Widziały Pana

Przez moment w Zmartwychwstanie wierzą tylko one. Tylko one je głoszą – uczennice Jezusa.

20.03.2016

Czyta się kilka minut

Fra Angelico, „Noli me tangere” (1437–1445), klasztor San Marco, Florencja / Fot. AKG / EAST NEWS
Fra Angelico, „Noli me tangere” (1437–1445), klasztor San Marco, Florencja / Fot. AKG / EAST NEWS

U Ewangelisty Marka – Maria Magdalena oraz Maria, matka Jakuba, i Salome. U Łukasza, zamiast tej ostatniej Joanna. U Mateusza – znów Maria z Magdali i jakaś druga Maria. U Jana zaś sama Maria z Magdali. Są jeszcze apokryficzne teksty. W Ewangelii św. Piotra u grobu spotykamy znów Marię Magdalenę w pojedynkę, w Liście Apostołów Sarę, Martę i... oczywiście Marię Magdalenę. Choć można było znaleźć dość powodów, żeby je z tych opowieści wymazać, to stoją w nich nazwane z imienia. Świadczące o pustym grobie, apostołujące apostołom.

Skąd jednak tak różne postacie, wiele imion? Są tacy, którzy próbują redukować grupę kobiet do kilku. Inni podkreślają, że wraz z nimi było wiele innych, te jednak wymieniono z imienia, bo były skądinąd znane. Ewangeliści raczej wspominają takie, które już w ich opowieści wystąpiły. Dlatego może u Marka jest Salome, a u Łukasza wcześniej wspomniana Joanna. Może w społeczności pierwszych chrześcijan te imiona były zbyt znane, zbyt oczywiste, by ich nie wspomnieć.

Czy ich misja głoszenia, że widziały pusty grób, kończy się na apostołach? Czy potem Dwunastu przejmuje pałeczkę, a one milkną? Łatwiej wyobrazić sobie, że składają świadectwo o tamtym poranku aż do swoich ostatnich dni.

Wiarygodność kobiecego głosu

Jednak skoro ich obecność jest tak oczywista, czemu św. Paweł, którego Listy są wcześniejsze niż Ewangelie, nic o kobietach u pustego grobu nie wspomina? W Pierwszym Liście do Koryntian Apostoł Narodów pisze tylko, że Zmartwychwstały „ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom”. Żadnych kobiet. Czyżby to była jakaś późniejsza tradycja? Paweł jakby nie potrzebuje obrazu pustego grobu, jego namacalności. Nie potrzebuje fabularnej wersji wydarzeń, ale wiarygodnych świadków, którzy widzieli Zmartwychwstałego.

Chyba że Paweł nie rozmawia z kobietami. Opowieść o pustym grobie, o tym, jak spieszą namaścić ciało, rozchodzi się wśród nich niczym plotka. Tymczasem Paweł polega na normatywnym przekazie męskim. To ukazanie się Piotrowi i pozostałym apostołom, a wreszcie innym braciom stanowi tu ważny argument.

Ich świadectwo – wiemy to przecież – było powodem kpin. Krytykujący chrześcijaństwo w drugiej połowie II wieku filozof Celsus wytykał: „Któż to widział? Jakaś szalona kobieta, jak mówicie, i może jeszcze ktoś z tej samej bandy oszustów”. Świadkowie musieli według niego mieć naturalną skłonność do ulegania złudzeniom, albo chorą wyobraźnię. Dla rzymskiego myśliciela świadectwo kobiety nie było wiarygodne, podobnie miało być w Izraelu. To przekonanie wywodzone jest ze zdania znalezionego u Józefa Flawiusza, który mówi, że „od kobiet nie wolno przyjmować żadnych zeznań, ze względu na lekkomyślność ich płci”. Powtarza to nawet Benedykt XVI w książce „Jezus z Nazaretu”. Zwykle więc komentatorzy piszą, że choć usuwając opowieść o kobietach u grobu, chrześcijanie mogli zyskać na wiarygodności, to jednak tego nie zrobili, co jest brane za świadectwo prawdziwości tej historii. Jednak czy faktycznie świadectwo kobiet nie było nic warte?

Być może głos kobiet nic nie znaczył w sądzie. Ale tutaj w sądzie nie jesteśmy. Kobiety chodzą za Jezusem, słuchają go, uczniowie znają się z nimi znakomicie. Maria Magdalena jest z nimi, odkąd w Galilei Nauczyciel uwolnił ją od siedmiu demonów. Nie zasłużyły sobie choć na odrobinę zaufania? A może apostołowie nie wierzą nie dlatego, że dowiedzieli się od kobiet, ale ponieważ zwyczajnie trudno w to wszystko uwierzyć?

