Wędrówki rzeczy

„W literaturze całe nasze rozumne życie i cała jego poezja. Tylko obracając się w jej sferze przestajemy być Iwanami i Piotrami, a stajemy się po prostu ludźmi, zwracamy się ku ludziom i do ludzi”.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

​– Ładnie powiedziane – zauważyłem. – Bieliński – odpowiedział Piotr Michajłowicz, emerytowany kapitan drugiej rangi radzieckiej Floty Pacyfiku. – Bieliński Wissarion Grigoriewicz? – uściśliłem. – On sam – ucieszył się kapitan.
Sytuacja była dziwna. On, ja, herbata w szklankach, literatki, wódka i jego „dacza”. – Daacza – kapitan mówił z nabożeństwem i dumą, podkreślając literę „cz”. Ta „daacza” to pokój w jakichś na pół opuszczonych pokołchozowych „czworakach”. Zagracone podwórze, przeciekający dach. I jeszcze Pietka: trochę stróż, trochę sąsiad. Wiecznie pijany – naćpany, staczający się po równi pochyłej nędznego żywota wprost ku otchłani.

Wydawało mi się, że kapitan, nawet drugiej rangi, zasługuje na lepszą „daaczę”. Nie wiem, dlaczego wybrał to miejsce. Ja w każdym razie z Władywostoku jechałem tu dobre pół dnia. Na pustej drodze były tylko ogromne ciężarówki wypełnione drewnem: dęby, cedry, lipy. Pnie ułożone jak ciała niewolników, spętane grubymi łańcuchami. Ile tych ciężarówek? Jakby całą przyrodę chcieli wywieźć do Chin. Wielka wędrówka rzeczy! Sama „daacza” leżała w pasie przygranicznym. Pełnym bunkrów, wykopów, podziemnych korytarzy, skrytych umocnień. Wszystko z czasów, gdy uścisk braterski miłujących pokój narodów ChRL i ZSRR zmienił się w uścisk nienawistny.

Ale to przeszłość. Marzenia o podboju zastąpiła codzienna wędrówka rzeczy. Tylko przepisy zostały stare. A to oznaczało, że ja, inostraniec, przebywałem na „daaczy” absolutnie nielegalnie.

Jakoś wjechałem. I kapitan drugiej rangi – przez wzgląd na wspólnych znajomych – przyjął mnie pod opiekuńcze skrzydła, ugościł. Gdy byłem u niego, nic mi nie groziło. Ale wydostać musiałem się na własną rękę. Jak przejść punkt kontrolny w Gusiewce? Musiałem to zrobić nazajutrz, trzeba mi było do miasta, do internetu – uderzać w klawisze, słać korespondencje.

Podłe uczucie, kiedy jesteś obcy. Chcesz być jak wszyscy dookoła. Wyglądać jak oni, ruszać się jak oni, mówić jak oni. Starasz się, ale wiesz, że wyda cię jedno nieostrożne słowo, zdradzi niepewny ruch, pogrąży szczegół garderoby: „Jaki ciekawy akcent, jakby nadbałtycki. Skąd jesteście? Można wasze dokumenty?”. Nieszczęście gotowe.

W myślach robiłem przegląd rzeczy. Na pranie ostatnio nie miałem czasu, więc ubytki uzupełniałem na chińskim bazarze. Jeśli chodzi o łachy, nie było więc źle. Mogłem uchodzić za tutejszego. Słabym punktem był plecak. Bo kto w Kraju Primorskim może mieć taki piękny, górski plecak: kieszenie, sznureczki, ściągacze? Tylko jakiś dureń z Polski.

Przez ten plecak byłem jeszcze bardziej samotny i obcy. Rosjanie mówią „cudzy”. O tak, czułem się cudzy. Tym bardziej że nigdy – ani wcześniej, ani później – nie byłem tak daleko od domu.
Po kolejnej literatce zdobyłem się na odwagę i zapytałem kapitana drugiej rangi, jak się stąd wydostać. Jak udawać kogoś, kim nie jestem.

No i odpowiedział mi Bielińskim, słowami o literaturze, dzięki której „przestajemy być Piotrami i Iwanami, a stajemy się ludźmi”. Bielińskim Wissarionem Grigorijewiczem, kapitan, filozof drugiej rangi taka jego mać! A cóż ja wiem o Bielińskim, prócz tego, że istniał? Prócz tego, że na imię mu było Wissarion? Bo już z otczestwem – przyznam się szczerze – strzelałem.

Rano wstaliśmy od stołu. Wyszliśmy na drogę. Kapitan drugiej rangi wrzucił mnie do pustego autobusu, który zmierzał do miasta. Plecak starannie ułożył pod siedzeniem. Byłem półprzytomny od wspomnień wieczoru. „Przestajemy być Iwanami i Piotrami, Iwanami i Piotrami” – mówiłem w kółko cichym, zbolałym głosem. Aż kierowca mnie uspokajał współczująco: – Tak, tak, mój drogi, przestajemy, żadnych Iwanów, żadnych Piotrów! Ani jednego! Jedziemy, mój drogi, do miasta!

Była kontrola w Gusiewce? Nie było kontroli? Nie pamiętam! Obudziłem się, gdy byliśmy u celu, i to był mój ostatni kontakt z W.G. Bielińskim – do minionego wtorku, ma się rozumieć.

Wtedy to wstąpiłem do antykwariatu na Powiślu. Na półce z rosyjską literaturą stał pięknie oprawiony w czerń Bieliński: „Prace zebrane” tom III, Moskwa, rok 1948, wydawnictwo OGIZ. Tom III, samotny jak pies, ale za to w rewelacyjnej cenie: 7 złotych. Nie mogłem zostawić starego znajomego.

Przywlokłem go do domu. Bieliński, jak się okazało, został kiedyś rąbnięty z biblioteki szkoły średniej numer 7 imienia W.I. Lenina. Świadczyła o tym zgrabnie wydrapana pieczątka na stronie tytułowej i dwie, których zapomniano wydrapać z tyłu i w środku tomu. Dało się z nich odczytać numer biblioteczny (2350), rok przyjęcia na stan (1953) oraz miejsce: rejon Jaginjulski, koło Taszkentu.

Od czasu wykradzenia z biblioteki Bieliński miał nową właścicielkę. Wiem, że to ona, bo podpisała się równym damskim pismem na kilku stronach. Zrobiła też piórem kilka podkreśleń w rozdziale tyczącym twórczości Puszkina oraz narysowała coś dziwnego – ni to twarz, ni to bukiet kwiatów. Nazwisko daje się odczytać, ale go nie podam – nie będę ułatwiał bibliotece ze szkoły im. Lenina ścigania czytelniczki.

Ale jak tom trafił z Uzbekistanu na Powiśle? Cóż, wędrówki rzeczy!

Gdy już obejrzałem książkę dokładnie, zacząłem szukać słów, które kiedyś cytował mi kapitan drugiej rangi. Były na stronie 33: „W literaturze całe nasze rozumne życie i cała jego poezja...”. Przeczytałem na głos. Przypomniałem sobie na chwilę, jak to źle być „cudzym” tak daleko od domu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016