Po Hiszpanii, Holandii czy Włoszech teraz także Portugalia skręca politycznie na prawo. Dlaczego Portugalczycy postawili na radykalną zmianę?

Perspektywa utworzenia w Lizbonie stabilnego rządu jest po tych wyborach niewielka. Chyba że tradycyjna centroprawica złamie kampanijną obietnicę i porozumie się z nową skrajnie prawicową partią Dość. Jej lider, dawny komentator sportowy, otwarcie odwołuje się do tradycji portugalskiej dyktatury.
z Półwyspu Iberyjskiego

19.03.2024

Czyta się kilka minut

André Ventura, lider skrajnie prawicowej partii „Chega”, zachęca mieszkańców Lizbony do oddania głosu na siebie. Lizbona, 20 lutego 2024 r. / fot. Horacio Villalobos / CORBIS / GETTY IMAGES
André Ventura, lider skrajnie prawicowej partii Chega, zachęca mieszkańców Lizbony do oddania głosu na siebie. Lizbona, 20 lutego 2024 r. / Fot. Horacio Villalobos / Corbis / Getty Images

Bomba wybuchła cztery miesiące temu, a wszystko to, co dzieje się w Lizbonie od tego momentu, jest tego konsekwencją.

Tamtego dnia, 7 listopada, wczesnym rankiem portugalskie media przestały nadawać tragiczne wiadomości z Izraela i Strefy Gazy. Ucichły także komentarze dotyczące frontu w Ukrainie. Media zdominowały wyłącznie informacje krajowe.

Freudowski lapsus

Tego dnia rankiem portugalska policja weszła do kilku rezydencji i biur rządowych. W jednym znaleziono gotówkę: ukryte w książkach 75 tys. euro, których pochodzenia właściciele biblioteki nie umieli wyjaśnić. W rezultacie rewizji zatrzymano pięć osób, w tym szefa kancelarii ówczesnego premiera António Costy. Jak tylko prokuratura objęła go śledztwem dotyczącym nadużyć władzy i korupcji, szef rządu niemal natychmiast złożył rezygnację.

W ten sposób po niespełna dwóch latach urzędowania upadł gabinet socjalistów.

Sprawa nie jest błaha: część zatrzymanych wywodzi się z politycznego środowiska wokół 66-letniego dziś byłego premiera-socjalisty Joségo Sócratesa, urzędującego w latach 2005-2011, na którym od dawna ciążą podejrzenia korupcyjne.

Także z Sócratesem wiąże się pewien „freudowski” lapsus: relacjonując listopadowe aresztowania, telewizja CNN przez moment podała na tzw. pasku informację: „Zatrzymani będą zeznawać przez 48 lat”. Słowo „lata” szybko zamieniono na „godziny” (dwie doby to okres, na który obywatel może być zatrzymany bez nakazu sądowego). Ale przy tej okazji u wielu Portugalczyków wróciły wspomnienia z przeszłości. W końcu były premier Sócrates już od ponad dekady oczekuje na swój proces, a być może już tylko na przedawnienie.

O dwa mandaty więcej

Gdy premier Costa złożył dymisję, prezydent nie zgodził się na powołanie kolejnego kandydata z ramienia socjalistów – i zdecydował o rozpisaniu przedterminowych wyborów. Te odbyły się w niedzielę 10 marca, a ich wynik jest jednoznaczny: po ośmiu latach rządów Partii Socjalistycznej Portugalczycy opowiedzieli się za prawicą.

Wygrała centroprawicowa koalicja, występująca pod nazwą Sojusz Demokratyczny (AD). Blok ten, któremu przewodzi 51-letni Luís Montenegro, przewodniczący Partii Socjaldemokratycznej (trochę wbrew nazwie ma ona profil chadecki i konserwatywny), zdobył ponad 29,5 proc. poparcia. Tuż za nim z wynikiem 28,5 proc. uplasowała się Partia Socjalistyczna (PS). W parlamencie będzie to oznaczać prawdopodobnie dwa mandaty różnicy między dwiema głównymi frakcjami.

