Wszystkie odcienie eurosceptycyzmu

30 lat od wejścia do Unii i 6 lat od początku kryzysu gospodarczego Portugalia wciąż zaciska pasa. Czy powtórzy się tu scenariusz Brexitu?

12.08.2016

Czyta się kilka minut

Kiedyś miasto Barreiro było wielkim ośrodkiem przemysłowym; w takich domkach okalających fabryki mieszkali pracownicy. Portugalia, lato 2016 r. / Fot. Paulina Pacuła
Kiedyś miasto Barreiro było wielkim ośrodkiem przemysłowym; w takich domkach okalających fabryki mieszkali pracownicy. Portugalia, lato 2016 r. / Fot. Paulina Pacuła

​Mimo pełni sezonu turystycznego nie jest łatwo znaleźć dorywczą pracę w Lizbonie. Dlatego 18-letnia Daniella zdecydowała się na wolontariat. – Zbieramy na dzieci, biedne rodziny i bezdomnych – tłumaczy, namawiając do kupna breloczka.

Fundacja Adeptos dos Sonhos, dla której dziewczyna pracuje, dziennie zbiera na ulicach Lizbony jakieś 4 tys. euro. Pieniądze przeznacza na posiłki dla 3 tys. bezdomnych, którzy nocują na ulicach miasta, a także na ubrania i środki higieniczne rozdawane potrzebującym.

– Lata 2011–2016 to u nas okres niezwykłej mobilizacji społecznej. Jej skala porównywana jest do mobilizacji podczas rewolucji goździków w 1974 r., gdy obalono dyktaturę. Dziś Portugalczycy nie ograniczyli się do okazywania niezadowolenia z powodu oszczędności i cięć wydatków publicznych, ale zorganizowali się, żeby sobie nawzajem pomagać – tłumaczy dr Marta Ceia, politolog z Observatório Político.

Chodząc ulicami Lizbony, można jednak odnieść wrażenie, że scenariusz Brexitu mógłby się tu powtórzyć. „Koniec poddaństwa. Nie dla Unii i strefy euro!”, „Bieda? Nie dla robotników – dla nikogo!”, „Wartości kwietnia 1974 przyszłością Portugalii!” – takie billboardy widać na co drugim skrzyżowaniu. Pod butikami Prady, Armaniego i Moshino na Avenida da República, głównej arterii stolicy, liczni bezdomni. Wielu wygląda tak, jakby na ulicę trafili wczoraj: dobrze ubrani, z prośbą o jałmużnę wypisaną na kartonach w kilku językach.

Oprócz nich – turyści: co roku kraj odwiedza 7 mln turystów. Zostawiają miliardy euro, ratując gospodarkę. Ale z turystyki żyją tylko trzy regiony, a i to niecałe: lizboński (ze stolicą), część południowego (z plażami Algarve) i część północy (z winiarskim Porto). One odpowiadają za dwie trzecie PKB Portugalii. Sytuacja ta sprawia, że kraj jest na ósmym miejscu w skali OECD, gdy idzie o największe regionalne rozwarstwienie ekonomiczne. To dzieli społeczeństwo i nie ułatwia wychodzenia z kryzysu.

Dlatego portugalski eurosceptycyzm kwitnie głównie w biedniejszych – rolniczych i poprzemysłowych – regionach kraju i na marginesach sceny politycznej. A jego korzenie sięgają głębiej niż tylko kryzysu, który zaczął się w 2008 r.

Jak umiera Barreiro

Na prom do Barreiro, niegdyś największego ośrodka przemysłowego na Półwyspie Iberyjskim, turyści raczej nie wsiądą. Wprawdzie od Lizbony oddziela je tylko malownicza delta rzeki Tag, którą barka pokonuje w 20 minut, ale tzw. Południowe Wybrzeże to inny świat.

Od 2010 r., gdy Portugalia zaczęła wprowadzać kolejne „pakiety antykryzysowe” zakładające cięcia wydatków budżetowych, niemal 80-tysięczne miasto opuściło kilka tysięcy mieszkańców, a bezrobocie utrzymuje się znacznie powyżej średniej. Centrum miasta straszy porzuconymi budowami, obdrapanymi kamienicami, a zwłaszcza niemal kompletnie wyludnioną strefą ekonomiczną dawnej fabryki CUF – największego przedsiębiorstwa przemysłowego, jakie istniało na Półwyspie Iberyjskim.

– Barreiro umiera – mówi Armando Sousa Teixeira, 76-letni inżynier chemik, który w CUF przepracował 40 lat. Po tym, jak stracił pracę, poświęcił się pisaniu książek o społecznych skutkach przemian w regionie.

Teixeira pamięta czasy, gdy jego miasto kwitło. W szczytowym momencie zakłady Companhia União Fabril (firmy powstałej jeszcze w 1865 r.) zatrudniały łącznie 110 tys. ludzi. Barreiro było tylko jedną z kilku lokalizacji koncernu – w Portugalii i koloniach, Mozambiku i Angoli. Koncern prowadził szeroką działalność: produkował nawozy, cement, chemikalia przemysłowe, oleje opałowe, wyroby elektryczne; prócz tego działał w sektorze finansowym, produkcji żywności i ochrony zdrowia. Był to największy portugalski eksporter, wypracowujący 5 proc. PKB – niemal tyle, co dziś cała turystyka. Osiedla pracownicze w Barreiro były najbardziej luksusowymi budynkami na wybrzeżu; firma stawiała kina, szkoły i przychodnie.

Firmowy klub sportowy, Grupo Desportivo da CUF, zdobywał medale na całym świecie. CUF miał swój chór i grupę teatralną. – To było miasto w mieście – wspomina Teixeira.

Choć lata świetności firmy przypadają na okres faszystowskiej dyktatury Antónia Salazara, Teixeira nigdy nie był zwolennikiem dyktatury. W dzień rozpoczęcia puczu wojskowego, który doprowadził do bezkrwawego obalenia następcy Salazara, Marcela Caetana, firma ogłosiła strajk. – Jednym z ideałów rewolucji goździków w 1974 r. było zwrócenie ludziom narodowego majątku, a więc nacjonalizacja przemysłu, który znajdował się w rękach biznesmenów związanych z dyktaturą – opowiada Teixeira. – W przypadku CUF udało się to zrobić. Ale niestety, tuż po wejściu do Unii zostaliśmy zobowiązani do ponownej prywatyzacji.

Moloch zaczął się rozpadać już w 1974 r., gdy zarząd nad firmą odebrano właścicielom – potomkom założyciela Alfreda da Silvy. Nowe władze usiłowały utrzymać przedsiębiorstwo, ale było to trudne. Strajki, upadłości, nieudolna restrukturyzacja pogrzebały firmę. Gdy w 1986 r. kraj wszedł do Unii, w wyniku prywatyzacji część CUF znów trafiła w ręce rodziny da Silva, ale skala działalności była już inna. CUF tracił impet. Dziś na jego terenie działa nieduży park przemysłowy. Zatrudnia raptem 400 osób. – Oni nie mieli żadnego interesu, aby przywrócić CUF dawną świetność. Nie sprzyjała też temu konkurencja potężniejszych koncernów niemieckich, brytyjskich czy francuskich – mówi z goryczą Teixeira.

Pijąc poranne espresso w knajpce przy porcie, były inżynier codziennie widzi pielgrzymki ludzi, którzy promami odpływają do pracy w Lizbonie. Jego zdaniem kryzys, który trwa od 2008 r., to tylko kolejny przejaw wadliwości całego systemu. – Brak suwerenności kraju, nierówne zasady konkurencji na wspólnotowym rynku, dominacja niemieckiego kapitału. To doprowadza Portugalię do ruiny – przekonuje.

Teixeira uważa, że Portugalia powinna opuścić i strefę euro, i w ogóle Unię. – Unii nie da się reformować, jest z gruntu zła – mówi. Dlatego od 1974 r. nieprzerwanie głosuje na komunistów.

Coimbra nie lubi Unii

– Przez ponad 500 lat moi przodkowie uprawiali na tych terenach winorośl. A mnie przyszło tych upraw zaprzestać, bo tak było wygodnie unijnym urzędnikom – mówi z goryczą João Vieira, 65-letni rolnik z Coimbry, stolicy centralnego regionu Portugalii.

Historia jego gospodarstwa faktycznie sięga 1527 r. To wówczas jeden z jego przodków osiadł na obrzeżach jednego z najbardziej kwitnących wtedy miast Portugalii (do 1255 r. stolicy kraju) i założył winnicę. W czasach wielkich odkryć geograficznych Portugalia była mekką produkcji owoców, warzyw i wina, prowadziła ożywiony handel. Jeszcze nie tak dawno rolnicy uprawiali po trochę wszystkiego. – Gospodarstwa były samowystarczalne. Dopiero wraz z wejściem do Unii pojawiła się specjalizacja i zaczęły się tworzyć duże rolnicze monokultury – mówi Vieira.

Jednym z wymogów przystąpienia Portugalii do Unii było ograniczenie produkcji – głównie winogron na wino, oliwek na oliwę, warzyw i sera. Na tym zależało zwłaszcza Francuzom i Włochom, którzy bali się zalewu taniej i dobrej jakościowo żywności ze znacznie wówczas biedniejszej Portugalii. Choć w gospodarstwie Vieiry to winorośl zajmowała największy teren, rolnik był zmuszony zmienić proporcje produkcji, bo z winogronami były problemy. – W jednym roku mogłem wyprodukować sześć ton winogron z hektara, w innym tylko trzy tony. Co to za wolny rynek, jeśli urzędnicy z Brukseli dyktują mi wielkość produkcji? – pyta dziś.

Vieira opowiada, że warunki funkcjonowania gospodarstwa pogarszały się. Międzynarodowa konkurencja wymuszała mechanizację pracy i obniżkę cen towarów, zmniejszała się więc też ich jakość. Zyskowność była coraz niższa. Niegdyś gospodarstwo rodzinne, na którym pracowali ojciec z synem, opustoszało. Dzieci wyprowadziły się do miasta, a Vieira stracił serce do rolnictwa.

Czara goryczy przelała się w 2008 r., gdy Komisja Europejska przyjęła wspólną politykę rolną w zakresie upraw winorośli i produkcji wina. Konsensus unijny mówił tyle, że produkcję winogron należy ograniczyć, bo spada spożycie, nie udaje się zwiększyć eksportu, a dopłaty do niepotrzebnie uprawianych winorośli za dużo kosztują. Vieira postanowił wówczas zniszczyć swoje uprawy. – Mogłem za to nawet dostać pieniądze. Ale nie chciałem. To wszystko wydawało mi się jakimś absurdem – wspomina. Dziś skala jego upraw jest znacznie mniejsza niż 30 lat temu, gdy Portugalia wchodziła do Unii. – Nasi rolnicy muszą niszczyć płody rolne, a w sklepach można kupić warzywa i owoce z Niemiec. Jaki to ma sens? – zastanawia się.

O podobnych doświadczeniach mogą opowiedzieć rybacy. Regulacje unijne określające dopuszczalną wielkość połowów sprawiają, że co jakiś czas nie mogą wypływać w morze.

Ponieważ 90 proc. floty rybackiej w kraju to małe kutry indywidualnych rybaków zrzeszonych w kooperatywy (podobnie zrzeszeni są rolnicy), przekłada się to na możliwość utrzymania ich rodzin. Dlatego strajki w rybołówstwie zdarzają się regularnie. – W 2015 r. podczas Dnia św. Antoniego na jarmarkach w Lizbonie można było kupić bułkę z sardynką za 2-3 euro. W tym roku trzeba było zapłacić 5 euro, bo na polecenie Brukseli akurat wstrzymano połów – bulwersuje się Vieira.

Dlatego rolnik nie ma wątpliwości: – Nasze członkostwo w Unii to jedno wielkie rozczarowanie. Najpierw doprowadzili nas do ruiny, a teraz jeszcze musieliśmy się u nich zadłużyć – mówi z rozdrażnieniem. Ale podkreśla, że nie jest przeciwnikiem zjednoczonej Europy, tylko przeciwnikiem jej obecnego kształtu.

Trojańskie konie

Antybrukselskie nastroje nie są więc jedynie pokłosiem kryzysu i radykalnych oszczędności, wprowadzonych przez rząd w 2011 r. To postawy głębiej zakorzenione w społeczeństwie. – Eurosceptycyzm pojawił się w Portugalii właściwie wraz z naszym wejściem do Unii i przeważnie dotyczył ok. 10-15 proc. obywateli – mówi politolożka Marta Ceia.

Zawsze też miał swą polityczną reprezentację – lewicową i prawicową. Z lewej strony była to stara Partia Komunistyczna (PCP, istniejąca od 1921 r.) i powstały w 1999 r. Lewy Blok (BE). Z prawej – głównie konserwatyści i ludowcy z Centrum Demokratycznego i Społecznego – Partia Ludowa (CDS-PP). W eurosceptyczny dyskurs nie wpisywały się natomiast nigdy dwa największe ugrupowania mainstreamowe: centrolewicowa Partia Socjalistyczna (PS) i centroprawicowa Partia Socjaldemokratyczna (PSD). Tymczasem po 1974 r. to one stale „wymieniały” się u władzy.

– Na lewicy atakuje się Unię za to, że ma być „koniem trojańskim” międzynarodowego kapitalizmu. Barreiro jest jedną z jej tradycyjnych ostoi od początku, podobnie jak rozciągający się na południu region Alentejo. Z kolei na prawicy sprzeciw wobec Unii opiera się na argumencie, że Unia odbiera państwom suwerenność. Tradycyjne poparcie dla takich postaw to głównie rolnicze wnętrze kraju – tłumaczy dr Guya Accornero z Centrum Badań i Studiów Socjologicznych w Lizbonie. Jednak eurosceptycyzm w wydaniu prawicowej CDS-PP jest bardzo umiarkowany – zwłaszcza w sytuacji, gdy partia ta zasila rządzące koalicje.

Na fali ostatniego kryzysu poparcie dla partii eurosceptycznych wzrosło, ale nie tak mocno jak w Grecji, gdzie władzę objęła antysystemowa Syriza. Na portugalskiej scenie nie pojawiły się też nowe partie populistyczne (jedyna taka inicjatywa, założona w 2014 r. partia LIVRE, nie weszła do parlamentu).

O ile na trzy lata przed wybuchem kryzysu komuniści mieli w parlamencie 14 posłów, o tyle potem ich klub bynajmniej nie rósł: w 2009 r. było to 15 posłów, w 2011 – 16, a w 2015 – 17. Bardziej wahało się poparcie dla Lewego Bloku: od 8 posłów w 2005 r., przez 16 w 2009 r., po 8 w 2011 r. (spadek wynikał z poparcia, jakiego Blok nieopatrznie udzielił w 2009 r. rządowi socjalisty Joségo Sócratesa, gdy kraj znalazł się w kryzysie) i obecnie 19. Ostatnie wybory to duży sukces Bloku: stał się trzecią siłą w parlamencie. Z kolei poparcie dla eurosceptycznych konserwatystów w tym czasie spadło: w 2009 r. mieli 29 deputowanych, w 2011 – 24.

Wprawdzie w 2015 r. koalicja PSD i CDS-PP zdobyła 107 miejsc, ale ich rząd nie dostał wotum zaufania. – Kryzys dodał eurosceptycznej narracji dodatkowej legitymizacji, ale nie spowodował drastycznej zmiany ich dyskursu – mówi dr Guya Accornero.

Społeczny armagedon

O umiarkowaniu Portugalczyków świadczy fakt, że w okresie kryzysu najlepsze wyniki w wyborach wciąż osiągały partie centrowe: prawicowa PSD i lewicowa PS. Pierwsze oszczędności i cięcia wprowadzał rząd socjalistów na czele z Sócratesem, usiłując w ten sposób wyprowadzić Portugalię z kryzysu.

Gdy w 2011 r., w wyniku wielkich protestów – na ulice wyszły wtedy setki tysięcy ludzi – nie udało mu się uzyskać poparcia w parlamencie dla kolejnego „pakietu oszczędnościowego”, Sócrates podał się do dymisji. Ale do władzy doszła koalicja centroprawicowa PSD i CDS-PP, a nie najgłośniej krytykująca rząd i Unię skrajna lewica. Nowy premier Pedro Passos Coelho sięgnął po ratunek finansowy z Unii i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, godząc się na wyśrubowane warunki budżetowe.

– Od 2011 r. Portugalia przeżyła ekonomicznie i społecznie prawdziwy armagedon – twierdzi dr Marta Ceia.

Kryzys i polityka oszczędności spowodowały nagłe zubożenie jednej trzeciej gospodarstw domowych. Od 2011 r. z kraju liczącego 10 mln mieszkańców wyemigrowało za pracą niemal pół miliona, na stałe lub tymczasowo. W budżetówce zlikwidowano 78 tys. miejsc pracy. W najgorszym momencie, w 2013 r., bezrobocie wynosiło 19 proc. (w tym wśród ludzi młodych ponad 30 proc.). Na ulicy lądowały osoby dotąd niezagrożone bezdomnością. A w kolejnych wielkich protestach przeciw polityce oszczędności w 2012 i 2013 r. znów brały udział setki tysięcy ludzi – były to największe demonstracje od czasu Rewolucji Goździków.

W 2014 r. aż 96 proc. respondentów Eurobarometru negatywnie oceniało sytuację ekonomiczną w kraju. Mimo wszystko Portugalczycy wykazali się dalece idącą cierpliwością, o czym może świadczyć dość dobry wynik centroprawicowej koalicji w wyborach w 2015 r.: zdobyła 107 z 230 miejsc w parlamencie. Koniec końców nie udało się jej uformować rządu, nawet mniejszościowego. Władzę przejęli znów socjaliści. Ale żeby uzyskać większość, po raz pierwszy musieli sięgnąć po wsparcie komunistów i Lewego Bloku (choć żaden polityk z tych partii nie dostał teki w rządzie).

Dziś rząd, wspierany przez skrajną lewicę, ma trudności w dotrzymaniu unijnych zobowiązań. Na początku 2016 r. zdecydował się na ratowanie upadającego banku Novo Banco, co spowodowało przekroczenie dopuszczalnego deficytu budżetowego (wzrósł on z 3 do 4,4 proc.). Komisja Europejska zagroziła wprawdzie karami finansowymi, ale ostatecznie od nich odstąpiła. W kraju powszechne jest przekonanie, że Bruksela ugięła się pod wrażeniem Brexitu – i zapowiedzi Lewego Bloku, że jeśli unijne sankcje wejdą w życie, Portugalia przeprowadzi analogiczne referendum jak Brytyjczycy.

Portexit? Bez szans

Mimo plakatów komunistów, straszących na ulicach miast, więcej na temat tego, kogo Portugalczycy obarczają winą za kryzys, mówią wyniki badań Eurobarometru.
W ciągu ostatnich lat zaufanie do Unii mocno więc spadało: z 65 proc. w 2007 r. do 31 proc. w 2012 r. i 28 proc. w 2014 r. Ale przez cały ten czas i tak było wyższe niż zaufanie do własnego rządu i parlamentu (w 2007 r. wynosiło ono odpowiednio 46 proc. i 49 proc., w 2012 r. – 21 proc. i 17 proc., a w 2014 r. po 14 proc.).

– Portugalczycy są bardziej rozczarowani własnymi rządami niż Unią. Owszem, kryzys podważył zaufanie do niej, ale nie na tyle, aby mógł się tu powtórzyć scenariusz Brexitu – podkreśla Accornero.

Widać to dziś, gdy na lekkie drgnięcie wskaźników ekonomicznych Portugalczycy reagują wzrostem zaufania do Unii. 2015 to drugi rok z rzędu, gdy rosły PKB, konsumpcja, zatrudnienie i inwestycje. W pierwszej połowie 2016 r. bezrobocie spadło do poziomu z 2009 r. – 10,2 proc. (a więc sprzed największego kryzysu). Jeśli negatywne trendy w gospodarce światowej nie sprawią, że sytuacja Portugalii się pogorszy, to jest szansa, że ożywienie będzie trwało – tak wynika z prognozy Komisji Europejskiej.

W 2016 r. poziom zaufania do Unii wzrósł zatem do 43 proc. Wprawdzie aż 90 proc. wciąż ocenia sytuację ekonomiczną kraju jako złą, ale Portugalczycy są bardziej optymistyczni w kwestii przyszłości Europy niż np. Niemcy czy Francuzi. Choć portugalscy komuniści cieszyli się z Brexitu – twierdząc, że to „zwycięstwo sprawiedliwości” i wyraz „nieuchronności katastrofy, która czeka Unię” – to wezwania liderki Lewego Bloku Catariny Martins do referendum w sprawie wyjścia z Unii nie spotkały się z poklaskiem. – Obecnie tylko 18 proc. Portugalczyków negatywnie ocenia Unię. To znacznie poniżej europejskiej średniej, która wynosi 27 proc. – zaznacza Accornero.

Skąd ta wytrwałość podupadłej gospodarczo Portugalii do trwania w targanej kryzysami Europie? Odpowiedzi może być kilka. Portugalczycy są pierwszej dziesiątce krajów przekonanych, że państwa Unii są silne w świecie tylko dzięki Wspólnocie. Mają też silniejsze niż np. Brytyjczycy poczucie europejskiej tożsamości (deklaruje je trzy czwarte Portugalczyków). Nie martwi ich też migracja: jak wynika z badań Eurobarometru z maja 2016 r., migracja jest wskazywana jako główne źródło zmartwień Europejczyków we wszystkich krajach – oprócz Portugalii.

Mimo eurosceptycyzmu części społeczeństwa, kryzysu i jego społecznych konsekwencji – Portexit jest dziś nierealny. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2016