Wróble, które były od zawsze, nie wywołują tylu emocji, co inne ptaki. Niesłusznie.

Słońce nie nagrzało jeszcze płyt balkonowych. Boso, cichutko, zajrzałam pod dach. Ktoś tam zamieszkał. Ktoś bardzo mały. Ktoś zwinny i gibki.

02.04.2023

Czyta się kilka minut

 / ERNIE JANES / BEW
/ ERNIE JANES / BEW

Zaczęło się w sypialni, pod sufitem. Najpierw postukiwania, ale jakieś ciche, ledwo słyszalne. Potem coś szurnęło, poruszało się jeszcze przez chwilę i ucichło. Jakby remont w mieszkaniu obok, ale raczej niewielki.

Była piąta nad ranem. Okna sąsiadów zasłaniała biała roleta, zza której nie przebijało światło, a więc spali, to nie oni. Na balkonie, tuż pod oknem, pojawiła się za to kupka śmieci: kilka piórek, kawałki tynku, źdźbła trawy.

Marcowe słońce nie nagrzało jeszcze płyt balkonowych. Boso, cichutko, zajrzałam pod dach, tuż nad kupkę śmieci. Ktoś tam zamieszkał. Ktoś bardzo mały. Ktoś zwinny i gibki, bo udało mu się przecisnąć przez ledwo widoczną szparę.

Kilka godzin później na balkonowej balustradzie usiedli ona i on. Wróble.

 

1. Zimą na tej samej balustradzie stanął karmnik. I bywał oblegany. Dwa razy dziennie przylatywały czyże. Dobrze było widać ich spiczaste dzioby albo krótkie, wcięte ogony. Zawsze zjawiały się w stadzie, obsiadały nie tylko karmnik, ale też szczebelki balustrady i parapet. Kręciły się, bystro spoglądały w okna, wskakiwały na chwilę do karmnika, a potem, znów całym stadem, odlatywały. Zaśnieżony i poszarzały od zimy karmnik zielenił się na te kilka minut i żółcił.

Przylatywał też szczygieł, zawsze sam. „Nie do pomylenia – jak piszą autorzy „Ptaków. Przewodnika Collinsa” – dzięki czerwonemu licu i czarno-białej reszcie głowy, smoliście czarnym skrzydłom z szerokim żółtym paskiem skrzydłowym oraz wydatnemu białemu kuprowi i czarnemu ogonowi z białymi plamkami”. Pobył chwilę, pobył, i odlatywał.

Zaglądała bogatka – może i wtapiałaby się w żółto-zielone stado czyży, gdyby nie zamieszanie, które zwykle wywoływała. Rozpychała się, wymachiwała ogonem, odganiała resztę.

Królową karmnika i tak była sierpówka. Siadała najpierw razem z samcem na gałęzi drzewa, naprzeciw ­balkonu, a potem zostawiała samca na straży i zabierała się za dziobanie ziaren. Już najedzona wlatywała na spadzisty dach karmnika, stała pewnie, jakby sprawdzała, czy wszyscy widzą, że tu była, tu zjadła, a teraz tu stoi, bo „tu” – jest jej miejsce.

Bywał i dzięcioł, choć trzymał się od karmnika z daleka. Zielony, z czerwoną czapeczką i kropkowanym brzuchem. Lubił pewną zabawę: przyczepiał się pazurami do pnia drzewa, a gdy widział, że ktoś nadchodzi, przesuwał się po pniu, dookoła, nie odlatując. Jeśli próbowało się obejść drzewo, by go zobaczyć, odrywał znów pazury i wędrował dalej dookoła pnia, chowając się po jego drugiej stronie.

Pojawienie się nowego ptaka rozpoczynało rytuał: wyjmowanie lornetki, zastyganie za zasłoną, robienie zdjęć z ukrycia, tylko po to, żeby potem, wertując atlasy, wszystko jeszcze raz porządnie sprawdzić: grzbiet dzioba – czy zagięty, kolor policzków albo nasady lotek – czy na pewno zgodny z opisem, profil – czy aby smukły

Wróble, które były od zawsze, nie wywoływały aż tylu emocji.

Niesłusznie.

 

2. „Uwijające się na podwórkach i ulicach niemal pod nogami przechodniów, zaglądające w poszukiwaniu poczęstunku na okna, obsiadające swarliwymi gromadami uliczne drzewa. A jednak gdyby spytać mieszkańców Stolicy, co wiedzą o tych najliczniejszych w mieście ptakach, to ogromna większość pytanych na pewno nie miałaby do powiedzenia wiele więcej ponad to, że żywią się okruchami chleba” – pisali w 1974 r. Maciej Luniak i Wiktor Pawłowski w książce „O ptakach Warszawy”.