Idą bardzo wcześnie rano (we wszystkich Ewangeliach kanonicznych) i spotykają anioła, który mówi o Zmartwychwstaniu (tu wyjątkiem jest Jan), tylko u Marka nie ma mowy o odsuniętym kamieniu. Według Marka i Łukasza poszły z wonnościami namaścić Jezusa, u Mateusza po prostu poszły obejrzeć grób, u Jana zaś Maria Magdalena udała się przed świtem po szabacie do grobu, nie wiemy: czy zobaczyć, czy namaścić.

Po co właściwie poszły do tego grobu? Przecież widziały, jak umierał. Widziała – według wszystkich Ewangelistów oprócz Łukasza – stojąca pod krzyżem Maria Magdalena. Chyba nie mają wątpliwości. Jednak to pierwsza rzecz, którą robią o poranku. Co je tam gna przed świtem? Tęsknota? Nie myślą nawet o tym, kto im odsunie kamień, jakby chodziło po prostu o to, żeby jak najszybciej być jak najbliżej jego umęczonego ciała. Choćby dotknąć kamienia, który je skrywa.

Inny adres zwiastowania

A może jest i inny powód? Przecież słyszały, jak zapowiadał, co go czeka. W końcu chodziły za nim tyle dni, miesięcy. Widziały, słuchały, choć pewnie jak inni uczniowie nie rozumiały. A jednak w trzecim dniu biegną sprawdzić. Czy ukochany Nauczyciel zawiódł, czy ich nadzieja była zupełnie płonna? Wszak Maria z Magdali sama doświadczyła jego mocy, dostała z powrotem życie, wcześniej spętane przez złe duchy. Czy biegną, żeby się dowiedzieć, czy się spełniło? Kiedy, jak nie dziś?
Co by się stało, gdyby w Ewangelii według Mateusza one nie były świadkami chwili, gdy anioł odsuwa kamień? Widzą to i one, i strażnicy. Oni staną się kłamcami, rozpowiadając, że to uczniowie wykradli ciało. Co, gdyby nie mogły przeciwstawić ich kłamstwom swojej opowieści o tym, co widziały i słyszały?

Łukasz pisze o kobietach inaczej niż pozostali. To od niego słyszymy o zwiastowaniu skierowanym do Maryi, widzimy ją idącą do kuzynki Elżbiety – dwie nadzwyczajnie brzemienne wspierające się w swojej sytuacji – wreszcie Maryję śpiewającą Magnificat. To on wspomina o kobietach, które dołączyły do Jezusa w Galilei i usługiwały mu ze swojego mienia, wędrując wraz z Mistrzem. Przy pustym grobie Joanna i Marie usłyszawszy anioła, przypomniały sobie, co mówił Jezus. Jednocześnie tylko u Łukasza kobiety mówią apostołom, a ci im nie wierzą. „Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” – notuje Ewangelista. A jednocześnie zaraz potem Piotr idzie sprawdzić grób. Uwierzył im? Zaciekawiła go ich opowieść?

Skąd jednak ta niewiara apostołów, wzmocniona lekceważącym określeniem słów dobrej nowiny „czczą gadaniną”? Biblista Richard Bauckham ciekawie odczytuje Łukasza przez pryzmat innego żydowskiego tekstu z tego czasu – „Księgi starożytności biblijnych” Pseudo-Filona, powstałej w Palestynie w drugiej połowie I wieku, która przepisuje po swojemu biblijną historię, przyznając kobietom sporą rolę w historii Izraela.

Co ciekawe, dwukrotnie tekst wspomina, że kobiety otrzymują objawienie, które mają przekazać, ale nikt im nie wierzy. Pierwszą z tych kobiet jest Miriam, która ma proroczy sen i ma przekazać rodzicom, co anioł powiedział jej o mającym się urodzić bracie Mojżeszu. Jednak jej rodzice, sprawiedliwi Amram i Jochebed, nie wierzą słowom dziewczynki, choć czytelnik wie, że mówi prawdę. Zupełnie jak w opowieści o kobietach biegnących od grobu.