– Zaskakujące jest, jak szybko socjaliści przyznali się do porażki i ogłosili się partią opozycyjną. Różnica to przecież tylko te dwa mandaty. Choć to byłoby trudne, ale Partia Socjalistyczna mogłaby chociaż podjąć próbę utworzenia rządu w koalicji z innymi ugrupowaniami lewicowymi – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” dr Miguel Moniz, antropolog z Instytutu Nauk Społecznych w Lizbonie.

„Portugalczycy wybrali Zmianę” – napisał na platformie X (dawnym Twitterze) Luís Montenegro. Choć do większości bezwzględnej 116 mandatów brakuje mu jeszcze sporo, Montenegro widzi się już w roli premiera.

Dr João Carvalho, politolog / Archiwum prywatne

Prawica rośnie w siłę

Języczkiem u wagi w przyszłym parlamencie może okazać się ten trzeci – partia Chega (czyli po portugalsku „Dość”). Ta antysystemowa i skrajnie prawicowa formacja powstała pięć lat temu. Zaczynała od jednego mandatu, a po trzech latach mogła już liczyć na dwanaście.

Dziś może wprowadzić do parlamentu aż 48 deputowanych. Ze wstępnych rezultatów wynika, że najlepszy rezultat Chega uzyskała w popularnym regionie turystycznym w dystrykcie Faro.

Chega występuje przeciwko imigracji, muzułmanom, środowiskom LGBTQ, choć ostatnio podnosiła przede wszystkim hasła antykorupcyjne. To trafia na podatny grunt, bo na politykach związanych z poprzednim obozem władzy ciążą podejrzenia o korupcję przy projektach związanych z tzw. zielonym wodorem oraz litem (Portugalia jest największym w Europie dostarczycielem tego rzadkiego metalu, który jest wykorzystywany m.in. przy produkcji akumulatorów).

Lider partii Chega, 41-letni prawnik i były komentator sportowy André Ventura, głosi, że będzie surowo karać za korupcję, a także walczyć z przestępczością, za którą obwinia w dużej mierze Romów. W kampanii mówił, że zamknie Romów w specjalnych obozach.

– Chega jest bardziej antyromska niż antyimigrancka. Jej politycy obwiniają mniejszość romską o brak asymilacji, życie na zasiłkach od państwa i przestępczość – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” politolog dr João Carvalho z Centrum Badań i Studiów Socjologicznych (CIES-ISCTE) na Uniwersytecie Lizbońskim.

Na początku rosyjskiej inwazji Emmanuel Macron wierzył, że samodzielnie zatrzyma Putina. Dziś rozgrywa partię jako lider proukraińskiej koalicji. Skąd ta metamorfoza?

Wbrew zapowiedziom prezydenta Francji wysłanie do Ukrainy sił bojowych NATO jest na razie mało realne. Jednak jego słowa to jasny sygnał. „Macron zrozumiał, iż popełnił błąd w stosunku do Putina” – mówi „Tygodnikowi” francuski politolog Nicolas Tenzer.

Z kolei Miguel Moniz uważa, że Chega to partia oportunistyczna. – Ona nie została pomyślana jako partia rządząca. Jej celem jest dążenie do oburzenia i demagogii, to jej strategia obliczona przede wszystkim na wygranie wyborów, a nie na to, co będzie potem – mówi antropolog.

Parada problemów

Obok korupcji, ważnym powodem niezadowolenia w społeczeństwie są podatki.

Portugalia ma jedne z najwyższych obciążeń podatkowych w Unii Europejskiej, dlatego André Ventura prezentował się podczas kampanii wyborczej niemalże jako wcielenie Javiera Mileia, liberalnego prezydenta Argentyny, obiecując radykalne zmniejszenie uprawnień państwa.

