Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy przed trzema laty opublikowaliśmy w „Tygodniku” pierwszy raport o zyskujących na znaczeniu w Kościele księżach egzorcystach, nie przypuszczaliśmy, że zwyczajów i praktyk religijnych, cieszących się w niektórych środowiskach popularnością, choć pozostających w niezgodzie czy na granicy nauczania Kościoła – jest w Polsce tak wiele.
Na „peryferiach religijności” dzieje się bowiem sporo. Fascynacja osobową postacią Złego to tylko jeden z przykładów. Do innych zaliczają się np. listy „zagrożeń duchowych”, wspólnoty nawołujące do intronizacji Chrystusa na Króla Polski, charyzmatyczni księża i świeccy, których grupy modlitewne wymykają się czasem spod duszpasterskiej kontroli. Nierzadko także – jak w przypadku opisanej przez nas prywatnej wspólnoty z północy Polski („TP” nr 28/2014) – stanowiące zagrożenie dla swoich członków. Na szczęście wiele z tych zjawisk Kościół zaczął już dostrzegać. A nawet na nie reagować – jak w przypadku księży egzorcystów czy tzw. spowiedzi furtkowej.
Wybierzmy się zatem w krótką wycieczkę po obrzeżach polskiej religijności.
Gdzie jest Zły? Wszędzie
Pisząc o zjawiskach z pogranicza wiary i myślenia magicznego, można dostrzec Polskę, której istnienia trudno byłoby się domyślić – zanim nie spotka się ludzi, którzy wierzą, że osobowa postać Złego wpływa osobiście na los ich społeczności, a nawet całego kraju. A także tych, którzy stojąc przy furtce swojego domu wskazują na posesje sąsiadów i mówią: „W co drugim z tych domów mieszka opętany”.
Tuż po publikacji naszego raportu o egzorcystach („TP” nr 33/2013) ich posłudze zaczęli przyglądać się m.in. członkowie Komitetu Nauk Teologicznych PAN. – Sformułowano tezę, że tam, gdzie szwankuje coś z wiarą w Boga, tam zaczynają się poszerzać obrzeża religijności: zabobony, a także wiara w szatana jako istotę równie potężną, a może nawet potężniejszą od Boga – mówił „Tygodnikowi” jej przewodniczący, ks. prof. Tadeusz Dola.
To wtedy rozpoczęto pracę nad wskazaniami dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty, które Episkopat zatwierdził na początku czerwca 2015 r. Czytamy w nich m.in., że „Posługa egzorcyzmowania musi być wykonywana w ścisłej zależności od biskupa diecezjalnego (...)”. A także: „We współczesnym świecie dostrzegamy, że zaspokojenie medialnej potrzeby sensacji bardzo często prowadzi do karykaturalnej deformacji potrzeby egzorcysty. Dlatego też egzorcyści muszą być bardzo ostrożni w tym, co mówią, jak się wypowiadają i jak powołują się na naukę Kościoła. Każde medialne wystąpienie egzorcysty powinno mieć aprobatę ordynariusza, który zlecił mu posługę egzorcyzmowania”.
Im głębsza religijność, tym – często – głębsza wrażliwość. Ale także: podatność na wpływ. W popularności związanej z ruchem egzorcystycznym tzw. katechezy strachu odbija się wiele zjawisk, m.in. lęk w Kościele; przekonanie o szczególnym złu współczesnego świata; niedojrzałość teologiczna i psychologiczna; niefrasobliwość katechetów; nadużywanie kategorii „zagrożeń duchowych”; wreszcie – dramaty rodzin, w których „zdiagnozowano” opętanie. – Tabloidyzacja sprawy odciąga uwagę od rozważań psychiatrycznych i sakramentalnych rozwiązań problemów religijnych – mówił „Tygodnikowi” (anonimowo) jeden z krytycznych wobec zjawiska egzorcystów.
Po uregulowaniu przez Episkopat posługi egzorcystów, krótkotrwałą popularność zdobyła w Polsce tzw. spowiedź furtkowa. „Furtkowa” – gdyż to właśnie przez „furtki” miał wchodzić wszechobecny diabeł.
„Otwierać” miały je nie tylko grzechy własne, lecz także przewinienia przodków lub krewnych, z których należało się spowiadać. Rachunek sumienia, dla którego podstawą były zagrożenia duchowe, w takiej formie zakładał nawet kilkaset pytań, a sama spowiedź mogła trwać nawet kilka godzin.
Według różnych źródeł w 2014 r. miało tą metodą spowiadać nawet od 350 do 600 księży z całej Polski. Z polecenia Episkopatu „spowiedzi furtkowej” przyjrzała się komisja teologiczna KUL. W przygotowanej ekspertyzie znalazły się m.in. zastrzeżenia dotyczące modlitwy o uwolnienie, którą zakładała spowiedź, a która przybierała formę uroczystego egzorcyzmu. Taka forma spowiedzi „jawi się jako prawdziwe zagrożenie duchowe” – napisali eksperci z KUL.
W połowie marca 2015 r. biskupi zakazali jej praktykowania.
Bój się Boga
„Katecheza strachu”, którą jeszcze niedawno tak otwarcie uprawiała część egzorcystów, niepokoiła także z dwóch innych powodów. Po pierwsze, godziła w jedną z najpiękniejszych idei chrześcijaństwa – wolność człowieka i jego wolny wybór Boga.
W narracji niektórych egzorcystów dominowało bowiem przekonanie, że szatan może zniewolić każdego.
Co więcej, aktywność egzorcystów szkodziła samym chrześcijanom. Choć kościelne procedury nakazują w przypadkach „opętań” wstępną konsultację psychologiczną, zasada ta nie zawsze jest dotrzymywana. W „Tygodniku” opisywaliśmy przypadek 15-latki z Pomorza, która została przez katechetów zabrana ze szkoły na mszę o uwolnienie, a następnie trafiła do egzorcysty – potem chodząc do niego przez trzy lata. Po publikacji tekstu („TP” nr 38/2013) z naszą redakcją skontaktowali się psychologowie. Powiedzieli, że w przeszłości zajmowali się wieloma przypadkami osób, które pierwotnie były „opętane” lub „zniewolone” (co było potwierdzane przez egzorcystów) – zaś ich diagnoza była zupełnie inna.
– Proste działania terapeutyczne wystarczały, by przywrócić równowagę psychiczną osobom, które uległy fałszywemu przekonaniu o działaniu duchowym – mówili nam. Dodawali także: – Przez długi czas, jako psychoterapeuci chrześcijańscy, mieliśmy wrażenie osamotnienia w myśleniu. Widzieliśmy i widzimy nadal w niektórych środowiskach „zagrożeniowych” błędy teologiczne, które owocują myśleniem magicznym w chrześcijańskim opakowaniu.
Król Jezus Pierwszy
19 listopada 2016 r., w przededniu uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach zostanie odczytany akt intronizacyjny Chrystusa Króla. Chrystus Królem Polski? Dla wielu środowisk informacja o tym wydarzeniu stała się przyczynkiem do kpin i krytyki Kościoła. Czy wydarzenie to będzie rzeczywiście ukoronowaniem wieloletnich starań ruchu intronizacyjnego? Czy może bardziej symbolicznym objęciem tego środowiska kościelną, instytucjonalną kontrolą?
Aby w pełni zrozumieć fenomen ruchów intronizacyjnych, trzeba cofnąć się do czasów Rozalii Celakówny, zmarłej w 1944 r. mistyczki z Krakowa. To jej, w licznych wizjach, Jezus miał zlecić misję intronizowania Go na Króla Polski; miał to być jedyny sposób uratowania kraju przed wojenną zagładą.
Jednak prawdziwe problemy Kościoła z tym pomysłem rozpoczęły się stosunkowo niedawno, kiedy patronat nad częścią ruchu objął ks. Piotr Natanek, kontrowersyjny kaznodzieja z archidiecezji krakowskiej, który w Grzechyni k. Makowa Podhalańskiego założył ośrodek rekolekcyjny Pustelnia Niepokalanów. W 2010 r. ks. Natanek ogłosił list otwarty do biskupów, w którym m.in. wzywał do uznania prymatu „prawa Bożego” nad prawem państwowym. Jego kazania gromadziły setki wiernych z całej Polski, którym odpowiadał pogląd, że Polska jest w stanie rozpadu, a zagrażają jej masoni, Żydzi i liberałowie. „Pamiętacie programy natowskie? – mówił z ambony latem 2011 r. ks. Natanek. – Wyrżnęli Irak, wyrżnęli Afganistan. (...) Wyrżnęli Kościół we Francji, w Niemczech i Holandii, a teraz biorą się do wyrzynania Kościoła w Polsce. Dlatego witam was na tej pustelni: wszystkich sekciarzy, którzy chcecie upadać przed tronem Najwyższego!”.
