Otello, rewolucja i goździki

W ostatnim tygodniu lipca, na miesiąc przed 85. urodzinami umarł w Lizbonie Otelo Saraiva de Carvalho, przywódca ostatniej z rewolucji, do jakich doszło na zachodzie Europy i która doprowadziła do upadku ostatniego z zachodnich imperiów.
w cyklu STRONA ŚWIATA

09.08.2021

Czyta się kilka minut

Mieszkanka Lizbony z czerwonym goździkiem, symbolem rewolucji 25 kwietnia. fot. AP/Associated Press/East News /
Mieszkanka Lizbony z czerwonym goździkiem, symbolem rewolucji 25 kwietnia. fot. AP/Associated Press/East News /

Zaczęła się w nocy z 24 na 25 kwietnia 1974 roku, gdy przed północą jedna z lizbońskich rozgłośni radiowych nadała popularną piosenkę „E depois do adeus” znanego w kraju pieśniarza Paulo de Carvalho, a wkrótce po północy, w innej stacji wybrzmiała pieśń „Grandola, vila morena”, śpiewana a capella przez Jose „Zecę” Afonso. Młodzi oficerowie, którzy w koszarach zaplanowali rewolucję, ustalili, że pierwsza pieśń będzie umówionym wezwaniem do pogotowia, a druga sygnałem do rozpoczęcia zbrojnego przewrotu.

Pierwszą piosenkę zapamiętano raczej jako utwór, który na Eurowizji w brytyjskim Brighton w 1974 roku zajął ostatnie miejsce (wygrała Abba z przebojem „Waterloo”). Za to pieśń „Grandola, vila morena” przeszła do historii jako hymn zwycięskiej rewolucji, a po niej także ruchów antyfaszystowskich i lewicowych na zachodzie Europy. Opowiada o trudnym życiu i braterstwie mieszkańców niewielkiego miasteczka Grandola z południa kraju, a zaangażowany politycznie „Zeca” Afonso wydał ją na płycie w 1971 roku. Prawicowy, faszyzujący reżim Estado novo – Nowego państwa, rządzący Portugalią od 1932 roku, kierowany przez Antonia Salazara (1932-68) i jego następcę Marcela Caetano (1968-74) uważał „Zecę” za wywrotowca i zakazywał puszczać jego pieśni w rozgłośniach radiowych. „Grandola”, choć reżimowym cenzorom również zalatywała buntem i zakazanym komunizmem, nie została jednak wpisana na „czarną listę”. Joao Paulo Diniz, wtajemniczony w spisek dziennikarz radiowy, przekonał zamachowców, by to właśnie ją i niewinnie brzmiącą „E depois do adeus” wyznaczyli na sygnał do rewolucji, a nie pierwotnie wybrane zakazane pieśni „Zeki”, które mogłyby wzbudzić podejrzenia szefów rozgłośni. Spiskowcom udało się dochować tajemnicy i żaden z dziennikarzy radiowych, nadających w środku nocy piosenki, nie miał pojęcia, że daje sygnał do rozpoczęcia rewolucji.

Bezkrwawa rewolucja

Słysząc umówiony znak, dwa tysiące żołnierzy dowodzonych przez młodych oficerów pod osłoną nocy wyruszyło z koszar i zajęło posterunki we wszystkich najważniejszych punktach stolicy oraz Porto, sztab generalny, siedzibę rządu, gmachy rządowych radia i telewizji.

Najlepsze oddziały zamachowców, dowodzone przez 30-letniego kapitana Fernanda Salgueiro Maię (umarł na raka na krótko przed 50. urodzianami) skierowane zostały do przerobionego na koszary dawnego klasztoru karmelitów Quartel do Carmo, gdzie wśród wiernych reżimowi policjantów i wojskowych schronił się powiadomiony o próbie przewrotu premier Marcelo Caetano i jego dygnitarze. Tam właśnie, w starej części Lizbony, o poranku, rozegrała się najważniejsza scena rewolucji.

Oddawszy w powietrze strzały na postrach, kapitan Maia i jego buntownicy przeciągnęli na swoją stronę żołnierzy broniących klasztoru. Nie posłuchali rozkazów, a widząc to („nikt nie chciał walczyć w naszej obronie” – przyznał po latach), premier Caetano i jego ministrowie złożyli kapitulację i oddali się w ręce generała Antonio de Spinoli, który zgodził się przystać do młodych kapitanów, dowodzących rewolucją.

