Szlak stał się groźniejszy

Po zamknięciu drogi bałkańskiej bramą do Europy znów stają się Włochy. Rzym coraz gorzej radzi sobie z migracją. A sytuację wykorzystują oszuści i mafia.

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Migranci na dworcu głównym w Mediolanie, 2015 r. / Fot. Luca Bruno / AP / EAST NEWS
Migranci na dworcu głównym w Mediolanie, 2015 r. / Fot. Luca Bruno / AP / EAST NEWS

Choć w słońcu było prawie 25 stopni, chodził w puchowej kurtce. Co chwila zatrzymywał się przy kimś, kto akurat płacił za zakupy, i cicho szeptał swoją prośbę o jałmużnę. Sprzedawcy zniecierpliwionymi gestami odganiali go, uśmiechając się do klientów, jakby prosili o wyrozumiałość. Nie dla niego, dla siebie, że handlują „w takich warunkach”. Trzy-cztery lata: tyle trzeba, aby we Włoszech szukający azylu uchodźca zmienił się w zrezygnowanego bezdomnego.

Sulejman pochodzi z afrykańskiego Mali, ma 35 lat. Do Włoch przypłynął w 2011 r. z Libii, dokąd najpierw uciekł, gdy w jego ojczyźnie wybuchła wojna domowa. Mówi, że trzy dni płynęli na pontonowej łodzi motorowej, zanim przybyła pomoc. Wylądowali na Lampedusie, słynnej włoskiej wyspie. Tam, w zatłoczonym ośrodku dla uchodźców, spędził kilka miesięcy.

Nie mogąc znieść bezczynności, postanowił szukać szczęścia na własną rękę. Półtora roku czekał na rozpoznanie wniosku o azyl, pomieszkując w obozach i na squatach w całych Włoszech – od miejskich parków, przez zamknięte fabryki, po tzw. Wielkie Getto, czyli tekturową „wioskę uchodźców” w prowincji Foggia, gdzie można nielegalnie popracować przy zbiorze pomidorów.

Gdy jako jeden z nielicznych, którzy aplikowali, otrzymał wreszcie status uchodźcy, była wielka radość i poczucie, że zaczyna nowe życie. Korzystając z kursów integracyjnych, nauczył się włoskiego. Mimo to, jak już znajdował pracę, to na czarno i na krótko. Rzadko kiedy stać go było na mieszkanie. Na początku jeszcze walczył, chodził, szukał.

Teraz, od ponad roku, pomieszkuje w mediolańskich noclegowniach dla bezdomnych, a wiosną i latem przesiaduje w parku Sempione. Na co dzień spotyka ludzi, którzy jeszcze czekają, jeszcze mają nadzieję. On już na nic nie czeka. – Tyle cierpienia, tyle cierpienia – łka.

„Gorsza” imigracja

Ławki w malowniczym parku Sempione, rozciągającym się obok XV-wiecznego zamku Sforzów w Mediolanie, okupują głównie czarnoskórzy mężczyźni. Jedni siedzą, słuchają muzyki, rozmawiają. Inni, obok, grają w kosza. Jeszcze inni śpią na trawie zawinięci w śpiwory. Dziwi mnie zapach marokańskiej mięty i sziszy. Dopiero po chwili widzę, że w wielu miejscach na małych butlach gazowych paruje świeżo ugotowana herbata, a w niektórych grupkach w obieg idzie fajka wodna.

To głównie Marokańczycy, Nigeryjczycy, Gambijczycy, Senegalczycy lub uchodźcy z innych krajów Afryki Subsaharyjskiej. To oni stanowią grupę najliczniej przybywających do Włoch imigrantów. Dziś to taka „gorsza imigracja”. – Teraz najlepiej być uchodźcą z Syrii lub Iraku. Najszybciej się wszystko załatwi, miejsce w ośrodku ma się zagwarantowane na wstępie. A i kolor skóry pozwoli łatwiej wmieszać się w społeczeństwa europejskie. Za to Afrykańczyków nikt tu nie chce – mówi 25-letni Matteo, wolontariusz jednej z wielu fundacji zajmujących się pomocą uchodźcom i bezdomnym.