Drugą podobną historią jest opowieść o matce Samsona, która opowiada mężowi, Manoachowi, o słowach skierowanych do niej przez anioła. Znamy ją z Księgi Sędziów. Jednak u Pseudo-Filona, usłyszawszy o objawieniu żony, Manoach modli się inaczej niż w Biblii. Tu zwraca się do Boga z pretensją, że został pominięty: „czy nie jestem godny usłyszeć znaki i cuda, które Bóg nam uczynił, albo zobaczyć twarz posłańca?”. Manoach zwyczajnie nie chce wierzyć, że anioł przyszedł do jego żony, a nie do niego. Anioł wraca, ale ponownie przychodzi do jego żony, Elumy.

Pseudo-Filon jakby spiera się z przeświadczeniem, że Bóg komunikuje się z kobietami za pośrednictwem mężczyzn. Nie chodzi o to, że słowa kobiet nie są wiarygodne ani że trudno uwierzyć w ich treść, lecz o pominięcie naturalnego adresu zwiastowania. Tu jest odwrotnie, to kobietom posłańcy objaśniają Boże plany.
Łukasz powierza kobietom sprawy Narodzin i Zmartwychwstania Jezusa, powtarzając motyw widoczny u współczesnego sobie Pseudo-Filona. Maryja nawet nie próbuje opowiedzieć, co usłyszała od anioła, od razu spieszy do kuzynki Elżbiety. Babskie sprawy. Zatem – jak pisze Bauckham – dla czytelników czy słuchaczy Łukasza to nie zaskoczenie, że i o Zmartwychwstaniu pierwsze usłyszą kobiety. Łukasz odwraca porządek. Bóg komunikuje się z kobietami, a mężczyźni nie są jedynymi mediatorami jego spraw wobec świata.

Marek, Mateusz i Łukasz, mówiąc o kobietach idących za Jezusem, używają czasowników „idą” (gr. akolouthein) i „usługują” (gr. diakonein), które w tych Ewangeliach związane są z byciem uczniem/uczennicą Jezusa. To nie jakieś przypadkowe kobiety, nawet nazwane z imienia, odnalazły pusty grób. To uczennice Jezusa.

Apostołka apostołów

Wszędobylska jest ta Maria z Magdali. Stoi pod krzyżem, idzie o świcie do grobu. Inne bohaterki się zmieniają, ona wymieniana jest zawsze.

Zawdzięcza mu wszystko. Zwrócił jej życie, wypędzając z niej złe duchy, więc odtąd mu towarzyszy. Inni zostawili swoje zawody, domy. Ona – o której nie słyszymy, by była czyjąś żoną lub matką – ma być może tylko Jego. I doświadczenie, jak z mocą, wyzwalająco zadziałał w jej życiu. Wyraźnie widzimy ją u Ewangelisty Jana, w intymnym spotkaniu z Jezusem. Widząc odsunięty z grobu kamień, nawet nie sprawdza, tylko biegnie i sprowadza Piotra oraz umiłowanego ucznia. To oni wchodzą, patrzą. Słyszymy, że drugi uczeń ujrzał i uwierzył. Zrozumiawszy, że wypełniły się pisma zapowiadające powstanie Jezusa z martwych, wracają do siebie. Ona zostaje przy grobie płacząc. Dopiero wtedy zagląda do środka i widzi dwóch aniołów. Zagadnięta przez nich, powtarza zapłakana to, co wcześniej uczniom: że zabrano jej Pana, a ona nie wie, gdzie go położono. To samo powie chwilę później Jezusowi, którego rozpozna dopiero, gdy On wypowie jej imię. To wtedy ją posyła, by powiedziała uczniom. „Widziałam Pana” – oznajmi. Widziała jako pierwsza.

Maria Magdalena to apostołka apostołów, bo we wszystkich czterech Ewangeliach staje przy pustym grobie i oznajmia to chwilę później apostołom. Dzień jej liturgicznego wspomnienia mógłby stać się kobiecym świętem w Kościele. Być może wówczas poprawiłby się jej wizerunek, zepsuty nieszczęsnym kazaniem papieża Grzegorza Wielkiego (ok. 591 r.), który połączył dwie postacie: Marię z Magdali i jawnogrzesznicę. A przecież w Ewangelii to dwie różne kobiety, choć tekst wymienia je blisko siebie. Ostatecznie powstała „kompozytowa” Maria Magdalena, zlepiona z kilku postaci. Ciągnie się za nią ta nieszczęsna opinia, tyle razy prostowana, ale przecież znana z kazań, a zwłaszcza sztuki. Piękna pokutująca Maria Magdalena.

Jawnogrzesznica – już nawrócona, ale wciąż z obnażoną piersią – to motyw lubiany przez malarzy, utrwalony na tylu płótnach. Ascetyczny, pobożny i... kuszący widok.
Ciekawe, czy Grzegorz I tak nieuważnie czytał Pismo Święte, czy zrobił z Marii z Magdali dziwkę zupełnie świadomie. Nie chodzi mi o dyskredytowanie osób, które wplątane są w prostytucję, lecz o to, jak taka informacja wpływa na czyjś autorytet. Cóż bardziej dyskredytującego można powiedzieć o kobiecie, żeby pozbawić ją narzucającego się w opowieści Ewangelistów autorytetu wiernej uczennicy?

Wywrotowa historia

Tymczasem opowieść o Marii Magdalenie nieobciążona brzemieniem seksualnych grzechów przeszłości jest wywrotowa.

Wiemy też, że w starożytnym Kościele miał miejsce spór o rolę kobiet i Maria Magdalena została w nim wzięta na sztandary jako trudna do zakwestionowania liderka, głosząca zbawienie apostołom. W osławionej przez książkę Dana Browna apokryficznej Ewangelii Marii Magdaleny – Piotr reaguje na jej świadectwo tak, że mógłby być wyrazicielem problemów niejednego mężczyzny z tą postacią: „Jak to możliwe, żeby Nauczyciel rozmawiał w ten sposób z kobietą o tajemnicach, które nawet nam są nieznane?”. I dodaje: „Czy rzeczywiście ją wybrał i wolał ją od nas?”. Do porządku przywołuje go Lewi: „Odrzucasz tę kobietę, tak jak czynią to nasi wrogowie. Jeśli jednak Nauczyciel cenił ją, to kimże jesteś, żeby ją odrzucać?”.

Tyle apokryf, ale skoro jest on też śladem autentycznych sporów powstającego Kościoła, to właściwie do dziś zarówno o Marii Magdalenie, jak i o posłudze kobiet w ogóle można by powtarzać pytanie: Nauczyciel cenił ją, to kimże jesteś, żeby ją odrzucać?

Teolożka s. Elisabeth Johnson proponuje zwrócić uwagę na modlitwę „Victimae paschali laudes”, śpiewaną w wielkanocną niedzielę. Ten liturgiczny hymn z XI wieku jest jedną z czterech średniowiecznych sekwencji świątecznych, zachowanych w Mszale Rzymskim po jego trydenckiej reformie. Wspólnota śpiewając go zwraca się do kobiety sprzed dwudziestu wieków: „Maryjo, Ty powiedz, coś w drodze widziała?”. Maria z Magdali w tej liturgicznej pieśni mówi tak: „Jam Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała. Żywego już Pana widziałam grób pusty i świadków anielskich, i odzież, i chusty”. Nie zatrzymuje się na opisie, lecz przekształca swoje obserwacje w kerygmat mówiąc: „Zmartwychwstał już Chrystus, Pan mój i nadzieja”.

Śpiewamy to raz w roku przez kilka minut, więc może umyka naszej uwadze, „że w to wielkie święto, nawet zanim usłyszymy Ewangelię o Zmartwychwstaniu, Maria Magdalena wkracza na scenę jako apostołka, która pierwsza ogłasza dobrą nowinę” – zauważa siostra Johnson. Czy to tylko liturgiczny zabytek, czy opatrznościowe, ważne przypomnienie, zachowane w liturgicznych rubrykach patriarchalnego przecież Kościoła? Przypomnienie o tym, jak kobiety były blisko Jezusa – na równi z uczniami, jeśli nie bardziej – w najważniejszych momentach jego działalności. Dziś odsunięte, kiedyś zaniosły dobrą nowinę Dwunastu.

Maria z Magdali i jej koleżanki – uczennice Pana – to patronki wszystkich kobiet, które boją się głosić, angażować, milkną zlęknione, choć przecież dostały nakaz apostołowania, jak Maria z Magdali, Maria, matka Jakuba, i Salome u Marka. Patronki tych, które – jak Maria z Magdali, Maria, matka Jakuba, i Joanna u Łukasza – idą i głoszą, ale są lekceważone, bo przecież to babska czcza gadanina. Ale też tych, które – jak Maria z Magdali i jej towarzyszka Maria u Mateusza – są świadkami dobrej nowiny na przekór kłamstwom i zaprzeczeniom. Wreszcie Maria z Magdali u Jana, patronka kobiet, które nie mają nic poza Nim, rozpoznają w Nim swojego Nauczyciela i idą dzielić się z innymi wieścią, że widziały Pana. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016