Jednak zdaniem 61-letniego Joségo, przedsiębiorcy z Lizbony, problemem w Portugalii są nie tylko wysokie podatki, ale także ich niestabilność. – Nie możemy mieć planów finansowych czy dobrze zaplanować budżetu, bo podatki potrafią zmieniać się w ciągu roku. Kiedy dzieje się to w krótkim czasie, nie możemy się do tego przygotować i sami już się gubimy – mówi mi przedsiębiorca.

Kolejny naprawdę palący problem Portugalii to brak mieszkań.

– Minimalna pensja jest niemal taka sama jak średnia, a przy takich zarobkach nigdy nie będzie nas stać na zakup swojego mieszkania – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” 29-letnia Cláudia Aragão, freelancerka mieszkająca na Wyspach Kanaryjskich.

Brak nowych mieszkań i napływ osób z zagranicy, zwłaszcza emerytów, którzy inwestują w nieruchomości, powoduje, że przeciętnego Portugalczyka nie stać nie tylko na zakup mieszkania, ale nawet na wynajem. Minimalna pensja w Portugalii to 700 euro. Ceny nieruchomości szybują w górę, bo dostępne mieszkania, zwłaszcza te w dużych miastach, wynajmuje się turystom.

Oprócz stagnacji na rynku mieszkaniowym, na porażkę socjalistów w wyborach wpłynęły też wysokie ceny produktów spożywczych, w tym kluczowej dla kuchni portugalskiej oliwy z oliwek.

– Nie ma u nas kryzysu gospodarczego ani dużego bezrobocia, ale pandemia i wojna w Ukrainie sprawiły, że siła pieniądza spada. Portugalczycy pracują tak samo jak wcześniej, ale nie mogą już kupować za to tylu produktów co wcześniej. Wielu ma problem, żeby dotrwać do końca miesiąca – mówi politolog Carvalho.

Długi cień korupcji

– Dla mnie ważny jest lider – mówi José. – Głosowałem na kogoś, kto wydaje mi się transparentny, bo w obliczu ostatnich skandali korupcyjnych potrzebujemy odpowiedzialnych polityków u władzy.

Przedsiębiorca uważa, że w niemal każdej portugalskiej partii są osoby podejrzewane o korupcję. Tylko w ciągu ostatniego pół roku śledztwami na tle korupcyjnym zostali objęci politycy z obu czołowych partii. Upadek socjalistycznego rządu António Costy, objęcie go śledztwem i zatrzymanie kilku osób z jego środowiska to jeden z tych skandali. W kolejny uwikłani są politycy Partii Socjaldemokratycznej. Niespełna dwa miesiące temu przewodniczący rządu regionalnego Madery, Miguel Albuquerque, został oskarżony o korupcję i nadużycie władzy.

– Nasz system sądowniczy oparty jest na zasadzie checks and balances, a to oznacza, że majętne osoby cały czas mogą odwoływać się od decyzji jednego sądu do kolejnego. Dlatego skomplikowane sprawy korupcyjne nigdy nie kończą się wyrokiem – uważa João Carvalho.

Politolog wspomina sprawę dotyczącą jednego z byłych ministrów, na którym ciążyły poważne zarzuty korupcyjne. – Nie udało się go skazać, więc wciąż otrzymuje państwową emeryturę. To u Portugalczyków budzi duże oburzenie – mówi Carvalho.

Młodzi głosują na Chegę

Portugalski skręt w prawo wpisuje się w europejski trend, obserwowany również w Hiszpanii, Holandii czy Włoszech.

Antropolog Miguel Moniz uważa, że to jeszcze nie musi oznaczać, iż Portugalia skręca w stronę skrajnej prawicy, ale jest dowodem, że społeczeństwo reaguje na kryzys polityczny i skandale korupcyjne.

