Wielkanocna opowieść jest o tym, że życie mamy w sobie

Jest ono jak światło, które co rano budzi nas ze snu. Nasza droga ku niemu, a raczej: droga, którą światło przebija się z naszej głębi na zewnątrz, do świata, wiedzie od paradoksu do paradoksu.

01.04.2023

Czyta się kilka minut

Detal twarzy Chrystusa, XIII-wieczna mozaika znajdująca się w Hagii Sophii w Stambule.  / ALBUM / PRISMA / EAST NEWS
Detal twarzy Chrystusa, XIII-wieczna mozaika znajdująca się w Hagii Sophii w Stambule. / ALBUM / PRISMA / EAST NEWS

Tomasz Bliźniak zapisał. Wers za wersem budził zachwyt, ale i niepokój. Zwinęli więc zwoje, schowali do dzbana, umieścili w ziemi, przywalili kamieniami. Wieki później ktoś szukał skarbu. Wydobył dzban z piasku i możemy przeczytać słowa żywej Mądrości: „Uczniowie zapytali: »Pokaż nam miejsce, w którym jesteś, ponieważ musimy koniecznie go szukać«. Powiedział im: »Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Wewnątrz człowieka jest światło, i świeci na cały świat. Gdy nie świeci – jest ciemność«. I zapytali go znowu: »Kiedy nastanie zmartwychwstanie i odpocznienie umarłych i kiedy przyjdzie nowy świat?«. Jezus odparł: »To, czego szukacie, nadeszło, lecz tego nie rozpoznajecie«. A kto te słowa zrozumie, nie zakosztuje śmierci” (Ewangelia Tomasza 24. 51. 1).

Niełatwo znaleźć sens tych słów w plątaninie życia. Niby leży tuż przed oczami, a jednak wymyka się, kryje – to za tą sprawą nie do odłożenia, to za tamtą rzeczą nie do porzucenia – albo znika za lustrem troski o samą lub samego siebie.

Rytuały

Szliśmy trawersem. Wąska ścieżka, strome zbocze, szybki krok. Lecz zmierzch był jeszcze szybszy. Jodłowe gałęzie wysoko nad głową, wokół coraz słabiej widoczne, ciemne kolumny pni. Wzrok rozróżniał coraz mniej szczegółów, z umysłu uciekała nadzieja na znalezienie miejsca, w którym dałoby się rozbić namiot.

Frustracja zmieniała się w złość: w tym kraju oznaczenia czasu przejścia szlaków są mierzone chyba przez wyczynowców, łudzą zwykłych turystów! No i ten wiatr, który kilka miesięcy wcześniej połamał całe połacie lasu – gdzie kiedyś była prosta ścieżka, teraz są wykroty, korzenie, plątanina gałęzi. Ludzie i żywioły nie były po naszej stronie.

Złość zaczynała przegrywać ze strachem, karmionym dziwnymi szmerami niesionymi przez zapadającą ciemność, i samą ciemnością, i chłodem. Zrobiło się zbyt czarno, by iść. Stanęliśmy. W wilgotnym powietrzu rozlegała się cisza. Pachniało żywicą, jak w kościele.

Ze wszystkich kościelnych nabożeństw i rytuałów najgłębszy jest ten moment wiosennej nocy, gdy świątynia jest całkiem ciemna – tak, że nie widać ludzi. Choć są tuż obok, słychać szmer oddechów, czyjś daleki kaszel odbija się echem od kazalnicy. Przez główne wejście zostaje wniesiona świeca (co rok mnie zdumiewa, ile światła daje płomień jednego grubego knota nasączonego pszczelim woskiem). Rozlega się śpiew (tylko dwa słowa, a przez całe ciało przechodzi dreszcz).