Jeszcze do końca 2015 r. do Włoch docierali – w przeciwieństwie do Grecji – głównie imigranci z głębi Afryki. Syryjczycy wybierali krótszą i bezpieczniejszą trasę z Turcji do Grecji. Jednak po podpisaniu przez Unię umowy z Turcją o zawracaniu nielegalnych imigrantów od marca tego roku wschodnia trasa migracyjna, tzw. szlak bałkański, de facto przestała istnieć.

Tryton ma odstraszać

W związku z tym coraz więcej imigrantów – także Syryjczyków – decyduje się teraz na podróż do Europy inną trasą: z wybrzeży Egiptu, Libii lub Tunezji. Wiedzie ona przez centralną część Morza Śródziemnego, a pokonanie jej zajmuje co najmniej kilka dni.
– To najbardziej niebezpieczna droga. Najdłuższa i przez pełne morze, które jest znacznie bardziej nieprzewidywalne niż wody przybrzeżne – mówi Oliviero Forti z włoskiego Caritasu, który prowadzi ośrodki dla uchodźców w tzw. hotspotach, czyli miejscach „pierwszego kontaktu”, m.in. na Lampedusie i Sycylii.

Tylko od początku 2016 r. na centralnych wodach Morza Śródziemnego zginęło już około tysiąca ludzi, gdy w całym 2015 r. ofiar było ok. 3 tys. Odkąd Włochy zrezygnowały z prowadzenia operacji „Mare Nostra”, dzięki której w latach 2013-14 okręty przejęły na morzu ponad 100 tys. uchodźców (wielu ratując życie), a Unia Europejska zaczęła operację „Tryton”, której celem jest bardziej „odstraszanie” niż ratowanie, bilans śmiertelnych wypadków znacznie się zwiększył. Już w 2015 r. pojawiły się oskarżenia pod adresem unijnych decydentów o „zabijanie przez zaniechanie”.

– Ograniczenie operacji ratunkowych na Morzu Śródziemnym nie doprowadziło do ograniczenia migracji do Europy, lecz do wzrostu liczby ofiar – uważa Charles Heller z Uniwersytetu w Londynie, autor raportu o unijnej polityce bezpieczeństwa na Morzu Śródziemnym.

Tymczasem, jak wynika z szacunków Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji, w podróż tą trasą w najbliższych miesiącach może wybrać się z afrykańskich brzegów kolejnych 100 tys. ludzi.

Rafiq chciałby do Francji

Za przerzut z Libii do Włoch „łodzią śmierci”, jak ją nazywa, Rafiq – nigeryjski kucharz – zapłacił na początku tego roku w sumie 4500 dolarów: półtora tysiąca za siebie, tyle samo za żonę i za czteroletnią córkę Lei lę. Kontakt do przemytnika znalazł na Face booku. Skusiło go zdjęcie: solidnej konstrukcji okręt, sfotografowany na lazurowym morzu w jasny słoneczny dzień. – To była opcja full service: dowóz do portu i przeprawa przez morze – mówi Rafiq.

Opowiada, że większą część trasy z południa Libii do nadmorskiego Trypolisu przejechali ciężarówkami. W morze wypłynęli o świcie. Nie minęły dwie, a może trzy doby, jak przemytnicy opuścili statek. Na łodzi wybuchła panika, nikt nie umiał nią sterować. – Zastanawiałem się, czy to koniec, czy zginiemy z braku wody i jedzenia, w palącym słońcu – wspomina.

Osiem, dziesięć, dwanaście godzin? Trudno powiedzieć, jak długo dryfowali, zanim zauważył ich statek handlowy i wezwał pomoc. Na ratunek przybyła jednostka włoskiej marynarki wojennej. Rafiq opowiada, że od bezustannego napięcia i strachu bolały go nogi, plecy, klatka piersiowa, ramiona, a nawet szczęki i skronie. Córka na szczęście przez większość czasu spała. A on dziękował Bogu, że jest jeszcze tak mała, tak niewiele rozumie i nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa.

Po wstępnej rejestracji na Sycylii ruszyli do Mediolanu. Bilety na podróż dostali od jakiejś organizacji pozarządowej działającej na miejscu.

– Mediolan to duże miasto. Myślałem, że tu będzie łatwiej – mówi.

Na razie przeszli wstępną rejestrację. Mają tymczasowe zakwaterowanie w rządowym ośrodku dla uchodźców; mieści się on w starej kamienicy w centrum. Komisariaty policji są zatłoczone, ze złożeniem wniosku o azyl trzeba poczekać.

– Jak tylko zakończą się formalności, mamy zamiar przenieść się do Francji. Ze względu na znajomość języka tam będzie nam łatwiej – planuje Rafiq, najwyraźniej przekonany, że uzyskanie statusu uchodźcy to kwestia czasu.

Tymczasem, jak wynika ze statystyk, we Włoszech ponad połowa aplikantów nie otrzymuje żadnej ochrony prawnej – i może tylko skorzystać z pomocy w powrocie do domu.

Poza systemem

Zgodnie z prawem międzynarodowym osoby ubiegające się o status uchodźcy powinny mieć zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, pomoc medyczną i prawną w miejscu, gdzie ubiegają się o azyl, aż do rozpatrzenia wniosku. Teoretycznie wniosek o ochronę powinny złożyć w ciągu ośmiu dni od przybycia do pierwszego kraju Unii.

Teoretycznie też w ciągu 30 dni od jego zarejestrowania powinny mieć pierwszy wywiad, a potem w ciągu trzech dni odpowiedź, chyba że ich sprawa wymaga dokładniejszego zbadania – wtedy komisja rozpatrująca ich sprawę ma prawo wydłużyć ten czas nawet do sześciu miesięcy.

Pół roku to jednak i tak optymistyczne założenie. Większość azylantów na ustalenie terminu pierwszego wywiadu czeka kilka miesięcy i drugie tyle na odpowiedź. Potem, w razie odmowy, jest jeszcze czas na apelację. Ostatecznie cała procedura może trwać nawet dwa lata. – W związku z regularnym napływem nowych imigrantów po prostu brakuje miejsc do kwaterowania kolejnych osób – mówi Fabio Pasiani z fundacji Progetto Arca, która zajmuje się pomocą uchodźcom i bezdomnym w Mediolanie.

Tymczasem, jak wynika z raportu Lekarzy bez Granic, co najmniej 10 tys. z łącznie ponad 100 tys. imigrantów, którzy w 2015 r. przybyli do Włoch, żyje poza jakimkolwiek systemem instytucjonalnego wsparcia: bez dostępu do zaopatrzenia, lekarza, w beznadziejnych warunkach mieszkaniowych. Wielu jest już zarejestrowanych i oczekuje na rozpatrzenie wniosku o azyl. Mimo to muszą czekać miesiącami, zanim – zgodnie z prawem – dostaną jakąkolwiek pomoc ze strony włoskiego rządu.

W Mediolanie koczują w dzikich obozowiskach pod mostami i w parkach na obrzeżach miasta. W Turynie ponad tysiąc osób mieszka nielegalnie w dawnej wiosce olimpijskiej. W Trieście ci, którzy do Europy dotarli wcześniej szlakiem bałkańskim, mieszkają w starym silosie zbożowym koło dworca kolejowego. W Rzymie ok. 2 tys. Erytrejczyków żyje na trzech squatach w pustostanach. W Bari kilkusetosobowa grupa okupuje budynki zamkniętej fabryki. W Gorycji przy granicy ze Słowenią mieszkają w parku na wybrzeżu rzeki Isonzo.

Włochy dysponują ok. 110 tysiącami miejsc w ośrodkach dla uchodźców. To znacznie mniej niż potrzebujących: tylko w 2014 r. o azyl poprosiło tu 65 tys. osób, kolejne 84 tys. w 2015 r., a od początku 2016 r. do wybrzeży Włoch dotarło już 25 tys. osób. W zeszłym roku paraliż systemu udało się rozładować dzięki temu, że niemal dwie trzecie tych, którzy przybyli do włoskich brzegów, zdecydowało, iż nie będą ubiegać się tu o azyl, lecz ruszą dalej na północ – głównie do Niemiec i Skandynawii.

Teraz to coraz trudniejsze – znów, zgodnie z systemem dublińskim, uchodźca zobowiązany jest rejestrować się w pierwszym kraju Unii, do którego dotrze. Skandynawia kontroluje swoje granice, także Austriacy wzmacniają kontrole na granicy z Włochami. Liczba ubiegających się o azyl we Włoszech będzie zatem rosła.

