Z Jego światłem

Jak co roku wyruszymy, by szukać mądrości płynących z opowieści o dziecku urodzonym po drodze. Bo światło ludzkiej prawdy jest sztuczne, nienaturalne; jest tylko dziełem rozumu i doświadczenia. Nie dostarcza nam pewności, jak żyć właściwie.

13.12.2021

Czyta się kilka minut

Warszawa, grudzień 2021 r. / ADAM BURAKOWSKI / REPORTER
Warszawa, grudzień 2021 r. / ADAM BURAKOWSKI / REPORTER

Opowiadał mi Stanisław Baj – malarz światła i wody – o tym, jak pracuje Roman Śledź – rzeźbiarz scen biblijnych. Opowiadał więc Śledź Bajowi, że wstaje wcześnie, najlepiej kiedy wszyscy jeszcze śpią, i idzie do garażu, który jest jego pracownią. Nie włącza lampy, na stole stawia drewno, z którego powstanie rzeźba. Następnie przymyka drzwi tak, aby światło dnia wpadało tylko przez wąską szczelinę i rysowało jasną, załamaną linię na drewnianej bryle. Dalej należy patrzeć i czekać, aż się dostrzeże, co światło znalazło w drewnie, a potem już tylko pozwolić, żeby dłuto podążało za promieniem światła.

Bezsilna prawda

28 października 2021 r. w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i” Wojciech Smarzowski przyznał się do swojej naiwności pedagogicznej (którą z nim dzielę). Wydawało mu się – wyznawał innymi słowami – że wystarczy widzom pokazać artystycznie opracowaną prawdę historyczną o Wołyniu, aby nastąpiła przemiana świadomości zbiorowej znaczącej części społeczeństwa. Za tym poszłyby nowe prace historyków oraz stosowne rozdziały w podręcznikach szkolnej historii, aby bolesną, lecz pouczającą wiedzę o Wołyniu czy Jedwabnem utrwalić w świadomości kolejnych pokoleń, z pożytkiem dla zgodnego życia narodu z samym sobą i z jego sąsiadami. Tymczasem – mówił reżyser – nic takiego się nie stało.

Z jakiegoś powodu prawda lub, ostrożniej, wiedza prawdziwa nie działa na ludzi. Dla wielu, którzy się jej dowiedzieli, okazała się bez znaczenia. Nie pomogły argumenty źródeł historycznych ani świadectwa świadków naocznych. Nie zdziałała wiele nawet prawda ekranu filmowego, która do wiedzy dołączyła emocje widzów. Dowiedzieliśmy się prawdy, ale zachowujemy się nadal, jakbyśmy jej nie znali. Okazało się kolejny raz, że prawda nie działa przez samo powiedzenie ani nawet dowiedzenie prawdy. Że przemożna siła otwierająca nam oczy na przykrą treść nie ma dość mocy, aby nas wyzwolić z kłamstwa lub złudzenia. Z jakichś powodów nie wystarczy przejrzeć na oczy. Nawet kiedy spostrzegamy, jak było naprawdę, wciąż – pisał Herbert – „wielka jest przepaść między nami / a światłem”.

Jak to wytrzymać?

Mickiewicz zdecydował, że pan Tadeusz zaśpi na polowanie, ale tylko trochę, aby dopełniły się wyroki fabuły poematu. Budzi go Zosia, której Tadeusz nie rozpoznaje, za to widzi – a my z nim – jej oczy i dłoń. W zapierającym dech, niepotrzebnym epizodzie, Mickiewicz, jakby od niechcenia, mimochodem upuszcza nam przed oczy szkic z optyki i filozofii postrzegania. Obie postacie, zalane światłem poranka, nie widzą zbyt dobrze, ponieważ gwałtowne przejście z mroku w światło i ze światła w mrok tylko pogarsza percepcję.

