Życiorys spełniony

Jedni odbierają jego filmy dosłownie, inni ironicznie, jeszcze inni krytycznie, ale jednemu nie da się zaprzeczyć: wszyscyśmy z nich. Śmierć Andrzeja Wajdy nadała tym obrazom nowy wymiar.

10.10.2016

Czyta się kilka minut

Fot: Beata Zawrzel/Reporter /
Fot: Beata Zawrzel/Reporter /

Podczas specjalnego pokazu filmu „Powidoki” na niedawno zakończonym festiwalu w Gdyni z ust Władysława Strzemińskiego granego przez Bogusława Lindę padły słowa: „To tylko wiatr historii. Uspokoi się i przeminie”. Widownia zareagowała śmiechem i spontanicznymi oklaskami. Tak samo reagowano w czasach PRL-u, kiedy artysta przemycał z ekranu czy z desek scenicznych kawałek aktualnej prawdy, ubranej w kostium czy metaforę.

Moment był szczególny, bo podwójnie jubileuszowy: 90. urodziny Andrzeja Wajdy i 40. film w jego karierze. Na dodatek reżyser, który od ponad półwiecza posiada status, jaki w XIX w. przypisywano romantycznym wieszczom, opowiadał o artyście walczącym z systemem w imię wewnętrznej suwerenności, dostarczając komentarza do dzisiejszej sytuacji w Polsce. Przywołując epokę, kiedy sztukę próbowano przykrawać podług prymitywnej socrealistycznej sztancy, Wajda ożywił w „Powidokach” całkiem współczesne lęki. Gdzieś w tle pobrzmiewały jeszcze protesty przeciwko przywiezieniu w teczce dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, pogróżki władz na temat nowej polityki historycznej w polskim kinie czy kuriozalna interwencja ministra kultury w sprawie nieobecności „Historii Roja” w konkursie gdyńskiego festiwalu. Raz jeszcze przyszło Wajdzie spełnić rolę wajdeloty – wizjonera i budziciela sumień.

„Dopiero się rozkręca”

Jeśli nie on, to kto? – można by zapytać, mając w pamięci jego zawsze nieobojętne kino. Jednocześnie prawa strona barykady sugerowała, że Wajda, uważany przez nią za beneficjenta minionego ustroju, za wizytówkę całej komunistycznej kinematografii i kulturalny wentyl bezpieczeństwa, zrobił u schyłku życia film o malarzu niezłomnym, by zrehabilitować się za własne artystyczne kompromisy. Dziś przyszedł czas, by spojrzeć na ten film, a może i na wszystko, co Wajda po sobie zostawił, bez doraźnych politycznych wytrychów. „Powidoki” to z pewnością osobisty testament niedoszłego malarza, a zarazem głos spełnionego filmowca, który nadal czuje potrzebę mówienia rodakom rzeczy ważnych. I zabrzmiał ten głos na tyle mocno, że to właśnie „Powidoki” reprezentować będą Polskę w zmaganiach o nominację do nieanglojęzycznego Oscara – mimo że rodzima konkurencja była w tym roku wyjątkowo silna.

Kiedy zaledwie kilka tygodni temu podczas gdyńskich urodzin Wajda tryskał dowcipem, zasiadając na tronie w otoczeniu ukochanych aktorów, a potem przyjmował życzenia od widzów w foyer Teatru Muzycznego, nikt pewnie nie przypuszczał, że reżyserowi pozostało aż tak niewiele czasu. Jego producent Michał Kwieciński mówił, że „Andrzej dopiero się rozkręca”, mając na myśli kolejne wspólne projekty. Przed pokazem „Powidoków” zobaczyliśmy montaż fragmentów jego starszych filmów. Na ekranie pojawił się na moment Maciek Chełmicki z „Popiołu i diamentu”, miotający się pomiędzy historyczną koniecznością i wolą życia, przypomnieli też o sobie bohaterowie „Ziemi obiecanej” z ich witalną energią. Raz jeszcze dała o sobie znać drapieżna determinacja Agnieszki z „Człowieka z marmuru”, refleksyjna mądrość bohaterek „Panien z Wilka” i „Wszystkiego na sprzedaż”, podszyta niepokojem beztroska „Niewinnych czarodziei” czy prowincjonalna melancholia „Kroniki wypadków miłosnych”. I choć wszystkie te momenty są polskim widzom doskonale znane, czuło się w tej składance coś więcej niż zestaw okolicznościowy.