Choć może jeszcze głębsza jest chwila później, gdy ludzie zapalają knoty swoich małych świeczek, płomyk od płomyka, trzymają blisko ciała, osłaniają ręką, by nie poparzyć sąsiada. Stoją gęsto, zasłaniając ciałami w kurtkach i płaszczach ogień świec, widać jedynie, jak ciepłe światło migocze na twarzach. Świecą oczy, czubki nosa, czoła, policzki. Świecą, ale czy wiedzą, skąd (ostatecznie, czyli pierwotnie) wydobywa się światło?

Kierunek spojrzenia

„Czemu wychodzicie i szukacie na zewnątrz? – dziwił się Mistrz Eckhart. – Wszystko przecież macie w sobie” – dzielił się odkryciem swego życia na kazaniach, których słuchali jego uczeni bracia dominikanie, pobożne mniszki, bogaci kupcy, biedniejsi szewcy i każdy prosty człowiek, który ukradkiem wszedł do bocznej nawy.

Eckhart odkrył to, co na długo przed nim Paweł z Tarsu z biegiem lat rozumiał coraz jaśniej. Najpierw faryzeusz, a potem wizjoner, na początku swojej chrześcijańskiej drogi czekał, aż życie i światło przyjdą do nas z góry, i to już niedługo. Nauczał tak jeszcze w liście napisanym do uczniów, którzy w Salonikach myśleli, że lada dzień w klepsydrach zatrzyma się piasek, groby się otworzą, a błękit nad głową zostanie rozdarty przez anioła z ognistym mieczem. Piasek w klepsydrach jednak nie przestał się sypać, Ziemia kilka razy okrążyła Słońce, a Paweł zaczął zmieniać kierunek spojrzenia. Aż zamknął oczy i zobaczył: „Ten, który rzekł, by światło rozbłysło w ciemności, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania blasku Boga na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4, 6).

Niewątpliwie: mamy w sobie ciemność. Nikt, kto choć trochę pozna siebie, temu nie zaprzeczy. Strach, ból, nienawiść, poczucie bezsensu, zwątpienie, bezradność falują nam pod skórą. Ale jednak – dostrzegli to Paweł, Tomasz Bliźniak, Eckhart – w tej martwej ciemności powstaje wieczne, boskie światło. I nawet jeśli jego źródło leży jeszcze głębiej niż dno naszej duszy, lux aeterna odbija się w nas i – gdy tylko nie zamkniemy na nie oczu – przemienia i sprawia, że my sami zaczynamy świecić. Więc Paweł napisał uczniom, którzy w Koryncie pytali, czym jest zmartwychwstanie: „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pana odbijającą się w nas, jakby w zwierciadle; zostajemy przekształceni z Ducha Pana na ten sam obraz – z blasku w blask” (2 Kor 3, 18).

Na drodze tej przemiany wszelkie słowa łudzą nas jednak. Paweł zatem pisał, ale pisząc ostrzegał Koryntian: „litera zabija, Duch tworzy życie” (2 Kor 3, 6). Kto zatrzyma się na piśmie, słowie, będzie tylko roztrząsał znaczenia wyrazów – wkrótce umrze albo nawet: umiera już teraz. Przeczytawszy Pismo, trzeba porzucić rozważania, zostawić teorie, przyjąć paradoks, zmienić cały sposób życia, wyruszyć w duchową podróż, w której nie będzie jasnych drogowskazów, bezpiecznych miejsc odpoczynku, pewności, żeśmy u celu (albo choćby – bliżej niego).

Albowiem słowo jest o świetle, ale takim, którego dostrzec nie sposób: „Nie tracimy ducha, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Albowiem nasze chwilowe i lekkie utrapienia bezmiernie przewyższa obfitość wiecznego blasku przygotowanego dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, jest wieczne” (2 Kor 4, 16-18).