Spojrzał w okno, o dziwy! W promieni przezroczu,
W owem sercu, błyszczało dwoje jasnych oczu,
Szeroko otworzonych, jak zwykle wejrzenie,
Kiedy z jasności dziennej przedziera się w cienie;
Ujrzał i małą rączkę, niby wachlarz z boku
Nadstawioną ku słońcu dla ochrony wzroku;
Palce drobne, zwrócone na światło różowe,
Czerwieniły się na wskróś jakby rubinowe;

Ostre światło poranka nie pomaga bohaterom widzieć się nawzajem. Rzeczy i ludzie wystawione na widok i dobrze oświetlone zostają nagle obnażone, ale równocześnie cofają głębiej swoje sekrety, podobnie jak ciemność ustępuje miejsca światłu lampy, zapadając się w siebie tuż za granicą jasności. Widzieć jasno nie oznacza poznawać prawdziwie. W księdzu Robaku Tadeusz nie rozpozna ojca, a reszta bohaterów też nie zobaczy Jacka Soplicy pod kapturem mnicha. A nie są to przecież jakieś nieuważne gapy, ale ludzie przenikliwi i podejrzliwi, jak to żyjący w niewoli, w społeczności pełnej szpiegów i donosicieli. Jasny świat soplicowskiej idylli spowijają mroczne sekrety.

W najważniejszej w historii filozofii przypowieści o prawdzie Platon mówi to samo, co Mickiewicz. Siódma księga „Państwa” zaczyna się od rozmowy Sokratesa i Glaukona o tym, dlaczego tkwimy w iluzji niewiedzy, uprzedzeń, propagandy i fakenewsów. Otóż dlatego, twierdzi Sokrates, że spędzamy życie w zamknięciu, gapiąc się w ekrany. Tracimy kontakt z rzeczywistością i bierzemy to, co widzimy, za nią samą. Pomyli się jednak srodze ten, kto myśli, że wystarczy ludzi od ekranów oderwać, dzieci i młodzież wyprowadzić w słoneczny dzień na podwórza, do parków i lasów, aby wreszcie wszyscy przekonali się, że rzeczywistość jest inna. To się nie uda, ostrzega Platon. Z tych samych powodów, dla których Zosia i Tadeusz nie mogli się zobaczyć prawdziwie w świetle słonecznym, a widzowie „Kleru” też siebie w tym filmie nie ujrzą.

Tłumaczy to Sokrates Glaukonowi dość łopatologicznie: „Gdyby ktoś miał rozum, toby pamiętał, że dwojakie bywają zaburzenia w oczach. Jedne u tych, którzy się ze światła do ciemności przenoszą, drugie u tych, co z ciemności w światło. Więc gdyby wiedział, że to samo dzieje się i z duszą, to kiedykolwiek by widział, że się któraś miesza i nie może niczego dojrzeć, nie śmiałby się głupio, tylko by się zastanowił, czy ona wraca z życia w większej jasności i teraz ulega zaćmie, czy też z większej ciemnoty weszła w większą jasność i zbytni blask ją olśnieniem napełnia” (przeł. Władysław Witwicki).

Nie śmiejmy się głupio – przestrzega Platon – z tych, którzy nie przyjmują do wiadomości wiedzy o katastrofie w Smoleńsku, o stodole w Jedwabnem, przestępstwach seksualnych w Kościele, o kłamstwach polityków, którym zaufali, o pożytkach ze szczepień. Bezradność rozumu i jego instytucji (szkoły, uniwersytety, zespoły ekspertów przy premierze, prezydencie, senacie) sprawia, że „oświeceni” także zaczynają mieć problem z widzeniem. Ciemność zdaje im się jeszcze ciemniejsza; zabobony, niewiedza, propagandowe zmanipulowanie uznają za niewzruszony beton, który wypełnił im mózgi. Wzrok jednych i drugich źle reaguje na przeskok z ciemności do światła i z powrotem.

Co w takim razie robić? Udawać, że nie wiemy, jak jest naprawdę, skoro wiedzę faktyczną, naukową, posiedliśmy? Nie prowadzić badań historycznych, biologicznych, żadnych? Nie pisać reportaży, nie kręcić filmów? „Czego jeszcze potrzeba, skoro gwałcenie dzieci nie wystarcza, żeby spowodować protest wiernych przeciw postawie Kościoła wobec swoich?!” – pyta mój rozgoryczony przyjaciel.

Nie wiem, ale żeby nie popaść we wściekłą bezradność, trzymam się rad Platona, jak przysłowiowy pijany płotu. A ten mi tłumaczy, żebym nie myślał, że ludzie nie widzą, jak jest. „Nie chodzi o to, żeby człowiekowi wszczepiać wzrok, on go ma” – mówi Sokrates. Ludzie potrafią rozpoznać prawdę, ale nie potrafią z nią żyć. Do tego trzeba czegoś jeszcze, niż tylko przekazu prawdziwych informacji czy obrazu ściągającego wzrok w sam środek grozy rzeczywistości. „Przez długi czas wielu ludzi sądziło, że gdyby dało się potworności wojny ukazać dostatecznie wyraziście, większość ludzi w końcu pojęłaby, jak oburzająca i szaleńcza jest wojna” – pisze Susan Sontag („Widok cudzego cierpienia”, przeł. Sławomir Magala). I dodaje: „Wzrok nie wymaga wysiłku, wymaga oddalenia w przestrzeni, można go wyłączyć”. A Platon potakuje pobłażliwie: „Tak samo, jak oko nie mogło się z ciemności obrócić ku światłu inaczej, jak tylko wraz z całym ciałem, tak samo całą duszą trzeba się odwrócić od świata zjawisk, które powstają i giną, aż dusza potrafi patrzeć na byt rzeczywisty i jego pierwiastek najjaśniejszy i potrafi to widzenie wytrzymać”.

To samo, co spotyka oczy porażone światłem, „dzieje się i z duszą”, która odwraca się od bolesnej wiedzy. Nie wystarczy zatem przyzwyczaić wzrok do ostrego światła. To już potrafimy – patrzeć na zło i jego skutki w reportażach i dokumentach, w fabułach i inscenizacjach. Prawda łatwo staje się perwersyjnym fetyszem, który przeziera przez fikcję, jak nagość w stroju – i szepce: „To się wydarzyło naprawdę”. Nie wystarczy to usłyszeć i zobaczyć, ale trzeba jeszcze obrócić się ku temu „całą duszą”, czyli zmienić pozycję, zmienić życie po tym, jak dowiedzieliśmy się, że mieliśmy o naszym życiu kompletnie fałszywe wyobrażenie.

Łatwo powiedzieć, ale jak to wytrzymać? Jak żyć z wiedzą, która zniszczyła mi wiarę, zaufanie do bliskich, poczucie bezpieczeństwa, autorytety, porządek codzienności? Czy ktoś nam pomaga w życiu z prawdą? A może po prostu z udokumentowaną wiedzą – prawdę zostawiając doskonalszym istotom. No więc, kto na przykład pomaga rodzinom i mieszkańcom Świętochłowic żyć z wiedzą o powojennym obozie Zgoda, który działał niespełna jeden rok 1945 i był katownią głównie dla okolicznych Górnoślązaków?

„Tutaj o Zgodzie się wie – mówi Monika Kassner w rozmowie ze Zbigniewem Rokitą. – Wielu miało w rodzinie kogoś, kto zginął na Zgodzie, albo kogoś, kto tam był. Ale ten obóz to wciąż tabu. Nie mówi się o nim. W rodzinach to zostaje. Wie pan, czemu? Mama koleżanki powiedziała mi na przykład, że nigdy nie powie tego nikomu, bo nie chce, żeby córki były tym obarczone. Bo musiałaby obciążyć mnóstwo ludzi, którzy do niedawna żyli i którzy coś znaczyli w Świętochłowicach. Też znam krewnych strażników ze Zgody. Zupełnie nieprzepracowana pamięć” („Kajś”).

Światło bezradne

Strach lub obawy niesie wiedza znana, lecz publicznie niewypowiadana. A źródłem tego lęku jest przeczucie destrukcyjnej siły i nieodwracalnej zmiany, jaką rozbłysk prawdy wniesie w nasze życie. „Światło” – ta ulubiona przez wszystkie języki metafora prawdy i rozumu – oznacza działanie prawdy w sposób natychmiastowy i powszechny. Wszyscy tęsknią do prawdy jako narzucającego się w sposób nieodparty objawienia – bezpośredniego lub wypływającego wprost z dowodów naukowych. Bodaj najdosadniej obrazuje to historia Saula/Pawła, któremu „stało się, gdy się przybliżał do Damaszku, że z prędka oświeciła go światłość z nieba. (...) I wstał Saul z ziemi, a otworzywszy oczy swoje, nikogo nie widział” (Dz 9, 3-8). Prawda boska nie jest wynikiem wysiłku poznawczego, pracy, dociekań, falsyfikacji. Objawia się z obezwładniającą siłą; oślepia niedowiarków.