– Co jednak mnie niepokoi, to fakt, że młodzi ludzie w Portugalii są coraz bardziej otwarci na prawicową politykę. Czas pokaże, czy to również reakcja na kryzys polityczny, czy też głębsze zmiany w polityce Portugalii – mówi Moniz.

Faktem jest również, że lider Chegi jest wyjątkowo aktywny w mediach społecznościowych, zwłaszcza na TikToku i Instagramie, co ułatwia mu dotarcie do najmłodszych wyborców, którzy również w Portugalii chętnie korzystają z tych serwisów.

Charakterystyczne, że na Chegę głosowała także znaczna część niezdecydowanych wcześniej wyborców. Stąd Portugalia miała w marcowych wyborach największą frekwencję od 30 lat: swój głos oddało ponad 66 proc. uprawnionych.

Miguel Moniz, antropolog

Nie głosujesz, nie narzekaj

Wśród tych ostatnich jest Cláudia Aragão, wspomniana już mieszkanka hiszpańskich Wysp Kanaryjskich. Swój głos oddała listownie już na tydzień przed wyborami. Choć jest zawiedziona tym, że głosami Portugalczyków na emigracji wybiera się tylko sześcioro deputowanych, to nie wyobrażała sobie, że nie zagłosuje.

– Moja babcia zawsze mi powtarzała, że to ważne. Mówiła, że to istotne, abyśmy dobrze korzystały z naszych praw. Jeśli nie głosujemy, to nie mamy prawa narzekać – mówi Cláudia, która zagłosowała na małą ekologiczną partię Livre. – Tak, wiedziałam, że nie odegra ona wielkiej roli w tych wyborach, ale niemal we wszystkich kwestiach się z nimi zgadzam – uzasadnia swój wybór.

Cláudia Aragão głosowała na partię Livre

Wprawdzie Livre uzyskała tylko nieco ponad 3 proc. głosów i cztery mandaty, ale i tak poprawiła swój wynik w porównaniu z ostatnimi wyborami.

W nowym parlamencie będzie aż osiem partii. Oprócz centroprawicowej socjaldemokracji (79 mandatów), socjalistów (77 miejsc) oraz ultraprawicowej Chegi (48 mandatów), w jednoizbowym Zgromadzeniu Republiki zasiądzie jeszcze ośmiu parlamentarzystów z centroprawicowej Inicjatywy Liberalnej, pięciu z Bloku Lewicowego, czterech z Koalicji Demokratycznej, czterech z Livre oraz jeden z partii ekologicznej PAN.

Pół wieku rewolucji goździków

Jakie są szanse na utworzenie rządu przy takiej konstelacji?

Aby uzyskać większość, Sojusz Demokratyczny będzie potrzebował głosów skrajnej prawicy. Lider Chegi nie ukrywa swoich rządowych aspiracji; nie ukrywa też ceny, jaką Sojusz będzie musiał zapłacić za jego poparcie. Z kolei jego lider Luís Montenegro w kampanii wielokrotnie zaprzeczał, że utworzy rząd wspólnie z Chegą. Jeśli nie uda im się dojść do porozumienia, może to oznaczać, że w ciągu pół roku kraj czekają kolejne wybory.

Tymczasem za niespełna miesiąc Portugalia będzie obchodzić 50. rocznicę rewolucji goździków i upadku autorytarnej władzy. W Portugalii ma ona twarz Antónia Salazara, który urząd premiera – faktycznie dyktatora – sprawował przez długie 36 lat (1932-68). Sześć lat po tym, jak zakończyła się jego epoka, wojskowy zamach stanu – nazwany właśnie rewolucją goździków – obalił jego następcę i przywrócił demokrację.

Podczas kampanii w 2022 r. lider Chegi w swoim haśle „Bóg, ojczyzna, rodzina i praca” wprost nawiązywał do słów Salazara. Antropolog Miguel Moniz uważa, że najbliższy czas wymaga czujności, bo demokracja w Portugalii jest wciąż dość młoda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Portugalczycy stawiają na zmianę