Czołgista

Kapitan ma oczy wywalone na wierzch, jak u bestii. Spocony, zapięty w kamizelkę kuloodporną, idzie szybko w kierunku pozycji. Czasami podbiega kilka metrów drobnym krokiem.

21.06.2015

Czyta się kilka minut

Fot. Grażyna Makara /
Fot. Grażyna Makara /

Jest jak diabełek na sprężynce. Drobny, ale silny i bezwzględny. Wszyscy wiedzą, że zaraz wybuchnie. Wojacy unikają jego spojrzenia. Gapią się w dół, na wysuszoną słońcem ziemię. Wzrok dowódcy pada na chłopaka z kuchni. Podchodzi powoli. Młody pręży się jak struna. Dowódca wyciąga radiostację. Dotyka nią policzka chłopaka raz po raz. Słowa cedzi w rytm: – Wku...li-ście mnie wszy-scy do-kład-nie – radiostacja przenosi się z policzka na czoło. – Do chu... za...ba-ne-go! Nie ma żar-cia na po-ste-ru-nku od ra-na.


Chłopak krzywi się. Jakby wiedział, że dotknięcia radiostacją mogą zamienić się za chwilę w uderzenia.


– Gdzie jest k... mać za...ba-ny ku-charz?
Teraz kucharz się pręży: – Jechaliśmy po produkty i po drodze...
Na kucharza dowódca patrzy łaskawym okiem. To stary, dobry żołnierz. A kuchnię rozbiło już dawno. Pocisk wpadł centralnie. Szlag trafił nie tylko kuchnię, ale wszystko. Zapasy, kamizelki kuloodporne, amunicję i ciężarówkę. Spaliło się wszystko, co mogło się spalić. Od tamtej pory „żraczkę” dowozi z drugiej linii. Kucharz codziennie ryzykuje życie, żeby „żraczka” była.

– Masz zaprowadzić porządek u siebie – krzyczy dowódca. – Masz im spuścić wszystkim wpier...
– Tak jest, dowódco, ale mnie też się należy wpier... – kucharz wstawia się za ludźmi. Kapitan to widzi i macha ręką.
– Przywieźliśmy świeże mleko – mówi kucharz. – Dać dowódcy kubek?
– Na pewno i tak już skisło – dowódca bierze kubek.
On wie, że od rana strzelali i kucharz jest niewinny. Jak przywieźć „żraczkę”, kiedy świszczą odłamki? Ranek ledwo się rozpoczął, a dowódca ma czterech rannych, jednego zabitego. Kapitan nie wie nawet, jak zabity miał na imię – bo był w sąsiednim plutonie.


– Czołgista, taka jego mać. Pasza, zaje... mi czołgistę, a czołgów i tak się tu nie odpala, bo ich tu nie ma. Więc po ch... on zginął, skoro go tu nie ma? Powiesz mi, Pasza? – kapitan wbija we mnie przekrwione oczy.
Ludzie patrzą na wściekłość dowódcy. To nie jest człowiek, który będzie się wyżywał: „Kopcie no, żołnierzu, od tego miejsca do pojutrza”.


Jest tu jednym z niewielu zawodowców. Reszta to przeważnie cywilbanda z mobilizacji. Boją się i słuchają, bo tylko dzięki temu mogą pożyć dłużej. Ale tym razem kapitan ich nie ochronił. Dlatego wyżywał się na „kuchni”.
Ludzi dobiera starannie i tego cierpliwie uczy dowódców plutonów: – Jak się który boi, płacze, tęskni, natychmiast wyp... go na drugą linię. Niech tam ch... parzy kawę albo co. Niech nas tu nawet będzie mniej, ale tylko tacy, co można na nich polegać. Nasza pozycja tutaj, sami rozumiecie, jest trudna.