Co uczynić z tymi, którzy wiedzą, ale wolą żyć, jakby nie wiedzieli? Średniowiecze uważnie czytało dostępne fragmenty Platona i asekurowało się wobec paradoksu, że światło objawienia nie oddziałuje w ten sam sposób na wszystkich. Sugestywnie skorygował to Dante w „Boskiej Komedii”: „Bo skroś wszechświata wnika Światło Boże / I wedle zasług różnie się rozdziela” (przeł. Edward Porębowicz). Jeśli więc światło prawdy nie działa na wszystkich tak samo, tym gorzej dla niedowiarków, którzy objawienia nie doznali. Sami są sobie winni, że wolą trwać w przesądach, fałszu lub własnej iluzji. W ten sposób zdyskwalifikowani zostali ci, którzy prawdy nie przyjęli. Nie dlatego nie przyjęli, że nie chcieli lub nie mogli – prawda objawienia jest nieodparta – ale dlatego, że nie została im ona udzielona. Platońskie średniowiecze czyni ich niezdolnymi do dobra, czyli grzesznikami.

W tę samą pułapkę frustracji z powodu niedziałania prawdy wpadło Oświecenie, które przemocową mistykę prawdy objawienia powierzyło świeckim instytucjom – uniwersytetom, szkołom, mediom – aby produkowały i dostarczały do domów, mieszkań i umysłów „światło rozumu”.

Jeśli ktoś tej wiedzy przeczy lub ją odrzuca, uzna się go za grzesznika świeckiego, czyli ignoranta lub zmanipulowanego, a odpowiedzialnością za te grzechy obarczy nauczycieli, politykę i media. Kłopoty z prawdą, jakie mamy dyskutując o szczepieniach, o polityce, o klimacie, o duchowieństwie, o Jedwabnem, wynikają z tego samego źródła. Z zeświecczonej koncepcji prawdy, która ma działać na nieoświecony umysł z podobnie bezwzględną i nieodpartą siłą. Oczekujemy, że po przedstawieniu niepodważalnych dowodów prawda wypełni umysł naszego adwersarza na podobieństwo światła, które wypełnia ciemny pokój po włączeniu kontaktu. Ale i tego nam za mało. Chcemy, aby kontakt z nią przemieniał, czyniąc ludzi lepszymi, a przynajmniej mądrzejszymi, tj. takimi, którzy potrafią odróżnić dobro od zła, prawdę o fałszu, wybrać właściwy sposób życia i prowadzić go w zgodzie z innymi.

Frustracja, rozczarowanie próżną pracą, gniew, rezygnacja – nie ma nauczyciela, który nie doznałby choć jednego z tych uczuć. Porażka jest wpisana w ten zawód. A jednak zaczynamy od nowa. Nie tylko dlatego, że taki jest nasz zawód, ale ponieważ wiemy, że trwanie w gniewie i rozczarowaniu prowadzi do oświeconej tyranii, kiedy znużona, rozczarowana, sfrustrowana pedagogika prawdy zaczyna fantazjować o przymuszeniu grzesznego ignoranta, aby prawdę wyznał lub się do niej przyznał.

Nie zapominajmy, że dziełem oświecenia był też projekt idealnego więzienia o nazwie „Panoptykon albo Dom Nadzoru”. Jego twórca Jeremy Bentham wymyślił więzienie, w którym cele byłyby cały czas oświetlone, zaś strażnicy skryci w ciemnościach, tak, aby więzień nigdy nie mógł być pewny, czy jest czy nie jest obserwowany. Król Jerzy III nie zdecydował się na sfinansowanie budowy, ale panoptykony powstały. Jedno nawet niedaleko, w Mińsku. To dawne więzienie KGB, w którym obecnie przebywają działacze opozycji wtrąceni tam przez reżim Łukaszenki.