Oszuści i mafiosi

Nie radząc sobie z organizacją kolejnych ośrodków, włoski rząd szuka alternatyw – np. płaci osobom prywatnym za udzielenie dachu nad głową uchodźcom. 35 euro dziennie: tyle można dostać za zorganizowanie mieszkania jednemu uchodźcy.

Tworzenie takich prywatnych centrów stało się więc intratnym biznesem: udzielając schronienia setce osób, można zarobić niemal 1,3 mln euro rocznie. Zajmują się tym hotelarze, deweloperzy, a nawet mafia.

– Coraz więcej słychać o przypadkach nadużyć. Uchodźcy trzymani są w bardzo złych warunkach, których nikt nie kontroluje – mówi Fabio Pasiani. W listopadzie 2015 r. w Rzymie zaczął się duży proces zorganizowanej grupy przestępczej, która miała korumpować miejskich urzędników m.in. właśnie po to, by wygrywać kontrakty na tworzenie centrów dla uchodźców. Oskarżeni mieli przyznać, że to „lepszy biznes niż handel narkotykami”.

Ogromnym problemem jest też to, że wciąż nie działa system relokacji. Mimo ustaleń z września 2015 r., że relokacja z Włoch obejmie ok. 40 tys. imigrantów z Syrii, Erytrei i Iraku, dotąd relokowano zaledwie 144 osoby. „Ten system dyskryminuje, bo mogą z niego korzystać tylko osoby wyżej wymienionych narodowości. Jest też źle skonstruowany. Imigranci mają zgłaszać się do relokacji, nie wiedząc, dokąd mogą zostać wysłani. Dlatego system nie działa” – pisze Maria de Donato z Włoskiej Rady ds. Uchodźców.

Zmęczeni długim oczekiwaniem, uchodźcy zaczynają działać na własną rękę. Opuszczają „pierwszy kraj wjazdu”, szukają pracy na czarno – ryzykując, że jeśli zostaną złapani, nie mają już szans powrotu na legalną ścieżkę ubiegania się o azyl.

Dlatego znikają w szarej strefie. – Trzy, może cztery lata. Tyle mniej więcej trzeba, by poszukujący azylu uchodźca zamienił się z zrezygnowanego bezdomnego – uważa Pasiani.

Miasto bezdomnych

Fundacja Progetto Arca, w której działa Pasiani, prowadzi w Mediolanie dwa ośrodki pobytu dla uchodźców. Prócz tego jej wolontariusze pracują na ulicach, pomagając bezdomnym. Szacuje się, że w Mediolanie jest ich dziś aż 70 tys. – to, obok Rzymu, drugie najliczniej zamieszkałe przez bezdomnych miasto Włoch. Niemal połowa z nich to imigranci, głównie z Afryki i Azji, którzy do Europy przybyli co najmniej pięć lat temu.

Co ciekawe, jak wynika z badań Uniwersytetu Bocconi z 2013 r., w Mediolanie przeciętny bezdomny spoza Włoch jest znacznie młodszy i lepiej wykształcony od bezdomnego Włocha. Przyczyną bezdomności cudzoziemców są najczęściej problemy związane z samą migracją, a prawie nigdy – w przeciwieństwie do bezdomnych Włochów – z alkoholem i narkotykami. To ważny wniosek, zważywszy na stereotypy dotyczące migrantów.

Co znamienne, liczba bezdomnych na ulicach Mediolanu podwoiła się w 2012 r., po imigracyjnym boomie z 2011 r., związanym z Arabską Wiosną.

– Włochy przeżyły już kilka dużych fal migracji, choć lata 2014 i 2015 nie miały tu sobie równych. W 2011 r., gdy sądziliśmy, że sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, o azyl ubiegało się u nas nieco ponad 37 tys. osób. Dziś te liczby są kilkukrotnie większe – tłumaczy Fabio Pasiani.

Co dalej? – Włosi robią, co mogą. Ale dopóki nie będzie wsparcia całej Unii, kolejni imigranci będą trafiać na ulicę. Sytuacja nie ulegnie poprawie bez zdecydowanej odpowiedzi całej wspólnoty – podkreśla Pasiani. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016