Po tym, gdy ostentacyjnie odmawiał posłuszeństwa kościelnym przełożonym, ks. Natanek został suspendowany i stracił swoje wpływy. Pustelnia Niepokalanów, internetowa telewizja ChristusVincit-TV i związane z nimi Rycerstwo Chrystusa Króla nadal jednak istnieją. Właśnie „troska o [ich] formację” (czytaj: niepokój biskupów o zgodność ich działalności z nauczeniem Kościoła) była przyczyną powołania przez Episkopat w 2013 r. specjalnego zespołu ds. ruchów intronizacyjnych, na którego czele stanął bp Andrzej Czaja. Zespół rozpoczął dialog teologiczny z tymi grupami, które gotowe były do rozmowy. „Uznanie królowania Chrystusa – mówił on w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną – nie zakłada wprowadzania rządów teokratycznych na ziemi. Zresztą Kościół katolicki zawsze był krytycznie nastawiony do takiej formy rządów”. Dodawał jednak także: „Sytuacja, w której się Kościół znalazł, także Kościół w Polsce, funkcjonowanie w kulturze coraz bardziej obcej chrześcijaństwu, zdaje się wręcz implikować potrzebę takiego aktu”.
Mapa mszy
Jeszcze kilka lat temu, aby trafić na mszę św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie, trzeba było się natrudzić: znaleźć księdza, który by ją odprawiał, zorganizować transport (jeździły na nie autobusy pełne wiernych), a później już tylko wytrzymać kilka godzin (niektóre trwały nawet trzy-cztery) w wypełnionym po brzegi kościele.
Dziś wystarczy wpisać w wyszukiwarce odpowiednie hasło, aby znaleźć kilkaset kościołów w Polsce, w których takie nabożeństwa są odprawiane.
Administratorzy katolickich stron internetowych prześcigają się w ofertach. Na stronie egzorcyzmy.katolik.pl (tłumaczonej na pięć języków; obok polskiej jest także wersja w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim, hiszpańskim i francuskim) zamieścili mapę Polski z podziałem na diecezje, a w kolejnych zakładkach publikują ogłoszenia. Administrator strony – Fundacja „Pomocnicy Królowej Różańca Świętego”, która, jak czytamy, „stawia sobie za podstawowy cel propagowanie różańca (...) oraz szerzenie wiedzy na temat zagrożeń duchowych” – obok ogłoszeń o mszach o uzdrowienie umieścił m.in. sondę. Można w niej znaleźć m.in. pytanie: „Czy wierzysz w zbawienie upadłych duchów?” (odpowiedzi: „1. Absolutnie nie! Piekło jest wieczne”, „2. Nie wiem, co o tym sądzić”, „3. Tak, Boże zbawienie obejmie nawet Szatana”).
Na stronie sekretariatewangelizacji.pl dostępne są nawet wirtualne kalendarze z godziną nabożeństwa, adresem i mapą dojazdu.
Watykan: czas próby
Msze o uwolnienie organizuje coraz więcej wspólnot, ruchów, zakonów czy pojedynczych księży. O tym, jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu modlitwy, pokazały m.in. rekolekcje na Stadionie Narodowym, które w 2014 r. prowadził ugandyjski charyzmatyk – o. John Bashobora. W spotkaniach brało udział blisko 60 tys. osób.
W internecie bez trudu można znaleźć filmy z mszy o uwolnienie, podczas których – w czasie tzw. zaśnięcia w Duchu Świętym – upadają na posadzkę kolejne osoby. Kłopot w tym, że w opisie nabożeństwa coraz częściej pomija się „uzdrowienie” na koszt „uwolnienia” – a sam cel modlitwy staje się zbieżny z celem egzorcyzmu.
Zapewne właśnie myśląc o wierzących, którzy na takie msze przychodzą z nadzieją na wyzdrowienie, Kongregacja Nauki Wiary opublikowała w maju list do biskupów „Iuvenescit Ecclesia” dotyczący relacji między darami hierarchicznymi a charyzmatycznymi, w którym, podkreślając ważność darów charyzmatycznych w Kościele, określa kryteria ich rozeznawania. Wśród nich pojawia się kluczowe: „Akceptacja czasu próby w rozeznawaniu charyzmatów”. Co oznacza, że sytuację uzdrowienia czy uwolnienia ocenić można dopiero po czasie, a nie kilka minut po mszy. To kolejny przykład uporządkowania praktyk, które zaczęły wykraczać poza to, na co pozwala Kościół.
Trzy sposoby manipulacji
Choć zdecydowana większość grup i wspólnot modlitewnych w Polsce funkcjonuje w zgodzie z nauczaniem Kościoła, także wśród nich można znaleźć pojedyncze przypadki nadużyć. Specjaliści zajmujący się sektami w Polsce podkreślają, że trudno tu o statystyki czy klasyfikacje. Takie grupy łączy jedno: manipulacja, której poddawani są członkowie grupy.
O tym, jak wygląda to w praktyce, opowiada jedna z osób pracujących w Dominikańskim Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach (prosi o anonimowość). Podaje trzy przykłady.