Trudna? Wania, w cywilu sternik statku wycieczkowego spod Charkowa, pokazuje mi, co i jak: – Tutaj na wprost oni. Z przodu, trochę po lewej, 100 metrów od nas las: tam też oni. Tam na hałdzie górniczej, nad naszymi głowami, też oni. Jesteśmy wbici klinem w ich pozycje. Tylko z tyłu ich nie ma, no i z prawej. Tylko że z prawej są pola minowe. Jeśli przyjdzie uciekać, to tylko w jednym kierunku. A tamci... Dobra, chowamy się, znów wypuścili drona.


Tamci są dobrze umocnieni, zwłaszcza na górniczych hałdach. Ryją tam codziennie. Dobrze widać przez lornetkę. Nie można ich nakryć ogniem, bo do kopania umocnień zmuszają jeńców. Kapitan pokazuje: – Widzisz? Nasi ubrani na biało.


Tamci są już dobrze wstrzelani. Tam, gdzie pięć dni temu piłem kawę, jest dziura w ziemi. Pocisk wpadł w sam środek umocnień. Między skrzynki po amunicji, które robiły za fotele. Pod siatkę maskującą, która była letnim daszkiem.


Ocalał generator. Mruczy basem. Usypia. Wtapia się w otaczające nas dźwięki. Przestajesz go słyszeć tak jak śpiewanie ptaków, powiew wiatru czy dalekie wybuchy. To naturalne dźwięki tego miejsca, jakby były tu od zawsze.
Pozycja jest coraz trudniejsza do utrzymania. Świat zaczyna się kurczyć dramatycznie. Łazienka (beczka wkopana w ziemię) – 80 metrów. Kibel (głęboki wykop ziemny zakrywający całego człowieka) – 60 metrów. Do generatora ukrytego w ziemiance – 40 metrów. Wszystko biegiem.


Służba na punkcie obserwacyjnym to miotanie się w klatce. Piotr (cukiernik z Połtawy) porusza się jak robot: krok w lewo, lornetka do oczu na hałdy, krok do przodu, lornetka do oczu na las, krok w prawo, lornetka do oczu na drogę...
Z sąsiedniego punktu, za lasem, słychać coś jakby silniki i gąsienice. Krok do przodu... Nic nie widać. Nie można przyglądać się zbyt długo, bo snajper tamtych jest dobry.


Cukiernik chowa głowę za worek: – Mówią, że strzelają do nas dziewczyny, byłe biatlonistki.
Generator krztusi się, kaszle.
– Waaaaania! – słychać krzyk z oficerskiej ziemianki. – Generator!
Prąd jest bardzo potrzebny, bo trzeba pisać na komputerze zainstalowanym w ziemiance oficerów raport, o czterech rannych i jednym zabitym czołgiście, którego imienia nikt nie może sobie przypomnieć. A łączność z jego plutonem przerwana.


Wania gapi się na mnie. Myślał, że paliwa starczy do końca jego wachty. Przed chwilą opowiadał mi o swojej córeczce, że jest taka malutka. I jak wrócił na przepustkę, to go nie poznała. I że wszystko się skończy już w sierpniu. On wróci i będzie woził żonę i córkę na statku wycieczkowym za darmo. Będzie miał więcej szczęścia niż ten Kola, budowlaniec, którego dzisiaj trafiło w plecy pod łopatkę i w rękę. No i więcej niż ten czołgista z sąsiedniego plutonu.


– Jak on miał na imię?
Wania znów gapi się na mnie. Nagle się zrywa i biegnie 40 metrów do generatora. Nurkuje w dziurze. Nie pada ani jeden strzał. Generator odżywa, wraca do stabilnego, sennego mruczenia. Z oficerskiej ziemianki słychać stuk klawiszy. W końcu odzywa się radiostacja. Dzwoni góra.


– Tak, melduję, 4 rannych, jeden zabity... Z plutonu Sławika, czołgista... Zupełnie młody, ku... mać, dowódco... Za ch... nie mogę tam nawiązać łączności... No Grisza, Grisza, albo może i Wania. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2015