Należy nieustannie i podejrzliwie badać siebie oraz instytucje prawdy, aby nie przeoczyć tej chwili, gdy dobroczynne światło rozumu obiecujące każdemu wiedzę, tolerancję, prawo, konstytucję, wolność, równość, a zwłaszcza sprawiedliwość, zmienia się w światło lampy skierowane w oczy przesłuchiwanego więźnia.

Nawet Nietzsche, rzecznik bezwzględnej demaskacji zakłamania – „filozofowania młotem”, jak to nazywał – uznawał, że pewien rodzaj iluzji jest człowiekowi niezbędny, „aby nie umarł od prawdy”. Jedynym zmyśleniem, jakie uznawał za pożyteczne dla człowieka, była sztuka. Nie jako ucieczka od prawdy, ale taka forma jej przedstawienia, która czyniła prawdę możliwą do zniesienia. Tragedia grecka była dla niego dowodem, że sztuka może sprawić, aby człowiek zniósł straszną wiedzę o tym, do czego jest zdolny. A nawet więcej – chciał dłużej obcować z tą wiedzą, przejmował się nią, odczuwał trwogę, ale też współczucie dla losu bohaterów, a w konsekwencji i dla siebie, i dla swoich bliźnich.

To światło, którym świeci sztuka, nie od nas pochodzi, nie myśmy zdobyli dowody ani prawdę poznali, przeczytali, zobaczyli. Raczej przez to, żeśmy się w wiersz, powieść, film czy spektakl prawdziwie zaangażowali, prawda nam się udzieliła, uchyliła zasłony. Nie jest to prawda adekwatnego zdania, zgodnego z rzeczywistością. Jest to obcowanie z prawdą życia bohaterów, do której sami nie jesteśmy zdolni i właśnie dlatego, że nie jest nasza, możemy zbliżyć się do prawdy doświadczenia. A jako że są to dzieła piękne, zatrzymują tę bolesną prawdę, a my nie chcemy o tym zapomnieć ani ze swojej świadomości tego wyprzeć. W ten sposób ćwiczymy się w traceniu prawdziwym.

Trzy psalmy

Przemierzam setki obrazów ukazujących scenę adoracji nowo­narodzonego Chrystusa przez pasterzy, w poszukiwaniu „nieskrytości prawdy”; jej dyskretnego promienia, który z ciemności nocy i stajni wydobywałby dziecko i jego tajemnicę. Bez skutku. Wszędzie to samo, czyli jarzące się oślepiającym światłem niemowlę, co się zgadza ze słowami z Ewangelii św. Jana: „Jam jest światłość świata; kto mię naśladuje, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota” (J 8, 12).

Dziś kościelne wizerunki Prawdy nikogo nie oślepiają ani nie parzą. Rosnącą obojętność wobec prawdy Ewangelii dobrze oddaje zdanie Różewicza: „To gipsowe dzieciątko dziś się narodziło i dziś umarło. Za mało jest tu oddechów, żeby je ogrzać i powołać do życia”. Co roku sam siebie napominam, żeby mi pod scenografią świątecznej sztukaterii nie zniknęła realistyczna opowieść o rodzinie uchodźców, o porodzie w szopie, o solidarności miejscowych pasterzy wobec obcych uciekinierów, o losie tego dziecka w żłobie, kiedy wiadomo, że „żebro żłobu na opak grób” (Joanna Mueller, „god in gotham betlejem w bedlam”). Lektura trzech psalmów Tadeusza Nowaka – kolędowego, wigilijnego i stajennego – stawia Boże Narodzenie twardo na ziemi tej.

Zwierzęta wierne zarąbane
koń ochwacony krowa pies
dzwonią kopytem łapą rogiem
w drzwi moje zbite z desek
upiłowanych z pleców tego
który nam wspólnie w polu w lesie
zieleniał w deszczu kostniał w śniegu
zdjętym na ręce na kolana
na macierzyński płacz otwarty włócznią
człowiekiem zwierzęciem i bogiem.