I wyliczali wszystkie paradoksy wróbla: „Z jednej strony to niedawny i zupełnie obcy naszej przyrodzie nabytek, a z drugiej przecież czuje się zadomowiony u nas jak mało które z rodzimych zwierząt. Mimo że należy do bardzo nielicznych ptaków o zupełnie osiadłym trybie życia, to podbój świata, jakiego dokonał w przeciągu zaledwie stu lat, nie ma sobie podobnego wśród ptaków” – pisali. I jeszcze na koniec: „mało znamy ptaków tak nieodłącznie związanych z człowiekiem i tak śmiałych w stosunku do niego – a jednocześnie tak bardzo ostrożnych i nieufnych”.

Dziś być może mieszkańcy polskich miast dodawaliby jeszcze jeden fakt: wróbli jest coraz mniej.

 

3. Trzepot wróblich skrzydeł przy gnieździe rozlegał się na balkonie zwykle wtedy, gdy nikogo tam nie było. Jak dokładnie wróbel dostawał się do gniazda, było przez wiele tygodni tajemnicą. Musiał mnie jednego razu nie zauważyć, podleciał pod dach, a potem, jak koliber, zawisł na mniej niż sekundę w powietrzu i wsunął się w szczelinę.

„Pomimo gnieżdżenia się w najbliższym sąsiedztwie człowieka niechętnie wchodzą do gniazda, gdy są ­obserwowane” – zauważyli Jerzy Gotzman i Bolesław Jabłoński w książce „Gniazda naszych ptaków”, która rozbudza wyobraźnię także dlatego, że dzięki niej można zajrzeć do schowanego pod dachem gniazda.

Wróble, podobnie jak dzięcioły czy krążące nad krakowskim rynkiem jerzyki, głośne i zjadające latem komary – są gniazdownikami. Zanim z uprawą zbóż, zwłaszcza owsa, dotarły do Europy, swoje gniazda wiły na Bliskim Wschodzie.

– Wróble nie od zawsze były dziuplakami – mówi dr Andrzej Węgrzynowicz, który pisał pracę doktorską w Muzeum i Instytucie Zoologii Polskiej Akademii Nauk, uczeń prof. Macieja Luniaka. – Wcześniej zakładały gniazda kuliste, z zadaszeniem, które chroniło przed słońcem i drapieżnikami. Gniazda miały otwór z boku. Można je było znaleźć na drzewach czy w krzewach. Dopiero w Europie stały się dziuplakami, zaczęły gniazdować w szczelinach.

Z Europy wędrowały dalej. „W Ameryce Północnej wszystko zaczęło się w roku 1850, gdy wypuszczono w Brooklynie 8 par wróbli przywiezionych z Anglii. Spodziewano się, że ptaki te będą zwalczać szkodliwe owady, a poza tym swym ćwierkaniem miały przypominać europejskim emigrantom Stary Świat. Niestety ptaszki zachowały się bardzo niewdzięcznie. Owadami interesowały się stosunkowo niewiele, a szybko ich rozmnażanie w całych Stanach Zjednoczonych stało się prawdziwą klęską dla plonów na polach i w sadach. Poza tym stały się groźnym konkurentem dla rodzimych ptaków blokując miejsca lęgowe szeregu gatunków. Poniewczasie wypowiedziano niewdzięcznym gościom bezwzględną walkę (…). Powstały specjalne kluby niszczycieli wróbli, wypłacano też premie za zabijanie tych ptaków i niszczenie ich gniazd” – piszą Luniak i Pawłowski.

 

4. W polskich miastach na gniazda wybierają zakamarki pod dachami budynków, przestrzenie za rynnami, szczeliny ścian, wnęki pod parapetami, rzadziej budki lęgowe czy stare gniazda bocianów i jaskółek, przeganiając je wpierw.

Węgrzynowicz, który w czasie badań do pracy doktorskiej obserwował wróble, notuje, że ich gniazda możemy znaleźć nawet na wysokości 36 metrów. Budują je głównie z traw i piór, czasem też znalezionych skrawków materiału, nitek i mchu. „Miejsce na gniazdo obiera zwykle samczyk. Sadowi się koło niego i głośnym ćwierkaniem ogłasza ofertę małżeńsko-mieszkaniową” – piszą Luniak i Pawłowski.

Być może i my najpierw zauważamy samca z wyraźnie ciemnobrązowym śliniakiem, który zachodzi aż do piersi, oraz brązowym pasem na boku głowy. A potem nieco bardziej spłowiałą samicę.

A na pewno usłyszymy. „Jednym z najbardziej znaczących ze wszystkich odkryć ornitologicznych było uświadomienie sobie, że organy wewnętrzne ptaków w strefie umiarkowanej poddawane są ogromnym sezonowym zmianom. Najbardziej oczywiste dotyczą gonad. Np. u samca wróbla zwyczajnego jądra zimą są niewielkie, nie większe niż łebek od szpilki, ale podczas sezonu rozrodczego nabrzmiewają do rozmiarów fasoli. (…) – pisze Tim Birkhead w książce „Sekrety ptaków. Fascynujący świat ptasich zmysłów”. I dodaje: „Te ogromne zmiany wyzwalane są przez zmiany długości dnia, które stymulują uwalnianie hormonów z mózgu i w stosowanym czasie z samych gonad. Hormony z kolei powodują zapoczątkowanie śpiewu u samców”.

Śpiew ten Władysław Taczanowski charakteryzuje w opracowaniu „Ptaki krajowe” z 1882 r. tak: „Głosy wydają świergoczące, ostre i nieprzyjemne, rozmaicie je zmieniając, wyrażają różne okoliczności; cały ich śpiew wiosenny składa się z wrzasków tak nieprzyjemnych, jak ich wszystkie głosy”.

 

5. W połowie kwietnia z ukrytego w szczelinie gniazda zaczęły dochodzić coraz głośniejsze popiskiwania. Znów na palcach, cichuteńko, zajrzałam tam. Małe musiały mnie zauważyć, bo szybko się schowały i na chwilę ucichły.

Wróble wyprowadzają zwykle trzy lęgi. Pierwsze jaja mogą złożyć już na przełomie marca i kwietnia. Kolejne w maju i ostatni lęg – na przełomie czerwca i lipca. – Z pierwszego i ostatniego lęgu wykluwają się zwykle trzy lub cztery wróble. Z drugiego – nawet sześć – opowiada Węgrzynowicz. – Drugi lęg przypada w czasie, gdy wróble mogą zapewnić małym najlepszy pokarm. Teoretycznie trzeci lęg, na przełomie wiosny i lata, też mógłby być większy, ale wróble są już wtedy dość zmęczone – wyjaśnia badacz.

Samica odżywia się sama, zostawiając na chwilę jaja. Zdarza się, że samiec wchodzi wtedy do gniazda i ją zastępuje – nie wysiaduje jaj, tylko je ogrzewa. – U samic występuje plama lęgowa, miejsce na ciele w okolicach kupra, gdzie tracą na czas lęgów pióra i dzięki temu mogą nagą skórą lepiej ogrzać jaja – mówi Węgrzynowicz.

Małe wykluwają się ślepe i nagie. Są karmione i ogrzewane przez rodziców. W ciągu dwóch tygodni rozwijają się niezwykle szybko. To jeden z najtrudniejszych momentów dla małych wróbli. – Dziuplaki, w porównaniu z ptakami, które budują gniazda otwarte, mogą mieć mniejsze straty. Jednak śmiertelność na tym etapie i tak wynosi nawet 20 procent. Powodów jest kilka: zdarza się, że jaja się nie zalęgną. Bywa, że samica, która poczuje zagrożenie, porzuca gniazdo. Dużą rolę odgrywa też zła pogoda i związane z nią trudności w znalezieniu pokarmu. Wystarczy, że przez dwa dni pada deszcz, a wróble już mają kłopot – mówi Węgrzynowicz.

Pierwotnym pokarmem wróbla były zboża. Już po wprowadzeniu się do miast zaczął korzystać z tego, co dostarcza mu człowiek: odpadów, ale także jedzenia w karmnikach. Małe, które szybko się rozwijają, potrzebują wysokobiałkowego pokarmu. Rodzice przynoszą im chrząszcze, muchy, pająki, mszyce, a nawet motyle, które wróble potrafią złapać w locie.

Po kilkunastu dniach piski z gniazda stały się cichsze, a na balustradzie balkonowej usiadły dwa duże wróble i trzy mniejsze.

 

6. Małe wróble, czyli podloty, które opuszczają gniazdo, przez kolejne dwa tygodnie są wciąż karmione przez rodziców.

Jak wygląda u wróbli zjawisko dyspersji, czyli rozchodzenia się młodych ptaków po uzyskaniu samodzielności? – Ptaki zwykle unikają tego, żeby zostawać w bardzo bliskiej odległości od miejsca, gdzie się urodziły, ze względu na możliwość skrzyżowania się z członkami rodziny. U wróbla zasięg dyspersji jest wyjątkowo niewielki. Wróble albo zostają w tym rejonie, w którym się urodziły, albo zakładają swoje gniazda w niedużej odległości, rzędu kilku kilometrów, podczas gdy u innych ptaków może to być nawet kilkaset kilometrów – mówi Węgrzynowicz.

Węgrzynowicz porównywał liczebność wróbli w latach 2005-2012 z wynikami liczenia w latach 70. i 80. XX w., które wykonywał m.in. prof. Luniak.

W Warszawie są trzy środowiska wykorzystywane przez wróble: największe, czyli osiedla mieszkaniowe, a także parki miejskie i skwery oraz ogródki działkowe. – Z moich badań wynika, że wróble niemal całkowicie zniknęły z ogródków działkowych, niewiele zostało ich także w parkach. Wciąż najlepszym miejscem są dla nich osiedla – mówi.

– Dlaczego znikają?

– Jedną z hipotetycznych przyczyn jest brak miejsc lęgowych. Wróble są kolonijne, to znaczy, że zakładają gniazda w sąsiedztwie innych wróblich gniazd. Jeśli nawet część z nich zostanie np. zatkana, bo ściany budynku są ocieplane, pozostałe wróble też się z tego miejsca wyniosą – mówi Węgrzynowicz.

– Znajoma ornitolożka opisywała taką interwencję – opowiada Dominika Piotrowska z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. – Przechodziła obok bloku mieszkalnego i zauważyła wróbla, który z pękiem owadów w dziobie próbuje przedostać się przez świeżo położoną zaprawę pod parapetem budynku. Skontaktowaliśmy się z ekipą, która robiła remont. Panowie twierdzili, że nie słyszeli pisków wróbli w gnieździe, bo mieli włączone radio. Udało się usunąć piankę, która nie dostała się do samego gniazda, i uratować wróble – opowiada.

– Inną hipotezą, potwierdzoną częściowo w zachodniej Europie, jest brak pokarmu dla młodych, na który wpływa m.in. intensyfikacja zabiegów ogrodniczych w mieście, zwłaszcza nadmierne strzyżenie trawników – mówi Węgrzynowicz. – Główną jednak przyczyną jest prawdopodobnie brak pokarmu dla ptaków dorosłych. Wynika to ze zmiany gospodarki śmieciowej. Kiedyś kosze na śmieci były otwarte na ulicy, ludzie wyrzucali tam resztki jedzenia, z których wróble mogły korzystać. Dziś wszystko jest zapakowane w woreczki foliowe, a do ich zawartości wróble nie potrafią się dostać. W miastach zaczyna brakować też chwastów czy traw, którymi wróble uzupełniają dietę miejską.

Wśród przyczyn Węgrzynowicz wymienia także drapieżnictwo wrony i sroki – gatunków, które od lat 70. i 80. gwałtownie zwiększyły swoją liczebność w Warszawie.

 

7. Pewnego dnia zrobiło się cicho. Nie było słychać wróbli ani o poranku, ani popołudniem, gdy zwykle obsiadały poręcz balkonową, ani wieczorem, przed zachodem słońca. Prawdopodobnie nie znikły, tylko – po zakończeniu okresu lęgowego – stały się cichsze.

– Ciekawostką i rzeczą niespotykaną wśród innych ptaków jest budowa gniazd jesiennych: wróble już jesienią dokładają materiał do istniejących gniazd po to, by uzyskać dobrą izolację i móc tam spędzać zimowe noce. A zimują nawet w grupach liczących kilka osobników – mówi Węgrzynowicz.

Parę dni temu w gnieździe zrobiło się znów głośniej. ©℗

 

Korzystałam m.in. z rozprawy doktorskiej Andrzeja Węgrzynowicza „Zmiany liczebności i uwarunkowania ekologiczne populacji wróbli Passer domesticus i Passer montanus” (2013), a także z książek: J. Gotzman, B. Jabłoński „Gniazda naszych ptaków” (1972), Jan Sokołowski „Ptaki Polski” (1972), T. Birkhead „Sekrety ptaków. Fascynujący świat ptasich zmysłów (2012), M. Luniak, W. Pawłowski „O ptakach Warszawy” (1974), W. Taczanowski „Ptaki krajowe”, t. 1 (1882), L. Svensson, „Ptaki. Przewodnik Collinsa” (2021).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Przygód kilka