrazoburczego uroku, zwłaszcza gdy w polskiej wersji wspierają go inteligentne tłumaczenia Tomasza Beksińskiego („błogosławieni malujący pokój”). Pythonowski absurd, walczący z autorytetami, ikonami brytyjskości i angielskości, stał się jedną z takich ikon i wzorem dla innych pokoleń komików. Dolary przeciw orzechom, że bez „Latającego Cyrku” nigdy nie byłoby telewizyjnego fenomenu „Małej Brytanii”. A może i polskiego kabaretu Mumio.

Dziś, gdy Brytania żegna się z Unią Europejską, pogrążając się na nowo w splendid isolation (za czym gorąco opowiadał się swego czasu John Cleese), warto sobie ten humor przypomnieć. Mgła znów wisi nad Kanałem. Ale tym razem to Wyspy są odcięte. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020