Oto przed nami objawił się nie tylko kawał historii polskiego kina czy kawał samej historii. Przekonaliśmy się naocznie, że nasze zbiorowe imaginarium w dużym stopniu zostało zrobione z filmów Wajdy. Że ciągle myślimy jego obrazami, nawet jeśli wiele z nich zostało zapożyczonych z rodzimej literatury czy sztuk plastycznych. Jedni odbierają te obrazy dosłownie, inni ironicznie, jeszcze inni krytycznie, ale jednemu nie da się zaprzeczyć: wszyscyśmy z nich.

Śmierć Wajdy zapewne nada tym obrazom nowy, dodatkowy wymiar. Bo choćbyśmy nie wiem jak się wzbraniali przed ich wpływem, jeszcze przez wiele lat, a może i pokoleń, pracować będą w naszych głowach niczym powidoki. W ostatnim filmie reżyser nawiązuje wprost do tej wielowarstwowej pamięci kulturowej, jakby gdzieś przeczuwał, że kolejnego już nie nakręci. Przywołuje więc wyrzeźbioną w marmurze figurę przodownika pracy socjalistycznej czy trawestuje scenę finałowej śmierci z „Popiołu i diamentu”, umieszczając ją dla odmiany pośród manekinów w sklepowej witrynie. Trudno wyobrazić sobie pełniejsze domknięcie artystycznego życiorysu.

Zbiorowa psychoterapia

Trudno też wyobrazić sobie reżysera bardziej polskiego niż Wajda. Bolesne oskarżenie Niny z „Krajobrazu po bitwie”, wyrażające się słowami: „Ale ty nie jesteś człowiekiem, jesteś tylko Polakiem”, wzięte wprost z prozy Tadeusza Borowskiego, pobrzmiewa w całej spuściźnie Wajdy, odradzając się w rozmaitych historycznych kontekstach. Kiedy w 2000 r., odbierając Oscara za całokształt twórczości z rąk Jane Fondy, sam określił siebie jako twórcę myślącego zawsze po polsku, było w tym coś więcej niż kokieteria reżysera z dalekiego kraju, sięgającego wreszcie po filmowego Graala. Jednocześnie dziś, kiedy pojęcie polskości jest tak łatwo i cynicznie zawłaszczane, brak Wajdy – ostatniego, co tak z polskością się wadził – będzie szczególnie odczuwalny. Podczas wspomnianej uroczystości urodzinowej Andrzej Seweryn (aktor, który przeszedł z Wajdą długą drogę, od „Ziemi obiecanej” poprzez „Bez znieczulenia”, „Dyrygenta”, „Człowieka z żelaza”, „Dantona” aż po „Pana Tadeusza” i „Zemstę”), powiedział: „Dziękuję ci, że zwracając się w przeszłość, ku naszej wspólnej pamięci, uczysz nas patriotyzmu – pięknego, krytycznego wobec własnej historii, otwartego na innych”.

Ów złożony, miłosny i krytyczny zarazem, stosunek do polskości sprawiał, że postawa romantyczna ścierała się często u Wajdy z zaangażowaną postawą obywatelską. Stąd też na jego koncie takie filmy jak „Człowiek z żelaza” czy „Wałęsa – człowiek z nadziei”, wyraźnie spełniające zapotrzebowanie społeczne, nawet za cenę spełnienia artystycznego.