Złudzenia i rzeczywistość

Nie tylko Koryntianie mieli wątpliwości, czy te wszystkie pięknie brzmiące nauki nie są sztuczką iluzjonisty albo mirażem na pustyni: gdy drga suche, rozgrzane powietrze, a my – pragnąc wody – widzimy wodę. Ta wątpliwość, którą dobrze rozumiemy, pojawiała się w głowie chyba każdej uczennicy i każdego ucznia, nawet tych żyjących wieki przed powstaniem neuronauk. Znamy imię jednego z wątpiących: Reginos. I znamy pouczenie, które dał mu nauczyciel: „Czyż nie trzeba raczej powiedzieć, że mirażem jest świat? (...) Żywi umrą, bogaci biednieją, królowie są obalani. Zmienia się wszystko i przemija. Tak, to świat jest mirażem”.

Widzialne przemija. Postrzegasz coś jako trwałe? Przypomnij sobie: piasek, który sypie się w klepsydrze cienką strużką – z kamienia jest. Nie bez powodu czytamy więc w księdze, która łączy obrazy światła i życia: „Kto lgnie do swojej duszy na tym świecie, straci ją. A kto nią wzgardzi, ten ją zachowa w wiecznym życiu” (J 12, 25). Chcesz zatrzymać dzisiejszą postać swojej egzystencji, siebie, jaką/jakim teraz jesteś? To jakby próbować wstrzymać oddech, nie wciągnąć powietrza w płuca, albo raz wciągnięte w płucach zatrzymać na stałe. Nie tak to się robi, nie tak się oddycha, lecz zupełnie na odwrót: wdech i wydech, i wdech, i... Przyjąć i wypuścić, wypuszczając przyjąć...

Marność nad marnościami, mówi mędrzec, wszystko marność (por. Koh 1, 2). Wszelkie „mam”, „zdobyłam”, „wygrałem”. Każde „wiem”, „kontroluję” i „trzymam”. Smak najlepszego wina ulatnia się z języka, najnowszy dom, gdy tylko w nim zamieszkasz, zaczyna wymagać remontu. Ucieka powietrze z kół, pieniądze z konta, siła z rąk, włosy z głowy. Kamień zamienia się w pył.

Nasza droga ku światłu, a raczej: droga, którą światło przebija się z naszej głębi na zewnątrz, do świata, wiedzie od paradoksu do paradoksu. Nie tylko patrzymy na to, czego nie widać, lecz również to właśnie pył tego świata niezbędny jest, by otworzyć nam oczy. O każdej i każdym bowiem opowiada historia zapisana w Piśmie: „Przechodząc, ujrzał człowieka niewidomego od urodzenia. (...) Powiedział: »Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata«. To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: »Idź, obmyj się w sadzawce Siloam« – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc” (J 9, 1. 5-7).

Mówi: idź, nie zatrzymuj się. Musisz chodzić po tym świecie, stawiać stopy, od pięty po palce, po zakurzonej drodze, brudzić ręce ziemią z ogrodu, trocinami z warsztatu, sadzą z pieca. Musisz czuć, jak chaos ściska ci gardło niepokojem, jak śmierć obejmuje ramiona smutkiem, jak ciemność miękko kładzie się na oczach. Innej drogi nie ma. Idąc tą, jesteśmy u celu: „Nosimy zawsze w naszym ciele umieranie Chrystusa, aby życie Chrystusa ujawniło się w naszym ciele” (2 Kor 4, 10). Albowiem „światło świeci w ciemności, a ciemność go nie pochwyciła” (J 1, 5).

Dom

Zrobiło się zbyt czarno, by iść. Stanęliśmy. W wilgotnym powietrzu rozlegała się cisza. Pachniało żywicą. Na wąskiej ścieżce nie było miejsca na namiot. Usiedliśmy na zwalonym pniu, zawinięci w śpiwory, oparci o siebie. Nic nie było widać, popatrzyliśmy sobie w oczy. Ziemia gnała po orbicie Słońca, robiąc kolejny obrót dookoła własnej osi. Odpoczywaliśmy nieruchomo. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Świt o zmierzchu