Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie filmy pozostawiają nas zwykle z wygodnym poczuciem bezradności: w kwestiach wielkiej polityki i dalekich wojen tak naprawdę niewiele wiemy i jeszcze mniej możemy zrobić. Kiedy jednak w "Essential Killing" pojmany przez Amerykanów domniemany talib ucieka z transportu "gdzieś w Europie" i walczy o przeżycie w ośnieżonych lasach, słyszymy nagle w tle czerstwe, swojsko brzmiące przekleństwo. Dociera wtedy do nas, że to Polska właśnie. I że tamta wojna wcale nie dzieje się tak daleko.
Niewiele z przebiegu afgańskiej "misji" zależy od nas. Od początku filmu wiemy, że nasz filmowy wróg o imieniu Mohammed nie może ujechać daleko na arcypolskim białym koniu (ironicznym symbolu naszych niegdysiejszych snów o wolności?, naszej straconej niewinności...?). Jednak film Skolimowskiego próbuje zaburzyć tę komfortową niemożność i dystans dzielący nas od tej naszej / nie naszej wojny. Niezależnie od poglądów na temat interwencji w Afganistanie czy wojny jako takiej, powiada reżyser, spróbujmy odwrócić wektor ucieczki. Spróbujmy wyobrazić sobie lustrzany wariant "Essential Killing", w którym to polski żołnierz ucieka gdzieś w Afganistanie przed nagonką talibów. Poczujemy wówczas na własnej skórze głód, strach, obcość. Ale odkryjemy także w sobie nienawiść i atawistyczną potrzebę zabijania wszystkiego, co staje na naszej drodze.
Gra instynktów
Jakże łatwo jednak w taki właśnie sposób zakwestionować wszelkie polityczne racje i rozmyć granice moralne. Skolimowski nie jest jednak typowym relatywistą - film sprawia raczej wrażenie, jakby jego twórca nie był do końca pewny, czy chciałby mówić do nas z pozycji zaangażowanej (krytycznej), czy bezstronnej, bardziej filozofującej niż oceniającej. Lekceważy w związku z tym reguły życiowego prawdopodobieństwa, łamie zasady logiki, nie dba o wiarygodność konkretu. Ledwo sygnalizuje, że chodzi o niesławne tajne więzienia CIA, nie próbuje też rozgrzeszać ani obwiniać bohatera, oszczędzając nam istotnych szczegółów na jego temat i pokazując go w sytuacjach, w których zabijanie czy bycie zabijanym staje się po prostu grą instynktów. Dopuszcza się jednak wyraźnej manipulacji, starej zresztą jak samo kino, a nawet będącej samą jego istotą. Oto mimowolnie każdy z nas staje się uciekającym Mohammedem. Na czas seansu reżyser zamienia nas, jak śpiewał bard, "z kogoś całkiem przeinnego w kogoś całkiem przeinnego".
Z bezcenną pomocą charyzmatycznego aktora Vincenta Gallo, zdjęć Adama Sikory, który odtwarza perspektywę człowieka zaszczutego, i nienaturalnie wyostrzonej ścieżki dźwiękowej, zmusza nas do aktu bezwzględnego utożsamienia z egzotycznym bohaterem. A robi to tak sugestywnie, że aż chciałoby się zawołać po seansie: "Przecież wszyscy jesteśmy talibami!". Jakby nasza rzekoma inność była już tylko zewnętrznym, czysto kulturowym kostiumem, pod którym kryje się ta sama zwierzęca walka o przetrwanie.
Miłosierna polska wieśniaczka
Podczas gdy ścigany Mohammed musi nakładać kolejne przebrania, widz jest zmuszony dokonywać procesu zgoła odwrotnego: ma obierać tę postać z kolejnych warstw, ściągać zeń kolejne maskujące bądź piętnujące ją uniformy, aż do samej esencji. Tą esencją człowieczeństwa okazuje się w filmie natura. Bo przecież wszyscy podlegamy tym samym pragnieniom i odruchom, podobnie odczuwamy ból, wszyscy posiadamy mniej lub bardziej rozwinięty instynkt przeżycia - niezależnie od języka, koloru skóry czy wyznania. Z takim przesłaniem trudno polemizować, zwłaszcza w odniesieniu do sytuacji tak ekstremalnych, jak pokazane w filmie. Szkoda jednak, że film kurczowo trzyma się swojej bezlitosnej prawdy, a wszędzie tam, gdzie próbuje ją podważyć, okazuje się już mniej przekonujący: w halucynacjach i rozbłyskach pamięci bohatera czy w epizodzie z miłosierną polską wieśniaczką (zagraną przez żonę Romana Polańskiego, Emmanuelle Seigner), która w zimowy wieczór przyjmuje afgańskiego uciekiniera pod swój dach i opatruje mu rany.
"Essential Killing" otrzymał zasłużone laury na festiwalu w Wenecji ze względu na swoje walory artystyczne i humanitarną wymowę. W ojczyźnie reżysera ogląda się go w sposób szczególny, nawet jeśli Polska celowo potraktowana tu została wycinkowo, umownie, a nawet symbolicznie. Przejmując perspektywę obcego, oglądamy przykrytą czapą śniegu, odciętą od świata krainę, zamieszkałą przez dziwne zwierzęta i zapijaczonych ludzi. Mordercza, skazana na nieuchronną klęskę odyseja Mohammeda po obcej, nieprzyjaznej ziemi daje nam przede wszystkim lekcję pokory. Nawet jeśli odrzucimy w niej dosłowny, polityczny kontekst, film musi wzbudzać uczucie zawstydzenia, bo każe przedefiniować tak oczywiste pojęcia, jak cywilizacja czy wolność.
***
Podobnie przygnębiający obraz rzeczywistości przebijał z "Czterech nocy z Anną", poprzedniego filmu Skolimowskiego nakręconego w Polsce po długiej nieobecności. W najnowszym filmie reżysera raz jeszcze oglądamy kraj materialnie i duchowo podupadły. W dzisiejszym polskim kinie jedynie Wojciech Smarzowski odważył się (w "Weselu" i "Domu złym") pokazać Polskę jako kraj cierpiący na wyraźny kryzys piękności. U Skolimowskiego jedyne, co (jeszcze) pozostało nieskalane, to natura: groźna, drapieżna, ale i obezwładniająca swoim pięknem. Nic więc dziwnego, że nawet w odniesieniu do człowieka pozostała już tylko ślepa wiara w jej siłę.
"ESSENTIAL KILLING" - reż. Jerzy Skolimowski, scen. Jerzy Skolimowski i Eva Piaskowska, zdj. Adam Sikora, muz. Paweł Mykietyn, wyst. m.in.: Vincent Gallo, Emmanuelle Seigner. Prod. Irlandia / Norwegia / Polska / Węgry 2010.