Nieobecność reżysera odczujemy jednak najsilniej na gruncie tego, co bywa nazywane narodową psychoterapią. „Wajda obnaża kompleksy swojej widowni, wydobywa z mroku sali kinowej to, co wstydliwie skrywa podświadomość – pisał zmarły niedawno Waldemar Chołodowski w książce „Kraina niedojrzałości”. – Wajda walczy z mitem narodu wyjątkowego i jednocześnie ten mit utwierdza, wyostrzając sytuacje nadaje im moc archetypu, tworzy je na nowo, już jako autentyczne wartości”.

Właśnie ta przewrotność Wajdowskiego spojrzenia na to, co nam się przydarzało w historii, była najbardziej inspirująca. Retoryczny naddatek uruchamiał uśpione rejony zbiorowej wyobraźni. Jego filmy nie były apologią polskich katastrof, choć zarazem pokazywały je w całej ich fatalistycznej krasie: bezsens i heroizm nierównej walki zbrojnej w „Kanale”, klęskę przedwojennego idealizmu w „Popiele i diamencie” czy „Lotnej”, iluzję porozumienia ponad podziałami w „Weselu”, upadek szlacheckich mitów w starciu z nowoczesnością w „Ziemi obiecanej”... Czy jest w polskim kinie jakiś twórca, który mógłby zastąpić Wajdę w spełnianiu jego rozlicznych powinności?

Epoki

Kiedy umiera ktoś taki, zazwyczaj ciśnie się na usta frazes o końcu pewnej epoki. Jednak pobieżne nawet spojrzenie na 40 tytułów uzmysławia, że kino Wajdy obejmuje co najmniej kilka epok w historii polskiego filmu. W jego twórczości znalazło odbicie niemal wszystko, co najważniejsze dla rodzimego kina po wojnie: zerwanie z socrealizmem i fascynacja włoskim neorealizmem czy francuską nową falą, współtworzenie szkoły polskiej i nurtu moralnego niepokoju, świadkowanie narodzinom Solidarności i szukanie własnego miejsca po 1989 r., nadrabianie zaległości historycznych (patrz: „Wielki Tydzień”, „Korczak”, Katyń”), znakomite próby serialowe („Z biegiem lat, z biegiem dni…”) i zagraniczne koprodukcje. Wreszcie – liczne, czasem kongenialne adaptacje literatury, a wśród nich takie nazwiska, jak Czeszko, Andrzejewski, Żukrowski, Brandys, Iwaszkiewicz, Żeromski, Lem, Borowski, Wyspiański, Reymont, Conrad, Konwicki, Mickiewicz, Fredro… Aż trudno uwierzyć, że na to wszystko znalazło się miejsce w jednej tylko filmografii.

Mówi się o takich: „człowiek instytucja”, bo Wajda był nie tylko gigantem kina, ale i gigantem teatru, autorytetem, niegdysiejszym politykiem, fundatorem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha i współtwórcą Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej swojego imienia. Z tym pomnikowym dla kultury polskiej statusem Wajdy spierali się nie tak dawno Monika Strzępka i Paweł Demirski w nagradzanym spektaklu „Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej”. Dla młodszych pokoleń twórców kino „po Wajdzie”, tak jak i teatr „po Wajdzie”, będzie z pewnością dużym wyzwaniem.

Czeka nas wszystkich długa żałoba i jeszcze dłuższe bezkrólewie. ©


Andrzej Wajda w rozmowie z Kaliną Błażejowską: - Nie chcę sumować mojego życia, nie mnie je oceniać. W każdym razie: starałem się.

O filmach Andrzeja Wajdy piszą: Czesław Miłosz, Agnieszka Holland, Wojciech Kilar, Stefan Chwin, Małgorzata Dziewulska, Władysław Stróżewski, Krzysztof Kozłowski i wielu innych.

Dziesięć powodów, dla których kochamy Andrzeja Wajdę wymienia Tadeusz Lubelski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2016