Pierwszy: grupa deklaruje, że celem jej istnienia jest nauka języków obcych, ale jedynym materiałem tekstowym są fragmenty Pisma Świętego, wyłącznie w tłumaczeniu zaakceptowanym przez grupę.
Drugi: ktoś oferuje jakąś formę ćwiczeń fizycznych, ale zataja informację o tym, że poprawa kondycji fizycznej jest możliwa wyłącznie w połączeniu z nowym systemem wartości.
Trzeci: grupa spotykająca się na modlitwę posiada szereg wymagań nieformułowanych wprost – w jakiej firmie wolno pracować, z kim utrzymywać kontakty towarzyskie, jakie są akceptowalne sposoby spędzania wolnego czasu.
– Rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy jakiś ruch jest nam dobrze znany. To są małe grupki albo pojedyncze osoby liderów. Może to być psycholog w swoim gabinecie, ksiądz, coach, a nawet pracodawca – mówi ekspertka.
Zbawienie? Tylko u nas
Ekspertka mówi też o kursach mających w swojej ofercie podnoszenie kwalifikacji: – Ich uczestnicy odczuwają fascynację, jak wiele nauczyli się, ale nie potrafią wymienić żadnych konkretnych umiejętności. Wychodzą z wrażeniem, że doświadczyli czegoś nowego, niepowtarzalnego, otarli się o zupełnie nową rzeczywistość.
I przyznaje, że ostatnio coraz częściej w ich ośrodku pomocy poszukują bliscy takich osób, którzy zauważają, że po tego typu kursach ich bliski porzuca dotychczasowe zobowiązania, marzenia, przebudowuje system wartości.
Wśród zgłoszeń część stanowią te związane z duchowymi poszukiwaniami. – Mamy sporo grup należących do Kościoła, które na początku działają w miarę dobrze. Dopiero później pojawiają się elementy sekciarskie: grupa zamyka się coraz bardziej, zaczyna dystansować się albo nawet odsuwać od hierarchii kościelnej czy od świata w ogóle. W myśl hasła: „Zbawienie tylko u nas, w ramach naszej grupy” – przyznaje ekspertka z Dominikańskiego Centrum.
Opisując grupy wyłaniające się w Kościele, wskazuje też m.in. na charakterystyczne dla nich przekonanie, że wyłącznie u nich można odnaleźć prawdę. A jeśli Kościół dotąd jej nie uznał, to myli się właśnie on. Drugi rys to zamknięcie się na wszystkich wokoło, wyłączenie zdrowego rozsądku – człowiek zaczyna w ciemno wierzyć we wszystko, co powiedział lider. On zawsze ma rację. Przestaje zadawać krytyczne pytania. Jakakolwiek krytyka grupy wywołuje u niego agresję lub zerwanie kontaktu.
W ośrodku można usłyszeć: „Przy odrobinie złej woli nawet z kółka różańcowego można zrobić sektę”. – Zdarza się, że osoba prowadząca taką grupę narzuca coraz częstszą modlitwę o pokój na świecie – mówi ekspertka. – Ale w praktyce sprowadza się to do zamykania się przed światem z lęku przed zagrożeniami. Albo: że każdą sytuację w życiu można wymodlić. Nie chodzi o to, że ktoś kwestionuje siłę modlitwy, bo ona istnieje. Ale o to, że jest cały szereg rzeczy, które trzeba zrobić. Jeśli są jakieś problemy w rodzinie, warto znaleźć psychologa. Jeśli ktoś stracił pracę, trzeba mu pomóc znaleźć inną. A nie tylko się modlić.
Przestroga
To tylko subiektywny wybór, fragment mapy polskich „peryferiów wiary” – a w każdym razie najbardziej ich widocznych rejonów. Zapewne wskazana jest ostrożność w ich ocenie, a zwłaszcza powstrzymanie się przed uogólnianiem tych mimo wszystko marginalnych zjawisk na większość polskich katolików. Tam, gdzie religijność jest żarliwa, łatwiej o związane z nią nadużycia czy błędy (dodajmy, że wiele z przedstawionych zjawisk występuje także np. w katolickich krajach południa Europy czy w Ameryce Łacińskiej).
Dobrze jednak mieć świadomość, że „peryferie wiary” to rzeczywistość dynamiczna. Zarówno religii, jak i samym wierzącym dobrze zrobi, jeśli wspólnota Kościoła będzie ją stale monitorowała. ©℗
Kim jesteśmy, polscy chrześcijanie? Ile wiemy o własnej wspólnocie i ile w tym stereotypów? Wszystkie teksty z cyklu „Mapa polskiego Kościoła” czytaj na powszech.net/mapa