Zanim pójdę oglądać szopki bożonarodzeniowe, popatrzę na fotografię trzech rzeźb Romana Śledzia, które stoją na parapecie okiennym w domu Stanisława Baja. Przedstawiają: Ofiarowanie Izaaka, Syna Marnotrawnego i ­Ukrzyżowanie. Zdaniem rzeźbiarza są to najtragiczniejsze sceny w całej ­Biblii, ponieważ najwyższą miarą ludzkiego dramatu jest ­doświadczanie cierpienia własnego dziecka. Trudno na nie patrzeć w pełnym świetle, w dodatku kiedy stoją obok siebie. Chciałoby się w ten radosny czas nie myśleć o prawdzie, którą w sobie zatrzymały, ale jesteśmy dorośli, z raju beztroskiej radości na zawsze wygnani. I dobrze. Nie znaczy to jednak, że wiedza bolesna odgradza nas od radości na dobre.

Teologia chrześcijańska skupiła się wokół Wcielenia, według scenariusza Ewangelii św. Jana. Bóg rodzi się w najkrótszym dniu w roku, kiedy Słońce na półkuli północnej zaczyna zwiększać czas dnia. W kalendarzu juliańskim był to 25 grudnia. Podoba mi się ta ekonomia no ­waste w wykorzystywaniu pogańskiej symboliki słońca, podobnie jak budowanie kościołów z materiału lub na fundamentach starożytnych świątyń. Jak praprzodkowie w jaskiniach, w świątyniach, w kościołach – chcemy więcej światła, tolerancji, praworządności, wolności, równości.

Za dronem, hej!

Jak co roku wielu z nas wyruszy w noc wigilijną szukać pocieszenia i mądrości płynących z opowieści o dziecku urodzonym po drodze. W drodze po tę mądrość i radość z niej płynącą, katolicy trafią na Pasterkę, luteranie na Jutrznię, grekokatolicy i prawosławni na Wielkie Powieczerze. Wszyscy będą brodzić w ciemności, a potem w ciemnym kościele doznają wybuchu światła, które będzie symulować narodziny Światłości Świata. Objawienie zamknie się jednak w granicach kościelnego spektaklu. Po nim znowu wyjdą w noc rozświetlaną, co najwyżej, zwykłym ludzkim światłem ulicznych lamp i latarek.

Bo też do innego światła prawdy niż ludzkie dostępu nie mamy. Światło ludzkiej prawdy jest sztuczne, nienaturalne; jest dziełem rozumu i doświadczenia; jest sztuką wyobraźni i współczucia. Nie dostarcza nam pewności, jak żyć właściwie. Trzeba prawdę wybierać i wcielać we własne życie, ryzykując błądzenie lub bycie oszukanym. Zanim to jednak uczynisz, doradza Kierkagaard: „Pytaj, pytaj tak długo, aż znajdziesz odpowiedzi; można bowiem jakąś rzecz znać, jakiś pogląd dotyczący jej uznać, można było wielokrotnie samemu podejmować próbę jego poznania, ale dopiero głębokie, wewnętrzne poruszenie, dopiero serca niewysłowione wzruszenie, dopiero ono może Ciebie upewnić, że to, co poznałeś, stanowi Twoją własność i żadna przemoc nie będzie w stanie wydrzeć Ci tego przekonania; albowiem tylko ta prawda, która jest budująca, jest dla Ciebie prawdą” (przeł. Karol Toeplitz).

To, co mnie dziś buduje w prawdzie Bożego Narodzenia, zawdzięczam ludziom z Szymek i Jałówki; sztuce Śledzia i Nowaka. Dzięki nim mogę oczyścić wyobraźnię z dewocyjnej abstrakcji i na nowo poczuć „serca niewysłowione wzruszenie”, wyobrażając sobie, jak nasi pasterze graniczni pilnujący narodowego stada dostają sygnał z gwiazdy-drona, żeby za nią podążać. I „przyszli, znaleźli dzieciątko w lesie...”. Smuga światła z czołówki wydobywa z mroku małą głowę dziecka i szybko zostaje przysłonięta, żeby nie oślepiać oczu. „Alleluja! Znaleźliśmy! Pierwsi!”.

„I przybyło mnóstwo wojsk, chwalących Boga i mówiących: Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój, w ludziach dobre upodobanie”. A potem z dzieckiem, jego mamą i tatą „wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli”. A wszyscy, którzy to słyszeli, uwierzyli, że z „Jego światłem we włosach każdy życie zaczyna”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, profesor w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, od 2020 r. jego rektor. W 2010 roku otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii „Eseistyka” za książkę „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy”. Wydał również… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021