Do południa było po wszystkim, a rewolucja dokonała się w sposób niemal bezkrwawy. Strzały padły tylko przed gmachem tajnej policji PIDE, przed którym zebrał się tłum wznosząc okrzyki na cześć rewolucji, a zabarykadowani w środku policjanci zaczęli strzelać na oślep, zabijając czterech demonstrantów.

Przywódca z Szekspira

Generał Spinola swoim stopniem i wiekiem (dźwigał siódmy krzyżyk na karku) przydał rewolucji powagi (przyłączyło się do niej także kilku innych generałów), ale jej prawdziwym przywódcą i pomysłodawcą był 37-letni kapitan Otelo Saraiva de Carvalho.

Urodził się w Lourenco Marques, dzisiejszym Maputo, stolicy Mozambiku, będącego w tamtych czasach jedną z portugalskich kolonii w Afryce. Jego rodzice byli osadnikami, których Salazar chętnie wysyłał do zamorskich posiadłości. Matka pochodziła z indyjskiej kolonii w Goa. Zakochana w teatrze, wybrała dla syna imię Otela, szekspirowskiego bohatera.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Po szkołach w Lourenco Marques, 19-letni Otelo wstąpił do akademii wojennej w Lizbonie i postanowił zostać żołnierzem. Najpierw został posłany do Angoli (1961-63 i 1965-67), innej portugalskiej kolonii w Afryce, gdzie wojska metropolii tłumiły powstanie domagających się niepodległości Angolczyków.

W latach 60., dekadzie wolności, większość afrykańskich kolonii Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii wybiła się na niepodległość. Portugalia jednak ani myślała rozstawać się ze swoim imperium, ostatnią pamiątką po czasach, gdy była światowym mocarstwem, które jako pierwsze, już w XV wieku zaczęło prowadzić politykę kolonialną. Poza Angolą portugalskie wojska musiały tłumić wyzwoleńcze powstania w Mozambiku, Gwinei Portugalskiej (dzisiejszej Gwinei Bissau), Wyspach Zielonego Przylądka, Świętego Tomasza i Książęcej.

Otelo z Angoli wrócił na krótko do Portugalii, szkolił kadetów, po czym już jako kapitan artylerii w 1970 roku znów wyjechał na wojnę do Afryki, do Gwinei. Walczył przeciwko afrykańskim powstańcom, ale sercem był po ich stronie – uważał, że mają takie same prawo do wolności i własnego państwa jak Portugalczycy. W tamtych czasach należał do najgorętszych wyznawców generała Antonia de Spinoli, który dowodząc wojną w portugalskich koloniach, przekonywał, że Lizbona powinna przyznać im niepodległość, a potem związać się z nimi w jakiejś konfederacji. O rewolucji i obaleniu prawicowej dyktatury Salazara Otelo jeszcze chyba nie myślał. Zachowały się ponoć zdjęcia, na których widać, jak szlocha trzymając straż przy trumnie zmarłego w 1970 roku Salazara.

Ale kiedy trzy lata później został przeniesiony z Afryki do Lizbony, jego dom stał się miejscem sekretnych spotkań młodych oficerów, sprzeciwiających się kolonialnym wojnom, które wyniszczały ubogą Portugalię, i domagających się postępowych reform w kraju zastygłym w ubóstwie (w 1974 roku jedna czwarta ludności kraju nie umiała składać liter) i autokracji zaprowadzonego przed 40 laty Nowego Państwa. A także izolacji, bo Salazarowi, który podczas II wojny światowej ogłosił neutralność, podobnie jak Szwajcaria czy Irlandia, wypominano konszachty i interesy z Hitlerem, Mussolinim i Franco, a na koniec z Republiką Południowej Afryki, w której panował apartheid.

Ruch protestu młodych oficerów (zamachowców nazywano Ruchem Kapitanów) przerodził się w 1973 roku w konspiracyjne sprzysiężenie Ruchu Sił Zbrojnych, które za cel postawiło sobie przeprowadzenie wojskowego zamachu stanu i przejęcie władzy w kraju. Ruchowi Kapitanów przewodził Otelo. On opracował plan i scenariusz przewrotu i on nim dowodził.

Goździki

Rewolucja powiodła się nie tylko dzięki sprawnemu dowodzeniu Otela i męstwu Salgueira Mai, ale przede wszystkim dzięki entuzjastycznemu poparciu, jakiego zamachowcom udzieliła portugalska ulica, umęczona trwającą od prawie pół wieku dyktaturą.

Ludzie witali buntowników jak zbawców, a po mieście niosło się radosne „Vitoria! Zwycięstwo!”. Symbolem rewolucji stały się czerwone i białe kwiaty goździków, które zbuntowani żołnierze wtykali w lufy karabinów i w kieszenie mundurów. 

Mirosław Ikonowicz, weteran Polskiej Agencji Prasowej, w której pracuje nieprzerwanie od 1953 roku, był jednym z trzech pierwszych dziennikarzy, którzy na wieść o „rewolucji goździków” przyjechali do Lizbony z Madrytu. Opowiada, że choć w Portugalii rzeczywiście była to akurat pora kwitnienia goździków, stały się symbolem rewolucji za sprawą pani Celeste Caeiro, która pracowała w jednej ze śródmiejskich restauracji w Lizbonie. Widząc wojskowych na ulicach miasta, właściciel lokalu postanowił tego dnia nie otwierać interesu, a otrzymawszy wolne pani Celeste w drodze do domu postanowiła zabrać ze sobą bukiety goździków, które zdobiły wejście do restauracji. Nie chciała, by przedwcześnie zwiędły. Na ulicy podszedł do niej jeden z żołnierzy-buntowników i poprosił o papierosa. Odparła, że papierosów nie ma, ale może dać mu kwiaty. Żołnierz wetknął podarowany goździk w lufę karabinu. Spodobało się to jego kolegom, z których każdy wziął po kwiecie z bukietu pani Celeste. Wkrótce kwiaciarki z lizbońskich targowisk, a także mieszkańcy Lizbony rozdawali żołnierzom goździki, jakby w podzięce za bezkrwawą rewolucję.

Kubański eksperyment

W ciągu pierwszego roku po rewolucji państwo rozstało się ze swoimi koloniami w Afryce, którym przyznano niepodległość (w Angoli i Mozambiku wojny domowe o władzę toczyły się aż do początku lat 90.). Burzliwy czas czekał też samą Portugalię, uwolnioną od najstarszej dyktatury na zachodzie Europy.

Pierwszym szefem wojskowych władz z Rady Ocalenia Narodowego został generał Antonio de Spinola, który niezadowolony, że w rewolucyjnych władzach górę biorą zwolennicy radykalnej lewicy, niespełna rok po rewolucji, w marcu 1975 roku podjął próbę kolejnego pałacowego przewrotu. Pucz został udaremniony przez Otela i jego towarzyszy. Tymczasowego prezydenta zastąpił Dyrektoriat, w którego skład weszli generałowie Francisco da Costa Gomes, Vasco Gonçalves i Otelo, który także wyniesiony do stopnia generała odmówił awansu i zadowolił się rangą brygadiera, wyższą niż pułkownikowską, ale niższą niż generalska.

Zdominowane przez lewicę wojskowe władze przystąpiły do rewolucyjnych reform. Upaństwowiono banki i największe fabryki, elektrownie i największe firmy transportowe, zaczęto przeprowadzać reformę rolną. Ale latem 1975 roku wybory do Konstytuanty wygrały partie umiaru – socjaliści i centroprawica – a nie rewolucjoniści. Obawiając się, że zatrzyma to rewolucyjne przemiany, jesienią 1975 roku, pół roku po nieudanym puczu Spinoli i półtora roku po rewolucji, Otelo bezskutecznie próbował dokonać kolejnego przewrotu. Spinola za swój nieudany pucz został tylko odsunięty od władzy, za to Otelo, bohater rewolucji, trafił na sto dni do więzienia.

„Ze wszystkich przywódców rewolucji Otelo był najgorętszym zwolennikiem lewicowych rozwiązań – mówi Ikonowicz. – Fascynował się rewolucją kubańską i Fidelem Castro i chciał co prędzej przerobić Portugalię na socjalistyczne państwo na kubańską modłę. Ale kto z ówczesnych lewicowych przywódców z Zachodu nie szukał w tamtych czasach natchnienia na Kubie?”.

Katolicka i wychowana w salazarowskim konserwatyzmie i niechęci do komunizmu Portugalia podziwiała i szanowała Otela, ale nie zamierzała sama poddać się kubańskiemu eksperymentowi rewolucyjnemu. W wyborach do parlamentu, w 1976 roku, znów zagłosowała na partie umiaru. Wygrali je socjaliści, premierem kraju został ich przywódca Mario Soares, a prezydentem popierany przez nich liberał Antonio Ramalho Eanes, były wojskowy i uczestnik rewolucji, który jednak sprzeciwiał się wszelkim radykalizmom. Otelo, który także stanął do wyborów jako kandydat lewicy (do głosowania na niego namawiał m.in. „Zeca” Afonso, autor rewolucyjnej pieśni o miasteczku Grandola), zdobył 16,5 proc. głosów i zajął w wyścigu po prezydenturę drugie miejsce. Cztery lata później ponownie powalczył o władzę, ale tym razem przegrał z kretesem zdobywając niespełna 1,5 proc. głosów. Otelo przyznał potem, że sam oddał swój głos na broniącego prezydentury Eanesa (wygrał reelekcję) byle tylko nie dopuścić do zwycięstwa kandydata prawicy.

Dwa lata po przegranych wyborach został zwolniony z wojska, a jeszcze dwa lata później aresztowano go i oskarżono o przynależność do organizacji terrorystycznej Siły Ludowe 25 Kwietnia (FP-25), która zbierając pieniądze na powstanie ludowe dokonała w latach 1980-86 w Portugalii licznych napadów na banki, a także ponad dwudziestu zamachów bombowych, w których zginęło 17 osób. Otelo zaprzeczał wszystkim oskarżeniom i twierdził, że odprawia się nad nim polityczny sąd kapturowy, ale i tak został skazany na 15 lat więzienia za to, że zamachowcy spod znaku FP-25 mieli go za „duchowego przewodnika”.

Spędził za kratkami pięć lat i dopiero w 1989 roku wyszedł na wolność dzięki amnestii ogłoszonej w imię narodowej zgody przez Mario Soaresa, który po premierostwie z lat 1976-78 i 1983-85, przez następnych dziesięć lat (1986-1996) panował w Lizbonie jako prezydent. Prawie 60-letni już Otelo, któremu przywrócono stopień pułkownika, na dobre wycofał się z polityki i życia publicznego, ale nie wyrzekł lewicowych poglądów i pozostawał inspiracją dla lewicowych ruchów na zachodzie Europy.

Starość rewolucjonisty

Jak to często bywa z podstarzałymi przywódcami rewolucji, Otelo dożył dni w goryczy i żalu. W 2009 roku w wywiadzie dla hiszpańskiej gazety „El País” powiedział, że wierzył, iż uwolnienie dawnych kolonii przyniesie im szybki rozwój gospodarczy, kulturowy i społeczny, ale żaden z tych celów nie został do dziś osiągnięty. Dwa lata później, kiedy pogrążona w finansowym kryzysie Portugalia musiała prosić o pożyczki nie tylko zachodnich bankierów, ale nawet swoje dawne kolonie w Afryce, w kolejnym wywiadzie stwierdził, że gdyby wiedział, do czego doprowadzi rewolucja, której przewodził, nigdy by jej nie wszczynał. I że Portugalię może ocalić jedynie przywódca tak skromny i uczciwy jak Salazar, którego państwo zniszczył.

Jego syn, Sergio, który powiadomił o śmierci ojca, powiedział, że niedomagał na serce, ale powodem śmierci była gorycz i żal, które go przepełniały. „Zasłużył na o wiele więcej. Portugalia jest jego dłużniczką” – powiedział.

W przeprowadzonym w 2006 roku telewizyjnym plebiscycie na najwybitniejszego Portugalczyka wszechczasów Otelo, przywódca „rewolucji goździków”, zajął 68. miejsce. Najwięcej głosów – 41 proc. – zebrał Salazar, a miejsca na podium zajęli także ówcześni: przywódca komunistów Alvaro Cunhal (19 proc.) i reżimowy dyplomata Aristides de Sousa Mendes (13 proc.), który jako konsul we francuskim Bordeaux, wbrew zaleceniom Salazara, wystawiał paszporty i wizy Żydom uciekającym z Niemiec i przed Niemcami podczas II wojny światowej.

Otelo przegrał z portugalskimi królami, podróżnikami (Vasco da Gama zajął 10. miejsce), wieszczami i atletami (najlepszy w dziejach portugalski piłkarz, Eusebio, zajął 15. miejsce, Luis Figo – 30., a najsławniejszy trener José Mourinho – 20.), ale także z dzielnym kapitanem Salgueirem Maią z „rewolucji goździków” (11. miejsce). Wyprzedził jednak o jedno miejsce Cristiana Ronalda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej