Wiara w mieście

Orszak Trzech Króli jest gdzieś między procesją a korowodem, sacrum a profanum, świętowaniem a jarmarkiem. A jego szczególna wartość polega na tym, że jest oddolną próbą stworzenia nowego rytuału religijności miejskiej.

08.01.2015

Czyta się kilka minut

Trzej Królowie
fot. Susan H. / sxc.hu

W tegorocznych Orszakach Trzech Króli przeszło ponad milion osób w Polsce i kilkadziesiąt tysięcy za granicą. Niektórzy mówią, że to tylko nowa, świecka tradycja, wskazując na rekreacyjny wymiar inicjatywy. Inni podkreślają charakter religijny przemarszów. A ja myślę, że to po prostu dwa w jednym: ludus i festum, zabawa i święto. Na naszych oczach tworzy się, a raczej reaktywuje, miejski obrzęd religijny ze swoją specyfiką. Niektórzy gorliwi zwolennicy radykalnej demitologizacji Ewangelii zaczęli już podnosić zarzut, że to utrzymywanie fałszywych przekonań co do treści objawienia.

Wszystko to pokazuje, że istnieje pilna potrzeba etnoteologii, która podejmowałby się badań nad kulturowymi sposobami wyznawania wiary, także w mieście.

 

Żywe obrazy

Współczesne Orszaki Trzech Króli swoją prehistorią sięgają późnego średniowiecza. Jak pisze Jaques Herres w swojej monografii „Święta głupców i karnawały”, „Kapłani pragnęli zilustrować niektóre epizody z  życia Chrystusa w sposób przemawiający do wyobraźni żywiej niż obrazy malowane: zaoferowali więc swoim wiernym tableau vivants – prawdziwe żywe obrazy”. Jedną z popularniejszych ówczesnych inicjatyw była inscenizacja Pokłonu Trzech Króli w Święto Objawienia, która miała charakter gry scenicznej.

Rytuały z kościoła katedralnego w Besaçon, pochodzące z XIII w. opisują strój trzech kanoników, którzy mieli odgrywać królów: jeden z nich przywdziewał dalmatykę białą, drugi – czerwoną, trzeci – czarną, każdy miał w ręku palmę, a na głowie – koronę. Pozostały też inne wskazówki na temat stroju: włosy powinni mieć „czarne na modłę syryjską”, na plecach – drogocenne kapy, w rękach – flakoniki perfum i puchary. Potem kanoników zastąpili chłopcy, z których jeden – jak podkreślano – miał mieć twarz uczernioną, aby przedstawiać sobą króla Maura. Na początku był to tylko udramatyzowany śpiew Ewangelii o pokłonie magów, mający miejsce w budynku świątyni, później – wraz z rozbudowaniem orszaku – inscenizacja przenosiła się na rynek miasta.

Jak pisze J. Heeres, były to jeszcze bardzo proste procesje ze śpiewem i składaniem darów, ale już wtedy potrafiły „poruszać wyobraźnie egzotycznymi kostiumami i charakteryzacją, zaintrygować tajemniczym urządzeniem służącym do doprowadzenia srebrnej gwiazdy nad wejście do chóru”.

Współczesne orszaki przygotowywane na przykład w Hiszpanii to wielkie przedsięwzięcia z ruchomymi platformami, bogatymi strojami, skomplikowanymi konstrukcjami i setkami zaangażowanych artystów wolontariuszy.

Nie miejsce tutaj na przywoływanie całej historii współczesnych orszaków w Polsce, warto jednak wiedzieć, że początki były skromne. Orszak Trzech Króli powstał jako kontynuacja jasełek w Szkole Żagle Stowarzyszenia Sternik, które odbywały się od 2004 r. Z czasem jasełka się rozrastały i wyszły na ulicę, tym samym domagając się konkretnego scenariusza. Padło na inscenizację pokłonu Trzech Króli. Być może była w tym inspiracja dawną tradycją, która w innych krajach wciąż jest żywa.

W Warszawie orszak jest organizowany od roku 2009, w 2010 dołączyły Katowice, Kraków, Poznań, Wrocław, Szczecin i Gdańsk. W 2012 organizowano go już w 24 miastach, gromadząc ponad 100 tys. ludzi. W tym roku w inicjatywę włączyły się 332 miejscowości.

Jak mówi Piotr Wysocki, rzecznik prasowy orszaku, „Jeśli dotychczasowa dynamika przyrostu Orszaków się utrzyma, to być może w 2016 roku pójdą one w ponad 600 polskich miastach i miejscowościach”.

Od samego początku orszak był inicjatywą oddolną, która się zrodziła w środowisku szkolnym i która do dzisiaj ściśle łączy się z programem edukacyjnym. Jego celem jest aktywacja rodziny poprzez uczenie chrześcijańskiej i obywatelskiej aktywności. Wraz z rozrastaniem się projektu, organizatorzy uznali, że należy stworzyć strukturę, która umożliwi łączenie wysiłków różnych organizacji, stowarzyszeń i pozwoli na koordynację pomysłu zataczającego coraz szersze kręgi. W ten sposób zrodziła się Fundacja Orszak Trzech Króli, której prezesem jest obecnie Maciej Marchewicz.

 

Święto i zabawa

W artykule opublikowanym w materiałach duszpasterskich na rok 2012/13 przedstawiciele fundacji tak piszą o celach inicjatywy: orszak „przywraca starą polską tradycję jasełek ulicznych – radosnych, wielobarwnych pochodów rozśpiewanych i uśmiechniętych kolędników głoszących na ulicach i placach Radosną Nowinę o narodzeniu Jezusa”. Ale samych sposobów przeżywania tej radości jest wiele, w zależności czy szuka się tam przeżyć religijnych czy czegoś innego. Mój prosty post opublikowany na Facebooku: „A mnie się ten pomysł orszakowy podoba” sprowokował wielu znajomych do wypowiedzenia swego zdania. Na czyjąś uwagę, że owszem, fajnie, ale samemu dziwnie było iść w tym orszaku, ktoś inny zaraz odpowiedział: „A ja tam nie czułem się samotny, a byłem sam”. „Tłum ludzi, ale jeszcze nie wspólnota” – skontrował ktoś inny. Dla kogoś za mało było wspólnego kolędowania, dla innych – wydarzenie stało się już zbyt kościelne. Komuś się podoba właśnie dlatego, że „nie jest to wydarzenie liturgiczne. Idziemy, śpiewamy kolędy, machamy znajomym - i jest bardzo przyjemnie”.

Przytaczam te komentarze dlatego, gdyż bardzo dobrze pokazują, jak wielowymiarową inicjatywą jest Orszak Trzech Króli. Sytuuje się on gdzieś między procesją a korowodem, między sacrum a profanum, balansuje między kościelnym świętowaniem a ludycznym nieco jarmarkiem. Jedni są więc wobec tego pomysłu bardziej sceptyczni, wskazując na niewielki potencjał ewangelizacyjny. Inicjatywa – ktoś napisał w komentarzu – „jest fajna, chodzimy, znajomych sporo spotykamy, ona się wpisuje w nasz rodzinny kalendarz obrzędowy - natomiast nie spodziewam się po niej jakichś szczególnych owoców w sferze duchowej”. Inni zaś podkreślają, że to może być dobra inicjatywa ewangelizacyjna, która świetnie wpisuje się w model „katolicy na ulicy”.

Nie ulega jednak wątpliwości, że orszak stał się bardzo dobrym pomysłem na pozytywne, radosne i publiczne manifestowanie swojej wiary. „Sądząc z popularności tego zjawiska, musiało być duże zapotrzebowanie w Narodzie” – ktoś stwierdził. I to prawda. Wiara domaga się – choć może nie u każdego w takim samym stopniu – zbiorowego, wspólnotowego i radosnego przeżywania.

Jak podkreślają organizatorzy, co raz jeszcze przypomnieli w związku z kontrowersjami wokół orszaku warszawskiego, orszak nie jest przeciwko komukolwiek i nikogo nie wyklucza. To prawda, że orszak jest dzisiaj największym wspólnotowym wydarzeniem o chrześcijańskiej treści. W swoim oświadczeniu organizatorzy pisali, że do udziału w orszaku „bez żadnych warunków wstępnych są zaproszeni wszyscy, zarówno wierzący, jak i niewierzący”. Jest to możliwe właśnie dlatego, że nie ma on charakteru liturgii, która winna być zarezerwowana dla wtajemniczonych w wiarę. Z drugiej strony spełnia on bardzo ważną funkcję w życiu człowieka wierzącego, gdyż stanowi pomost między liturgią, gdzie świętuje się prawdy wiary, a codziennością. A takich pomostów – jak się wydaje – bardzo nam współcześnie brakuje. Śledząc rozwój życia religijnego średniowieczu, można zauważyć, że takich form, gdzie święto religijne łączyło się w sposób płynny ze zwykłą ludzką radością przeżywaną w przestrzeni publicznej było o wiele więcej. Dobrze, że pojawiają się projekty, które próbują ten dualizm liturgii i codzienności także i w ten sposób przełamywać.

Szczególna wartość tej inicjatywy polega także na tym, że – o co już apelowałem niejednokrotnie – jest próbą wykreowania (i co ważne – oddolną!) nowego rytuału w obszarze religijności miejskiej. Jeśli jeszcze w tradycyjnych środowiskach wiejskich – choć coraz mniej – kultywuje się wędrowne kolędowanie, chodzenie „z turoniem” czy „z gwiazdą”, o tyle w środowiskach wielkomiejskich te tradycje zanikły albo w ogóle się nie wykształciły. Owszem, ta religijność miejska będzie już inna – bardziej globalna, bardziej ludyczna, mocno zmediatyzowana, może nawet trochę bardziej powierzchowna, ale ważne, że się wykształca, co pokazuje, że pustka rytualna zostaje szybko wypełniona, jeśli tylko religijna obrzędowość znajdzie sobie nowy sposób wyrazu.

 

Etnoteologia

Nie wszyscy jednak podzielają moją radość z orszaków. Jeden z kolegów – księży napisał w tonie przestrogi: „samo pójście w orszaku za trzema czy czterema (w niektórych miastach) królami może być miłym spędzeniem czasu, może i dla kogoś wyznaniem wiary, ale…”. Padały też pytania, czy aby księża dobrze wyjaśnili ludziom w ten dzień w homiliach, że to wcale nie byli królowie, lecz magowie bądź mędrcy, i że wcale nie ma pewności, czy ich było trzech... Uwaga ta uświadomiła mi, że wciąż pokutuje w nas teologach (przynajmniej w części) niezrozumienie albo i niedowartościowanie pobożności ludowej, a właściwie teologii, którą – jeśli można tak powiedzieć – uprawia lud, czasami przywiązany bardziej do wersji legendarnej niż to prawdy ewangelicznej.

O wartości pobożności ludowej pisze wiele w swojej adhortacji Evangelii gaudium papież Franciszek. Papież nie boi się pisać o geniuszu pobożności ludowej, o jej wartości ewangelizacyjnej, o jej znaczeniu w transmisji wiary z pokolenia na pokolenie. Sens pobożności ludowej Franciszek wyraża następująco: „nie jest ona pozbawiona treści, lecz je odkrywa i wyraża bardziej za pośrednictwem symboli niż rozumu praktycznego” (EG 124). Niestety, pobożność ludowa nie jest zbyt popularnym przedmiotem zainteresowania teologów. Znamienne jest to, że nie ma na polskich wydziałach teologicznych katedry badawczej, która by podejmowała wyłącznie to zagadnienie, najczęściej omawiane w kontekście teologii liturgii, ale kwestie paraliturgii nie wyczerpują przecież bogactwa tejże pobożności. Drugi obszar, gdzie pojawia się problem pobożności ludowej, to ewentualnie kwestia inkulturacji ewangelii, co rozumiane jest jako wcielanie Dobrej Nowiny w kultury rodzime na ternach misyjnych. Ale pobożność ludową należy rozumieć szerzej – jako każdy sposób i styl przeżywania wiary, który uwarunkowany jest jakąkolwiek kulturą. Franciszek pisze, że w pobożności ludowej „można dostrzec sposób, w jaki otrzymana wiara wcieliła się w jakiejś kulturze i dalej jest przekazywana” (EG 68). Dotyczy to nie tylko kultur rodzimych, ale także tych form kultury, z którymi mamy do czynienia we współczesnym społeczeństwie zmodernizowanym. Wiara ma obecnie wiele form i kształtów kulturowych: przeżywana w realiach kultury wiejskiej, miejskiej czy w wersji pop, by poprzestać tylko na tych kilku.

Wszystkie te formy domagają się szczegółowych badań z punktu widzenia teologii. Moje doświadczenie akademickie mówi bowiem, że kwestie te zostały pozostawione w dużej mierze etnografom, etnologom, kulturoznawcom czy antropologom kulturowych, którzy chętnie się tymi zjawiskami zajmują z własnych perspektyw badawczych. Moim zdaniem potrzebne jest także rozwijanie nowej specjalizacji w ramach samej teologii, czyli etnoteologii, która będzie podejmowała kwestię wiary w jej aspekcie kulturowym. Będzie analizowała i opisywała wiarę w jej specyficznym dla danej kultury sposobie wyrażania się, przekazywania, ale także jej specyfiki treściowej, istnieje bowiem nie tylko wiara ludu, ale także teologia ludu, która – choć nie jest dyskursywnie sformułowana – jest faktycznie uprawiana poprzez właściwe dla niej obrzędy, symbole czy wizerunki.

Interesujące w tym kontekście może być to, że wyszukiwarka Google w języku polskim zanotowała tylko jeden rekord dla wyrazu „etnoteologia”, zresztą na witrynie racjonalistów. Większość linków, gdzie pojawia się ten termin jest w języku portugalskim bądź hiszpańskim, i odnoszą się to stron podejmujących kwestię ewangelizacji Ameryki przez Kościoły protestanckie, które ostatnio tam właśnie zdobywają najwięcej wyznawców.

 

***

Orszak Trzech Króli, który zadomowił się w naszych miastach, jest nie tylko przejawem miejskiej pobożności ludowej, ale jest także „miejską teologią” w praktyce. Nie jest ona – jak być może uważają niektórzy – jakąś gorszą teologią, ale raczej kulturowym sposobem ujawniania się „zmysłu wiary i łaski słowa”, które – jak przypomniał sobór – powierzone są całemu ludowi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej